- Za dwa miesiace gwiazdka! - podspiewywal radosnie Patryk, a Martyna w tym czasie przewracala oczami, siedzac przy swoim biurku, zajeta praca domowa.
- Z czego tak sie cieszysz? - zapytala - Dziecinny jeszcze jestes. Mnie juz to nie bawi - dodala tonem zmeczonej zyciem staruszki. Patryk zachichotal.
Grazyna siedziala w drugim pokoju, przysluchujac sie rozmowie dzieci podczas prasowania wypranych rzeczy. Automatycznie wykonywala dobrze znane czynnosci, stosik zlozonych ubran sukcesywnie rosl, a ona oddala sie wspomnieniom...
Kiedy urodzil sie Patryk, jej ojciec jakby zlagodnial. Nie na tyle wprawdzie, zeby ich stosunki ulegly poprawie, ale co najmniej na tyle, by pozwolic matce zabrac Martyne na urlop. Babcia z wnuczka wyjechaly na dwa tygodnie do pobliskiej miejscowosci letniskowej, zeby Grazyna mogla zlapac oddech. I tak dosc miala roboty z niemowlakiem, a ze Kazik ze swoim zyjacym jeszcze wtedy ojcem zlapali okazje zatrudnienia sie w Szwecji, miala na glowie caly dom i dwojke malych dzieci.
Nie wie, jak udalo sie matce przekonac ojca, zeby pozwolil jej zabrac wnuczke na wakacje. Malo tego, sam je tam odwiozl. Nie dociekala specjalnie powodow, domyslala sie tylko, ze jej matka cierpliwie przygotowywala grunt, az dopiela swego. Czy to zreszta wazne? Najwazniejsze, ze nie mial nic przeciwko temu. Tyle lat minelo od czasu, kiedy widziala ojca po raz ostatni, kiedy z nim rozmawiala, kiedy dowiedziala sie o incydencie sylwestrowym.
Zdazyla sie przez ten czas oswoic z mysla, ze stracila ojca bezpowrotnie, a jej dzieci beda mialy tylko jednego dziadka. Tesc robil wszystko, zeby zadoscuczynic wnukom brak tego drugiego, kochal je miloscia bezwarunkowa, rozpieszczal, nieba im przychylal. Podczas rozlicznych rozmow z Grazyna probowal zrozumiec powody postepowania jej ojca w stosunku do wnukow i do niej. Nie pojal tego do samej smierci, nigdy nie poznal jej ojca, nie bylo okazji. Jego nagle odejscie bylo dla Grazyny wielkim ciosem, stracila bratnia dusze, madrego doradce i bardzo kochanego i kochajacego czlowieka. Zawsze zalowala, ze sama nie miala takiego ojca.
Pogoda tamtego lata byla przednia. Tesknila za Martynka, wiec ktorejs niedzieli zdecydowala
odwiedzic corke i matke na letnisku. Nie bylo daleko, ale nie miala wtedy jeszcze samochodu, wiec przyszlo jej podrozowac podmiejskim pociagiem. W normalnych okolicznosciach nie byloby to skomplikowane wyzwanie logistyczne, ale biorac pod uwage obecnosc zaladowanego po brzegi wozka z Patrykiem i pieska, ktorego dzieci dostaly od dziadkow, cala akcja wymagala nie lada wysilku i zaradnosci. Juz sam dojazd autobusem na dworzec kolejowy kosztowal ja wiele, zwlaszcza, ze chetni do pomocy we wnoszeniu i znoszeniu wozka, nie stali w kolejce, a bylo co dzwigac, uwazajac przy tym, zeby nie stracic psa lub nie zaplatac sie w smycz. Siedzac w pociagu, zaczela watpic w sens calej tej ekspedycji, a na mysl, ze czeka ja droga powrotna, dostawala gesiej skorki z obawy, czy da sobie rade.
Nie pomyslala rowniez o drodze ze stacji do osrodka wczasowego, piaszczystej drodze przez meke, po ktorej nawet nie mogla pchac wozka i musiala go ciagnac. Jednak widok rozradowanej Martynki, jej raczki na swojej szyi i szept do ucha: mamusiu, jak ja za toba tesknilam, pozwolily w momencie zapomniec o trudach podrozy. Bubcio (to od Belzebuba) tez oszalal z radosci, biegal i rozkoszowal sie natura, ktorej w miescie mial tak niewiele. Gonil motylki, polowal na lezace wokol szyszki, wsluchiwal sie w nieznane odglosy lasu, tarzal sie z luboscia w piachu. Nie, nie zalowala niewygod podrozy, dla takich chwil warto bylo!
I wszystko byloby pieknie, gdyby nie... gdyby jej ojciec rowniez nie wpadl na pomysl odwiedzenia zony na letnisku. Nagle bowiem pojawil sie znikad. Natychmiast zesztywniala, zamilkla i cala radosc diabli wzieli. Pomyslala nawet, ze kiedy ojciec ja zobaczy, zaraz odjedzie, ale nie, zostal. Sytuacja byla nad wyraz niezreczna, ojciec zupelnie nie reagowal na jej obecnosc, nie zauwazal Patryka, rozmawial glownie z matka i to w momentach, kiedy akurat ona z nia nie rozmawiala.
Nastalo popoludnie. Grazyna powiedziala do matki, ze musi sie zbierac, bo droga do stacji wprawdzie niedaleka, ale i nielatwa, ze zanim dobrnie do domu, zrobi sie wieczor. I nagle ojciec, ktory zdawal sie nie sluchac ich rozmowy, odezwal sie niespodziewanie, nie patrzac na nia:
- Jesli chcesz, moge was zabrac do domu samochodem.
Zmartwiala! W ulamku sekundy przebiegly jej przez glowe miliardy sprzecznych mysli. Chciala odpowiedziec, ze moze sobie ten samochod wsadzic, a jednoczesnie, ze skad ten nieoczekiwany zwrot. Chciala odmowic i chciala podziekowac, byla wzruszona i wsciekla zarazem. Wzial ja z zaskoczenia, nie byla w ogole przygotowana na podobne slowa. Pustka i proznia absolutna zawladnely jej rozumem. Jednak, moze nawet wbrew sobie, odpowiedziala spokojnie:
- To bardzo uprzejmie z twojej strony, chetnie skorzystam.
Przez nastepne godziny analizowala zachowanie ojca, w jej glowie trwala gonitwa mysli, choc na zewnatrz zachowywala sie, jakby ich wymiana zdan w ogole nie miala miejsca. Bawila sie z dziecmi, rzucala Bubciowi patyk, rozmawiala z matka, jadla, pila, lecz robila to wszystko jak w transie.
Kiedy nadeszla pora wyjazdu, ojciec fachowo zlozyl wozek i zapakowal go do bagaznika. Gdzie sie tego nauczyl? Niewazne przeciez... W drodze niewiele rozmawiali, zapytal ja jedynie o adres, nie wiedzial przeciez, gdzie mieszka. Na miejscu pomogl jej sie rozpakowac, a nawet wniosl wozek na gore. Nie chcial wchodzic do mieszkania, a ona tez nie nalegala. Dla obydwojga sytuacja byla
niezreczna, choc widoczne bylo, ze obydwoje sa w jakis sposob wzruszeni odnowieniem kontaktow.
Na odchodnym ojciec napomknal, ze znow wybiera sie w odwiedziny i chetnie po nia przyjedzie, jesli tylko ma ochote. Przystala na to z radoscia. Pozegnali sie na odleglosc, nawet nie podali sobie reki, ale pierwszy krok zostal poczyniony. Po tylu latach okresu zlodowacenia trudno bylo wymagac wzajemnej czulosci, usciskow i buziakow. Moze i na to przyjdzie czas, nie wszystko naraz.
Nie spala przez cala noc, emocje zawladnely nia bez reszty, wciaz na nowo analizowala poprzedni dzien, zastanawiala sie, co powodowalo ojcem, ze w koncu zechcial ja zauwazyc i sie do niej odezwac. To do niego nie pasowalo. A jednak sie przelamal. Naprawde nie wiedziala, co ma o tym myslec. Potem jednak doszla do wniosku, ze trzeba brac wszystko takim, jakie jest, cieszyc sie z nowej sytuacji i nie lamac sobie glowy jej przyczynami. Moze to zblizajaca sie starosc, moze urabianie go przez matke i babcie, moze w koncu zdrowy rozsadek i tesknota za jedyna corka byly przyslowiowa kropla przepelniajaca czare goryczy? Zreszta, czy to wazne...? Wazne dla niej byly widoki na poprawe relacji rodzinnych, bo dotychczasowe byly chyba dla wszystkich nie do zniesienia.
Zmordowana fizycznie i psychicznie, zdolala zasnac dopiero nad ranem.
Poprzednie miesiace Grazyny sa do przeczytania w zakladkach na gorze.
Co to za tajemnicza Grażyna?
OdpowiedzUsuńTo moje opowiadanie, ktore snuje od ubieglego grudnia. Poprzednie miesiace mozesz przeczytac w zakladkach Rok Grazyny.
UsuńW takim razie poczytam. Ale i tak ciekawi mnie skąd taki pomysł. Jak również imię. Tak, wiem, że to fantastyka:-).
UsuńImie wybralam pierwsze, jakie mi przyszlo do glowy. A opowiadania zdarzalo mi sie pisywac juz wczesniej.
Usuńto ja jednak muszę wrócić do poprzednich miesięcy, bo wątek straciłam całkiem.
OdpowiedzUsuńDlatego wlasnie jest w zakladkach, zeby nie bylo problemow ze znalezieniem poprzednich wpisow.
UsuńGrażyna nie miała lekko w swoim życiu,małe kroki są najwłaściwsze w zaburzonych relacjach.
OdpowiedzUsuńZ ciekawością przeczytałam kolejne wydarzenie z życia Grażyny.
To swiatelko w tunelu, zwlaszcza, ze juz stracila nadzieje na jakakolwiek poprawe chorych relacji z ojcem.
UsuńMoże pora lodowcowa już minęła. Tylko czy bezpowrotnie?
OdpowiedzUsuńTo wszystko zalezy wylacznie od jej ojca, z jej strony jest wola, chec naprawienia relacji i tesknota za rodzina.
UsuńJestem ciekawa czy i my-czytelnicy pozostaniemy na końcu z nierozwiązaną zagadką przyczyny zachowania ojca Grażyny, podobnie jak jej teść.
OdpowiedzUsuńŚwietne napisane.
Ciekawosc to... ;)
UsuńTrzeba cierpliwie czekac na rozwoj wydarzen, bo nawet Grazyna nie jest pewna, czy przemiana ojca jest ostateczna, ona nawet nie smie miec nadziei, czeka niesmialo na to, co ma nadejsc. Nic na sile, zwlaszcza, ze zdaje sobie sprawe, ze ojcu nielatwo bylo sie przelamac. Ale jej radosc jest ogromna, mimo wszystko.
Ciekawy tekst, czekam na część dalszą.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
aga
Mam nadzieje, ze czytalas poprzednie odcinki, bo trzeba znac calosc, zeby skumac, o co chodzi.
UsuńSerdecznosci
Muszę wrócić do początku bo zaczęłam czytać póżniejsze odcinki i trochę się gubię :)
OdpowiedzUsuńZawsze warto czytać od początku. O ile zaciekawi nas wpis bieżący.
UsuńWszystko jest w jednym miejscu do przeczytania. Mozna tez poczekac az ta przydluga opowiesc sie skonczy i przeczytac wszystko naraz.
UsuńMężczyźni czasami kochają bardzo oschłą miłością... wiem po sobie.
OdpowiedzUsuńNie tylko mężczyźni. Niektórzy po prostu tak mają. Warto nad tym popracować:-).
UsuńJa tam leniwy jestem z natury...;)
UsuńJarek, my jestesmy innym pokoleniem, bardziej swiadomym potrzeb dziecka, widzacym w nim czlowieka, a nie obiekt do tresowania. Kiedys bylo inaczej i niektorzy rodzice bali sie okazac dziecku zbyt wiele milosci i szacunku, w obawie, ze je tym "rozpuszcza".
UsuńErrato, kobiety ten syndrom dopada rzadziej.
Jestes kokieteryjny, a nie leniwy, pragniesz slyszec zaprzeczenia, ze wcale nie jestes leniwy, leniu patentowany :)))
UsuńTak to bywa jak jest się patentowanym kłamcą. Nawet jak się powie prawdę ludzie nie wierzą. Cóż, taki los...:D
UsuńI tak nie przestaniesz byc moim idolem!
UsuńAż mi się ciepło zrobiło. Być idolem takiej kobiety to nie rzecz nie do pogardzenia...
UsuńMnie tez sie czasem robi goraco, ale to fizjologia w moim wieku :)))
Usuń...oj zaciekawiłaś mnie, czyżby jakaś zmiana w nastawieniu ojca, hmm...
OdpowiedzUsuńNa razie wyglada to na zapowiedz zmian, wszystko potrzebuje czasu, szczegolnie zmiany charakteru i nastawienie do swiata. Ale, jak powiadaja, lepiej pozno niz nigdy.
UsuńDzisiaj optymistycznie się zrobiło:)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co takiego zaszło w tej rodzinie, że tak trudno im się odnaleźć.
No coz, kiedys wszystko powinno ulec poprawie, czas jest najlepszym lekarzem, leczy nie tylko rany cielesne, czasem zmusza do przemyslen nad wlasnym postepowaniem i do zmian.
UsuńCzasami jak czytam o rodzicach niektórych ludzi, to dziękuję Bogu ,że miałam normalnych Rodziców.
OdpowiedzUsuńJest takie popularne powiedzenie w Niemczech:
UsuńVater WERDEN ist nich schwer,
Vater SEIN dagegen, sehr.
(zostac ojcem nie jest trudno, byc ojcem jest bardzo trudno)
Dotyczy tez matek, ale w mniejszym stopniu.
Czekam na C.D...
OdpowiedzUsuńCompact disc? :)))
UsuńMoże być i kompakt.Tylko musisz mi wysłać pocztą,ale żeby Cb nie naciągać na koszta to poczekam na ciąg dalszy ;)
UsuńPozdro!
Tak czy tak musisz poczekac, innego wyjscia nie masz ;)
UsuńPrzeczytałam prawie całego bloga, oprócz początków Grażyny ale i te przeczytam bo tak ciekawie piszesz. A Twoja córcia Owsik :) przypomina troszkę moją i ja miałam przeboje w czasie ciąży i też się prawie wywaliłam bo leciałam do tramwaju biegiem, by zdążyć do pracy w Domu Mody Telimena. :)) Tak, to nie żart pracowałam tam całe lata. I też mam przerażenie w oczach gdy moje nie bojące się wysokości dziecko, przeróżne rzeczy wyczyniało. Nie widziałam bo byłam akurat w pracy, koleżanka mało zawału nie dostała. Słyszy: mama mama głos z wysoka dochodzi, zadziera głowę a tam jej synek i moje dziewczę z dachu 11 piętra radośnie wyglądają. Ów i parę innych cudownych chwil przeżyłam co córcia nam fundowała, pewnie dlatego jestem siwa. :) Teraz też czasem funduje tym razem ze Szkocji, piękny kraj oj piękny i rzeki ma. :) Będę czytać i zaglądać podoba mi się Twój sposób pisania i zwierzęta. Mieliśmy przez 16 lat czarną kotkę 16 cudo po prostu drapliwe nad wyraz, ale bardzo kochane, Teraz mały kociak spycha mi klawiaturę na kolana. :) Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na zaprzyjaźnionych blogach, bywamy w tych samych miejscach.
OdpowiedzUsuńTo moze my sie nawet spotkalysmy w tej Telimenie? Dawne czasy, jeszcze za "panowania" Zosi Sprudin. Teraz, o ile mi wiadomo, paleczke przejela Ania Skorska.
UsuńFajnie spotkac krajanke z Lodzi, chocby tylko wirtualnie.
Milo mi Cie goscic, mam nadzieje na regularne spotkania :)))