Usmiech nie jest wylacznie przypisany do dobrych ludzi. Psychopaci takze lubia sie usmiechac.
Banery, ordery i inne bajery
▼
piątek, 29 czerwca 2018
Ni mom pomysla.
Ludzie, cierpie na niemoc tfurczom. Wykazcie sie zatem w komentarzach, a temat wypracowania to najbardziej obciachowe zdarzenie w Waszym zyciu. O moim mogliscie juz przeczytac TUTAJ.
Zapraszam do dyskusji.
Nie bywałam jeszcze wtedy u Ciebie, historii nie znałam, poczytałam dzisiaj.Miałam podobną historię tylko z gorszym finałem. Byłam na zakupach z mężem i małoletnim dzieckiem, pokłóciliśmy się i zapomniałam przed powrotem skorzystać z toalety w markecie a sygnały już były naglące. Dowiozłam do domu, doszłam z parkingu i nie doniosłam ostatniego piętra do mieszkania. Mąż nie zauważył, dziecię chyba tak, ale uciekłam do łazienki, potem powiedziałam że chyba źle widziało. Do innych obciachów nawet przed sobą się nie przyznaję.
Pamietam Twoja przygode z zamknieta klapa i siusiana klapa na calego. Ja przezylam inna klape w swoim zyciu. Jest okres w ojczyznie, kiedy po pustych polkach i hakach w sklepach zaczyna sie bum sklepow nowych firm. Jesten w miescie wojewodzkim i mam nieodparty zamiar wstapic do takiego przybytku szczescia klienta i kupic chocby jakis malutki frykasik, ktory dawniej byl, przy odrobinie szczescia, uchwytny w Delikatesach lub w komisach. Wstepuje przez oszklone drzwi, wzrok porazaja oswietlenia sufitowe i krzatajace sie panie z obslugi, zdmuchujace niewidzialny pylek z towarow szczodrze upchanych na poklach. Nagle zatrzymuje sie przed piramida idealnie ustawionych jakichs puszek, moze z sardynkami albo nawet kawiorem (:D). Dech mi zaparlo. Setki, tysiace, miliony malych puszeczek od podlogi do sufitu. Wystarczyla setna sekundy (pewnie wypuscilam ten zatrzymany dech) i piramida zaczela sie walic. Najpierw cicho i powoli a potem ... potem wzielam nogi za pas i nawet nie pamietam jak bez okaleczen cielesnych pokonalam szklane drzwi. Slyszalam tylko gluchy lomot o te zamkniete za mna szybne wrota Sezamu (tak sie tez ten sklep nazywal). Nie czulam sie winna ale strach ma wielkie oczy i na zimne powinno sie dmuchac. Najgorsze jednak nastapilo pozniej. Na weeken wybieralam sie na zakupy do Wiednia... Zakupy diabli wzieli bo balam sie dotchnac nawet usmiechnietych bananow na polkach. Stalam sobie wiec w wielkim domu towarowym jak manekin na wystawie. Do tej pory trzymam sie z daleka od miejsc, ktore moga sie tak nawet od siebie rozsypac.
Zawsze uwazalam stawianie piramid w sklepach za cos najglupszego na swiecie, tylu jest przeciez roztargnionych ludzi, tyle nieuwaznych dzieci. Teraz jeszcze doszliby smartfonowi zombie. Ale chyba juz odchodzi sie od stawiania piramid, bo dawno zadnej nie widzialam, a kiedys choc jedna musiala byc w kazdym szanujacym sie sklepie.
Pantero,nie znalam tej historii z pęcherzem-terrorystą😂😂Niezła jesteś😂😂.Ja teź zawsze przed wyjsciem z domu MUSZĘ go opróżnić,wystarczy kropla...to za kwadrans juz przechodzę męki. W niedługim czasie po ostatnim porodzie wybralam sie na spacer z Bubusiem.Szybko ubralam swoje spodnie,w ktorych chodzilam pare miesiecy przed porodem-poczułam dziwny luz...ależ sie ucieszyłam,wszak kilka dni wczesniej byly mega opiete i budda wylewal sie z przodu i po bokach.Bylam dumna ze w ciagu paru dni tak SCHODŁAM... Idąc przez park jednak coś mi nie dawało spokoju,akurat nie było nikogo zaczelam obczajac te spodnie i ....jednak nie SCHUDŁAM,gacie pierdyknęły mi na d...i stąd ten luzik...Dobrze ze mam hadry dłùzsze to nie było nic widać.😁
Miło mi niezmiernie ;))))Ja wtedy po zdemaskowaniu prawdy bylam wściekła.... No marzę by schuść..ale pani kochana wiesz ze to ani łatwe ani przyjemne,ale staram się😁 Tak na marginesie powiem,że czytam teraz książke Kasi Nosowskiej i opisywane akcje z walką z kilosami sa mi bliźniaczo podobne😬😈
Wiem, pani kochana, sama bylam grubom matkom, ale dalam rade, wiec i Ty dasz. Lato jest, Bubus musi przebywac na swiezym powietrzu, najlepiej w ruchu. A pchanie wozka z zawartoscia Bubusiowa to bardzo dobre cwiczenie, najlepiej pod gorkie. :)))
Mam pewne wstydliwe zdarzenie z młodości, które do dzisiejszego dnia wsprawia mnie w zawstydzenie. Wie o nim tylko moja najbliższa przyjaciółka i chyba nawet na mękach nie ujawniłabym go na forum publicznym, tak bardzo jest żenujące. Ale powiem o innym, takze wstydliwym, jednak nie kneblującym mi ust. Też z siusianiem zwiazanym (bo w ogóle tych z siusianiem to miałam na pęczki!). Otóz jestem ci ja młode dziewcze na spacerze w parku z psem. Wokół żywego ducha a mnie bardzo juz przypiliło. Zatem kucnęłam ci ja za krzaczkiem i oddałam się tej przynoszącej ogromną ulgę czynności. A nazbierało mi sie tego tyle, że chyba wiadro sie ze mnie lało. Aż tu nagle słyszę głosy. Mnóstwo głosów. Odwracam głowinę a tu obok mojego krzaczka maszeruje całą wycieczka dzieciarni.Znikąd sie pojawili. Pies mnie nie ostrzegł tylko machał ogonem radośnie do tych gapiów. A ja z tym gołym tyłkiem na wierzchu i z niemożnością przerwania sikania(gdyz co sie zaczęło trzeba skończyć!).Czerwona na gębie, zlana potem ze wstydu lałam i lałam dalej a niewybredne komentarze ze strony wycieczki pogłebiały mój stres. Zamknęłam oczy (jak ten strus, co mysli, że jak on kogos nie widzi, to i jego nie widzą) i po paru chwilach nareszcie podciągnęłam gacie. Następnie zwiałam do domu nadal zdenerwowana. Dopiero w domu, opowiadajac to zdarzenie mamie tak sie rozchichotałam, tak spłakałam ze śmiechu, że stres minął. od tej pory jednak ilekroc jestem zmuszona siusiać w miejscach niby to odosobnionych sto razy się rozejrzę zanim zacznę!:-) Ufff!:-))
Natychmiast wszystko sobie zobrazowalam, a co wiecej, bardzo poczulam sie w Twojej skorze, bo mnie bardzo czesto dopada gdzies na spacerze z psem. Latem to jeszcze nic, bo sporo jest gestych krzaczorow, kukurydzy, gdzie jako tako mozna sie ukryc, no i niewiele jest do sciagania i podciagania. Horror zaczyna sie zima, bo gole galezie niewiele zaslaniaja, a gdyby ktos nadciagal, jest tyle do ubierania, ze i tak czlowiek nie zdazy szybko wygladac normalnie. Mam na naszych trasach takie "bezpieczne" miejsca, z ktorych korzystam. .)))
Otóz to - zimą to nie dosc, że zdejmowania mnóstwo, to i jak najszybciej trzeba wszystko czynić, żeby tyłek nie zamarzł wraz z przyległosciami. Ja mam jeszcze teraz ten problem, że ulzyć sobie mogę jedynie jak moich psisk nie ma w poblizu, bo strasznie sie interesują tą czynnością, gdy ją widzą. A odganianie sie podczas czynnosci od czterech ciekawskich pysków nie nalezy do najłatwiejszych!:-)))
Raz mi sie to przytrafiło, niestety!:-) A jeszcze a propos przygód siusialnych, to zdarzyło mi się wykonywać ową pilną czynnośc tuż nad mrowiskiem.( Ślepota ze mnie zawsze była, to i nie dziwota.) No istna Telimena, tylko Tadeusza nie było wówczas żadnego w pobliżu. I dobrze!:-))) P.S. Zawiadamiam, że jest nowy odcinek na Karczmie!:-)
O! Przypomniało mi się kilka takich wydarzeń. Opowiem o dwóch. W czasach studenckich wybrałyśmy się z dziewczynami na dyskotekę, jedną z pierwszych z ultrafioletem, więc włożyłam białą koszulę, a do tego własnoręcznie i na chybcika, przed samym wyjściem dopasowane spodnie. Skróciłam je i zwęziłam po wewnętrznych szwach. Ledwo je na siebie wciągnęłam, ale stwierdziwszy, że dobrze leżą, poleciałam się bawić. Szalałam na parkiecie w błyskach lamp stroboskopowych i czułam się jakoś luźno (jak Głodny Owoc na spacerze). A kiedy, już przed powrotem do domu, wyszłam do toalety okazało się, że szew puścił. Na całej długości. Nie wiem, czy ktoś to zauważył, bo koszula była długa, prawie do kolan. A palto miałam do pół łydki, więc nic nie było widać, tylko zimno mi jakoś było. Ale gorszy obciach przeżyłam, kiedy przygotowując się do występu (tańczyłam w zespole folklorystycznym) postanowiłam dopleść sobie wcześniej warkocze w komfortowych, domowych warunkach, a nie w ciasnej garderobie (a warkocze były piękne, z prawdziwych włosów i miałam je idealnie dobrane). Już pięknie uczesana, zaszłam po koleżankę, która mieszkała w następnej klatce. Traf chciał, że była w domu jej mama, a na dodatek bardzo dystyngowana ciocia, która pochwaliła moje włosy. Wyjaśniłam jej więc, że to nie moje własne, tylko doplecione. Wtedy weszła koleżanka, która podczas tej rozmowy przygotowywała się do wyjścia w drugim pokoju. - O! - powiedziała - Już sobie doplotłaś warkocze! Na co ja palnęłam: - Tak, co się będę potem z tym pieprzyć! Wszyscy zamarli, bo po pierwsze, "pieprzyć" to nie było słowo, którego mogła użyć młoda dziewczyna i to jeszcze w takim towarzystwie, a po drugie, wszyscy (oprócz cioci) wiedzieli, że ja tak się nie wyrażam, nawet w gronie rówieśników. Koleżanka i jej mama były raczej zdumione, ale ta dezaprobata we wzroku cioci... Teraz się z tego śmieję, ale wtedy zrobiłam się czerwona jak burak, a jeszcze potem koleżanka powiedziała, że przy tej cioci to w ogóle było coś strasznego. Ale że ona (koleżanka znaczy) rzucała zwykle takimi "słówkami" na prawo i lewo, także paniami na "k", i to w domu przy rodzicach, to myślałam, że wydam się taka bardziej na luzie. A tu taki zonk :D:D:D:D:D
Kiedyś też byłam w zespole ludowym. I moja już bardzo nie młoda jak na zespół koleżanka postanowiła wpleść te warkocze w domu i zrobić sobie makijaż sceniczny W autobusie wzięli ja za wariatke😁
Ja mialam stroj krakowianki ze slicznymi cekinowymi haftami na gorsecie, kwiecista spodnice i biala, cudna haftowana bluzke i korale, czerwone, cudne i buty na obcasie, takie po lydki czarne, sznurowane w rozmiarze 32.. Wyroslam z niego i dopiero wtedy zalozyli zespol folklorystyczny. Opiekowalam se za to kilka lat dzieciecym zespolem ludowym od strony wlasnie strojow, bo strona horegraficzna (tak to sie nazywa?) zajmowala sie pani Basia od muzyki i reszty. To byly czasy... rozmarzylam sie.
Echo, tym dzieciecym zespolem opiekowalas sie jeszcze w Polsce czy juz u Mikolaja? :)
Rybenka, ja pracowalam jako modelka, to wiesz chyba. Normalnie po pokazie zmywalam makijaz jeszcze w garderobie, ale kiedys nie zmylam i tak pojechalam do domu. A byl on, ten makijaz, taki jobtwojumac sceniczny, bo inaczej w jupiterach wygladalybysmy za blado. Te spojrzenia ludzi w tramwaju...
Ninka, Ty w ogole znasz brzydkiw slowa??? Wierzyc sie nie chce, a jeszcze mniej, ze ich uzywasz. :))))
Mój warszawski przyjaciel zaprosił mnie kiedyś do swojej pracy, aby mi ją ze szczegółami pokazać, no i nie byłabym sobą, gdybym nie zaliczyła jakiejś wpadziochy. Zeszliśmy mianowicie do studia nagrań książki mówionej. Zawsze znajdzie się tam jakaś interesująca postać, bo książki nagrywają przede wszystkim aktorzy. No i się nie zawiodłam. Patrzyłam przez szybę, jak w sąsiednim pomieszczeniu czyta powieść Jacek Rozenek. W pewnym momencie pomylił się, przerwał czytanie, napił się wody ze szklanki i za pomocą rozmaitych przycisków porozmawiał z panem z reżyserki. W tym czasie uzewnętrzniłam swoje doznania. - Nie lubię tego typa – powiedziałam, odwracając się w kierunku przyjaciela. – Ma paskudną gębę. Wspomniany typ przelotnie obrzucił nas uważnym wzrokiem zza szyby, a może tylko mi się wydawało... Pan z reżyserki odwrócił się do mnie z rozbawioną miną. - Na drugi raz – powiedział wyraźnie ucieszony – gdy trzymam palec na tym guziczku, proszę nic nie mówić, bo tam słychać. Buraczkowa na twarzy wypadłam ze studia i z prędkością światła znalazłam się w gabinecie przyjacielaa kilka pięter wyżej. Zdaje się, że pobiłam rekord trasy.
To było zaraz po studiach. Przed 25 rokiem życia nigdy nie byłam na wsi, dlatego z wielkim zainteresowaniem wypytałam narzeczonego przyjaciółki, który pochodzi z gospodary po horyzont, czy świnie mają naprawdę takie ryjki jak na obrazkach. Zatchnęło go, gdy to usłyszał i zadziałał błyskawicznie: przygotował grunt i zaprosił mnie na uroczyste oględziny. Cała wieś wiedziała, że w niedzielę przyjedzie jedna taka przygłupia miastowa, co magistra ma, a świni w życiu nie widziała. Sprawę ryjków zbadałam empirycznie, wykonałam nawet stosowne fotografie i z niekłamaną przyjemnością spadłam z konia gratis aż ziemia jęknęła, ale gwóźdź programu nastąpił później. - Piłaś kiedyś mleko prosto od krowy? – zapytał narzeczony przyjaciółki. – Mama właśnie poszła doić. Napijesz się? - No jasne! – wykrzyknęłam entuzjastycznie. Na wszelki nabiał jestem pazerna do sześcianu, a za prawdziwe mleko oddałabym się byle komu. Już po chwili dostałam kubek, na który rzuciłam się zachłannie. - Pyyyyszne! – oblizałam się z rozkoszą. – Ale po co grzałeś? Ja lubię zimne. W pokoju zapadła gwałtowna cisza, którą następnie rozdarła salwa śmiechu. Nie pamiętam, kto pierwszy się uspokoił i wyjaśnił mi, jak zrobiłam z siebie głupa. Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat, ale po dzień dzisiejszy gospodarz otwiera mi drzwi z pytaniem: „ale po co grzałeś?” na ustach.
Jakby Wam było mało, to proszę następne: Kolejny raz wygłupiłam się na wczasach w Rymanowie. Szłyśmy sobie spacerem. Kulka z Wroną i Kościotrupem pogrążyły się w rozmowie, tabun dzieci kłębił się wokół nas w dowolnych i zmiennych konfiguracjach, a ja zamykałam grupę, wlokąc się pogrążona w zamyśleniu. Nałogowo kontemplowałam uroki bliższej i dalszej przyrody. W pewnym momencie coś w krajobrazie mi nie zagrało. - Stójcie! – gestem przywołałam do siebie dziewczyny. – Popatrzcie na to. - No, co? – zapytała Kulka obojętnie i wzruszyła ramionami. - No to popatrz na to! – zniecierpliwiłam się. - Widzę przecież. No i cóż takiego? - Jak to: co?! – zdenerwowałam się. Ślepa, czy jaka? Przed nami rozpościerało się coś na kształt zagonu jakiegoś beznadziejnie nieatrakcyjnego zielska z rzadkimi, drobnymi, zupełnie niedekoracyjnymi białymi kwiatkami. Ni w pięć, ni w dziewięć. - Nie razi cię to dziwne coś? Po jaką cholerę ktoś posadził koło domu tak dużo takich potwornie brzydkich kwiatków? – zapytałam zniesmaczona osobliwym gustem właściciela ogródka. – Nie było ładniejszych? - Panie święty, zmiłuj się... – jęknęła Kulka i razem z Kościotrupem zaczęły szatańsko chichotać. – Przecież to ziemniaki! Tom się dowiedziała.
I jeszcze: Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że należę do gatunku ludzi, którym zawsze jest gorąco. Najczęściej paraduję więc po mieszkaniu w samej bieliźnie, co zdarza mi się także w zimie. Pewnego wczesnojesiennego dnia wpadłam do domu zziajana i głodna. Rozebrałam się, jak zwykle, do rosołu. W samych majtkach (bez biustonosza) robiłam sobie kanapkę, wzięłam kawę i usiadłam przy biurku. Nieśpiesznie włączyłam komputer. Pochyliłam się nad klawiaturą... i kątem oka zarejestrowałam coś dziwnego, czego do tej pory normalnie nie było w moim polu widzenia. Wyprostowałam się i spojrzałam w okno. Zrozumiawszy, co widzę, zamarłam. Tak jakoś zapomniało mi się, że gdzieś pod koniec lata zaczął się remont elewacji sąsiedniego bloku. Niedaleko moich okien wyrosły rusztowania. Na poziomie mojego piętra stało właśnie czterech facetów. Oparci niefrasobliwie o barierkę, z kanapkami w rękach, jedli drugie śniadanie i gapili się w moje okno...
Innym razem, jak co dzień, w stanie agonalnym (ze względu na porę) wsiadłam do autobusu, który powiózł mnie w kierunku pracy. Tak mniej więcej w połowie drogi poczułam dziwnie niestosowną wilgoć w okolicy ud. Może w innych okolicznościach byłoby to zjawiskiem pożądanym, ale w tak nieciekawej sytuacji?... Odruchowo podążyłam wzrokiem w kierunku swoich nóg i w pierwszej chwili nie zrozumiałam, co widzę. W drugiej zamarłam. Siedząc sobie wygodnie, na kolanach trzymałam torebkę i... worek ze śmieciami, który zabrałam z domu z myślą o wyrzuceniu go po drodze do śmietnika. Z worka na dodatek ciekło nie wiadomo co i anioł stróż ustrzegł, że nie był to olej ze śledzi! Na najbliższym przystanku wypadłam ze środka komunikacji i dyskretnie pozbyłam się balastu. Niestety, na powrót do domu i przebranie spódnicy nie było już czasu.
Dawaj Frauka jeszcze jakis obciach, fajnie sie czyta. Lepiej sie czyta niz samemu opowiada o faktycznych obciachach. Jakos tak wstyd. Ukonorujemy Cie jak tak 'kcesz'. Co Pantero na to?
Dawaj dawaj, świetnie się czyta ja znałam wieś bardzo dobrze, więc Twoje wiejskie wpadki mnie rozwalają:))) Ale brawo za to, że smakowało Ci ciepłe bo ludzi najczęściej wzdraga
A mi kiedyś w dramatycznych okolicznościach przeciekła podpaska, na wyjeżdzie, taki chłopak bardzo o mnie zabiegał, a ja z plamą w kroczu, do domu daleko, brrrr może dlatego nam nie wyszło???;)))
Nie no, Frau Be, Ciebie nikt nie jest w stanie przebic! Tym samym oglaszam Cie Krolowa Obciachu Wszechczasow. :))) Ja tez wprawdzie miastowa, ale wies odwiedzalam za dzieciaka i widywalam live swinskie ryjki oraz wiedzialam, ze mleko prosto od krowy jest cieple.
Rybenka, z obfitymi miesiaczkami zmagalam sie od poczatku, wiec kiedy owczesny chlopak zaprosil mnie do innago miasta do domu rodzicow, narobilam takich zabezpieczen, jak nigdy w zyciu, zeby czasem na przescieradlo nie pocieklo, co u mnie w domu zdarzalo sie nader czesto. Na przescieradlo polozylam folie i na tym spalam, a dodatkowo w majtkach mialam druga folie, w zmyslny sposob przymocowana agrafkami, zeby sie nie suwala.
O MATKO!!! Boże drogi, ile kobieta musi przejść... Jak sobie przypomnę ten miesiączkowy horror, to naparwdę jestem wdzięczna chorobie, że mi okres odebrała...
Ja juz tez mam wszystko poza soba i nigdy nie czulam sie szczesliwsza i wolniejsza. I pomyslec, ze niektore kobiety cierpia, ze nie maja juz okresu. Ja swojego tak mialam dosyc, ze chcialam, zeby mi macice usuneli, by wreszcie sie ta meka skonczyla. Nigdy nie bralam pigulek antykoncepcyjnych, a slyszalam, ze bardzo redukuja bole i krwawienia.
Frau Be, od tej strony jeszcze Cię nie znałam. Masz naprawdę fantastyczne opowieści! :))) Ja swoje wszystkie chyba ostatnio zapomniałam. Nie dzielę się więc, tylko czytam to, co napisaliście inni. Jak na razie Tobie przyznałabym nagrodę za najlepszy obciach!
Bede Ci przytrzymywala korone nad krolewska glowa, bo ciezko nosic tyle zlota i drogich kamieni bez posrednio na glowie. Wisienka bedzie trenen powozila. :)
Chwileczkę, chwileczkę, zaraz, zaraz! A gdzie uroczystości koronacyjne? Gdzie purpurowy dywan? Gdzie korona, berło i inne insygnia tudzież klejnoty? Gdzie heroldzi obwieszczający urbi et orbi? Gdzie hołdy?!
Ja kiedyś jak byłam pierwszy raz w Germanii sobie kupiłam koszule nocną myśląc że to duży tiszert. Poszłam w niej nawet na imprezę w Polsce. Do dziś mam traumę!
No i co? Ja tam spedzalam studniowke w koszulce nocnej z bufkami na rekawach i wlasnorecznie wyhaftowalam sobie przod. Troche byla przydlugawa ale na szczescie dluga troche kloszujaca sie spodnica ukryla czesc nocniejsza koszuli. Ja tam bylam z tego dumna. :) Pamietam tez wycieczke do Drezna i tam zakupy z listy przygotowanej przez polowe rodziny. Doszlam do punktu listy o nazwie halka. Wczesniej przygotowalam sobie wszelkie odpowiedniki potrzebnych towarow po niemiecku (wszak uczylam sie jesyka od 5 klasy szkoly podstawowej ale nigdy nie rozmawialam z autohtonem a bylo to juz liceum w polowie) i jakos utknelam na tej powiewnej, oplywajacej cialo, ukoronkowanej, na cienkich ramiaczkach halce dla babci. Tlumacze i tlumacze opisowo az sprzedawczyni zalapala (??) i radosnie wykrzyknela: HALECZKA??!! To i ja w usmiech: JA, jaaa! I nagle widze i slysze cos w ten desen: Haleczka, choc tu, potrzebny jezyk polski. Zakupilam nawet dla ojca takie gumki do podtrzymywania skarpet z pomoca Haleczki.
To ja pomyliłam w Niemczech mężczyznę z człowiekiem. Poprosiłam o dezodorant dla ludzi zamiast dla mężczyzn i sprzedawczyni dziwnie na mnie spojrzała, a potem oświadczyła, że wszystkie są dla ludzi.
JA kiedyś kompletnie nie znając niemieckiego jeszcze, chodziłam po ulicach małego misateczka pytając, gdzie się znajduje katolicka wisienka, jako, że wymawiałam Kirche jak Kirsche;) Ludzie uciekali tabunami i nie potrafili odpowiedzieć:p
Halka, taka pod sama spodnice nazywa sie Unterrock, a cala Unterhämdchen. A tak apropopo dobrej wymowy po niemiecku. Jak wiadomo, najpierw czlowiek uczy sie slow brzydkich i niecenzuralnych. Po niemiecku dupa to Arsch, ale tego R nie wymawia sie wyraznie. Ogladam kiedys pogrzeb, a ksiadz nadaje Asche zu Asche (proch do prochu), a ja hmmm... slysze dupa do dupy. Moja znajoma, blondynka zreszta, szukala na poczatku szamponu, a tu wszedzie byly szampony Schwarzkopf (taka firma, a po polsku znaczy czyrna glowa), w koncu spytala, czy dla blondynek tez sa jakies, bo wszedzie widzi same szampony dla brunetek. Schwül w odniesieniu do pogody znaczy duszny, a Schwul to meski homoseksualista. Ktos kiedys powiedzial, ze pogoda jest pedalska (Schwules Wetter) i tak nam sie to spodobalo, ze od tego czasu tylko tak okreslam duchote. Nasi niemieccy znajomi juz sie do tego przyzwyczaili. :)))
Frau, że Nicka powinnam zmienić? bardzo się mnie podoba, kurcze, pomyślę:)
Pantera, świetne z tym Schwarzkopf:PP A mój brat jak pierwszy raz jechał niemiecką autostradą to się dziwił, że każda miejscowość po drodze nazywa się Ausfart;))
Tez pierwszy raz czytalam Twoja przygode sikaniowa, ale swietnie opisalas, masz to poczucie humoru i dryk w pisaniu, swietna lekkosc piora. Ja jestem bardzo na luzie do jakichkolwiek moich obciachow, na pewno ich sporo bylo i jest, ale teraz po przeczytaniu Twojej przygody, zablokowalam sie na moje szpitalne sikaniowe przygody, bo to bylo jedno wielkie sikanie przez pol roku, wiekszosc dnia spedzalam w toalecie. Codziennie duza dawka Frusemide dozylnie czyli nie schodzenie z sedesu przez 3 godziny, stad to zamilowanie do sudoku, najczesciej przypieta do kroplowki, wizyty pielegniarek/pielegniarzy tez w toalecie. Przygoda z bezczelnym panem sprzataczem, ktory wpadl mi bezczelnie do toalety w momencie kiedy wstalam i podciagalam majtki, innym razem wielka cma mnie przestraszyla nawet bardziej niz sprzatacz, darlam sie z calych sil a byla to noc.
Znam Furosemid, dzieki niemu dalam rade wysikac jeszcze w Polsce kamien nerkowy. Najpierw biegalam do toalety, ale jeszcze nie zdazylam dojsc z powrotem do pokoju, kiedy znow musialam. Druga sesje zrobilam sobie w wannie, zaopatrzona w dobra ksiazke tak se lezalam w goracej wodzie i sikalam praktycznie bez przerwy, w wygodnej pozycji i bez nerwow. :))
Ja to nie pamietam, zebym kiedykolwiek narobila sobie obciachu. A nawet jak to mam to gleboko w czterech literach, przypadki sie zdarzaja, czy to moja wina ze mnie oczko w rajstopach polecialo? Albo ze jakies dwadziescia piec lat temu cale ognisko znajomym zarzygalam na zakonczenie balangi w ogrodzie? To nie moja wina ze mi wóde z sokiem pomaranczowym caly czas polewali. Albo to - jakies piec lat temu to bylo, mielismy impreze pracowa, po ktorej wszyscy poszlismy do baru. Lato bylo, siedzimy w ogrodku piwnym, juz po piwku czy dwoch zachcialo mi sie do toalety. Poszlam, zrobilam kulturalnie, zadna deska opuszczona czy posikane gacie, nic z tych rzeczy. Patrze, a tam cale spodenki (krotkie mialam bo goraco bylo) czerwone, bo nie przewidzialam wiadomo czego. Owszem sprzet w torebce mialam, wiec zalozylam, ale te spodenki. Wyszlam wiec z kabiny w samych majtkach, na szczescie w kibelku nikogo nie bylo, i przepralam jakos te spodenki w strategicznych miejscach pod biezaca woda. Niestety w kibelku nie bylo suszarek, wiec musialam zalozyc mokre na tylek. No i oczywiscie wygladalam jakbym sie posikala. Zwialam stamtad jak najszybciej, zeby mnie nikt nie zobaczyl, niestety musialam tak wracac autobusem do domu. W mokrych spodenkach, ziejaca piwskiem. Super.
Mialam bardzo duzo roznych wpadek, ale jakos mi nic w tej chwili nie przychodzi do glowy, albo jak przychodzi to nie nadawa sie dla szerokiej publiki;) Moze jednak napisze cos u siebie.
Twoja przygoda pęcherzowa niezbicie dowodzi, że nic co ludzkie nie jest nam obce. :) Dobrze, że była tam wystarczająca ilość ręczników!!! :) Zdarza mi się siadać na klapie (swojej, domowej), ale dzięki trzeźwiącemu dotknięciu zawsze jednak ją otwieram. :)))) Co innego, kiedy jest się daleko od klopa, że tam powiem. Pomyślę, czy mam co do opowiedzenia!
Frau Be zdecydowanie wymiata :))) i zasłużenie wygrywa koronę Królowej :))) Chociaż cała reszta też rewelacyjna, Oleńka robiąca siku na oczach rozbawionych dzieciaków też mnie rozśmieszyła, katolicka wiśnia też mi się podoba. Ogólnie zawsze chętnie czytamy o obciachowych zachowaniach innych :))) Ja niestety nic nie napiszę, bo nie pamietam jakichś tam obciachów, bo jesli były, to chyba zapomniałam ;)
No i widzisz Aniu? Nie miałaś pomysła a taki fajny post sie z tego zrobił! Chichram sie teraz czytając i cieszę się, żem nie jedna jedyna co sie ze swoimi obciachami ujawniła! Obciachowcy wszystkich krajów łączcie się!:-)))
Uratowalyscie ten post, bo nie wiem, co by z tego wyszlo, gdyby nie Wasze historie. Chyba bede czesciej zadawala Wam wypracowania, bo fajna zabawa z tego wyszla. :)))
Na pewno miałam jakieś obciachy, o których w tej chwili nie pamiętam. Opiszę wam obciach mojej sis z przed lat. Przychodzi rano do pracy, robi co swoje, po pewnym czasie wchodzi z papierami do następnego pokoju, widzi, że dziewczyny tak dziwnie na nią patrzą... - Taką krótką dziś spódnicę nasza kierowniczka założyła. Patrzy i w śmiech - Ja wcale nie mam spódnicy, tylko półhalkę. Innym razem przyszła w dwóch innych butach o podobnym kolorze.
I to do jakiej instytucji... Dobrze, że to była zima i miała płaszcz, zaraz pojechała do domu po spódnicę. Buty zapasowe miała pod biurkiem, to wybrnęła.
Ja sobie przypominam dwa takie zdarzenia.miałam 16 lat,były wakacje i chodziliśmy na basen.Przez pewien czas przyglądał mi się chłopak.On był z rodzicami i siostrą.I tak widywaliśmy się tam parę razy.Wiesz taki początek zauroczenia nieśmiałego.Pewnego razu zaprosił mnie do grania w piłkę.Oczywiście byli tam jego rodzice,siostra i chłopak siostry.No i zaserwował mocno do mnie tą piłką ja się z impetem podskoczyłam do góry i zleciał mi stanik od stroju kąpielowego.Tak jak stałam.ja wyrwawałam na koc.To siedziałam tam do wieczora.Tak mi było głupio,że nawet na nich nie patrzyłam.Druga wpadka.Jak miałam 14 lat trenowałam tenis stołowy.Na zawodach spodobał mi się chłopak,też trenował tenis ale w Brzegu Dolnym.Ukradkiem zawsze zerkałam na niego.Nieśmiało,był starszy jakiś trzy lata.Podkochiwałam się w nim skrycie.Pewnego razu na zawodach we Wrocławiu ja grałam mecz on siedział pod scianą z zawodnikami ze swego klubu.Piłaczka poleciała koło niego.żeby po nią pójść trzeba było przejść przez zabezpieczania aby te piłaczki daleko nie leciały.te zabezpieczenia były na całej długości sali .Było tam zawsze 6 stołow do tenisa.Ja zamiast przejść chciała się popisać skocznością.Skacząc zahaczyłam nogą .Przewróciłam wszystkie płotki i wylądowałam po jego nogami.Oczywiście mecz przegrałam.Byłam w takiej rozpaczy ,że zapomniałam jak się gra.
Boszsz... biedna Ty! I kto wie, czy tym nieudanym popisem skocznosci nie zmarnowalas sobie calego zycia. Moze to byl wlasnie ON? :)))) Ale to kuszenie golym biustem, to znow nie taka wtopa. No wiem, nie w wieku 13 lat. :)))))))
Mój obciach? Usłyszałam dzwonek do drzwi, zerknęłam na zegarek w duchu przeklęłam,że mąż znów zapomniał klucza od drzwi i poleciałam otworzyć drzwi w toplesie, bo właśnie się przebierałam. Otworzyłam migiem te drzwi, ale to nie był mój mąż, tylko jakiś obcy mi facet. Oboje wrzasnęliśmy "O rany", ja trzasnęłam drzwiami chyba waląc go nimi bo usłyszałam łomot. Do dziś nie wiem kto to był.I tak miał facet farta, że wtedy byłam tak mniej więcej w 22 wiośnie życia.Dziś by pewnie dostał zawału z przerażenia;)
Wlasnie sobie to wyobrazilam! :))))))))))))) A biedak od tego trzepniecia drzwiami stoczyl sie ze schodow i skonczyl w piwnicy, gdzie pewnie do dzisiaj lezy. :))) Dzisiaj to on nie dostalby zawalu, bo z racji wieku by juz niedowidzial. Najwyzej wspomnialby mimochodem, ze ubranko zapomnialas wyprasowac.;)
A czyta, bo lubi i nie zasnie bez przeczytania choc kilku kartek. Ostatnio przeczytalam "Cacko" Krystyny Sienkiewicz, a teraz mecze po niemiecku "Glückskind" Buergenthala, o ocalalym z wojny Zydzie.
A w zyciu! Gdzies mi kiedys mignal blog ksiazkowo-polecankowy, ale nie pomne tytulu. Nie, u mnie nie bylo i nie bedzie zadnych recenzji, ani ksiazkowych, ani filmowych. :)))
Nie bywałam jeszcze wtedy u Ciebie, historii nie znałam, poczytałam dzisiaj.Miałam podobną historię tylko z gorszym finałem. Byłam na zakupach z mężem i małoletnim dzieckiem, pokłóciliśmy się i zapomniałam przed powrotem skorzystać z toalety w markecie a sygnały już były naglące. Dowiozłam do domu, doszłam z parkingu i nie doniosłam ostatniego piętra do mieszkania. Mąż nie zauważył, dziecię chyba tak, ale uciekłam do łazienki, potem powiedziałam że chyba źle widziało.
OdpowiedzUsuńDo innych obciachów nawet przed sobą się nie przyznaję.
Dzieci zawsze zle widza, albo wiecej niz w rzeczywistosci, bo maja bardzo wybujala wyobraznie. :)))))
UsuńPamietam Twoja przygode z zamknieta klapa i siusiana klapa na calego.
OdpowiedzUsuńJa przezylam inna klape w swoim zyciu. Jest okres w ojczyznie, kiedy po pustych polkach i hakach w sklepach zaczyna sie bum sklepow nowych firm. Jesten w miescie wojewodzkim i mam nieodparty zamiar wstapic do takiego przybytku szczescia klienta i kupic chocby jakis malutki frykasik, ktory dawniej byl, przy odrobinie szczescia, uchwytny w Delikatesach lub w komisach. Wstepuje przez oszklone drzwi, wzrok porazaja oswietlenia sufitowe i krzatajace sie panie z obslugi, zdmuchujace niewidzialny pylek z towarow szczodrze upchanych na poklach. Nagle zatrzymuje sie przed piramida idealnie ustawionych jakichs puszek, moze z sardynkami albo nawet kawiorem (:D). Dech mi zaparlo. Setki, tysiace, miliony malych puszeczek od podlogi do sufitu. Wystarczyla setna sekundy (pewnie wypuscilam ten zatrzymany dech) i piramida zaczela sie walic. Najpierw cicho i powoli a potem ... potem wzielam nogi za pas i nawet nie pamietam jak bez okaleczen cielesnych pokonalam szklane drzwi. Slyszalam tylko gluchy lomot o te zamkniete za mna szybne wrota Sezamu (tak sie tez ten sklep nazywal). Nie czulam sie winna ale strach ma wielkie oczy i na zimne powinno sie dmuchac. Najgorsze jednak nastapilo pozniej. Na weeken wybieralam sie na zakupy do Wiednia... Zakupy diabli wzieli bo balam sie dotchnac nawet usmiechnietych bananow na polkach. Stalam sobie wiec w wielkim domu towarowym jak manekin na wystawie. Do tej pory trzymam sie z daleka od miejsc, ktore moga sie tak nawet od siebie rozsypac.
Zawsze uwazalam stawianie piramid w sklepach za cos najglupszego na swiecie, tylu jest przeciez roztargnionych ludzi, tyle nieuwaznych dzieci. Teraz jeszcze doszliby smartfonowi zombie. Ale chyba juz odchodzi sie od stawiania piramid, bo dawno zadnej nie widzialam, a kiedys choc jedna musiala byc w kazdym szanujacym sie sklepie.
UsuńPantero,nie znalam tej historii z pęcherzem-terrorystą😂😂Niezła jesteś😂😂.Ja teź zawsze przed wyjsciem z domu MUSZĘ go opróżnić,wystarczy kropla...to za kwadrans juz przechodzę męki.
OdpowiedzUsuńW niedługim czasie po ostatnim porodzie wybralam sie na spacer z Bubusiem.Szybko ubralam swoje spodnie,w ktorych chodzilam pare miesiecy przed porodem-poczułam dziwny luz...ależ sie ucieszyłam,wszak kilka dni wczesniej byly mega opiete i budda wylewal sie z przodu i po bokach.Bylam dumna ze w ciagu paru dni tak SCHODŁAM...
Idąc przez park jednak coś mi nie dawało spokoju,akurat nie było nikogo zaczelam obczajac te spodnie i ....jednak nie SCHUDŁAM,gacie pierdyknęły mi na d...i stąd ten luzik...Dobrze ze mam hadry dłùzsze to nie było nic widać.😁
:)))))))))))) Nie ma to jak optymistcznym byc! Rozbawilas mnie z samego rana, Owoc. Zycze Ci zatem schuscia bez peknietych gaci. :)))
UsuńMiło mi niezmiernie ;))))Ja wtedy po zdemaskowaniu prawdy bylam wściekła....
UsuńNo marzę by schuść..ale pani kochana wiesz ze to ani łatwe ani przyjemne,ale staram się😁
Tak na marginesie powiem,że czytam teraz książke Kasi Nosowskiej i opisywane akcje z walką z kilosami sa mi bliźniaczo podobne😬😈
Wiem, pani kochana, sama bylam grubom matkom, ale dalam rade, wiec i Ty dasz. Lato jest, Bubus musi przebywac na swiezym powietrzu, najlepiej w ruchu. A pchanie wozka z zawartoscia Bubusiowa to bardzo dobre cwiczenie, najlepiej pod gorkie. :)))
UsuńWróżka czy co?No juz już lada moment przeprowadzamy sie na konktetne górki...o Bubu to 13 kg cukru i szkodnika w jednym😂
UsuńJeszcze jest takie zdarzenie z lat mlodsci ale to tez i na torturach jaki i Olga bym nie powiedziala🤣
UsuńNo to po co sie chwalisz, robisz apetyt i pobudzasz ciekawosc czytajacych? He?
UsuńMam pewne wstydliwe zdarzenie z młodości, które do dzisiejszego dnia wsprawia mnie w zawstydzenie. Wie o nim tylko moja najbliższa przyjaciółka i chyba nawet na mękach nie ujawniłabym go na forum publicznym, tak bardzo jest żenujące. Ale powiem o innym, takze wstydliwym, jednak nie kneblującym mi ust. Też z siusianiem zwiazanym (bo w ogóle tych z siusianiem to miałam na pęczki!). Otóz jestem ci ja młode dziewcze na spacerze w parku z psem. Wokół żywego ducha a mnie bardzo juz przypiliło. Zatem kucnęłam ci ja za krzaczkiem i oddałam się tej przynoszącej ogromną ulgę czynności. A nazbierało mi sie tego tyle, że chyba wiadro sie ze mnie lało. Aż tu nagle słyszę głosy. Mnóstwo głosów. Odwracam głowinę a tu obok mojego krzaczka maszeruje całą wycieczka dzieciarni.Znikąd sie pojawili. Pies mnie nie ostrzegł tylko machał ogonem radośnie do tych gapiów. A ja z tym gołym tyłkiem na wierzchu i z niemożnością przerwania sikania(gdyz co sie zaczęło trzeba skończyć!).Czerwona na gębie, zlana potem ze wstydu lałam i lałam dalej a niewybredne komentarze ze strony wycieczki pogłebiały mój stres. Zamknęłam oczy (jak ten strus, co mysli, że jak on kogos nie widzi, to i jego nie widzą) i po paru chwilach nareszcie podciągnęłam gacie. Następnie zwiałam do domu nadal zdenerwowana. Dopiero w domu, opowiadajac to zdarzenie mamie tak sie rozchichotałam, tak spłakałam ze śmiechu, że stres minął. od tej pory jednak ilekroc jestem zmuszona siusiać w miejscach niby to odosobnionych sto razy się rozejrzę zanim zacznę!:-) Ufff!:-))
OdpowiedzUsuńNatychmiast wszystko sobie zobrazowalam, a co wiecej, bardzo poczulam sie w Twojej skorze, bo mnie bardzo czesto dopada gdzies na spacerze z psem. Latem to jeszcze nic, bo sporo jest gestych krzaczorow, kukurydzy, gdzie jako tako mozna sie ukryc, no i niewiele jest do sciagania i podciagania. Horror zaczyna sie zima, bo gole galezie niewiele zaslaniaja, a gdyby ktos nadciagal, jest tyle do ubierania, ze i tak czlowiek nie zdazy szybko wygladac normalnie. Mam na naszych trasach takie "bezpieczne" miejsca, z ktorych korzystam. .)))
UsuńOtóz to - zimą to nie dosc, że zdejmowania mnóstwo, to i jak najszybciej trzeba wszystko czynić, żeby tyłek nie zamarzł wraz z przyległosciami. Ja mam jeszcze teraz ten problem, że ulzyć sobie mogę jedynie jak moich psisk nie ma w poblizu, bo strasznie sie interesują tą czynnością, gdy ją widzą. A odganianie sie podczas czynnosci od czterech ciekawskich pysków nie nalezy do najłatwiejszych!:-)))
UsuńOtoz to, mozna niechcacy wyladowac tylkiem na mokrym (a moze juz zamarznietym) :)))))
UsuńRaz mi sie to przytrafiło, niestety!:-)
UsuńA jeszcze a propos przygód siusialnych, to zdarzyło mi się wykonywać ową pilną czynnośc tuż nad mrowiskiem.( Ślepota ze mnie zawsze była, to i nie dziwota.) No istna Telimena, tylko Tadeusza nie było wówczas żadnego w pobliżu. I dobrze!:-)))
P.S.
Zawiadamiam, że jest nowy odcinek na Karczmie!:-)
Chcialabym to zobaczyc. :)))))
UsuńO! Przypomniało mi się kilka takich wydarzeń. Opowiem o dwóch.
OdpowiedzUsuńW czasach studenckich wybrałyśmy się z dziewczynami na dyskotekę, jedną z pierwszych z ultrafioletem, więc włożyłam białą koszulę, a do tego własnoręcznie i na chybcika, przed samym wyjściem dopasowane spodnie. Skróciłam je i zwęziłam po wewnętrznych szwach. Ledwo je na siebie wciągnęłam, ale stwierdziwszy, że dobrze leżą, poleciałam się bawić. Szalałam na parkiecie w błyskach lamp stroboskopowych i czułam się jakoś luźno (jak Głodny Owoc na spacerze). A kiedy, już przed powrotem do domu, wyszłam do toalety okazało się, że szew puścił. Na całej długości. Nie wiem, czy ktoś to zauważył, bo koszula była długa, prawie do kolan. A palto miałam do pół łydki, więc nic nie było widać, tylko zimno mi jakoś było.
Ale gorszy obciach przeżyłam, kiedy przygotowując się do występu (tańczyłam w zespole folklorystycznym) postanowiłam dopleść sobie wcześniej warkocze w komfortowych, domowych warunkach, a nie w ciasnej garderobie (a warkocze były piękne, z prawdziwych włosów i miałam je idealnie dobrane). Już pięknie uczesana, zaszłam po koleżankę, która mieszkała w następnej klatce. Traf chciał, że była w domu jej mama, a na dodatek bardzo dystyngowana ciocia, która pochwaliła moje włosy. Wyjaśniłam jej więc, że to nie moje własne, tylko doplecione. Wtedy weszła koleżanka, która podczas tej rozmowy przygotowywała się do wyjścia w drugim pokoju.
- O! - powiedziała - Już sobie doplotłaś warkocze! Na co ja palnęłam: - Tak, co się będę potem z tym pieprzyć!
Wszyscy zamarli, bo po pierwsze, "pieprzyć" to nie było słowo, którego mogła użyć młoda dziewczyna i to jeszcze w takim towarzystwie, a po drugie, wszyscy (oprócz cioci) wiedzieli, że ja tak się nie wyrażam, nawet w gronie rówieśników. Koleżanka i jej mama były raczej zdumione, ale ta dezaprobata we wzroku cioci... Teraz się z tego śmieję, ale wtedy zrobiłam się czerwona jak burak, a jeszcze potem koleżanka powiedziała, że przy tej cioci to w ogóle było coś strasznego. Ale że ona (koleżanka znaczy) rzucała zwykle takimi "słówkami" na prawo i lewo, także paniami na "k", i to w domu przy rodzicach, to myślałam, że wydam się taka bardziej na luzie. A tu taki zonk :D:D:D:D:D
Kiedyś też byłam w zespole ludowym. I moja już bardzo nie młoda jak na zespół koleżanka postanowiła wpleść te warkocze w domu i zrobić sobie makijaż sceniczny
UsuńW autobusie wzięli ja za wariatke😁
Ja mialam stroj krakowianki ze slicznymi cekinowymi haftami na gorsecie, kwiecista spodnice i biala, cudna haftowana bluzke i korale, czerwone, cudne i buty na obcasie, takie po lydki czarne, sznurowane w rozmiarze 32.. Wyroslam z niego i dopiero wtedy zalozyli zespol folklorystyczny. Opiekowalam se za to kilka lat dzieciecym zespolem ludowym od strony wlasnie strojow, bo strona horegraficzna (tak to sie nazywa?) zajmowala sie pani Basia od muzyki i reszty. To byly czasy... rozmarzylam sie.
UsuńEcho, tym dzieciecym zespolem opiekowalas sie jeszcze w Polsce czy juz u Mikolaja? :)
UsuńRybenka, ja pracowalam jako modelka, to wiesz chyba. Normalnie po pokazie zmywalam makijaz jeszcze w garderobie, ale kiedys nie zmylam i tak pojechalam do domu. A byl on, ten makijaz, taki jobtwojumac sceniczny, bo inaczej w jupiterach wygladalybysmy za blado. Te spojrzenia ludzi w tramwaju...
Ninka, Ty w ogole znasz brzydkiw slowa??? Wierzyc sie nie chce, a jeszcze mniej, ze ich uzywasz. :))))
Mój warszawski przyjaciel zaprosił mnie kiedyś do swojej pracy, aby mi ją ze szczegółami pokazać, no i nie byłabym sobą, gdybym nie zaliczyła jakiejś wpadziochy. Zeszliśmy mianowicie do studia nagrań książki mówionej. Zawsze znajdzie się tam jakaś interesująca postać, bo książki nagrywają przede wszystkim aktorzy. No i się nie zawiodłam. Patrzyłam przez szybę, jak w sąsiednim pomieszczeniu czyta powieść Jacek Rozenek. W pewnym momencie pomylił się, przerwał czytanie, napił się wody ze szklanki i za pomocą rozmaitych przycisków porozmawiał z panem z reżyserki. W tym czasie uzewnętrzniłam swoje doznania.
OdpowiedzUsuń- Nie lubię tego typa – powiedziałam, odwracając się w kierunku przyjaciela. – Ma paskudną gębę.
Wspomniany typ przelotnie obrzucił nas uważnym wzrokiem zza szyby, a może tylko mi się wydawało... Pan z reżyserki odwrócił się do mnie z rozbawioną miną.
- Na drugi raz – powiedział wyraźnie ucieszony – gdy trzymam palec na tym guziczku, proszę nic nie mówić, bo tam słychać.
Buraczkowa na twarzy wypadłam ze studia i z prędkością światła znalazłam się w gabinecie przyjacielaa kilka pięter wyżej. Zdaje się, że pobiłam rekord trasy.
Frau Be, no to faktycznie wtopa byla jak stad do Honolulu. :)))))
UsuńA co ja poradzę, że on ma naprawdę okropną gębę?
UsuńZnaczy Rozenek? :)))))))))))))))))))
UsuńNo tak!!!
UsuńOna ma oczy zbitego jamnika. :)))))
UsuńCzy przewidziałaś jakieś nagrody? Bo mam jeszcze więcej obciachowych kwiatków na koncie...
OdpowiedzUsuńDawaj
UsuńUfundujemy jakby co
Mówisz?...
UsuńNo dobra, daję następne.
UsuńTo było zaraz po studiach. Przed 25 rokiem życia nigdy nie byłam na wsi, dlatego z wielkim zainteresowaniem wypytałam narzeczonego przyjaciółki, który pochodzi z gospodary po horyzont, czy świnie mają naprawdę takie ryjki jak na obrazkach. Zatchnęło go, gdy to usłyszał i zadziałał błyskawicznie: przygotował grunt i zaprosił mnie na uroczyste oględziny. Cała wieś wiedziała, że w niedzielę przyjedzie jedna taka przygłupia miastowa, co magistra ma, a świni w życiu nie widziała. Sprawę ryjków zbadałam empirycznie, wykonałam nawet stosowne fotografie i z niekłamaną przyjemnością spadłam z konia gratis aż ziemia jęknęła, ale gwóźdź programu nastąpił później.
Usuń- Piłaś kiedyś mleko prosto od krowy? – zapytał narzeczony przyjaciółki. – Mama właśnie poszła doić. Napijesz się?
- No jasne! – wykrzyknęłam entuzjastycznie. Na wszelki nabiał jestem pazerna do sześcianu, a za prawdziwe mleko oddałabym się byle komu. Już po chwili dostałam kubek, na który rzuciłam się zachłannie.
- Pyyyyszne! – oblizałam się z rozkoszą. – Ale po co grzałeś? Ja lubię zimne.
W pokoju zapadła gwałtowna cisza, którą następnie rozdarła salwa śmiechu. Nie pamiętam, kto pierwszy się uspokoił i wyjaśnił mi, jak zrobiłam z siebie głupa. Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat, ale po dzień dzisiejszy gospodarz otwiera mi drzwi z pytaniem: „ale po co grzałeś?” na ustach.
Jakby Wam było mało, to proszę następne:
UsuńKolejny raz wygłupiłam się na wczasach w Rymanowie. Szłyśmy sobie spacerem. Kulka z Wroną i Kościotrupem pogrążyły się w rozmowie, tabun dzieci kłębił się wokół nas w dowolnych i zmiennych konfiguracjach, a ja zamykałam grupę, wlokąc się pogrążona w zamyśleniu. Nałogowo kontemplowałam uroki bliższej i dalszej przyrody. W pewnym momencie coś w krajobrazie mi nie zagrało.
- Stójcie! – gestem przywołałam do siebie dziewczyny. – Popatrzcie na to.
- No, co? – zapytała Kulka obojętnie i wzruszyła ramionami.
- No to popatrz na to! – zniecierpliwiłam się.
- Widzę przecież. No i cóż takiego?
- Jak to: co?! – zdenerwowałam się. Ślepa, czy jaka? Przed nami rozpościerało się coś na kształt zagonu jakiegoś beznadziejnie nieatrakcyjnego zielska z rzadkimi, drobnymi, zupełnie niedekoracyjnymi białymi kwiatkami. Ni w pięć, ni w dziewięć.
- Nie razi cię to dziwne coś? Po jaką cholerę ktoś posadził koło domu tak dużo takich potwornie brzydkich kwiatków? – zapytałam zniesmaczona osobliwym gustem właściciela ogródka. – Nie było ładniejszych?
- Panie święty, zmiłuj się... – jęknęła Kulka i razem z Kościotrupem zaczęły szatańsko chichotać. – Przecież to ziemniaki!
Tom się dowiedziała.
I jeszcze:
UsuńCi, którzy mnie znają, wiedzą, że należę do gatunku ludzi, którym zawsze jest gorąco. Najczęściej paraduję więc po mieszkaniu w samej bieliźnie, co zdarza mi się także w zimie. Pewnego wczesnojesiennego dnia wpadłam do domu zziajana i głodna. Rozebrałam się, jak zwykle, do rosołu. W samych majtkach (bez biustonosza) robiłam sobie kanapkę, wzięłam kawę i usiadłam przy biurku. Nieśpiesznie włączyłam komputer. Pochyliłam się nad klawiaturą... i kątem oka zarejestrowałam coś dziwnego, czego do tej pory normalnie nie było w moim polu widzenia. Wyprostowałam się i spojrzałam w okno. Zrozumiawszy, co widzę, zamarłam. Tak jakoś zapomniało mi się, że gdzieś pod koniec lata zaczął się remont elewacji sąsiedniego bloku. Niedaleko moich okien wyrosły rusztowania. Na poziomie mojego piętra stało właśnie czterech facetów. Oparci niefrasobliwie o barierkę, z kanapkami w rękach, jedli drugie śniadanie i gapili się w moje okno...
Innym razem, jak co dzień, w stanie agonalnym (ze względu na porę) wsiadłam do autobusu, który powiózł mnie w kierunku pracy. Tak mniej więcej w połowie drogi poczułam dziwnie niestosowną wilgoć w okolicy ud. Może w innych okolicznościach byłoby to zjawiskiem pożądanym, ale w tak nieciekawej sytuacji?... Odruchowo podążyłam wzrokiem w kierunku swoich nóg i w pierwszej chwili nie zrozumiałam, co widzę. W drugiej zamarłam. Siedząc sobie wygodnie, na kolanach trzymałam torebkę i... worek ze śmieciami, który zabrałam z domu z myślą o wyrzuceniu go po drodze do śmietnika. Z worka na dodatek ciekło nie wiadomo co i anioł stróż ustrzegł, że nie był to olej ze śledzi! Na najbliższym przystanku wypadłam ze środka komunikacji i dyskretnie pozbyłam się balastu. Niestety, na powrót do domu i przebranie spódnicy nie było już czasu.
UsuńEjże, co jest? To tylko ja się tu produkuję?!
UsuńChyba zostanę Królową Obciachu...
Dawaj Frauka jeszcze jakis obciach, fajnie sie czyta. Lepiej sie czyta niz samemu opowiada o faktycznych obciachach. Jakos tak wstyd. Ukonorujemy Cie jak tak 'kcesz'. Co Pantero na to?
UsuńNo tak, ja jestem kompletnie bezwstydna. Ale muszę sobie zrobić przerwę i wyjść, niestety.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDawaj dawaj, świetnie się czyta
Usuńja znałam wieś bardzo dobrze, więc Twoje wiejskie wpadki mnie rozwalają:)))
Ale brawo za to, że smakowało Ci ciepłe bo ludzi najczęściej wzdraga
A mi kiedyś w dramatycznych okolicznościach przeciekła podpaska, na wyjeżdzie, taki chłopak bardzo o mnie zabiegał, a ja z plamą w kroczu, do domu daleko, brrrr
może dlatego nam nie wyszło???;)))
Nie no, Frau Be, Ciebie nikt nie jest w stanie przebic! Tym samym oglaszam Cie Krolowa Obciachu Wszechczasow. :)))
UsuńJa tez wprawdzie miastowa, ale wies odwiedzalam za dzieciaka i widywalam live swinskie ryjki oraz wiedzialam, ze mleko prosto od krowy jest cieple.
Rybenka, z obfitymi miesiaczkami zmagalam sie od poczatku, wiec kiedy owczesny chlopak zaprosil mnie do innago miasta do domu rodzicow, narobilam takich zabezpieczen, jak nigdy w zyciu, zeby czasem na przescieradlo nie pocieklo, co u mnie w domu zdarzalo sie nader czesto. Na przescieradlo polozylam folie i na tym spalam, a dodatkowo w majtkach mialam druga folie, w zmyslny sposob przymocowana agrafkami, zeby sie nie suwala.
O MATKO!!!
UsuńBoże drogi, ile kobieta musi przejść...
Jak sobie przypomnę ten miesiączkowy horror, to naparwdę jestem wdzięczna chorobie, że mi okres odebrała...
No, no... to czekam na uroczystą koronację.
UsuńJa juz tez mam wszystko poza soba i nigdy nie czulam sie szczesliwsza i wolniejsza. I pomyslec, ze niektore kobiety cierpia, ze nie maja juz okresu. Ja swojego tak mialam dosyc, ze chcialam, zeby mi macice usuneli, by wreszcie sie ta meka skonczyla. Nigdy nie bralam pigulek antykoncepcyjnych, a slyszalam, ze bardzo redukuja bole i krwawienia.
UsuńFrau Be, od tej strony jeszcze Cię nie znałam. Masz naprawdę fantastyczne opowieści! :)))
UsuńJa swoje wszystkie chyba ostatnio zapomniałam. Nie dzielę się więc, tylko czytam to, co napisaliście inni. Jak na razie Tobie przyznałabym nagrodę za najlepszy obciach!
Frau Be jest nie do pobicia.
Usuńw kontekscie biustowego raka to dobrze, żeś nie brała:))
UsuńIw, to żenujące, że tak mało mnie znasz :))
UsuńPantero, w czasie koronacji będziesz moją Pierwsza Damą Dworu. Drugą Katolicka Wisienka :))
UsuńBede Ci przytrzymywala korone nad krolewska glowa, bo ciezko nosic tyle zlota i drogich kamieni bez posrednio na glowie. Wisienka bedzie trenen powozila. :)
UsuńFrau Be wygralas!!! Gratuluje!!!
UsuńMamy koronowana krolowa obciachu. :)))))
UsuńChwileczkę, chwileczkę, zaraz, zaraz!
UsuńA gdzie uroczystości koronacyjne?
Gdzie purpurowy dywan?
Gdzie korona, berło i inne insygnia tudzież klejnoty?
Gdzie heroldzi obwieszczający urbi et orbi?
Gdzie hołdy?!
Urbi et orbi to juz Twoja brocha, o reszte sie jakos, kiedys zatroszczymy.
UsuńJa kiedyś jak byłam pierwszy raz w Germanii sobie kupiłam koszule nocną myśląc że to duży tiszert.
OdpowiedzUsuńPoszłam w niej nawet na imprezę w Polsce. Do dziś mam traumę!
No i co? Ja tam spedzalam studniowke w koszulce nocnej z bufkami na rekawach i wlasnorecznie wyhaftowalam sobie przod. Troche byla przydlugawa ale na szczescie dluga troche kloszujaca sie spodnica ukryla czesc nocniejsza koszuli. Ja tam bylam z tego dumna. :) Pamietam tez wycieczke do Drezna i tam zakupy z listy przygotowanej przez polowe rodziny. Doszlam do punktu listy o nazwie halka. Wczesniej przygotowalam sobie wszelkie odpowiedniki potrzebnych towarow po niemiecku (wszak uczylam sie jesyka od 5 klasy szkoly podstawowej ale nigdy nie rozmawialam z autohtonem a bylo to juz liceum w polowie) i jakos utknelam na tej powiewnej, oplywajacej cialo, ukoronkowanej, na cienkich ramiaczkach halce dla babci. Tlumacze i tlumacze opisowo az sprzedawczyni zalapala (??) i radosnie wykrzyknela: HALECZKA??!! To i ja w usmiech: JA, jaaa! I nagle widze i slysze cos w ten desen: Haleczka, choc tu, potrzebny jezyk polski. Zakupilam nawet dla ojca takie gumki do podtrzymywania skarpet z pomoca Haleczki.
UsuńCudna przygoda z Haleczką!!
UsuńTo jak jest ta halka po germańsku??
Nie pamietam.
UsuńMoze jakies "Unterkleid".
UsuńTo ja pomyliłam w Niemczech mężczyznę z człowiekiem. Poprosiłam o dezodorant dla ludzi zamiast dla mężczyzn i sprzedawczyni dziwnie na mnie spojrzała, a potem oświadczyła, że wszystkie są dla ludzi.
UsuńJA kiedyś kompletnie nie znając niemieckiego jeszcze, chodziłam po ulicach małego misateczka pytając, gdzie się znajduje katolicka wisienka, jako, że wymawiałam Kirche jak Kirsche;)
UsuńLudzie uciekali tabunami i nie potrafili odpowiedzieć:p
Muszę powiedzieć, że "katolicka wisienka" brzmi rewelacyjnie i zdecydowanie powinnaś się przechrzcić.
UsuńHalka, taka pod sama spodnice nazywa sie Unterrock, a cala Unterhämdchen.
UsuńA tak apropopo dobrej wymowy po niemiecku. Jak wiadomo, najpierw czlowiek uczy sie slow brzydkich i niecenzuralnych. Po niemiecku dupa to Arsch, ale tego R nie wymawia sie wyraznie. Ogladam kiedys pogrzeb, a ksiadz nadaje Asche zu Asche (proch do prochu), a ja hmmm... slysze dupa do dupy.
Moja znajoma, blondynka zreszta, szukala na poczatku szamponu, a tu wszedzie byly szampony Schwarzkopf (taka firma, a po polsku znaczy czyrna glowa), w koncu spytala, czy dla blondynek tez sa jakies, bo wszedzie widzi same szampony dla brunetek.
Schwül w odniesieniu do pogody znaczy duszny, a Schwul to meski homoseksualista. Ktos kiedys powiedzial, ze pogoda jest pedalska (Schwules Wetter) i tak nam sie to spodobalo, ze od tego czasu tylko tak okreslam duchote. Nasi niemieccy znajomi juz sie do tego przyzwyczaili. :)))
Frau, że Nicka powinnam zmienić?
Usuńbardzo się mnie podoba, kurcze, pomyślę:)
Pantera, świetne z tym Schwarzkopf:PP
A mój brat jak pierwszy raz jechał niemiecką autostradą to się dziwił, że każda miejscowość po drodze nazywa się Ausfart;))
Zmień, Rybeńko, zmień - i to migusiem!
UsuńZ tymi Ausfahrtami tez slyszalam, wielu sie na to lapalo. :)))
Usuń:)))
Usuńnormalnie chyba nawet pasuje
tylko stracę fejm, bo kto mnie rozpozna??:p
I tak nie wiadomo, co to jest (ten fejm), to co Ci zależy, Wisienko?
Usuń:)))
Wisienko na torcie. :)))
UsuńKatolickim😆
UsuńTez pierwszy raz czytalam Twoja przygode sikaniowa, ale swietnie opisalas, masz to poczucie humoru i dryk w pisaniu, swietna lekkosc piora.
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo na luzie do jakichkolwiek moich obciachow, na pewno ich sporo bylo i jest, ale teraz po przeczytaniu Twojej przygody, zablokowalam sie na moje szpitalne sikaniowe przygody, bo to bylo jedno wielkie sikanie przez pol roku, wiekszosc dnia spedzalam w toalecie. Codziennie duza dawka Frusemide dozylnie czyli nie schodzenie z sedesu przez 3 godziny, stad to zamilowanie do sudoku, najczesciej przypieta do kroplowki, wizyty pielegniarek/pielegniarzy tez w toalecie.
Przygoda z bezczelnym panem sprzataczem, ktory wpadl mi bezczelnie do toalety w momencie kiedy wstalam i podciagalam majtki, innym razem wielka cma mnie przestraszyla nawet bardziej niz sprzatacz, darlam sie z calych sil a byla to noc.
Znam Furosemid, dzieki niemu dalam rade wysikac jeszcze w Polsce kamien nerkowy. Najpierw biegalam do toalety, ale jeszcze nie zdazylam dojsc z powrotem do pokoju, kiedy znow musialam. Druga sesje zrobilam sobie w wannie, zaopatrzona w dobra ksiazke tak se lezalam w goracej wodzie i sikalam praktycznie bez przerwy, w wygodnej pozycji i bez nerwow. :))
UsuńJa to nie pamietam, zebym kiedykolwiek narobila sobie obciachu. A nawet jak to mam to gleboko w czterech literach, przypadki sie zdarzaja, czy to moja wina ze mnie oczko w rajstopach polecialo? Albo ze jakies dwadziescia piec lat temu cale ognisko znajomym zarzygalam na zakonczenie balangi w ogrodzie? To nie moja wina ze mi wóde z sokiem pomaranczowym caly czas polewali.
OdpowiedzUsuńAlbo to - jakies piec lat temu to bylo, mielismy impreze pracowa, po ktorej wszyscy poszlismy do baru. Lato bylo, siedzimy w ogrodku piwnym, juz po piwku czy dwoch zachcialo mi sie do toalety. Poszlam, zrobilam kulturalnie, zadna deska opuszczona czy posikane gacie, nic z tych rzeczy. Patrze, a tam cale spodenki (krotkie mialam bo goraco bylo) czerwone, bo nie przewidzialam wiadomo czego. Owszem sprzet w torebce mialam, wiec zalozylam, ale te spodenki. Wyszlam wiec z kabiny w samych majtkach, na szczescie w kibelku nikogo nie bylo, i przepralam jakos te spodenki w strategicznych miejscach pod biezaca woda. Niestety w kibelku nie bylo suszarek, wiec musialam zalozyc mokre na tylek. No i oczywiscie wygladalam jakbym sie posikala. Zwialam stamtad jak najszybciej, zeby mnie nikt nie zobaczyl, niestety musialam tak wracac autobusem do domu. W mokrych spodenkach, ziejaca piwskiem. Super.
Jesu, no nie zazdroszcze! tRZEBA BYLO WEZWAC TAKSOWKE. :))))
UsuńMialam bardzo duzo roznych wpadek, ale jakos mi nic w tej chwili nie przychodzi do glowy, albo jak przychodzi to nie nadawa sie dla szerokiej publiki;)
OdpowiedzUsuńMoze jednak napisze cos u siebie.
Napisz koniecznie, juz ostrze sobie pazury na dobra lekture. :)))
Usuńjuz obietnica spelniona, nie sa to wielkie rewelacje, ale zdecydowanie za duzo na komentarz.
UsuńLece czytac :)
UsuńTwoja przygoda pęcherzowa niezbicie dowodzi, że nic co ludzkie nie jest nam obce. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że była tam wystarczająca ilość ręczników!!! :)
Zdarza mi się siadać na klapie (swojej, domowej), ale dzięki trzeźwiącemu dotknięciu zawsze jednak ją otwieram. :))))
Co innego, kiedy jest się daleko od klopa, że tam powiem.
Pomyślę, czy mam co do opowiedzenia!
W domu poczulabym natychmiast, ale na obcych nie siadam, wiec poczulam, kiedy zaczelo mi po nogach pryskac.
UsuńFrau Be zdecydowanie wymiata :))) i zasłużenie wygrywa koronę Królowej :)))
OdpowiedzUsuńChociaż cała reszta też rewelacyjna, Oleńka robiąca siku na oczach rozbawionych dzieciaków też mnie rozśmieszyła, katolicka wiśnia też mi się podoba.
Ogólnie zawsze chętnie czytamy o obciachowych zachowaniach innych :)))
Ja niestety nic nie napiszę, bo nie pamietam jakichś tam obciachów, bo jesli były, to chyba zapomniałam ;)
Bo takie rzeczy, co najmniej jesli chodzi o wlasna osobe, najchetniej sie zapomina, wyrzuca z pamieci, zeby sie nie dolowac. :))))
UsuńHerr Jesus! To aż strach się bać, co ja musiałam wyprzeć z pamięci...
UsuńKazdy z nas ma cos takiego wypartego, do czego nie przyznaje sie nawet samemu sobie.
UsuńNo i widzisz Aniu? Nie miałaś pomysła a taki fajny post sie z tego zrobił! Chichram sie teraz czytając i cieszę się, żem nie jedna jedyna co sie ze swoimi obciachami ujawniła! Obciachowcy wszystkich krajów łączcie się!:-)))
OdpowiedzUsuńUratowalyscie ten post, bo nie wiem, co by z tego wyszlo, gdyby nie Wasze historie. Chyba bede czesciej zadawala Wam wypracowania, bo fajna zabawa z tego wyszla. :)))
UsuńTak mało ma człowiek powodów do chichotu, że jak już zacznie, to trudno mu przestać, tak mu dobrze!~:-))
UsuńI jeszcze trzeba miec do siebie dystans, zeby moc o tym opowiadac. :)
UsuńNa pewno miałam jakieś obciachy, o których w tej chwili nie pamiętam. Opiszę wam obciach mojej sis z przed lat.
OdpowiedzUsuńPrzychodzi rano do pracy, robi co swoje, po pewnym czasie wchodzi z papierami do następnego pokoju, widzi, że dziewczyny tak dziwnie na nią patrzą...
- Taką krótką dziś spódnicę nasza kierowniczka założyła. Patrzy i w śmiech
- Ja wcale nie mam spódnicy, tylko półhalkę. Innym razem przyszła w dwóch innych butach o podobnym kolorze.
No to juz przegiecie, nie ubrac sie kompletnie do pracy. :)))))
UsuńI to do jakiej instytucji... Dobrze, że to była zima i miała płaszcz, zaraz pojechała do domu po spódnicę. Buty zapasowe miała pod biurkiem, to wybrnęła.
UsuńDwa rozne buty to jeszcze ujdzie. No i dobrze, ze choc haleczke zalozyla zamiast spodnicy, mogla przeciez w samych figach pojsc do roboty. :))))))))
UsuńJa sobie przypominam dwa takie zdarzenia.miałam 16 lat,były wakacje i chodziliśmy na basen.Przez pewien czas przyglądał mi się chłopak.On był z rodzicami i siostrą.I tak widywaliśmy się tam parę razy.Wiesz taki początek zauroczenia nieśmiałego.Pewnego razu zaprosił mnie do grania w piłkę.Oczywiście byli tam jego rodzice,siostra i chłopak siostry.No i zaserwował mocno do mnie tą piłką ja się z impetem podskoczyłam do góry i zleciał mi stanik od stroju kąpielowego.Tak jak stałam.ja wyrwawałam na koc.To siedziałam tam do wieczora.Tak mi było głupio,że nawet na nich nie patrzyłam.Druga wpadka.Jak miałam 14 lat trenowałam tenis stołowy.Na zawodach spodobał mi się chłopak,też trenował tenis ale w Brzegu Dolnym.Ukradkiem zawsze zerkałam na niego.Nieśmiało,był starszy jakiś trzy lata.Podkochiwałam się w nim skrycie.Pewnego razu na zawodach we Wrocławiu ja grałam mecz on siedział pod scianą z zawodnikami ze swego klubu.Piłaczka poleciała koło niego.żeby po nią pójść trzeba było przejść przez zabezpieczania aby te piłaczki daleko nie leciały.te zabezpieczenia były na całej długości sali .Było tam zawsze 6 stołow do tenisa.Ja zamiast przejść chciała się popisać skocznością.Skacząc zahaczyłam nogą .Przewróciłam wszystkie płotki i wylądowałam po jego nogami.Oczywiście mecz przegrałam.Byłam w takiej rozpaczy ,że zapomniałam jak się gra.
OdpowiedzUsuńBoszsz... biedna Ty! I kto wie, czy tym nieudanym popisem skocznosci nie zmarnowalas sobie calego zycia. Moze to byl wlasnie ON? :))))
UsuńAle to kuszenie golym biustem, to znow nie taka wtopa. No wiem, nie w wieku 13 lat. :)))))))
Widać skutecznie bo ten od biustu po 5 latach chodzenie został moim mężem.
OdpowiedzUsuńNo ale ten drugi mogl byc prawdziwym ksieciem z bajki. :)
UsuńMój obciach? Usłyszałam dzwonek do drzwi, zerknęłam na zegarek w duchu przeklęłam,że mąż znów zapomniał klucza od drzwi i poleciałam otworzyć drzwi w toplesie, bo właśnie się przebierałam.
OdpowiedzUsuńOtworzyłam migiem te drzwi, ale to nie był mój mąż, tylko jakiś obcy mi facet.
Oboje wrzasnęliśmy "O rany", ja trzasnęłam drzwiami chyba waląc go nimi bo usłyszałam łomot. Do dziś nie wiem kto to był.I tak miał facet farta, że wtedy byłam tak mniej więcej w 22 wiośnie życia.Dziś by pewnie dostał zawału z przerażenia;)
Wlasnie sobie to wyobrazilam! :))))))))))))) A biedak od tego trzepniecia drzwiami stoczyl sie ze schodow i skonczyl w piwnicy, gdzie pewnie do dzisiaj lezy. :))) Dzisiaj to on nie dostalby zawalu, bo z racji wieku by juz niedowidzial. Najwyzej wspomnialby mimochodem, ze ubranko zapomnialas wyprasowac.;)
UsuńNo mógł ,bo mąż zostawił mnie po trzech latach.
OdpowiedzUsuńWiedzialam! To byl on, a Ty, padlszy mu pod nogi, nie wykorzystalas sytuacji, zeby go blizej poznac. ;)
UsuńMoze jakies ciekawe ksiazki Panterka czyta? :)
OdpowiedzUsuńA czyta, bo lubi i nie zasnie bez przeczytania choc kilku kartek. Ostatnio przeczytalam "Cacko" Krystyny Sienkiewicz, a teraz mecze po niemiecku "Glückskind" Buergenthala, o ocalalym z wojny Zydzie.
UsuńTo moze jakis dzial minirecek polecajek? :)
UsuńA w zyciu! Gdzies mi kiedys mignal blog ksiazkowo-polecankowy, ale nie pomne tytulu. Nie, u mnie nie bylo i nie bedzie zadnych recenzji, ani ksiazkowych, ani filmowych. :)))
UsuńTo tylko napisz fajne to i wrzuć obrazek okładki :P
UsuńNie, no co Ty! Jest tyle blogow czytelniczych. :)
Usuń