środa, 30 maja 2018

Toya ma wielka traume.

Nie wiem kto i jaka krzywde zrobil wczesniej naszej Toyce, ale niech go pieklo pochlonie na wieki. Na pewno byla bita, przypuszczam ze kapciem. Kiedys, juz dosc dawno temu, dostala takiego hyzia, ze skakala z kanapy na kanape, szczekala i za zadne skarby nie dawala sie uspokoic. Zdjelam klapka z nogi, zeby nim pogrozic, a ona... umilkla natychmiast i z podwinietym ogonem uciekla na swoje poslanie. Teraz mam przynajmniej sposob, zeby ja uspokoic, choc to oczywiscie glupie przypominac jej o zlych zdarzeniach z przeszlosci. Jednak jezeli widok buta w dloni tak bardzo ja straszy, wniosek nasuwa sie jednoznaczny: byla bita butami.
Jak wiecie, Toyka to bardzo wysportowany pies, niezmordowanie biega, przeskakuje przez dosc wysokie przeszkody, kocha bawic sie z innymi psami, spacerowac, aportowac. Myslalam wiec, jaka jej uczynie frajde, kiedy zaczniemy chodzic razem na psie kapielisko. Wyobrazalam sobie, z jakim zapalem bedzie skakac do wody po patyki czy pileczki i jak chetnie przyniesie je z powrotem, zeby znow jej rzucac. I znow, i jeszcze. Jak Kira kiedys, dla niej woda byla prawdziwym zywiolem i najchetniej by z niej nie wychodzila. Placzek juz mniej, ale tez plywal.
Tymczasem Toya wchodzi do wody tak po kolanka, no czasem od swieta zamoczy brzuszek i koniec, dalej nie wejdzie, chocby nie wiem co. Patyczki odplywaja spokojnie do morza, ona tylko patrzy tesknie za nimi i ani sie ruszy krok dalej do wody. Patrzy na harce swoich psich kumpli, ktorzy wciaz od nowa przynosza na brzeg swoje pileczki czy patyczki i skacza do wody z rozbiegu, kiedy je im sie ponownie wrzuca do rzeczki. Ona nie. Nie ma strachu przed woda jako taka, ale przed plywaniem odczuwa strach paniczny.
Pomyslelismy, ze jesli ktores z nas wejdzie do glebszej wody, ona pojdzie naszym sladem, wiec w sobote podjechalismy nad wyrobiskowe jeziorko do Rosdorfu. Woda byla czysciutka i pieknie sie blekitnila, choc "plaza" pozostawiala wiele do zyczenia, pelno kamykow i zwiru. Przy czym w calym jeziorku jest kategoryczny zakaz kapieli, bo jest ono dosc zdradliwe. Zwirownia nadal pracuje, a skutek tego taki, ze 1-1,5 metra od brzegu zaczyna sie nagla glebia, a woda jest o kilka stopni zimniejsza. Juz niejeden stracil zycie w tym jeziorku, ale ludziska dalej ryzykuja.
Moj slubny z gatunku tych nadwrazliwych, nie chcial sie zamoczyc, a ja nie wzielam kostiumu kapielowego. Burek stal wiec sobie na brzegu i ani myslal wejsc dalej.






Za to ja pomyslalam, ze w niedziele pojedziemy nad inne jeziorko, gdzie nie ma zakazu kapieli, ja zas wezme kostium i sprawdze Burka na okolicznosc wspolnej kapieli. To drugie jeziorko jest zalewowe, kawalek dalej jest tama spietrzajaca wode, nie ma wiec takich glebin, jest pomost i wydzielone bojami kapielisko, a plaza jest trawiasta. Niestety, sa jeszcze jego stali mieszkancy: gesi, kaczki i labedzie, a co za tym idzie, wszystko wokol jest dokladnie osrane. Dodatkowo glony wodne obficie zakwitly i woda bardziej przypominala zupe niz wode do kapieli.
Toyka oczywiscie chetnie wlazla do wody i nawet przeszla za mna kilka krokow, ale kiedy woda siegnela jej szyi, zrobila nagly zwrot do brzegu. Mialam ja na szczescie na smyczy, wiec podtrzymalam ja pod brzuszkiem i wyprowadzilam (wynioslam) na glebsza troche wode (dla mnie do pepka, ale ona juz nie miala dna pod lapkami). Jeszcze w zyciu nie widzialam psa bardziej rozpaczliwie walczacego o przetrwanie, ona nie plynela jak kazdy inny pies, ona trzepala lapkami wode, ze bryzgalo wokol. No niby doplynela do brzegu, asekurowana przez caly czas przeze mnie, ale w tym samym momencie juz wiedzialam, ze Toya nigdy nie bedzie plywac dobrowolnie. Ona smiertelnie boi sie glebszej wody. Piszczala, a pozniej dlugo trzesla sie na brzegu. Nigdy wiecej nie wprowadze jej do glebszej wody, bedzie wchodzila sama, kiedy zechce i jak daleko zechce. Podejrzewam, ze albo ktos ja sila do wody wrzucil, albo wrecz probowal utopic.
Nasze jamniki tez nie przepadaly za plywaniem, ale wyniesione na glebsza wode, spokojnie doplywaly do brzegu. Toya natomiast zachowywala sie, jakby sie topila i bezladnie walila lapkami o powierzchnie, zeby nie pojsc na dno.






Niedlugo tam zabawilismy, bo choc slonce przyswiecalo zza nieco mgielnych chmurek, siedzenie na tej zasranej patelni nie nalezalo do przyjemnosci. Spakowalismy wiec majdan, zrobilismy jeszcze rundke wokol jeziorka i wrocilismy do domu. Chyba w sama pore, bo pozniej slonce calkiem zniknelo za chmurami i rozpetala sie dlugo wyczekiwana burza.








62 komentarze:

  1. Jak nic to jest trauma, biedna Toyka. Jaka ona jest piękna i szczęśliwa u Was, lepiej nie mogła trafić.

    A kapciem, to chyba Ciebie zdzielę, ty niedobra Ty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja kapcia uzywam jedynie do grozenia paluszkiem. ;) Jakas dyscyplina w domu musi byc, co nie? :)))

      Usuń
  2. Wyraznie gleboka woda bardzo zle sie jej kojarzy :(. A to, ze nie jest psem "wodnym" moze nawet byc zaleta.
    Piekne te zóltosci :). U was burza wyczekiwana, a my juz mamy wody na nastepne pare lat. Zazwyczaj od polowy maja raczej zdychamy z upalu, a tym razem raczej zebemi sie dzwoni. Zdecydowanie cos sie w pogodzie popieprzylo. Ciekawe, co bedzie latem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wyczekiwalismy burzy przez caly dzien, to musiala franca nadejsc akurat w porze, kiedy normalnie ogladam Rozlewisko. No i nie obejrzalam, bo podczas wyladowan i gestego deszczu antena nie odbiera. Wrrrrr..... W ogole zapowiadaja caly tydzien burz, ciekawe ile bedzie rzeczywiscie.

      Usuń
  3. Pewnie ma traumy i to wiele i jak widac, ale jest szczesliwa piesia i czyli los nagrodzil jej wszystkie tragedie. dopatrzylam na zdjeciach kosaccow zoltych, bardzo je lubie!
    Przeczytalam historie Twego dziadka, swietnie to ujelas...ciekawa bardzo. Lubie takie opowiesci. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te zolte iryski rosna wszedzie tam, gdzie jest woda, nad zieziorkami, rzeczkami czy kanalikami, pelno ich w calym miescie, sezon w pelni. Sa naprawde bardzo dekoracyjne.

      Usuń
  4. nawet mi nie mów o tym topieniu. Co za skurwy...
    u nas goronc i dobrze tylko wody brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trace nadziei, ze moze kiedys tak sama z siebie zechce plywac, przeciez to taka frajda dla futer...

      Usuń
  5. Biedna Tojka. A mysle, że ta trauma wodna niekoniecznie musi wynikać z jakichś złych doswiadczen w przeszłosci.Moja Zuzia jest z nami od maleńkości a też nie cierpi pływania, tylko taplanie sie w wodzie. Misi i Hipci jeszcze nią miałam okazji w tym względzie sprawdzić, bo daleko stąd do wszelkiej wody a do samochodu nie zapakuję licznego psiego towarzystwa.
    Jacuś też ma dziwne traumy. Np. boi sie kobiet z pomalowanymi paznokciami. A od lęku do agresji u niego droga bliska. Pewnie go jakaś "gadzina" pazurzasta dręczyła kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, ale mam takie wrazenie, bo Toyka zbyt panicznie reaguje na glebsza wode. Jamniki tez nie lubily plywac, ale tak bardzo nie walczyly o zycie, kiedy juz plywac musialy. One po prostu nie lubily, a Toyka sprawia wrazenie, jakby traumatycznie bala sie wody. Glebszej wody, bo do plytkiej wlazi chetnie.

      Usuń
  6. Jakie to silne że tak długo ma jak w raju a pamięta..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama do dzisiaj ma wodna traume, a te jej kolezanki potopily sie na jeziorze Gardno w latach 40-tych. Trauma pozostaje czasem na cale zycie.

      Usuń
  7. Biedulka.... Może z czasem będzie pływać, a może i nie. Taka jej uroda...
    Nasz kot też się kapcia boi. I klapki na muchy. Odkryłam to przez przypadek, klapką zamierzylam się na muchę, a on spierniczal z prędkością światła ☹️ a to jego spojrzenie później. Aż mnie serce zabolało. Chociaż teraz już trochę tę klapkę oswoilismy. Kapcia też, zresztą...
    Ładne te żółte leluje 😉 i Toyka na wszystkich zdjęciach 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czlowiek nigdy nie wie, jaka przeszlosc niesie ze soba adoptowany zwierzak. Juz samo to, ze zostal gdzies znaleziony blakajacy sie samopas, swiadczy, ze nie dbano o niego nalezycie. A potem wychodza jakies wodno-kapciowe kwiatki.

      Usuń
    2. Dokładnie tak jest. Zwierz wpada prawie w panikę, a Ty nie wiesz, o co chodzi. Nasz kotu był kotem domowym, fakt. I dbali o niego, nie da się ukryć. Bo przyjechał do nas z pełnym wyposażeniem i książeczką weta. Ale widocznie był postraszony kilka razy, a może i oberwał z kapcia, czy klapatuchy i wystarczyło.
      Inaczej było z Toyką, biedulka ...
      Pogłaskaj ją ode mnie czule :*

      Usuń
    3. Caly czas ja ciumkam i miziam, a w nocy spie na kancie lozka, bo Burek zajmuje jego wieksza polowe. No ktory pies ma tak dobrze? :)))

      Usuń
    4. :))) pewnie tylko taki, który ma najwspanialszy personel na świecie :))
      A Toyka duża jest, więc trochę miejsca zajmie ;) Ten kawałeczek łóżeczka ... ;)

      Usuń
    5. Ten kawaleczek, ktory pozostal mnie do dyspozycji... :(((

      Usuń
  8. A wiesz, że niekoniecznie trauma. Nasza pierwsza sunia, Aza też tak miała. No po prostu nie i już! Byłam wtedy smarkata - tak z 12 lat miałam i wypłynęłam za daleko, wtedy się odważyła i wypłynęła za mną. Ale to "pływanie" było delikatnie mówiąc pozbawione elegancji. Potem tak jeszcze było z moim Bazylkiem ukochanym - do grzbietu max i ani centymetra dalej. Za to Foxa trzeba było za uszy z wody wyciągać. Pływał, nurkował i potrafił zwiać płynąc Odrą z Popowic na Kozanów (sprawdź sobie odległość na gugle-maps!). Boszsz! Jakie nerwy. Może psy mają lęki i fobie jak ludzie?
    Reakcja na kapeć bezdyskusyjna, ale z wodą to bym na 100% pewna nie była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja wiem? Nasze jamniki tez niespecjalne plywaki byli, ale nie bryzgali tak okrutnie jak ona. To wygladalo na bezladne walenie o powierzchnie wody, byle nie pojsc na dno. Nie bardzo mamy ja gdzie przetestowac z wyplynieciem samemu, bo na baseny psow nie wpuszczaja, na Baggersee nie wolno w zasadzie w ogole sie kapac, a w tym drugim jest nieapetyczna woda.

      Usuń
  9. Szkoda że ma taka traumę, mogłaby korzystać z wody, bo jej, jak widzę, w okolicy nie brakuje. Pies mojej mamy w ogóle bał się wody, trzeba go było siłą wpychać, żeby się wykąpał w wodzie po kolana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wannie Toyka tez nie czuje sie najbardziej komfortowo, ale przyjmuje ten dopust psiego boga ze spokojna rezygnacja. Kiedy widzi wode na zewnatrz, trzeba ja czesto powstrzymywac, bo wszedzie by wlazila. A plywac nie chce i juz!

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. Tak sie dla niej poswiecilam, ze wlazlam do tej osranej wody, a ta nic i juz! :)))

      Usuń
  11. Ona jak mój jamniorek- było fajnie w wodzie, ale musiał być grunt pod łapkami.
    Niekoniecznie musiał ją ktoś topić, może sama niechcący wpadła do wody. Nawet psom zdarza się przypadkowe wpadnięcie do wody i to w okresie wczesnego dzieciństwa, a trauma pozostaje na zawsze.
    Znajomi mieli cudownego, ogromnego nowofundlanda.Był olbrzymi i nieziemsko piękny i cholernie cwany. Gdy w czasie ćwiczeń trener mu rzucał do wody to co pies miał aportować, to pies wpierw patrzył na ten przedmiot w wodzie, potem rozglądał się po brzegu i pędził do miejsca na brzegu, z którego było najbliżej do tego przedmiotu.To był naprawdę mądry pies, ale też już jest za Tęczowym Mostem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przeciez nowofunlandy to namietni plywacy, chyba nawet psy ratunkowe, o ile mnie pamiec nie myli. Bardzo bym chciala, zeby Toyczyk przestal sie bac plywania, taki potencjal dla psow tu mamy, ze az go szkoda. :))

      Usuń
    2. Noooo....., inna nazwa nowofunlanda to wodołaz ;) Potrafią wholować łódź do przystani w czasie sztormu - do tego ta rasa powstała.

      Usuń
  12. Bardzo wspolczuje Toyi, i tego co spotkalo ja w przeszlosci, i tego co doznala obecnie.
    Moze jest jakies powiazanie z tym co spotkalo ja kiedys, bo bardzo panikuje, musiala byc bardzo przerazona jak ja wzielas na gleboka wode. Nie mialam zadnych przykrych przezyc z woda, a boje sie panicznie glebokiej wody, cale zycie ktos probowal mnie uczyc plywac, najpierw mama i brat, od dziecka, bo w naszym miasteczku byl piekny basen, potem tez bylo wiele prob, lacznie z zawodowym trenerem, boje sie, nienawidze, zle sie czuje w chlodnej wodzie, nie mialam nigdy przyjemnosci wlazic do wody, nawet w najbardziej upalny dzien, najwyzej po kolana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zas w wodzie czuje sie jak rybka w wodzie, wczesnie nauczylam sie plywac, zrobilam nie tylko karte plywacka, ale tzw. "zolty czepek" upowazniajacy do plywania na wodach niestrzezonych. Dlatego nie nadazam za tokiem myslenia i strachem Toyki. :))

      Usuń
    2. No widzisz a ja Toyke rozumiem ze moze byc niechec do glebokiej wody,
      nie chce Toya plywac niech nie plywa, nie ma tak ze w zyciu wszystko jest dla wszystkich takie samo fajne, ciekawe i potrzebne.
      Ty plywasz i swietnie czujesz sie w wodzie a Toya uwielbia biegac i ma fantastyczne skoki przez rozne przeszkody i wcale nie wymaga od Ciebie zebys skakala jak ona.

      Usuń
    3. Na pewno nie bede jej do niczego zmuszala. U nas zwierzaki sa na prawach czlonkow rodziny, trzeba sie nimi opiekowac, brac za nie odpowiedzialnosc, dobrze karmic, dbac o ich zdrowie i pozostawiac duzy margines samodzielnosci.

      Usuń
  13. Moja Panda też wodę lubi ino wtedy gdy ma grunt pod łapami.Mieliśmy/w czasach jej młodosci/i staw osobisty i basen i dwie fontanny w których śmiało mogły się taplać mniejsze dzieciaki a ona kaczki na stawie goniła naokoło,na dzieci w basenie szczekała też ganiając w koło a jak poszłyśmy na piaskownię to do wody weszła ale jak jej uciekł pod jedną łapą grunt to natentychmiast machnęła nią i do brzegu.No cóż nie wszystkie psy kochają wodę.Dino-spaniel, wprost za nią szalał a będąc z nim nad morzem bałam się,ze go fala porwie.Toya i tak jest szczęśliwa więc nie musi pływać co by wyrazić swą radość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sama nie wiem, moze faktycznie ma wrodzony ten strach przed glebsza woda, moze nie... Nie chce zeznawac. :)))

      Usuń
  14. No masz. Nie ma nic na sile, jak widac. Ale sprobowalas, to przynajmniej wiesz jak sie zachowuje. Jak bedzie chciala kiedys to wejdzie, a jak nie to nie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Strzelałabym do takich skurwieli bez skrupułów. Myślę, że i torturować by nie zawadziło.

    OdpowiedzUsuń
  16. Doskonale rozumiem Toyke, mam to samo. Topilam sie jako dziecko w wieku cos ok. 8-9 lat i do dzis wchodze do wody po kolanka:)) Nie boje sie, ale tylko dopoki wiem, ze mam grunt pod nogami. Wody oceanu sa zdradliwe, bo grunt przy kazdym przyplywie i odplywie usuwa sie spod stop, a to juz wystarczy zeby czuc sie niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy byscie sie obie z Toyka nadaly, brodzilybyscie po kolanka, nuszka w nuszke i baly wejsc krok dalej. :)))

      Usuń
    2. Dokladnie tak i to by nam calkiem do szczescia wystarczylo:))

      Usuń
    3. Koniecznie musisz sobie sprawic taka Toyke, kiedy juz sie przeprowadzicie. Gorzej, jak Ci sie trafi taka Kira-plywaczka. :)))

      Usuń
  17. Mój Hip była malutki, jak jacyś gnoje wrzucili go do rzeki (był z moją siostrą). Nigdy nie pływał, zawsze bał się wody, Na drugą stronę rzeki przenosiłam go na rękach, a siostrze nigdy nie pozwoliłam zabrać go ze sobą. Wchodził do wody, jak Toya, po kolanka. W domu, kiedy słyszał, że woda leje się do wanny, to chciał być niewidoczny, ten strach w oczach. Matko, jak ja tęsknię za nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektorzy wrzucaja szczeniaka do wody w tzw. dobrej wierze, nie zdajac sobie sprawy, ze moze to u zwierzaka wywolac traume. A zwierzeta sa rozne, jak ludzie, jedne namietnie plywaja, inne podchodza do wody z rezerwa.

      Usuń
    2. Ja też boję się wody i nigdy porządnie nie nauczyłam się pływać. Jak woda sięgała mi do pasa, to już nie mogłam złapać powietrza.

      Usuń
  18. Biedny pies. A ludziom "gratuluję" metod zajmowania się zwierzętami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektorzy nawet nie zdaja sobie sprawy, ze moga zwierze do czegos ostatecznie zniechecic i mysla, ze kiedy wrzuca do wody, to ja polubi.

      Usuń
  19. Może ją ktoś kiedyś do wody wrzucił , to teraz sie boi ...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... niektorym sie wydaje, ze w taki sposob zacheca psa do kapieli, a nawet naucza dobrze plywac.

      Usuń
    2. Niestety są w błędzie :/

      Usuń
  20. Ewidentnie ma traumę. Miałam kiedyś wyżlicę, która chętnie wchodziła do wody i pływała normalnie. Jednak kiedyś, późną jesienią w bury i ponury dzień, na spacerze nad jeziorem wbiegła na drewniany pomost, który był ciemny i zlewał się z powierzchnią wody. Bajka biegła i nie zauważyła, że pomost się skończył, więc wpadła do wody i zniknęła. Co ja wtedy przeżyłam, nie muszę Ci mówić. Po chwili wypłynęła na tyle blisko, że zdołałam ją wciągnąć na pomost. Ale od tej pory wchodziła do wody jak Toya, nie pływała już nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie utwierdzilo w dawnej traumie jej zachowanie, kiedy podtrzymywana przeze mnie, bylo nie bylo osobe zaufana, zachowywala sie, jakbym chciala zrobic jej wielka krzywde i co najmniej utopic.

      Usuń
    2. Intuicja Cię nie myli ...

      Usuń
  21. Oj kto wie... Nasz Falkorek (juz za teczowym mostem niestety, 15 lat i tydzien zył odszedl w 2012) to za uszy trzeba bylo go wyciagac. Plywal wszedzie gdzie byla woda. Koniec, nawet jak to byl smierdzacy rów taki wokół wytyczna jest bo to chyba sztuczne jezioro przy jakis tam parkach i rezerwatach. No niewazne ile tego zielonego smiecia sie przykleilo, najwazniejsza woda i plywanie z patyczkami i za patyczkami. Caly dzien pies mial zabawe i konca nie bylo. A ile kleszczy sie wyciagalo, a on uwielbial te wysokie chaszcze w wodzie. Raj normalnie jakby mieszkal w domku nad jeziorem. Bude by chyba musial miec na plazy. :D Moze tak wlasnie ma tam za Teczowym Mostem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam ma na pewno czysta wode i krzaczory bez kleszczy i z pewnoscia calymi dniami nie wylazi z wody. Podobnie jak nasza Kirunia.

      Usuń
    2. I pewnie kaczki sobie ganiaja jak chce. Bo to byl cocker spaniel niby brytyjski mial byc, ile kiedys bylo strachu jak za kaczka pobiegl, bosh! Panika ze jeszcze jakis lesniczy sie nawinie a on akurat jakas zmorduje i bedzie kara do placenia bo rezerwat i inne takie... Ale na szczescie byla sprytniejsza od niego i mu zwiala, a jak szczekal. Ale stracha narobil jak zginal w tych chaszczach. On raz walczyl z pokreszczowym tym gownem, jak mial 4 lata, poilismy strzykawka karmilismy, kroplowki codziennie zastrzyki wszystko, udalo sie na szczescie i dozyl 15 lat i 7 dni. Raz udalo mu sie spod Kosy zwiac. Drugi raz juz niestety za stary był misio. Ale kochany czarny spaniel, do dzis sie czlowiekowi kojarzy taki piesek czy to czarnego zobacze czy rudego... Sam fakt, ze spanielowata łajzunia z jakiegos targu na wystawach psow, za 50 zl kobita nam oddala bo ostatni maly jej zostal nikt go nie chcial, a łepek mial wiekszy od reszty ciała. Oj kochany by, i kamyki znosil... Nawet swoj album ze zdjeciami mial. Do dzis u mamy jest. Ale nie mam odwagi obejrzec. Pamietam te zdjecia i jego we wspomnieniach i w sercu. Na zywo serca sobie boje sie łamać. Jest na blogu tez kilka zdjec: https://kocia-focia.blogspot.com/search/label/Falkor

      Usuń
    3. Nasza Kirunia nie miala tyle szczescia, odeszla krotko przed swoimi 10-tymi urodzinami.

      Usuń
    4. Klopotow z nimi tyle, co z ludzkimi, ale zyc bez nich? Nie da sie.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.