Banery, ordery i inne bajery

czwartek, 22 lutego 2018

Rodzina, ach rodzina. cz 3

Widze na codzien, jak zyja ze soba rozne spolecznosci, nie tylko rodziny. Moje spostrzezenia nie sa niestety radosne. Bo o ile np. spolecznosc muzulmanska czy zydowska trzyma ze soba, wspiera sie, pomaga nowoprzybylym, tak np. Polacy na obczyznie... szkoda gadac. Napatrzylam sie i nasluchalam przez te trzy dekady zycia w Niemczech o zawisci, donoszeniu na siebie do urzedow, klotniach i innych malo eleganckich zachowaniach. Nie wszyscy tacy sa na szczescie, to takie ogolne obserwacje. Pewnie, ze swoj do swego ciagnie, co najmniej po to, zeby porozmawiac w jezyku ojczystym, posmiac sie z tych samych zartow, swietowac te same uroczystosci, nawet czasem sobie pomagac, ogolnie jednak nie ma takich wiezi narodowych, jakie mozna zauwazyc u innych nacji.
Bardzo wielu Polakow wstydzi sie rozmawiac po polsku, kiedy ktos sie zbliza, rozmowa cichnie lub jezyk zmienia sie na niemiecki, kulawy i nieprawidlowy, byle nie po polsku. W wielu rodzinach nawet w domu nie rozmawia sie po polsku, choc niemiecki wola o pomste do nieba, zeby tylko dzieci bukbron nie nauczyly sie jednego jezyka wiecej. Przoduja w tym Slazacy, a ja tego pojac nie moge. Inni z kolei zupelnie nie wykazuja zainteresowania nauczeniem sie jezyka, do konca zycia chodza po urzedach czy lekarzach z tlumaczami, ale to akurat cecha nie tylko Polakow.
W tzw. swiecie zachodnim rodzina traci na wartosci, kontakty bardzo sie rozluzniaja, w poszukiwaniu pracy ludzie wyprowadzaja sie na tyle daleko, ze kontakty rodzinne ograniczaja sie do dwoch-trzech spotkan w roku albo rzadziej. Kiedy partie prawicowe promuja powrot do tradycyjnej rodziny, do religijnosci, do wielopokoleniowych domow, do Heimatu, co w tym kontekscie nie znaczy wylacznie ojczyzna, ale rowniez wszystkie te wartosci, bez ktorych wczesniej nie dalo sie zyc, rozlega sie gromki krzyk lewakow o odorku narodowosciowym. Komus chyba bardzo zalezy na destabilizacji rodzin, tych podstawowych komorek, opoki calych wiosek, miasteczek, miast. Calych spoleczenstw. Wyszydza sie tradycje, promuje wrecz zycie poza rodzina, to takie swiatowe i modne. Zarabiaj pieniadze, plac podatki, wspieraj zla polityke i kolorowych przestepcow i trzymaj pysk na klodke. A juz bukbron nie probuj sie przed nimi bronic. Jestes zerem, ze skretem narodowym.
Za nimi przybeda ich rodziny i wespra ich z calej sily w misji islamizacyjnej, a my nie obronimy sie, w poczuciu wmowionej nam winy za wojny i kolonizacje. I w przekonaniu, ze rodzina to przezytek i relikt narodowego socjalizmu.





38 komentarzy:

  1. Masz rację co do zaniku więzi rodzinnych i paskudnego charakteru Polaków. Co jakiś czas następuje zmierzch cywilizacji, może się taki zaczyna? Nie ma Hunów i gwałtownych najazdów tylko powolne zmiany i mieszanie narodów.A powrót do tego co było jest po prostu niemożliwy, zbyt wiele się zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie, tego procesu cofnac sie nie da, ale odrobina staran, zeby najblizsze otoczenie, czy to rodzina, sasiedztwo, wspolpracownicy - zyli spojnie i zgodnie, to chyba nie boli?

      Usuń
  2. Aniu,świetnie się czyta Twoje przemyślenia dotyczące rodziny.Taka niestety jest prawda.Siostra mojej Mam kiedy wyjechala w 82 do Niemiec,to potwornie wstydziła sie swojego pochodzenia..Mam pojechala za parę lat w odwiedziny,to gdziekolwiek razem szły,byla zasada ze mówią b.cicho,albo w ogole.Ja jako dziecko nie mogłam tego pojąc.Ciotka ma wnuczkę w tej chwili 20 letnią,ktora ani pol słowa po polsku nie rozumie.Wczesniej utarło się,że Polak to złodziej,brudas itp..Jak przez mgle pamiętam,kiedy ciotka powtarzała,że ci starzy Niemcy nie znoszą Polaków(mówimy o l.80)
    Za to teraz muszą znosić najazd kolorowych przestępców....
    Bardzo mi sie podobały duze rodziny włoskie.W Chorwacji podczas wakacji wszedzie było ich pełno.Owszem gwar,szum,zamieszanie ale super wesoło.Pamiętam jak podczas obiadu,ktoryś chyba za duzo wina spożył,stanął na krzesle i glosem operowym odspiewal kilka ari....No mało mi szczenki nie "spadli"na biodra z wrażenia...
    Podsumowując,silne wiezy rodzinne i duza rodzina-to wspaniala sprawa,mozemy sie tego niestety uczyc od innych narodowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez przeciez z lat 80-tych, wprawdzie z konca, ale zawsze. Nigdy nie wstydzilam sie i nie ukrywalam, skad pochodze. Nawet dzisiaj, zapytana o Toye, odpowiadam, ze ona jest z Polski, tak jak my. Rozmawialismy po polsku i do dzisiaj rozmawiamy bez wstydu i sciszania glosu. Dzieci moglyby umiec wiecej, np. pisac, ale dogaduja sie w Polsce bez problemu. Mama Malviny i Gapcia puszcza im polskie piosenki dla dzieci, sama przy tym sie uczac i przypominajac sobie z dziecinstwa.

      Usuń
    2. Bardzo fajnie,ze Malvinka i Gapciu sluchają polskich piosenek 😁

      Usuń
    3. No Gapcio jeszcze nie za bardzo slucha, ma nie cale dwa miesiace, ale bedzie sluchal. :))

      Usuń
  3. Bardzo roznie jest z Polakami na obczyznie, spotkalam zyczliwych i zawistnych, ale mysle ze w innych narodach jest tak sama. Mam dobra znajoma Indonezyjke, wyszla zamaz za Australijczyka, jej kontakty z rodzina w Indonezji nie swiadcza o mocnej wiezi, zaprasza ich, placi za bilety, ale milosci wielkiej nie widac, a mowi sie ze Azjaci to takie pokoleniowe rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce generalizowac, bo kazda nacja ma ludzi i taborety. Ja tez mam tu fajnych i zyczliwych Polakow, jednak wiekszosc nie jest taka, niestety.

      Usuń
  4. Zasadniczo nie dziwię się, że Polacy wstydzą się swojej polskości. Natomiast zachowania, o których piszesz, są mi znane od moich koleżanek-emigrantek. Moja bliska koleżanka od 25 lat jest w USA i zebrała tam straszne cięgi, ni mniej, ni więcej, tylko od rodaków. teraz przyjaźni się z małżeństwem żydowskim i wietnamskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz na samym poczatku poznalam polskie mlode malzenstwo, ktorym jakis ich niemiecki wujek dal do uzytku swoj stary malolitrazowy samochod. Niedlugo potem dostali wezwanie z ratusza i musieli sie tlumaczyc z posiadania samochodu. A byli wtedy na socjalu, wiec miec samochodu nie mieli prawa. Byl donosik od jakiegos polskiego zazdrosnika.

      Usuń
  5. Jeździłam do koleżanki do Niemiec w odwiedziny od 1988 roku. Zawsze i rozmawiałyśmy z sobą po polsku bez względu na miejsce w którym żeśmy się znajdowały. W niektórych domach handlowych słychać było głównie język polski.
    Koleżanka ma dwie córki, jak wyjeżdżały z Polski to starsza miała 9 lat, a młodsza 4. Ta starsza poszła od razu do niemieckiej szkoły bez znajomości języka i radziła sobie z dwoma językami. Ta młodsza chodziła do przedszkola i odrzuciła język polski, nie chciała mówić w naszym języku, pomimo, że koleżanka mówiła do niej po polsku ona odpowiadała po niemiecku. Jak miała koło dwudziestki usiłowała trochę mówić po polsku. Za to starsza potrafi mówić i czytać po polsku, ale jej język czynny jest coraz uboższy, ponieważ nie ma stałego kontaktu z polakami, wyszła za Niemca. Moja koleżanka nie przyjeżdża już do polski, w Niemczech mówi głównie po niemiecku i z językiem polskim ma już coraz większe problemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paradoksalnie najlepiej mowi po polsku nasza najmlodsza, ktora juz tutaj sie urodzila, ale tamte dwie tez sobie radza, jak trzeba. Oczywiscie zasob slow maja ograniczony, bo nie uzywaja jezyka na codzien. My tez tak z dziecmi rozmawiamy, ze my po polsku, a one po niemiecku i jakos to idzie. :))

      Usuń
    2. Jestem jedyna osoba, z ktora Junior moze mowic po polsku i jest to jedyny jezyk jakim sie miedzy soba poslugujemy nawet w obecnosci Wspanialego, bo Wspanialy rozumie, ze chcemy zeby Junior nie tylko rozumial ale i mowil po polsku.
      Nie czyta, ale jak by sie uparl to moze przeczytac, natomiast mowi bardzo dobrze tyle, ze z lekkim amerykanskim akcentem. Jak kiedys mnie nie bedzie to i on nie bedzie mial mozliwosci uzywania polskiego. Trudno, trzeba sie z tym pogodzic, ale poki zyje to jest NASZ jezyk. Oczywiscie po ponad 30 latach mnie samej brakuje slow, ale wlasnie dlatego pisze bloga, zeby ten jezyk ciagle cwiczyc.

      Usuń
    3. Czytam polskie ksiazki, prase, pisze bloga i gadam z chlopem na codzien, wiec na pewno polskiego nie zapomne. W koncu uzywalam go przez pol zycia, uczylam sie go w szkole. Moze ja tez powinnam zaczac mowic z akcentem? :))) Znam takich, co po kilku miesiacach pobytu za granica "zapominali" polskiego.
      Mnie tez czasem brakuje slow, szczegolnie z zakresu komorek i komputerow, bo tego uczylam sie juz tutaj po niemiecku i niektorych polskich odpowiednikow po prostu nie znalam.

      Usuń
    4. Ja tez nie zapomne, ale w przypadku Juniora to zagrozenie jest bardzo realne. On mial tylko 8 lat jak przyjechal, wiec nie dziw sie akcentowi, bo nie jest wymyszony przez szpalerstwo:))
      On mowi po polsku z amerykanskim akcentem, a ja po angielsku z polskim akcentem i tak juz zostanie. Osobiscie bardzo mi sie pobaja etniczne akcenty.

      Usuń
    5. Moje dziewczyny mowia bez akcentu (o ile w ogole chce im sie mowic po polsku, bo wola po niemiecku), chociaz jedna miala 7 lat, druga 2, a trzecia tu sie urodzila.

      Usuń
    6. Twoje dziewczyny maja jednak dwoje rodzicow z ktorymi moga mowic po polsku.

      Usuń
    7. Ale przeciez na poczatku co najmniej tez mowiliscie w domu po polsku, zanim nauczyliscie sie angielskiego.

      Usuń
  6. No właśnie! Jedna z niewielu rzeczy, które podobaja mi sie w działalnosci partii prawicowych jest propagowanie znaczenia wartosci rodziny. Na rodzinie powinno sie wszystko opierać. Dobra powinna uczyc wszystkiego, co potrzebne potem w dorosłym zyciu. Wrażliwosci, solidarnosci, lojalności, empatii, uczciwości, szacunku dla starszych i słabych...gdy tego nie ma społeczeństwo staje sie zbiorowiskiem odzdzielnych, obcych sobie jednostek, z których każda dba tylko o własny interes, najczęsciej kosztem innych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swiete slowa! Moja rodzina, jak wiesz, byla rozna, ale moge jej zawdzieczac, ze nauczyli mnie empatii, checi niesienia pomocy, uczciwosci (choc w tych czasach zakrawa to najczesciej na frajerstwo).

      Usuń
  7. Pod pierwszym Twoim postem o rodzinie zaczęłam pisać całkiem inny komentarz. Chciałam go nawet odtworzyć, chociaż mniej więcej, ale stwierdziłam, że jednak nie, bo nasunęło mi się coś zupełnie innego. Chodzi mianowicie o to, że moja córka do lipca zeszłego roku ( po kilkuletniej przerwie, kiedy ze swoim chłopakiem wynajmowała wspólne mieszkanie) mieszkała z nami. Kilka lat wcześniej mieszkał z nami również syn i byli w domu razem tak przez około 1,5 roku, a potem syn wyjechał do Anglii i prawie dwa kolejne lata córka mieszkała z nami sama. I moja siostra, od zawsze usiłująca narzucić mi w różnych sprawach swoje zdanie, wciąż suszyła mi głowę na temat, że dzieci powinny się wyprowadzić, usamodzielnić, przestać mieszkać z nami itp. Teksty typu: "Ja bym tak nie mogła" i podobne były na porządku dziennym. Nie mogła zrozumieć, że mnie nie przeszkadza duża ilość ludzi w otoczeniu (rodziny, oczywiście), że lubię rodzinne spędy, choć często czuję się po nich wypompowana, że rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Ona wręcz chwaliła się, że jej córka się usamodzielniła - niewiele zresztą wcześniej niż moje dzieci - i mieszka oddzielnie (co to za "oddzielnie", skoro wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i codziennie jest u niej na obiedzie?)
    Córka teraz mieszka i pracuje w Warszawie i kontakt z nią jest łatwy, ale syna widuję dwa, góra trzy razy do roku i bardzo za nim tęsknię. To fakt, nie wyobrażam sobie za bardzo, żeby teraz dzieci zamieszkały z nami na stałe, ale kontaktu mi brakuje. Z sentymentem myślę o wielopokoleniowych rodzinach, takich liczących trzy - cztery pokolenia, które mieszkają razem i nawzajem dają sobie opiekę i wsparcie. Ale to wymaga umiejętności pójścia czasem na kompromis i rezygnacji ze stawiania siebie i swoich potrzeb zawsze na pierwszym miejscu, a o to dziś trudno. Chcemy komfortowego życia i myślimy o tym tylko w aspektach materialnych, zapominając, jak ważny jest komfort psychiczny.
    Zresztą, muszę z przykrością stwierdzić, że moja siostra jest zawzięta, nie umie wybaczać i szczyci się tzw "mówieniem prawdy w oczy" bez względu na konsekwencje. Ja sobie z nią radzę (i to wcale nie dlatego, że zawsze się z nią zgadzam lub jej ustępuję), ale gdybyśmy mieszkały w jednym domy, to konfliktów nie dałoby się uniknąć, choćby ze względu na innych członków rodziny, którzy nie są tak wyrozumiali.
    PS. Ja tam będąc u kuzynki w Niemczech (lata 90-te) i teraz u syna w Londynie, nigdy nie unikałam mówienia po polsku, co zresztą czasem procentowało, bo np. w Niemczech (a nie znam niemieckiego, choć trochę rozumiem) spotykało się sprzedawcę - Polaka, który pomagał w zakupach:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spedy rodzinne sa fajne, pod warunkiem, ze ma sie odpowiednia powierzchnie mieszkalna do przyjmowania tak duzej liczby gosci. My z koniecznosci, glownie finansowej, wzielismy niewielkie mieszkanko, jak tylko maz przeszedl na emeryture. Kiedy corki nas odwiedzaja, a teraz doszly jeszcze dzieci, to robi sie naprawde ciasno i stresowo. Gdyby ktorejs z nich przyszlo do glowy wprowadzic sie z powrotem do nas, do klitki goscinnej, bo trudno to nazwac pokojem, byloby strasznie. Duza rodzina to koniecznosc duzego domu.

      Usuń
  8. Niestety tak jest i o tym można nawet się przekonać nie mieszkając poza Polską, ale będąc tylko na wakacyjnych wojażach. Jeśli nam się coś przytrafiło na campingu lub na drodze, to pomagał obcokrajowiec (np. Grek, Włoch ), a nie Polacy, chociaż byli tam. To bardzo przykre :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mozna generalizowac, bo na emigracji pelno jest porzadnych ludzi. Ale taka lyzka dziegciu potrafi zepsuc caly smak beczki miodu.

      Usuń
  9. Moje dzieci na poczatku swojego emigracyjnego zycia zawsze milkly, jak tylko uslyszaly polski jezyk na ulicy. Nie chcialy byc kojarzone z tym, co slyszaly, a slyszaly zazwyczaj "q*rvy, *uje, sp**rdalaj" i takie tam kwiatki. I wydawalo im sie chyba, ze wszyscy dokola rozumieja i sie po prostu wstydzily. Teraz nikt sie niczego nie wstydzi, ale po polsku rozmawiamy tylko w swoim towarzystwie, w obecnosci partnerow tylko po angielsku. Jakos sie szczegolnie nie przyjaznimy z Polakami, ale nie mamy problemu z wlasna przynaleznoscia narodowa. Jak spotykam Polaka to mowie z nim po polsku, do kogos przeciez trzeba gebe otworzyc, inaczej sie zapomni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam ten luksus, ze moge z chlopem gadac po polsku, ale juz partnerzy dziewczyn po polsku nie kumajo, wiec trza sie przestawiac na giermanski. Ale do corek tylko po polsku. :)

      Usuń
  10. Nigdy nie spotkałam takich Polaków o jakich piszesz znaczy niedobrych. Ale też nigdy nie musieliśmy tutaj o nic walczyć. Trochę mieliśmy podane na talerzu.
    I nigdy nie przyszłoby mi do głowy żeby się wstydzić skąd jestem. Choć koleżanka po złych doświadczeniach w Kanadzie mówiła przy ludziach do dzieci po angielsku.

    Świat się bardzo zmienił. Dlatego i rodziny się zmieniają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coz, niektorzy rodacy zrobili nam na swiecie zly piar, ja jednak nie mam zamiaru wstydzic sie polskiego, bo mam czyste sumienie. I tak wielu Niemcow dziwi sie, ze jestem z Polski, bo nie pije i nie wierze. Jest to troche gorzka uwaga, znaczy, ze postrzegaja nas jako pijakow i Pole-Kathole.

      Usuń
    2. mnie rozbraja, bo ludzie tak bardzo nie znają Polski, że zawsze prawie słyszę _ Polska=zimno. Co chwilę się z tym spotykam, ostatni raz wczoraj, Portugalczyk to powiedział i był w szoku jak mu powiedziałam, że teraz w Lux jest zimniej niż w Warszawie a latem jest ciepło i słonecznie, w przeciwieństwie do Lux.

      Usuń
    3. Dla nich Polska jest tuz przy Syberii, wiec nie ma sie co dziwowac. :))

      Usuń
    4. takie rzeczy bardzo szybko mi uświadomiły, że Polacy w niczym nie sa gorsi ani lepsi od innych nacji, z którymi dane było mi się zetknąć, a było ich kilkadziesiąt
      ludzie sa lepsi i gorsi, mądrzejsi i głupsi
      najlepiej się dogaduję z otwartymi umysłami, co nie oceniają mnie wg narodowości, religii itp, co i ja staram się czynić

      Usuń
  11. Polskość pomaga w USA. Policjant zatrzymał nas za przejechanie na czerwonym świetle, popatrzył na nazwisko i dzięki temu, że miał babcię Polkę, życzył miłego dnia, bez mandatu.
    Kiedy ludzie pytają, skąd akcent, zawsze jest bardzo miły odbiór, jakiegoś przodka sobie przypomna, albo sąsiada, albo byli w Polsce. W Niemczech mieszkałam kilka lat i poznalam wielu wspanialych, pomocnych Polaków, przyjaznimy się.
    Natomiast te wielkie rodziny, spędzające wspolnie czas, to coś pieknego, pod warunkiem, że się kochają i szanują oraz cos soba reprezentują. Różne rzeczy trzymają ludzi w kupie, zależności przede wszystkim. A od złej energii mozna się udusić. Nic tak nie osłabia jak "prawda w oczy" i zjadliwa krytyka od rodziny. Najważniejsze, żeby zyć w gronie ludzi z ktorymi nam jest po prostu dobrze. Nie jest ważna liczebność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie sie zmieniaja. Kiedys te duze rodziny zyly jakos zgodnie pod jednym dachem, teraz niektorzy w lyzce wody by rodzine utopili.
      My tez mamy wielu polskich przyjaciol, trzeba umiec dobrac sobie towarzystwo.

      Usuń
  12. Często mi brakuje takiej wielopokoleniowej rodziny - dziadków do pomocy nad dziećmi i po prostu do bycia w domu, żeby kiedy wracasz zmęczona, ktoś był. Po prostu był.
    Sami wychowujemy swoje dzieci, bez dziadków i nianiek, prowadząc czynne życie zawodowe. Bywa ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sama ze wszystki musialam dawac sobie rade. Kiedy urodzily sie dwie pierwsze, mama jeszcze pracowala, a tesciowa juz nie zyla. Trzecia urodzilam tutaj i sama musialam ogarnac calosc, bo maz pracowal.

      Usuń
  13. Za mało mam tu kontaktów z Polakami, chyba że z moimi klientami. Z tych mogę ogólnie powiedzieć, że ludzie zachowują się w porządku, chociaż bywają wyjątki (moja pierwsza klientka nie zapłaciła mi do tej pory za połowę wykonanej pracy). Bywają jednak ludzie na poziomie, pracowici, ambitni, dla tych aż miło się pracuje. A kontaktów z Polakami mam dość, kiedy jeżdżę do Polski, więc póki co tu nikogo dodatkowo nie szukam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, ze bywaja Polonusi na poziomie i nawet jest ich wiekszosc, jednak ogolnie Polacy nie pomagaja sobie, nie opiekuja sie nowoprzybylymi, w przeciwienstwie do innych nacji - o tym pisze.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.