Banery, ordery i inne bajery

środa, 8 stycznia 2020

Potrawy ulubione.

Zrodlo
Nigdy nie bylam niejadkiem, wprost przeciwnie, zawsze mialam dobry apetyt, ale nie na wszystko. A moi rodzice, szczegolnie ojciec, postanowili zywic mnie po swojemu. Wychodzili z zalozenia, ze to, co smakuje im, musi smakowac i mnie.
Zaczelo sie od zup mlecznych i nie to, ze ich nie lubilam, do dzisiaj uwielbiam mleko i bez niego nie wyobrazam sobie jadlospisu, a kawy to juz w ogole. Probowalam co prawda roznych erzacow sojowych czy innych, ale cofa mi sie po tych ohydnych podrobkach, moj zoladek pozostal niemowlecy i nie reaguje zle na mleko i jego przetwory. Dla mnie zycie bez nabialu nie mialoby sensu. Ale wracajmy do zupek, ktore musialam jadac na sniadania przez wiele lat. Lubilam wszystkie, owsianki, kaszkomannowe, z bulka w srodku, czy tam lane kluski. Ale rodzice upierali sie, ze to mleko ma byc gorace, wiec zawsze powstawala kwestia kozucha i moj na niego odruch wymiotny. No horror! Moje dzieci braly do tych kolorowych klockow (kornflakesow czy innych podobnych wynalazkow) mleko prosto z lodowki i wcinaly bez oporow. Ja do dzisiaj chetnie jadam na sniadania müsli z mlekiem. Zimnym!
Potem zaczely sie warzywka i znow, nie mialam generalnie nic przeciw warzywkom, ale niektore nie przechodzily mi przez gardlo i wielokrotne przymuszanie skutkowalo pawiem do talerza, ale mojego ojca niewiele bylo w stanie nauczyc i przekonac, wciaz probowal od nowa z brukselka, czerwona kapusta czy buraczkami. Do kapusty jakos sie przekonalam z biegiem lat, podobnie do mizerii, na pozostale nie moge patrzec do dzisiaj.
Zrodlo
Owoce wchodza mi bez oporow, nie lubie niektorych gatunkow jablek, to tez pozostalosc z dziecinstwa, kiedy to jadalo sie jablka "zimowe" dla uzupelnienia witamin, a te zupelnie mi nie smakowaly, byly jakies takie kartoflane, malo soczyste. W jablkach do dzisiaj jestem bardzo wybredna. Inne owoce pochlanialam bez obrzydzenia.
Wedliny to calkiem osobny rozdzial. Nie mogly byc doprawione czosnkiem, bo to jedna z rzeczy, na widok i odor ktorej mam natychmiastowy odruch wymiotny. Ja nie moglam nawet przyjmowac Alliofilu w tabletkach pokrytych polewa, bo pozniej przez caly dzien bardzo mi sie odbijalo. Wedlina musiala byc bez jednego punkcika tluszczu, a wiec szynka z okrojonym brzegiem, poledwica i jakas kielbasa typu mysliwska. Na widok salcesonu dostawalam niebezpiecznej czkawki, a przed kaszanka uciekalam gdzie pieprz rosnie. Ona miala w sobie mojego nastepnego wroga numer jeden - watrobke! Bo ja zadnych wnetrznosci nie jadam, zadnych cynaderek, plucek, watrobek, mozdzkow, ozorkow i kaszanek z czerninami. Mieso na obiad tez musialo byc czyste, zadnej blony, zylki czy chrzastki.
Ryby tylko filetowane bez osci, a tzw. owocow morza za zadne pieniadze, rakow, krabow, homarow czy niedajbuk ostryg posypanych kawiorem. Do takich obrzydliwosci mam zbyt plebejskie podniebienie. No i mieso moglo byc tylko ze swini, krowy lub drobiu, nie jadalam zadnego innego, zadnej baraniny, krolikow czy tam strusia.
A tego, czego nie znam, nie wezme do pyska, w restauracjach jem najczesciej schabowego, bo mam pewna gwarancje tego, co jem. Nie jestem ciekawa zadnych kulinarnych nowosci, nie zjadlabym grilowanego swierszcza czy innej tlustej gasienicy albo kwiczola czy golebia. No nie i juz!
Mnie nie jest latwo nakarmic, bo jestem wyjatkowo wybredna i brzydliwa, mnie nawet bialko ugotowanego jajka nie ma prawa sie ciagnac, za bardzo przypomina mi flegme.
Sami wiec widzicie, ze ze mna kulinarnie nie jest latwo.
A jak tam z tym u Was?





84 komentarze:

  1. jem wszystko co mi z talerza na drzewo nie ucieka procz mleka, nawet do kawy

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko!
    Nie zapraszam Cię na obiad!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo nic byś nie zjadła!!

      Usuń
    2. Nie no, jak mnie zaprosisz, to bedziesz wiedziala, ze czosnek jest tabu, no i masz juz powyzej rozklad jazdy, co ja w ogole jadam. Wiec tego... no! :)))

      Usuń
  3. Tak samo, jak Ciebie odrzuca czosnek w potrawach. Do tego nie zjem pora lub cebuli smażonej lub gotowanej. Surowe tak. No i oczywiście owoce morza, jak i kisiel. Galaretkę nauczyłam się jeść jako dorosła osoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat przepadam za smazona cebula, a galaretki i kisiele, jak wszystkie slodycze, uwielbiam. N awet mi nie przeszkadza kozuch na budyniu. :)))

      Usuń
  4. A ja myślałam że tylko ja tak mam, że mi przeszkadzają żyłki błonki itd!!! Aaaa! Siostro!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zjem wszystko, powiedzmy precyzyjniej spróbuję wszystkiego, no może oprócz karalucha czy innego świerszcza oraz ludziny.
    A moi starsi mieli podobną metodę jak twoi. Pamiętam, na szczęście już przez mgłę, puszczanie pawia również nosem, zupą mleczną, parówkami, oraz innymi ohydztwami, które wpychali we mnie z dobroci serca, w trosce o zdrowie swej córeczki. Brrrr. A to dobrzy ludzie są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No moi tez nie byli w sumie zlymi ludzmi, ale ten sposob wychowywania, taki autorytarny, bez prawa dziecka do wlasnego zdania. Ja wszystko musialam tak robic, jak chcial ojciec, rodzaj sportu jaki on uprawial, choc mnie to wcale nie interesowalo, studia tylko takie jak on sobie wymyslil i oczywiscie zdrowe jedzenie.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. No nie ma! Ja w zasadzie moglabym zywic sie wylacznie nabialem, zreszta jem coraz mniej miesa, a czyms trzeba je zastapic.

      Usuń
  7. Kożuch to zmora dzieciństwa i stołówkowej kawy czy kakao, zawsze tam były kożuchy.
    Zjem wszystko prócz egzotycznych owadów czy robali, lubię eksperymentować i próbować nowości.
    Kiedyś nie przełknęłam kisielu bo mi tata obrzydził, potem się nauczyłam. Czosnek lubię, cebulę też, tłuszczyk mi nie przeszkadza. Nie cierpię zapachu anyżku, nie jadam mięsa z królika, mleko też wolę zimne, pamiętam inny koszmarek z dzieciństwa gorące mleko z masłem i miodem na przeziębienie. Szpinak lubię i inne kapustki, tylko nie wszystko już mogę jeść.
    Zjadłabym jeszcze kiedyś nagrzanego słońcem pomidora prosto z krzaka, takie jadłam w dzieciństwie, smak niezapomniany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, pamietam te kolonijne zupy mleczne i kakauka oraz moje cierpienia z tym zwiazane, ale jak widac jakos przezylam. :))) Uwielbiam anyzek i jak normalnie nie pijam alkoholu, to na anyzowke zawsze sie skusze. Mleko z maslem i miodem uwielbiam do dzisiaj i czesto robie zamiennie z miodo-cytryna, kiedy lapie mnie przeziebienie.
      Szpinak lubie, ale nie powinnam, bo zawiera szczawiany, a te zle dzialaja na kamienie nerkowe. Jeszcze czasem gdzies na dzialce u kogos mozna spotkac te niegdysiejsze pomidory... Bo juz nie w sklepie.

      Usuń
  8. Nie jadam wszelakich podrobów, jeśli robię w domu pasztet to bez wątróbki. Źle przyswajam laktozę, toleruję tylko grecki jogurt, różne serki tylko o obniżonym poziomie laktozy. Źle przyswajam gluten,jem "bezglutenowo".Owoców morza nie jadam,ryb też nie.Jako wędliny preferuję upieczone mięso w postaci "na zimno, do chlebka" bezglutenowego. Uwielbiam czekoladę (85% kakao), wszystkie owoce, wszystkie orzechy, warzywka oprócz ostrej papryki, czosnek to jest dla mnie antybiotyk (robię czosnek z miodem).Uwielbiam indyjskie przyprawy, są u mnie stale, nie wyobrażam sobie życia bez łagodnego curry, kurkumy, garam masali, cynamonu.
    Zmorą dzieciństwa były "lane kluski na mleku", ale gdy już zamieniłam matkę na dziadków (rodzice mego ojca) to koszmarem było tylko mleko, bo musiałam codziennie wypijać w nim porcję wapnia, które wtedy było osiągalne tylko w postaci proszku a nie tabletek.Miałam ogólnoustrojowe zakażenie gruźlicze i musiałam to wapno łykać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, a ja z kolei robiac pasztet, zawsze robie z watrobka, a nawet pozniej jem to z apetytem, ale to jedyna postac watrobki, jaka mi przechodzi. Jak wspomnialam, moj zoladek pozostal niemowlecy i ja MUSZE pic mleko i jesc jego produkty, serki, twarozki, kefiry, jogurty, maslanki - no wszystko.
      Ja jestem zwolenniczka przypraw wloskich, bazylii, oregano, tymianku i takich tam, niespecjalnie lubie przyprawy indyjskie.
      Kiedys dzieciaki mialy przechlapane, jakies trany trzeba bylo pic albo inne paskudztwa, zeby uzupelniac witaminy i inne elementy.

      Usuń
  9. Teraz nie jest źle, jadam prawie wszystko; nie wyobrażam sobie jednak zjedzenia np. królika, dla mnie to zwierzę domowe jak kot czy pies. Zresztą jem coraz mniej mięsa, ze względów ideologicznych. Nie zjem też nic żywego - ostryga prosto z muszelki nie wchodzi w grę - i nic co choćby przypomina smakiem tran, np sushi. Owady mogłabym jeść, ale w postaci mączki. Podobno jest bardzo odżywcza :D
    Jednak jako dziecko miałam przerąbane - nie lubiłam bardzo wielu potraw. Zdarzał się, że ojciec wieszał pas na oparciu mojego krzesła i musiałam jeść pod groźbą lania. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś oberwała, ale nie pamiętam, czy w końcu zawsze wszystko zjadałam. Chyba jednak nie :D
    Na dodatek nie lubiłam słodzić. Na koloniach cierpiałam męki, bo wszystkie napoje były przesłodzone, i zupy mleczne oczywiście też. Czasem, na bardziej wypasionych koloniach, podawano niesłodzone zupy, a do tego cukier i sól - wtedy byłam szczęśliwa, bo z zup mlecznych słodzę wyłącznie kaszkę manną, inne solę i to nie za wiele.
    Kiedy byłam w pierwszej ciąży, reagowałam odruchem wymiotnym na kakao i do dziś go nie lubię, choć już nie do tego stopnia. Wypiję ostatecznie, ale musi być gorące, mocne i nie za słodkie. A kożuch zdejmuję po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podobnie, nigdy nie zjadlabym koniny, bo to dla mnie kanibalizm, podobnie jak ludzina czy psina. Ale podobno podczas glodu wojennego ludzie nie wahali sie jesc gorszych rzeczy, oby nas to nigdy nie spotkalo.
      Ninka, mamy cos wspolnego, ja tez strasznie nie lubie ulepkow do picia, choc slodycze wciagam bez proszenia, ale kawe czy herbate pije gorzka. Dziwne, co nie?

      Usuń
    2. Najlepsze mieso jakie jadalam w zyciu to konina.Kielbasa podsmazana taka pieknie czerwona pychota !!!W Stalowej Woli byk sklep z konina od zawsze nie wiem czy jeszcze jest.Pamietam jak jedna ciotka, ktora ponoc koniny w zyciu by nie zjadla nawet w obliczu smieci glodowej wpierniczla konine tylko jej sie uszy trzesly przekonana, ze to mloda wolowinka .Po ok 2 godz jej maz nie mogl wytrzymac i zaczal parskac i udawac, ze rzy(rrzy) nadal udawala, ze jadla wolowe bo ona ma zdolnosc wyczuwania "swinstwa" na kilometr .Ja wyczuwam mleko na kilometr zwlaszcza tzw zsiadle nawet jak widze innych jedzacych kwasne mleko to mam odruchy wymiotne.Od 6 roku zycia wypilam moze 3 szklanki goracego mleka Jem sery zolte kilka razy na rok , sernik czesciej i mimo przekroczenia 50 lat mam swoje zeby i nigdy zadnej kosci nie zlamalam .

      Usuń
    3. Kanibalka!!! Jak mozna jesc konia? To jakbys jadla czlowieka albo psa. Nie twierdze, ze rozpoznalabym konine po smaku, byc moze nie, ale swiadomie nigdy w zyciu. Moim rodzicom znajomi zaserwowali kielbase z nutrii, zjedli, bo nie wiedzieli, co to jest, ale tez swiadomie nie wzieliby do ust.
      A zsiadle mleko pijemy litrami, zwlaszcza latem, bo cudnie gasi pragnienie.

      Usuń
    4. bardziej czuje sie kanibalka jedzac kwistego stejka , bo wpierniczam krowe karmicielke a kon to taki ladnay traktor

      Usuń
    5. Krowa jest do jedzenia, kon do podziwiania.

      Usuń
  10. Ja to tak jak Ty ale tylko do polowy wpisu. Bylam straszliwym niejadkiem jako dziecko, jak mnie moi rodzice wykarmili to ja nie wiem. Rosolek lubilam, ale bez makaronu, nozke z kurczaczka, zadnej piersi bron bosze, chlebek tylko z maselkiem i rzodkiewka na wiosne a z serkiem w zimie. Z warzyw to tylko pomidor i ogorek, za to owoce jak lecialo. W czasach liceum zaczelam miec wieksza swiadomosc zywieniowa i wtedy postanowilam, ze bede probowac wszystkiego, nawet owsianke i marchewke. I tak mi zostalo. Jem tluszczyk z szynki czy boczku, no chyba ze za duzo to nie. Podroby zjem ale nie powiem ze sa moje ulubione. Bardzo lubie owoce morza i ryby, ale tez nie powiem ze sa najlepsze w smaku, bo jednak najlepsze dla mnie miesko to jest wieprzowina. W chwili obecnej jedyne czego nie jem to jogurty bo mi szkodza. Jablka mi tez szkodza ale czasami przemycam. Teraz jestem swiadoma tego co jem i co jest dla mnie dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo nie ma jak dobry schabowy, nic go nie przebije! :)))
      Na razie mam mocny zoladek i mam nadzieje, ze taki zostanie i bede mogla jesc wszystko, co lubie. Mam odrobine popsuta watrobe, bo jako dziecko chorowalam na zoltaczke i jak pogrzesze kulinarnie, to potrafi mi sie to przez pol dnia "przypominac" w odbijaniu, ale poza tym jem wszystko co lubie.
      One apple a day keeps doctor away, wiec staram sie jesc codziennie. ;)

      Usuń
  11. ej, no to zupełnie odwrotnie niż ja. Ja już nie wezmę do pyska schabowego, klusków, mąki białej etcetera etcetera czy klasycznego polskiego żarła, ani żadnego mięcha. Za to z radością odkrywam nowe wegańskie smaki )))))
    w dzieciństwie mnie katowano owsiankami, mlecznymi zupami, zacierkową z kluskami a ja konsekwentnie puszczałam pawia w te zupy. Dziś jem owsiankę na wodzie co rano. Z radością bym zjadła zacierkową ale wegańską oraz do dziś nie tknę krupniku. choć kaszę uwielbiam.I tak o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co Ci powiem, jadam coraz mniej miesa, praktycznie od wielkiego dzwonu i moj organizm o nie nie wola, a kiedy zawola, to sobie gotuje. Ale gdybym tak zupelnie miala skreslic z jadlospisu wszystko, co kiedys lubilam, bo ideologia, bo niezdrowe, to od razu polozylabym sie do trumny, bo po co zyc? Zostalam wychowana na schabowych i roladach wolowych, szynce i mleku, wiec nie bede na starosc zmieniac drastycznie diety, wystarczy, ze palenie rzucilam.

      Usuń
  12. a warzywa w każdej ilości i postaci. Pomidor, ogórek każdy, BURAK, marchewka, pietruszka w całości, szpinak, seler, jarmuż, cukinia, kabaczek, dynia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze dołożę ciekawostkę z dzieciństwa. Ponieważ rodzice bali się że będę miała krzywicę, piłam tran i LUBIŁAM. Stała w kuchni butla, nalewali na łyżkę, odrobina soli, do ręki dawali skórkę z chleba i łykałam, pogryzając chlebem. Nigdy nie protestowałam i to mi smakowało.
    Teraz tran robią smakowy, bez zapachu i nie taki tłusty, można pić, ale wolę piguły w zimie. Teraz bym chyba nie przełknęła tamtego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie na szczescie nie katowano tranem, nie wiem dlaczego, bo teoretycznie rodzice powinni to robic, jak wszyscy inni. Pamietam, ze w szkole za kare pojono tranem, ale ja bylam bardzo grzeczna, wiec mnie ominela ta przyjemnosc. :))) Nie znam smaku tranu, ale z opowiesci wiem, ze byl ponoc ohydny.

      Usuń
  14. Muszelki Chocapic z zimnym mlekiem, to mój smak dzieciństwa. :D
    Kożuch z budyniu lubię.
    Warzywa jadam tonami w surówkach. Codziennie robię też z nich soki.
    Mizeria od dziecka mi nie smakuje.
    Ryby sama sobie łowię, oporządzam i przyrządzam. Czasami filetuję, czasami bawię się na talerzu, zależy jaki gatunek. Jestem rybożercą od dziecka. Na Mazurach często wędkowałam w towarzystwie miejscowego kota. Te większe szły do siatki, a te mniejsze do pyska kota. I codziennie przybywało kotów koło mnie. ;D
    Z owoców morza to tylko krewetki. Smakują jak kurczak.
    W dzieciństwie moi rodzice próbowali mi wpoić, że mięso jest najważniejsze. Surówkę zawsze mogłam zostawić, ale mięso miało być zjedzone i już. Słyszę często od znajomych, że mieli w dzieciństwie to samo wychowanie.
    Dziś w wielu polskich domach kotlet zajmuje więcej miejsca na talerzu niż warzywa. Ja wyznaję odwrotność, mięsa mogę wcale nie jeść. Zresztą przez pół roku jadałam jak weganka i wyszło mi to na zdrowie. Potem przyjechałam do Polski, jadłam jak wszyscy i myślałam, że zejdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jem ryby bardzo chetnie, ale nie zabije i nie oprawie, choc moj tato byl zapalonym wedkarzem i zdarzalo mi sie z nim jezdzic i lowic ryby. Tyle ze po zlowieniu oddawalam je w jego rece.
      Za mojego dziecinstwa mieso nie goscilo codziennie na stolach, bylo drogie i rzadko w sklepach, wiec raczej obiady niedzielne byly pelnomiesne, w tygodniu byly np. kotlety mielone albo cos z kurczaka, oprocz dan bezmiesnych czy samych gestych zup.
      Ja juz nie zmienie diety, nie przejde na weganizm, bo choc mieso jadamy naprawde rzadko, to od czasu do czasu mam na nie zapotrzebowanie i tyle.

      Usuń
  15. Ja zup mlecznych nigdy nie lubilam, a njagorsze z nich to owsianka i grysik, ogolnie nie znosze poslodzonego mleka. Mlego do kawy i herbaty tak, ale bez cukru, kakao tez bez cukru. Budyniu nie trawie, ciezko mi go nawet przelknac, grozi to odruchem wymiotnym, zreszta mam problem z przelknieciem wszelkich potraw ktore sa w konsystencji papinki dla niemowlat. A wspomnianego grysiku, nie lubie pod zadna postacia, poza ciastem grysikowym ktore kiedys pieklam.
    Warzywa wszystkie te ktore znam lubie, na surowo i gotowane, buraki tez. Uwielbiam czosnek, cebule i por, go kazdego miecha dodaje duzo czosnku i cebuli, lubie je gotowane, smazone i surowe.
    Wieprzowiny nie jadam, chyba ze w bigosie, kiedys jadlam a potem przestala mi smakowac. Miesa jem coraz mniej, nie dlatego, ze nie luie, a dlatego, zejest coraz gorszej jakosci, podobnie mam z wedlinami.
    Bardzo lubie rozne kasze i ryz, uwielbiam grzyby ale kupic moge telko pieczarki.
    I kocham owoce, te mogla bym jesc na tony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie mozesz sobie przywiezc z Polski grzyby suszone? U nas na szczescie w lasach grzybow nie brakuje, to sobie zbieramy na wigilie i nie tylko.
      My tez jemy coraz mniej miesa, a kiedys moj slubny nie wyobrazal sobie obiadu bezmiesnego, musial jesc mieso. Ale czasy sie zmieniaja, a mieso jest tak drogie, zwlaszcza to ekologiczne, ze nas nie stac.

      Usuń
    2. Jesli chodzi o grzyby, to w Angli wolno je zbierac w niewielu miejscach i w malej ilosci, a kary sa wysokie, poza tym ja sie na nich nie znam. A jak jestem w Polsce, to nigdy nie pamietam o grzybach. Ale, sa gorsze rzeczy w zyciu, niz brak grzyowej ... ;-)
      Kiedys poogladalam sobie ekologicznego kurczaka w sklepie i nie roznil sie niczym od tego zwyklego, no chyba, ze wezmiemy pod uwage naklejke i cene, to roznica byla znaczna ...

      Usuń
    3. No ja nie wyobrazam sobie wigilii bez zupy grzybowej, kapusty z grzybami do pierogow, no i bigosu bez grzybow.
      Ja kiedys z niewiedzy wzielam ze stoiska miesnego naprawde duzo miesa na bigos i na szczescie, zanim doszlam do kasy, spojrzalam na cene i pomyslalam, ze rzeznik na stoisku sie pomylil. A potem dostrzeglam, ze to stoisko miesa ekologicznego. Odlozylam wszystko i ucieklam ze sklepu, a mieso kupilam gdzie indziej za 1/3 tamtej ceny.

      Usuń
    4. Nie wiem jak w Europie ale u nas mozna dostac suszone super borowiki (same kapelusze) prosto z Polski zamawiajac przez Amazon. Ja nie zamawiam, bo generalnie Amazon jest u mnie na osobistej czarnej liscie, a grzyby kupuje w polskim sklepie. W listopadzie nabylam 4 spore wianuszki i mam zapas, przechowujs sie swietnie w szklanych sloikach. Robie tak od 30 lat wiec mam doswiadczenie:)) Uzywam grzyby czesto wiec musze miec.

      Usuń
    5. Ja tez czesto uzywam, np. do sosow. Na szczescie mam las niedaleko, a tam sa grzyby. Mamy wiec trzy w jednym, swieze powietrze, wybieganego psa i grzyby do jedzenia. :)

      Usuń
  16. Na Twoim wyzywieniu umarlabym nie tylko z nudow ale i z glodu:)) Nie cierpie schabowego takiego "po polsku" w panierce z bulki. Owszem moge zjesc pieczony czy grilowany kotlet schabowy, ale to bardzo rzadko. Wieprzowina nie jest moim ulubionym miesem zdecydowanie wole dobry krwisty steak a juz szczegolnie uwielbiam jagniecine. Na sama mysl jak to pisze to juz mi slina cieknie po klawiaturze:)))
    Kocham wszelkie owoce morza. Kuchnia tajska, hinduska i meksykanska (w takiej kolejnosci) to moje faworytki. Polska? gdzies na samym koncu listy, bo jest nudna. Nawet tu gdzie jest dostep do wszystkiego polska kuchnia jest jedna z najgorszych, bo Polacy znaja tylko sol (w nadmiarze) i pieprz, no czasem jeszcze papryke. Ale juz inne przyprawy czy nie daj buk ziola to sa im zupelnie nieznane.
    Lata temu jak znajomi prosili czy moge im polecic polska restauracje, zawsze polecalam rosyjskie i mowilam "to prawie takie samo". Dlaczego? bo Rosjanie potrafia. Tam wchodzi konsument do restauracji i od drzwi jest gosciem obsluzonym jak celebryta. W polskich pani Jadzia siedzi w okienku i krzyczy "schabowy, pierogi, bigos... do odbioru" i konsument ma dygac do okienka po wlasny talerz. Wstyd. Owszem jest juz kilka restauracji w polskiej dzielnicy gdzie sa kelnerki ale kudy im do rosyjskiej obslugi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krwisty ?! - ojesu, nigdy w zyciu!!! Mieso musi byc dla mnie wypieczone do ostatniego wlokienka i gdybym zobaczyla po nakrojeniu krwawy plyn na talerzu, byloby dla mnie po jedzeniu. Jagniecia nie wezme do geby, bo to dziecko przeciez, a baraniny tez nie, bo smierdzi.
      Uzywam sporo ziol do gotowania, modyfikuje te polska kuchnie, oszczedzam tluszcz, stosuje oliwe zamiast smalcu, choc nie zawsze da sie ten smalec obejsc.

      Usuń
    2. Najzdrowsze do gotowania jest maslo klarowane tzw. ghee. Jest cholerycznie drogie ale ja potrafie sobie sama zrobic. Ma wysoka temperature spalania czyli nie przypala i nie smierdzi spalenizna. Smalec czasem kupuje jak mam zrobic pie bo to jednak konieczny dodatek zeby ciasto na pie bylo kruche.

      Usuń
    3. A propos krwistego steka, tylko taki jest miekki jak maselko oczywiscie z odpowiedniej wolowiny. Za moich czasow w Polsce nie bylo dobrej wolowiny, nie wiem jak teraz. Ale porzadny stek wypieczony do ostatniego wlokienka smakuje jak podeszwa od butow:)) jest twardy i mozna go zuc trzy dni.

      Usuń
    4. Dlatego wlasnie wole wieprzowine. Wolowine trzeba dlugo gotowac, zeby byla miekka. A w ogole to mieso jest przereklamowane, jemy go coraz mniej, juz nie tak czesto jak kiedys. Nie to, ze zostalismy nagle wegetarianami, ale jakos nie czuje potrzeby tak czestego jedzenia miesnych obiadow i wedlinowych kolacji.

      Usuń
  17. Pantero, nie wymienilas w nielubianych (niejedzonych) FLAKOW! Czyzbys je jadala?!?!? :)))))
    Bo ja nigdy!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, oczywiscie! To cus stoi u mnie na pierwszym miejscu na liscie potraw niejadalnych i napedzajacych pawia.

      Usuń
    2. Ha u mnie wszyscy w rodzinie lubili flaki oprocz mnie. Pamietam kiedys zostalam w domu sama z garem flakow i z ciekawosci skoro nikt nie widzial postanowilam sprobowac. I tak pokochalam flaki. Z tym, ze flaki musza byc gotowane na rosole wolowym (bez miesa wolowego) a nie jak to czesto ludzie robia na wodzie z gotowania flakow. Cieniutko pokrojone jak makaron i stawiajace lekki opor zebom (al dente) z dodatkiem odpowiednich przypraw sa pyszne. Tyle tylko, ze znow tym razem jestem jedyna, ktora flaki lubi:)) Wspanialy moze wypic rosolek z flakow ale cala reszta... blee... Junior tez sie nie zdazyl we flakach zakochac:))

      Usuń
    3. Jesu, juz sam opis, ten "lekki opor al dente" powoduje, ze zawartosc zoladka wedruje mi do gory. Bleee...

      Usuń
    4. Widocznie Aniu próbowano Cię karmić flakami nie do końca dobrze odgotowanymi. Ja zanim ugotuję flaki, to 6 - 7 razy je odgotowuję, a dopiero później gotuję. Mój Mąż flaki nauczył się jeść dopiero po ślubie, gdy spróbował flaków mojej Mamci i nigdy nie chciał jeść flaków swojej Mamy...

      Usuń
    5. Boguska, ja NIGDY W ZYCIU NIE JADLAM FLAKOW, nawet nie probowalam, nikt mnie tym nie usilowal karmic, bo u mnie tego czegos sie nie gotowalo. Na szczescie ani moja babcia, ani mama nie byly fankami flakow.

      Usuń
    6. Ja raz spróbowałam u koleżanki, w Łodzi zresztą ;) Były bardzo dobrze zrobione, z dużą ilością warzyw i mi naprawdę smakowały. Ale to ten jeden raz tylko.

      Usuń
    7. Mnie nikt nie zdolal namowic nawet do sprobowania tej flakowej zupy, nie i juz! Sama nazwa jest dla mnie tak odstreczajaca, ze apetyt odchodzi.

      Usuń
    8. Często lubię coś nowego spróbować i jem z ciekawości. Żeby potem powybrzydzać ;))
      Tak, jak z owocami morza - nie lubię, chociaż zdarzyło się mi spróbować. Małże np. - fuj i ble, jedną w życiu zjadłam i wystarczy.

      Usuń
    9. Ja tam jestem tfarda nie mientka, nie daje sie namowic na probowanie, bo wiem z gory, ze nie bede lubila. :)))

      Usuń
    10. Boguska, dokladnie tak musza byc kilkakrotnie obgotowane, zeby stracily zapach flakow. To jest podstawa.

      Usuń
    11. Ale odpychajacej nazwy nie straca, nawet po 100-krotnym gotowaniu :)))

      Usuń
  18. No więc tak. Nigdy nie byłam przymuszana do jedzenia. Ponieważ nie jadałam i mam to do dziś - śniadań, Mama nauczyła nas pić rano szklankę letniego mleka i kanapka do szkoły. Jeżeli nie chciałam jeść obiadu, mawiała "zgłodniejesz, to zjesz", a tato dopowiadał "jak się człowiek wypości, to zje i ości". W dorosłym życiu, wiele mi odrzuciło. Nie jadam owoców, warzyw, nabiału, nie pamiętam kiedy kupowałam mleko. Jadam wszystko chude, chociaż Bezowemu gotuję męskie potrawy, ale nawet nie skosztuję, czy dobrze posolone. Wiem, że się niezdrowo odżywiam i stale sobie obiecuję, że to zmienię.
    Czosnek to dla mnie zabójstwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawiodlas mnie, Bezowo, naprawde powinnas zmienic jadlospis i zaczac jadac owoce i warzywa. Nabial niekoniecznie, bo nie wszyscy dorosli dobrze znosza mleko i jego przetwory, ale wapn trzeba wciagac, bo grozi osteoporoza, w naszym wieku juz realnie, wiec nie ma na co czekac.
      Dobrze, ze choc z czosnkiem sie zgadzamy :*

      Usuń
  19. Mój ociec też miał zapędy dyktatorskie i pamiętam jak uczył mnie jeść krupnik, przy którym siedziałam pół dnia. Tylko że w naszym domu rzadko jadaliśmy wspólne posiłki i pewne rzeczy dało się obejść, a poza tym mama była liberalna i chroniła nas przed ojcem. Dawniej zupy bardzo często były zawiesiste i często z pływającą przysmażaną cebulką, nie cierpiałam takich zup, więc ich nie jadałam i zostało mi to do dzisiaj. Mleko lubię, ale zupy mleczne też w większości są zawiesiste, więc ich także nie jadałam i nie jadam.
    Zawsze lubiłam mięso i warzywa. Mama nauczyła nas jeść warzywa na surowo, na przykład kapuściane głąby, jako dziecko wsunęłam kiedyś całego surowego kalafiora, którego mama kupiła na zupę, uwielbiam kalarepkę. Lubię także owoce.
    Niestety moje zdrowotne zawirowania sprawiły, że od kilkudziesięciu lat jestem na jakieś diecie. Po radioterapiach mam problemy z jelitami i żołądkiem i praktycznie nie powinnam jeść surowizny i był taki okres, że wszystkie warzywa i owoce jadłam tylko gotowane. Teraz jem niektóre owoce i warzywa surowe, ale jak przesadzę to wysiadają mi jelita. Z rzeczy które uwielbiałam, a teraz nie jem już prawie zupełnie to grzyby.
    Grzyby tak lubiłam, że jako dziewięciolatka, pomagając mamie przy obieraniu, nażarłam się tyle surowych, że wylądowałam w szpitalu. Tatuś był na grzybobraniu ;)
    Nie wyleczyło mnie to z jedzenia grzybów na surowo, lubiłam sobie od czasu do czasu do czasu zjeść kawałek ususzonego grzybka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to bardzo Ci wspolczuje, ze nie mozesz sobie pofolgowac i jesc tego, co Ci smakuje i na co mialabys ochote. Bo na ogol te najlepsze potrawy sa najmniej zdrowe. Jak wlasnie grzyby, ale zeby je tak na surowo wciagac? :))) No i dobrze, ze tatus znal sie na grzybach, bo gdybys tak najadla sie muchomorow, to i szpital by Cie nie odratowal.

      Usuń
  20. Mleko jest fuj i niedobre ;) Od dziecka go nie lubiłam, ale wmuszano we mnie, jak większości dzieciom w tamtych czasach. Podejrzewam, że mam naprawdę nietolerancję laktozy, bo jak jem ciasto np., do którego było dodane mleko, to mam katar. Z mlekiem bez laktozy kataru nie mam.
    Mięsna też praktycznie nie jem, im dalej w las, tym wcale. Od dziecka zresztą, wolałam sery, dżemy, surówki niż mięso. Ale wiadomo - zjedz mięso, resztę możesz zostawić.
    Na całkowity weganizm nie przejdę, bo jem jajka, czy miód, czasem ser, używam masła... Jajka kupuję z wolnego wybiegu, albo od znajomych, czy rodziny. W moim odżywianiu się jest sporo ideologii, ale nikogo na nią nie nawracam, bo to nie ma sensu.
    A propos przypraw - używamy ich dużo u mnie w domu, bo mąż jest pasjonatem kuchni i lubi. Ja też ich różnych używam, bo za komuny to faktycznie tylko sól, pieprz, papryka i majeranek. A potem wegeta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam, jak bardzo brakowalo fajnych przypraw w kuchni, czasem ktos przywiozl z zagranicy, to sie czlowiek delektowal.
      Teraz szybko diagnozuje sie pacjentow z nietolerancja laktozy czy glutenu, za naszych czasow zmuszalo sie dzieci, nie baczac na sygnaly wysylane przez organizm.

      Usuń
  21. Lubię niemal wszystko. Wyjątkiem są ryby, te smażone to jem raczej z niewielką chęcią. Co dziwne śledzie czy jakieś szprotki zajadam jak mały odkurzacz. Z wędlinami mam do teraz tak, że wszystko co tłuste odpada. Dlatego wolę ser żółty, albo jakikolwiek inny. :D Ogólnie rzecz biorąc nakarmić mnie dość łatwo.

    W tej knajpie rzekomo był jakiś Włoch w kuchni. Wszystko zabiła według mnie ta atmosfera typu ,,bułkę przez bibułkę". Spiąłem się jakoś od razu i byłem na nie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam ryby, byle osci za duzo nie mialy, bo ciagle wydlubywanie ich spomiedzy zebow jest irytujace i psuje apetyt. Zwlaszcza morskie sa bardzo zdrowe, ale rzecznymi czy jeziornymi tez nie pogardze. Oczywiscie sledzie i szprotki tez wciagam. Natomiast te tzw. owoce morza sa bleee...

      Usuń
    2. Ryby są dla mnie słabe (poza wymienionymi, które mogą nawet być). Za to owoce morza to nawet bardzo lubię. :)

      Usuń
  22. Z ciekawoscia przeczytalam wszystkie preferencje i potwory kulinarne i dochodze do wniosku , ze jestem dziwadlo, bo lubie praktycznie wszystko : od mleka do flakow, poprzez wszelkie kuchnie swiata, owoce morza, a na chlebie ze smalcem skonczywszy. Zupy wszystkie lacznie mlecznymi na slodko :) I tak, tluszczyk na miesku moze byc, a stek tylko medium , w zyciu nie podeszwa. Musi byc lekko krwisty i to ja je smaze, bo tylko mi wychodza perfect. Grzyby mniam . Najblizej mi do Star - jedynie czego bym sie musiala u niej wystrzegac to koriarndru !:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kazda potrawe przyprawiam albo ziolami albo masa przypraw albo czosnkiem - nie wyobrazam sobie uzywac tylko sol i pieprz.

      Usuń
    2. Nie no, przyprawy oczywiscie, ale za wyjatkiem smierdzidla czosnkowego. Ja tam sypie ziola na bogato, mieszam, eksperymentuje ze smakami, ale tylko produktow, ktore znam i lubie. Z nowosciami jestem niezwykle asekurancka i zachowawcza.

      Usuń
    3. Wolno ci:)) Moja mama bardzo dobrze gotuje, jej dania zawsze byly super doprawione, ale uzywala tylko standardowych kiedys przypraw, a ja jakos tak plynnie przeszlam do innego repertuaru - i ciagle go rozszerzam, ale bez wariacji, probuje roznosci a jak cos zasmakuje to wchodzi do stalego menu :)))

      Usuń
    4. U nas tez kilka rzeczy weszlo, np. bambusy czy kielki do dan niby chinskich. Cos tam robie, zeby z nudow nie zemrzec. :))

      Usuń
    5. A popos flakow - poza tym ze ja uwielbiam dobrze doprawione polskie flaczki na rosole ( Anglicy obgotowuja na wodzie i podaja lyse gumy,) - to kiedys jadlam flaczki po rumunsku. Byly tez na rosole ale doprawiane papryka swieza i chili a w dodatku z dodatkiem slodkiej smietanki! Pychota 👍👍👍 ostatnio jadlam flaczki po zamojsku w typie jak gesty pikantny gulasz - swietne :)) 👍

      Usuń
    6. Chcesz mnie zabic tymi opisami? :)))

      Usuń
    7. He he, sle to naprawde dobre👍😃Twoje uprzedzenia bardziej biora sie z nazwy niz ze smaku. Mnie na przyklad nikt nie zmusilby do zjedzenia chrupiacych karalucjow czy innych insektow , ktorymi " w imie ochrony klimatu" chca nas zaczac zywic. Predzej zdechne :))) Rozumiem ze na Ciebie flaczki dzialaja podobnie :)

      Usuń
    8. Wlasnie tak! Na pytanie, czy zjadlabym flaki/karalucha/rzygowiny kota, zareagowalabym podobnie.

      Usuń
  23. Co do kozucha na mleku to mam taki sam odruch wymiotny jak Ty! nie znosze mleka goracego, jeszcze pamietam jak smierdzialo krowa, takie mleko najprawdziwsze od krowy i jaki na nim byl kozuch...brrrr....godzinami siedzialam nad garnusszkiem takiego zdrowotnego luksusu i sciagalam palcami ową strasznosc kozuchowa i wieszalam na brzegu garnuszka...Okropnosc! Do dzisiaj na sama mysl chce wymiotowac. Ale gorace mleko, bezzapachowe ubite na pianke i dolane do kawy lubie bardzo.
    Zup mlecznych nie znosze...
    Owocow morza tez nie za bardzo, nie jem, moze dwie krewetki przelkne. Moje wnuczki wcinaja te specjaly z wielkim apetytem. Nasze pokolenie w Polsce nigdy takich delicji nie ogladalo i z tego powodu chyba te opory.
    Owoce wszystkie! warzywa tez wszystkie...uwielbiam! a bez jablek trudno mi zyc, zjadam ich wielkie ilosci. Tutaj w Porto mako ich, juz tesknie z polskimi.
    Nie lubie zmierdzacych serow...ale na ogol jestem nie kapryszaca jezeli chodzi o jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smierdzacych serow tez w zasadzie nie lubie, ale kiedys sprobowalam gorgonzole i zakochalam sie w smaku, choc ten zapach starych skarpetek nadal mnie odrzuca :)))
      Za komuny byl przeciez rosyjski kawior skolko ugodno, ale ja nigdy nie odwazylam sie sprobowac, jakos mnie nie ciagnelo. Ja z gory wiem, ze nie bedzie mi smakowalo i zadna sila mnie nie przekona, ze moze byc inaczej. Byc moze w ten sposob stracilam wiele okazji do poznania nowych smakow, ale taki ze mnie uparciuch, ze nawet nie sprobuje.

      Usuń
  24. Moja zmora dziecinstwa to oczywiscie byly zupy mleczne, tak jak i owocowe. Fuj, paskudztwo.
    Uwielbiam owoce morza pod kazda postacia, tak jak i steki prawie , ze krwiste. Tatar, czy flaki dla mnie pychota.
    Więc u mnie raczej byś się nie podjadła.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.