Znacie historie adoptowania Toyi, znaleziona w Strzelinie na ulicy, nazwana roboczo Kicia, Gosianka ja dla nas wypatrzyla, skontaktowala mnie z Joasia, ktora sie Toya opiekowala i ja socjalizowala, potem pojechalismy do Wroclawia, gdzie nastapilo oficjalne przekazanie psicy i juz w trojke wrocilismy do Niemiec. Tak w skrocie to wygladalo. A jesliscie ciekawi szczegolow, to zapraszam do czytania postow pod etykietami "Toya", tam wszystko jest opisane i obfotografowane.
Myslalam, ze tak to wygladalo, bo tymczasem dostalam od Joasi, Toykowej ciotki w Polsce, pewien link, a po przeczytaniu kryjacego sie pod nim tekstu, oblal mnie zimny pot ze strachu, jak blisko bylo nieszczescia. Naszego nieszczescia, bo niewiele brakowalo, zebysmy Toyki nigdy nie poznali.
Domniemywam, ze fejsbuczek przypomnial Joasi ten dzien sprzed trzech lat, a ona wyslala te przypominajke do mnie.
Oddaje glos Joasi:
To miał być kolejny wesoły post o udanej adopcji , ale tym razem będzie smutno...
Wczoraj skontaktował się ze mną pewien przemiły pan zza Wrocławia,
który zaoferował dom naszej Kici. Zadzwoniłam, rozmawialiśmy,
przewertowałam pana facebooka i stwierdziłam, że to będzie cudny domek
dla naszej księżniczki. Pan oferował dom z ogrodem w spokojnej okolicy,
wcześniej miał podobną do niej sunię, która dożyła tam 16 lat i której
śmierć bardzo przeżył, od roku ma również fajnego psa, któremu brakuje
towarzysza do zabaw.
Umówiliśmy się więc dziś na spotkanie i
zabrałyśmy Kicię na wycieczkę (w sumie 130 km) na miejscu wszystko się
potwierdziło - fajny dom, fajny pan, fajny pies - idealnie !
I Kicia już właściwie miała by dom, ale....
Ale sama dała ciała :(
Początkowo spotkanie z Maxiem przebiegało super, pierwsze wąchanie,
merdanie ogonami i zachęta do zabawy. Później było już gorzej - Maxiu
się bardzo rozkręcił - pozytywnie - ze szczęścia, że spotkał taką fajną
psinę, skakał, cieszył się, merdał ogonem.
I tu pojawił się problem.
Kicia prezentuje zupełnie inny poziom energii - nie jest tak szalona,
lubi się pobawić, ale dużo spokojniej. Nie podobało się jej szaleństwo
Maxia i z początku jedynie ostrzegawczo starała się go uspokoić, a
później coraz mocniej dawała mu to do zrozumienia.
Max nie rozumiał jej "nie" i nic nie robił sobie z jej gróźb :) Mimo wszystko uwielbiał ją i chciał się tylko bawić, to mega pozytywny pies :)
Mieliśmy obawy, że psiaki pozostawione razem w końcu przesadzą.
Dla dobra Maxa i Kici podjęliśmy decyzję, że na tą chwilę nie może ona
tam zostać. Uważam, że pan Arek zachował się bardzo odpowiedzialnie nie
próbując brnąć w to na siłę.
Wszystkim było nam przykro, wszyscy myśleliśmy, że sie uda.
Z nietęgimi minami pożegnaliśmy się i wróciłyśmy z Kicią do Strzelina, czyli niestety do kojca.
Później pan Arek napisał, że z tego wszystkiego zapomniał nam dać
karmę, którą wcześniej celowo kupił dla reszty naszych podopiecznych.
Umówiliśmy się, że za około tydzień Arek wraz z Maxiem odwiedzą nas w
Strzelinie. Jeżeli sunia nie będzie mieć jeszcze domu to spróbujemy raz
jeszcze pójść na spacer, a jeżeli znajdzie domek do tej pory to tak czy
siak inne psiaki dostaną przeznaczoną dla nich karmę.
Połowę drogi w
drugą stronę jechałyśmy w milczeniu, było nam smutno. Znalazł się
cudowny dom, który chciał naszą Kicię i nie wypaliło. Chyba było by nam
lżej gdyby na miejscu dom okazałby się jakiś niefajny. Szkoda, ale tak
Kicia wybrała.
Całą drogę powrotną tuliła się do mnie jakby chciała
powiedzieć, że rozumie, że się starałam. Prowadziłam, a ona jakby mogła
to weszłaby mi mimo to na głowę. Mam wrażenie, że chciałaby iść do domu
ze mną i stąd to całe przedstawienie. Ah gdyby się tylko tak dało....
Byly tez zdjecia. Publikuje je za zgoda Joasi, sa jej autorstwa.
|
Tak dla przypomnienia, jak wygladala, kiedy ja znaleziono na ulicy. Byla jeszcze kolczatka na szyi. |
|
Takiego fajnego kumpla mialaby do zabawy na codzien |
|
Patrzcie, jaka jeszcze wtedy byla chuda, zeberka do policzenia |
|
Moze ona wiedziala juz wtedy, ze to nie TEN dom bedzie jej przeznaczony? |
|
Czekala na nas. |
Ten wpis ukazal sie na profilu Joasi 18 lutego 2017 roku, a kilka dni pozniej zaczely grzac sie lacza, mesendzerowalysmy z Joasia, musialam ja dlugo przekonywac, ze Toya bedzie miala u nas naprawde dobrze. Wiem, ze Joasia byla nieufna, bo nielatwo przeprowadzic wizyte przedadopcyjna za granica, a ludzie bywaja rozni, gadac moga duzo, a rzeczywistosc bedzie wygladac inaczej. Pomogly z pewnoscia rekomendacje Gosianki, ktora wystawila nam dobra opinie.
3 marca 2017 Joasia napisala u siebie na profilu:
Niedługo minie miesiąc jak Kicia jest z nami, to jak się zmieniła widać
gołym okiem - przytyła, ale przede wszystkim zaczęła się uśmiechać :) (dwie pierwsze fotki są z przed miesiąca)
To już nie ta sama smutna sunieczka co kiedyś, teraz szaleje i bawi się beztrosko jak na jej wiek przystało :)
Wczoraj została zaszczepiona, odrobaczona, zachipowana, dostała
książeczkę zdrowia, za tydzień przejdzie zabieg sterylizacji i wkrótce
dostanie swój paszport.
Po co to wszystko? :) Dla nowego życia ! :)
Jej nowa pani została polecona przez samą Gosię z Za Moimi Drzwiami :)
Po 20-stym zamieszka z panią Anią, jej mężem i dwoma kotami (w tym
jednym od pani Gosi) w Niemczech w okolicy stworzonej do spacerów :)
Po wykonaniu paszportu i wygojeniu się po zabiegu sterylizacji pojedzie ze swoją nową rodziną ku nowemu życiu :)
Pozostało nam odliczać dni :) Jupiii !
Przez ten czas, kiedy Toya byla szykowana "na eksport", czyli szczepiona, kastrowana, czipowana i tuczona, Joasia pilnie ja socjalizowala przy wielkiej pomocy Julki-wolontariuszki i swojego psa Ethosa.
|
Z Ethosem |
|
Z Julka |
|
Po kastracji |
A potem nastapilo spotkanie u Gosianki, ale o tym i wszystkim, co nastapilo pozniej, pisalam juz na wlasnym blogu. Nasza stala sie Toyka 27 marca 2017.
Pamiętam te chwile. Przeszła bidula swoje, ale teraz pełnia szczęścia i ogromna miłość w oczach.
OdpowiedzUsuńPS. Też niewiele brakowało, a nie miałabym Bezy. Przede mną dzwoniła kobita o Bezę, ale na pytanie czy kot chodzi po meblach, usłyszała: "tak, jak większość kotów", powiedziała, że takiego kota ona nie chce, więc Justyna zaproponowała, by kupiła sobie pluszaka.
Toya, dużo zdrówka życzymy.
Dobrze, ze nie wiedzialam wczesniej, ze Toyka miala byc komus innemu wyadoptowana, bo chyba bym zeszla... :)))
UsuńByliście sobie przeznaczeni:) Tak zazwyczaj zaczynają się wielkie przyjaźnie i miłości. Trzy lata minęły szybciutko.
OdpowiedzUsuńAni chybi bylismy sobie przeznaczeni, inaczej zostalaby w domu z ogrodem i z drugim kumplem na zawsze.
Usuńjuz trzy lata !! ojej! bardzo ladna opowiesc, budujaca, fajni ludzie oczywiscie wlaczjac WAS!!
OdpowiedzUsuńNie do wiary, jak czas szybko uplywa, a wydawaloby sie, ze tak niedawno chodzilismy z nia do szkoly i uczylismy psich manier.
UsuńNo proszę ..trzy lata.Jest z Wami .Ale rzeczywiście mało brakowało a by miała inny dom.Ale u was ma najlepiej.
OdpowiedzUsuńTo nie jest powiedziane, moze tam mialaby lepiej, u nas musi tloczyc sie z kotami na malej przestrzeni, tam mialaby ogrod. Ale nie wyobrazam sobie zycia bez niej.
UsuńPsu nie chodziło o duży ogród i kompana. Pies szukał szczerego serca, stąd jak wyraźnie jest napisane, tuliła się po feralnym spotkaniu niemożliwie. Po prostu nie tego pies szukał. Nie stada, a rodziny.
OdpowiedzUsuńWiesz co ja mysle? Ona zdazyla sie przyzwyczaic i pokochac Joasie, nie chciala sie z nia rozstawac. Kiedy mysmy ja wzieli, jeszcze dlugo traktowala nas z dystansem, nie chciala patrzec w oczy, chyba tesknila za Joasia i chciala do niej wrocic. I tu pewnie lezala przyczyna. W koncu jednak przekonalismy ja do siebie, zaakceptowala nas i pokochala i jest nasza.
UsuńJak patrzę na te smutne oczu Toyi to mam łzy w oczach...
OdpowiedzUsuńByła wam przeznaczona i tyle!
Pewnie tak. A moze... wolala miec niemieckie obywatelstwo i nazywac sie von Preiss, a nie Kowalska? :)))
UsuńPamiętam i wierzyć się nie chce, że to już 3 lata.
OdpowiedzUsuńPomyślności na następne lata pełne miłości rodzinnej.
Mnie samej nie chce sie wierzyc, bo to wszystko jakby wczoraj sie wydarzylo. A uwierzysz, ze Bulka mieszka juz z nami 6 lat? A tak niedawno chcialam popelniac mezobojstwo, kiedy slubny nie chcial sie na nia zgodzic.
UsuńByła Wam pisana!!! ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńTak miało być i koniec :) nawet jak Mieczyk z Bułką tam czasem koszyk zajmą, to jest pełna rodzinka i już :)
A ja pamiętam też jak wczoraj filmik jak jadła smakołyki z paczki od nas :D
Byla!
UsuńI prosze Bulki nie postponowac, bo ona NIGDY nie zajmuje cudzych lozek i koszyczkow, to tylko Miecka sie panoszy dziepopadnie. :)))
Królowa Miećka była pierwsza, więc może. Jej się to po prostu należy,jak pincet plus 😉
UsuńOna by sie panoszyla nawet, gdyby przyszla na samym koncu, taki charakterek :)))
UsuńChi, chi, a ktos tu kiedys twierdzil, ze juz zadnego psa nie chce ... :D.
OdpowiedzUsuńLeciwa, nie Ona jedna tak twierdziła. Ja się bardzo cieszę, że poznałam Toykę osobiście i na moim profilu fb mam z Nią zdjęcie zrobione przez Anię, jak byłam u Nich. Toyka była im pisana i całe szczęście, że tak się stało.😍
UsuńlECIWO; TO NAWET NIE TO; ZE NIE CHCIELISMY; ALE (sorry za ten capslock, sie wlaczyl) obawialismy sie wiekowo i finansowo, ze nie damy rady. Serce zwyciezylo jednak rozum i jest Toya, zobaczymy jak sie to wszystko rozwinie. :))
UsuńBogusia, sama wiesz, jaki fajny pies zrobil sie z Toyki, nie tylko jesli chodzi o wyglada, ale z charakteru tez. ♥
UsuńJuz sie rozwinnelo :). Macie wspanialego burka, który Was w formie trzyma :)).
UsuńOby nas tylko nie przezyla...
UsuńToyks to bylo wasze przeznaczenie - a we mnie ma wielbicielke nieustajaca, choc wiem ze stoje w dluuuuigiej kolejce 👌
OdpowiedzUsuńTo kawal bardzo fajnego psa z tej Toyki, zeby jeszcze nie ganiala za drobna zwierzyna...
UsuńTOYKA!
OdpowiedzUsuńNo przeciez wiemy, zrozumialysmy, ciociu! :)))
UsuńAni chybi przeznaczenie 💗💗💗
OdpowiedzUsuńJakie to szczescie, ze wtedy o tym nie wiedzialam, bo bym nie strzymala napiecia :)))
UsuńI Ja tam byłam, pizze Gosianki z Tobą jadłam, nad Odrą chodziłam :)
OdpowiedzUsuńA Toyka na pewno już czuła, że pojedzie do Was i to Was wybrała!!!
Choc w tamtej chwili nie wiedzielismy nawet wzajemnie o swoim istnieniu, ale pewnie jest cos takiego jak przeznaczenie i szosty zmysl. ;)
UsuńI elegancko. Każdy na swój sposób jest na pewno zadowolony. A poza tym zawsze masz temat na wpis na blog. :) Zwierzaki chyba nigdy mnie nie nudzą.
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, chyba w niektórych kręgach Internet sprawił, że różnego kalibru głupota zyskała pole do popisu. Oczywiście sporo jest miejsc przyjemnych w Sieci, tylko problem z ich znalezieniem często jest.
To chyba przesilenie jakieś, ze zmęczony jestem taki. Bo pracuje już od grudnia, więc organizm powinien się w miarę przyzwyczaić.
Pozdrawiam!
Nie chce Cie martwic, ale nie jestes coraz mlodszy i mozesz stawac sie powoli meteopata albo co ;) No i nawet siedzenie za biurkiem, jak kazda inna robota, moze czlowieka zmulic. :)))
UsuńJa tez pamietam jak to sie odbylo i tylko ciezko uwierzyc, ze to juz trzy lata.
OdpowiedzUsuńNooo, czas tak zapier***a, ze czlowiek nie zdazy zauwazyc, a juz jest stary :(
UsuńPamiętam:)
OdpowiedzUsuńAle tego epizodu z pierwsza nieudana adopcja nie moglas znac, bo i ja dowiedzialam sie o nim dopiero wczoraj.
UsuńNo jasne, chodzi mi o Twoja adopcję. Późno było i już nie miałam weny, coby się rozpisywać:) Chociaż chodziło mi po głowie, że możesz to zrozumieć tak, że niby wszystko pamiętam:)
UsuńNo tak :)))))))
Usuńczasami świat układa się po naszej myśli ))
OdpowiedzUsuńMysle, mam nadzieje, ze i po Waszej sie kiedys ulozy.
Usuńwszystkiego najlepszego dla Was z okazji 3 rocznicy:)
OdpowiedzUsuń♥ Tak szybko zlecialo... ♥
Usuń