Przypominam =>
Poderwalo mnie na krzesle, jakbym na gwozdziu usiadla, kiedy przeczytalam u Gosianki o powrocie Pandy z adopcji. PO DWOCH DNIACH! Pozwolicie, ze zacytuje Gosie, bo boje sie, ze gdybym miala to opisywac wlasnymi slowami, uzylabym slow powszechnie uznanych. No wymsklo by mi sie, calkiem ode mnie niezaleznie.
Panda wróciła z adopcji.
Tak, dobrze przeczytaliście: wczoraj wieczorem po dwóch dobach pojechałam i odebrałam Pandę z nowego domu.
Oczywiście powody tego powrotu muszą zostać wyjaśnione. Nie może za kotką ciągnąć się jakieś niedomówienie, tym bardziej, że Pandusia spisała się na medal i to wg słów pani byłej już adoptującej.
"Panda to wspaniała kotka, czyściutka, taka jaką każdy właściciel chciałby mieć, trochę dzikus, ale bardzo odważna i wesoła, adoptuje się bardzo fajnie i bezproblemowo.
Dzisiaj przyszła cała wyprawka, zaczęła się bawić z moją córką."
Jak widać, Panda mimo okropnego stresu związanego ze zmianą domu, okazała się cudowną koteczką, która nie zrobiła nic takiego, aby "zasłużyć na zwrot".*
Jaki jest więc powód?
"Ale kot to nie moja bajka..."
No cóż. Bardzo proszę na tym przykładzie, aby jednak lepiej przemyśliwać sprawę adopcji żywego zwierzęcia. To dla niego jest bardzo trudne i stresujące.
Panda siedziała wystraszona w swojej "norce" cały poniedziałek, a kiedy zaczęła się przełamywać, łasić do dziecka, dawać brać na ręce jednej osobie z rodziny - została oddana.
Tak jak powiedziałam wczoraj: miłość nie rodzi się w dwie doby. Trzeba dać jej szanse. Poznać zwierzę, otworzyć się na jego uczucia i emocje. Popatrzeć sercem.
Pandusia jest już w domu, a ja liczę na to, że ta sytuacja obróci się jej na dobro. Pokazała, jak jest cudowną kicią. Pokazała, że może być z dzieckiem, że jeśli dać jej czas, pięknie się przystosuje.
Było mi wczoraj bardzo przykro, ale dziś też jest dzień i na pewno przyniesie coś dobrego.
Mam prośbę o umiar i kulturę w komentarzach. Z góry dziękuję.
Zachowam wiec umiar, bo jestem niezwykle kurtularna z natury oraz mam wrodzone nienaganne maniery. Pod wpisem Gosi w ogole nie skomentowalam sprawy, wiedzac, ze mogloby mnie poniesc.
Przypomnialo mi sie tylko, jak to z Bulka bylo. Zakochalam sie zdalnie w tej paszczy, o malo nie zostalam mezobojczynia, tak bardzo musialam slubnego przekonywac do drugiego kota w domu. A kot co? Nie tylko nie zostal zaakceptowany przez rezydentke, to jeszcze odwdziecza mi sie szczaniem po calej chalupie, drapaniem mebli i innymi atrakcjami. Kiedy skarzylam sie na blogu, sama Gosia zaproponowala mi, ze przyjmie Bulke z powrotem, bo tylko z nia problemy i nerwowosc w domu. Zareagowalam swietym oburzeniem! Jak to? Przeciez ja ja adoptowalam, przejelam odpowiedzialnosc, zdazylam juz do siebie i rodziny przyzwyczaic, a co najwazniejsze - pokochac. I ja bym miala ja oddawac? Tylko dlatego, ze posikuje? Nie moglabym do konca zycia spojrzec na siebie w lustrze bez obrzydzenia. Nikt mi przeciez nie gwarantowal, ze male dziecko, ktoremu zaoferowalam swoj dom i serce, bedzie idealem, a dzieci bywaja przeciez rozne, niektore sa trudne w wychowaniu, inne sa chore. Adoptowalam zywa, czujaca istote z calym dobrodziejstwem inwentarza, czyli ewentualnymi trudnosciami czy kosztami, z ryzykiem dewastacji domowych ruchomosci. Gdyby bylo inaczej, kupilabym sobie pluszowa zabawke i postawila na regale, a potem mialabym swiety spokoj i niepodrapane, nieoszczane meble.
Moze moja chec dokocenia nie byla do konca przemyslana i przekalkulowana, ale uczucie, jakim do Bulki zapalalam, bylo silniejsze od rozsadku. Jednak skoro juz sie zdecydowalam, byla to decyzja na dobre i na zle oraz do konca zycia, mojego albo Bulki. Nie bylo innej opcji, bo szacunek, jakim darze kazda zyjaca istote i respekt dla jej uczuc, sa wazniejsze od mojej wlasnej wygody i calosci mebli. Bo meble to rzecz nabyta i drugorzedna, a kociej milosci nie da sie ani wycenic, ani kupic za wszystkie skarby swiata.
Szczesciem w nieszczesciu Pandy bylo to, ze jeszcze nie zdazyla sie przyzwyczaic do nowych opiekunow, nie zdazyla ich pokochac miloscia bezgraniczna. I dobrze!
Najradosniejszy apdejt swiata: Panda zostala ponownie adoptowana, tym razem w dwupaku ze swoim braciszkiem Marlonem. Tym razem bajka byla wlasciwa.
Pozwolilam sobie jeszcze przekopiowac ze strony naszej Lusi, "Koty Abigail - DT", dekalog dla wszystkich, ktorzy chcieliby zaadoptowac kota (psa zreszta tez to dotyczy oraz wszystkiej zywiny, ktora chcielibysmy trzymac w domu):
Zanim zaadoptujesz kota:Mysle, ze Abi nie bedzie miala mi tego za zle, ze wzielam sobie Jej tekst bez pytania, jak rowniez nie bedzie miala nic przeciwko temu, zeby go udostepniac, publikowac, rozpowszechniac i oglaszac wszem i wobec, zeby juz nigdy nie powtorzyla sie sytuacja, jaka Gosia opisala powyzej.
1) dobrze przemyśl decyzję
2) skonsultuj ją z domownikami, czy i oni też pragną nowego członka rodziny?; zapytaj rodzinę / przyjaciół, czy będą mogli pomóc w przypadku Twojej nagłej nieobecności
3) pamiętaj, że zwierzę to nie rzecz:
a) musi jeść, a jedzenie kosztuje (zwłaszcza w żywienie małego kota warto zainwestować, nagrodą będzie jego długie życie i brak problemów zdrowotnych w przyszłości)
b) potrzebuje zabawy (a mały kot ma w sobie mnóstwo energii, która może obrócić się przeciw meblom, firankom, bibelotom)
c) potrzebuje obecności (jeśli nie ma Cię długimi godzinami w domu, przemyśl adopcję dwóch kotów jednocześnie)
d) czasem koty chorują, potrzebują leczenia (co nie tylko kosztuje, ale i wymaga czasu, poświęcenia, jeżdżenia do weterynarza itd.)
4) zastanów się jakie warunki możesz mu zapewnić:
a) jeśli masz dom wolnostojący i kot będzie mógł wychodzić, czy jest bezpiecznie: w sąsiedztwie nie ma groźnych psów, ruchliwych ulic, innych niebezpieczeństw?
b) jeśli masz mieszkanie, czy zapewnisz kotu bezpieczeństwo: zabezpieczysz okna, osiatkujesz balkon?
5) spróbuj sięgnąć do przodu o 5, 10, 15, a nawet 20 i więcej lat..., czy nadal widzisz miejsce kota w swoim życiu?
Przed adopcją jest wymagana wizyta przedadopcyjna, rozmowa i wreszcie podpisanie umowy adopcyjnej.
Po adopcji "wymagane" jest informowanie DT, o losach kota :), postępach w adaptacji, przesyłanie zdjęć :) (których nigdy nie publikuję bez zgody autora). Ze swojej strony obiecuję pomoc merytoryczną, a w przypadkach wyjątkowych także rzeczową.
O rany zaliczyłam zawał a potem niebiańska ulgę...
OdpowiedzUsuńWszyscy, ktorym na sercu lezalo dobro Pandy, zaliczyli potezny szok. Takiego braku odpowiedzialnosci dlugo ze swieca szukac.
UsuńNie ma słów kulturalnych na opisanie takiej ludzkiej głupoty.
OdpowiedzUsuńJak decydowaliśmy się na koszatniczki to minęło w sumie parę miesięcy od pierwszej myśli czy nie stworzyć warunków takim Myszakom. Zanim pojawiły się u nas wiedziałem już o nich sporo, więc można było dobrać im karmę, siano, różne inne rzeczy. Po paru miesiącach na świat przyszły małe koszatniczki (w grudniu, przed Bożym Narodzeniem). Zdecydowaliśmy się na kastrację samca, aby już więcej nie męczyć samicy, a trzy młode oddaliśmy w sprawdzone ręce. Jak potem dowiadywaliśmy się co u nich, to trafiły do najlepszego domu świata, tak zostały pokochane, że szok. Jedną Mychę zostawiliśmy z jej rodzicami. Wszystkie już odeszły, jednak mam gdzieś tam głęboko w sobie wrażenie, że zrobiłem wszystko, by miały u mnie jak najlepiej. W czasie jak jeszcze były z nami ze dwa razy słyszałem od osób mających kontakt z właścicielami gryzoni, że zdarzały się w naszej okolicy porzucenia koszatniczek przy śmietnikach. Jedna została przyniesiona do sklepu z artykułami dla zwierząt, o reszcie nie wiadomo. Nie sądziłem, że takie małe żywe srebra mogą być tak wspaniałe, najlepszy dowód dał na to samiec, który pod koniec życia jak byliśmy u weterynarza z nim po zastrzyku wskoczył mi ostatkiem sił na ramię. Jak nasze koszatniczki odchodziły to przez parę kolejnych dni atmosfera była bardzo przygnębiająca, mimo doskonałych chwil z tymi zwierzakami na razie na poważnie nie myślimy o innych towarzyszach z królestwa zwierząt. Na pewno to inna sytuacja niż pies czy kot, jednak przemyślane podjęcie się opieki nad Myszakami było czymś ważnym w moim życiu.
Ano wiadomo, w końcu chyba nie było tak źle, aby Toya miała mdleć. Poza tym zachowałaś w ten sposób ciąg logiczno-komiczny sytuacji związanej z tymi Twoimi ,,maupami".
Pozdrawiam!
Mozaika rzeczywistości.
Nie, Piotrek, to nie jest inna czy mniej znaczaca sytuacja niz pies i kot. To tez zwierzatko domowe, z takimi samymi uczuciami i tak samo kochane jak kazde inne wieksze i byc moze bardziej komunikatywne. My kiedys mielismy szczurke, zachorowala na tumor w mozgu i na leczenie wydalismy duzo wiecej niz ona kosztowala. Niestety trzeba bylo ja w koncu uspic. Plakalam nie mniej niz pozniej po Fuslu i Kirze, moze nawet wiecej, bo to bylo pierwszy raz, kiedy musialam zadecydowac o pomocy w odejsciu zwierzaka, za ktorego wzielam odpowiedzialnosc.
UsuńKiedy szukałam kota, po śmierci Kizi-Mizi, wiedziałam, że musi być taki sam, czarno-biały i miał to być kocur Wojtek. Może by i tak było, wszak szła wiosna, kotki rodziły, ale ja nie mogłam czekać 1 stycznia na wiosnę. Wypatrzyłam w internetach kotkę i jej oczy powaliły mnie na kolana. Zadzwoniłam, opowiedziałam, co mi się przytrafiło, jaka była Kiziunia. Usłyszałam, że Beza jest odważna, najbardziej rozbrykana ze wszystkich kotów, chodzi po meblach, jak to kot i jest bardzo rozdarta. Nie zastanawiałam się ani chwili "takiego kota mi potrzeba" odparłam. Czekałam na Bezę miesiąc, kiedy pojechałam po nią...uciekła, mój siostrzeniec zdybał ją i wsadził do transporterka. W domu przez tydzień nie wylazła zza kanapy, tylko płakała. Wzięłam urlop i przemawiałam do niej, wsadzałam rękę za kanapę, bo przy dotyku mruczała. Dziś, wpatrzone jesteśmy w siebie, jest najwspanialszą, wesołą koteczką. Nieprzespane moje noce zaowocowały wspaniałą miłością.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam trochę się rozpisałam.
No wez! Za co przepraszasz?
UsuńCzy gdyby Beza lala Ci po meblach, lozkach i poscieli, czy gdyby pozrzucala z polek najbardziej wartosciowe porcelany i krysztaly, czy gdyby podrapala nowe skorzane i bardzo drogie fotele - przyszloby Ci do glowy oddac ja w dobre nawet rece?
W życiu. To moje dziecko, dzieci się nie oddaje, dzieci się kocha takimi, jakie są. Przykro mi, że Bułka olewa coniebądź, ale swoją urodą i miłością naprawia to zło. Mam rację?
UsuńMasz racje, ale kiedys pewnie sie skonczy to lanie potrawka z kota. :)))
UsuńTaka to bym chyba w lyzce wody utopila i az trudno sie powstrzymac od rzucenia grubym slowem, grrrrr...
OdpowiedzUsuńW tym roku zostalam bez karmiciela zolzy i lotek. Lotki wprawdzie mozna bezproblemowo wozic, ale zolza samochodu nie trawi, wiec wyjazd gdzies dalej po prostu poszedl sie bujac :). A jesli zaczac liczyc, to wydaje wiecej zywiolki, niz na mnie :).
Nie, Leciwo, po co topic? Jako pokute powinna przepracowac miesiac w schronisku dla zwierzat, wiecej by to dalo.
UsuńZwierzaki kosztuja majatek, zwlaszcza tutaj, widzieliscie sami, jak bylo z KIra kiedy chorowala. Ale i zdrowe przysparzaja niemalych wydatkow.
Jak wiesz mam kundla, dla którego swego czasu dość dużo poświęciłan. A kiedy wyjezdzalismy za granicę, nawet przez sekundę nie było myśli, żeby go gdzieś zostawić. Wiadomo że jest z nim trochę problemów, bo i na urlop nie ma kak pojechać i do domu trzeba jak do dziecka wracać i kosztować zaczyna,bo bidulek się starzeje, więc weterynarz. Teraz szukaliśmy nowego mieszkania-priorytet miejsce spacerowe dla kundla. Jest z nami od 9 lat i oby pozostał jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńNie jest latwo znalezc mieszkanie majac psa, zwlaszcza duzego, ale i dla nas to priorytet. Na chora KIre wydalismy ponad 8.500 i gdyby nie pomoc rodziny i dobrych ludzi... nie wiem, co by bylo.
UsuńTa pani co tak nieludzko zachowala sie w stosunku do kotki Pandy rzeczywiscie powinna sprawic sobie pluszowe stworzenie, postawic i gapic sie, one serca nie potrzebuja.
OdpowiedzUsuńZauwazylas zdanie: "zaczęła się bawić z moją córką". Bardzo wspolczuje dziecku takiej matki i mam nadzieje, ze w dalekiej przyszlosci dziecko powie mamusi, ze opieka nad starucha to nie jej bajka. Karma wraca.
UsuńDlatego wolę podziwiać kotki u kogoś,wyglaskac itp...Po prostu wątpię,czy dałabym radę dobrze zaopiekować sie zwierzakiem.Dlatego póki co nie przyszłoby mi do glowy adoptowanie kota (za pieskami nie przepadam).Oczywiście,ze taka decyzja musi byc naprawdę przemyslana,trzeba liczyć sie z faktem,ze na początku na pewno łatwo nie będzie...
OdpowiedzUsuńPanterko,ale nie dziwie sie Twojemu zauroczeniu Bułką,ona jest piękna po prostu...
Nie rozumiem braku zwierzakow w domu, ale szanuje Wasza decyzje. Lepiej tak niz brac zwierzaka na probe i pozniej dojsc do wniosku, ze to nie ta bajka.
UsuńBulka jest piekna, jest tez bardzo kokieteryjna, ale nie jest latwa, do dzisiaj sprawia problemy, wprawdzie bardzo rzadko jej sie zdarza, ale jednak.
Kolo domu,w ktorym niebawem zamieszkamy sa kotu(dzikie bo dzikie,ale lubią kręcić sie po naszym podwórku):-)))2 lata temu taki "junior"przychodzil,zaczelam mu kupowac smakolyki.Chodzil za moim mężem dosłownie krok w krok,fajny byl i któregoś razu nie przyszedł...Prawdopodobnie byl to jakis dezerter,właściciel (mam nadzieje)go odnalazł.
UsuńDezerter albo i bezdomniak, odnalazl sie albo wpadl pod samochod, trafil na psa, ktory go zagryzl, padl ofiara niewyzytej gimbazy - nie wiadomo.
UsuńAniu😃 to sa góry tam nie ma niewyżytej gimbazy.Za to "jejąt"ci od groma:-)Zające,sarny i nocą dziki:-)
UsuńTa ostatni fota....CUDNA!!!!Królewna wygląda jak modelka....jeszcze to tło😊
UsuńA co, w gorach gimbaza nie mieszka? Nawet goralska? :)))
UsuńGóralska to jeszcze nie :-)))Owszem są "dziecka"kawał od nas oddalone ale to grzeczne wszystko i ułożone.:-)
UsuńPrzejdzie im, kiedy wejda w wiek gimbazy.
UsuńTak, biorąc zwierzę pod opiekę trzeba się mentalnie przygotowac na wszystko, na radości i przykrości, za miłe i niemiłe zaskoczenia. Trzeba wiedzieć, że czeka nas długa nauka współzycia i trudnej czasami miłości. Przypominają mi się tutaj koszmarne doświadczenia z Jacusiem gryzącym kozę albo polującym na kury. To był dla mnie najcięższy czas, ale jakoś przez to przeszliśmy i teraz piesek jest o niebo mądrzejszy i nie przejawiajacy agresji. Zresztą kóz juz nie mamy, kur tyle co nic, nie ma więc pokuszenia.Tym niemniej zdaję sobie sprawę, że zwierzę to zwierzę i nigdy do konca nie można mu zaufać, nie do końca przewidziec reakcje, co jednak nie przeszkadza w kochaniu go i braniu odpowiedzialności za jego czyny.
OdpowiedzUsuńLepiej bym tego nie ujela.
UsuńPodobnie bylo z Toyka, dopiero po 4 miesiacach odwazylismy sie spuscic ja ze smyczy, po tym czasie dopiero zaczela sluchac i wracac, jednak do dzisiaj nie mam do niej 100% zaufania, jak do KIry. A Jacus... zobaczyl tyle "jedzenia" biegajacego wolno, to i zwariowal ze szczescia. Gdyby tak Tobie lataly przed nosem tabliczki czekolady, tez bys je lapala. :)))
Pewnie bym łapała - a zwłazcza gdybym wcześniej spędziła Jak Jacuś nie wiadomo ile czasu na błąkaniu się po lesie i koniecznosci samodzielnego zdobywania jedzenia. Teraz, widząc jak Jacuś zmienił się po ponad dwóch latach przebywania w naszej rodzinie wiem, że zwierzę potrzebuje naprawdę duzo czasu na zmiany w psychice, na zrozumienie jakimi prawami rządzi sie ta rodzina, na pełne zaufanie do opiekuna...Pewnie ten proces zmian nigdy sie nie kończy...Zobaczysz zresztą Aniu jak inna będzie Toyka za dwa lata a nadal w pewnych sytuacjach będzie nieprzewidywalna!Czasem nawet nasza Zuzia, która przcież jest z nami od szczeniecia potrafi nas bardzo zaskoczyć,a niekiedy niestety bardzo nieprzyjemnie.I człowiek potem długo sie zastanawia, dlaczego ta cudownie łagodna i madra psina naraz przejawia tyle agresji.Bo wszystko ma swoje wytłumaczenie, tylko trzeba zrozumieć psa, pogmerać w pamięci, cos zmienić w swoim własnym zachowaniu, przewidywać na przyszłosc by zapobiec niepożadanym sytuacjom...
UsuńDokladnie jest tak, jak piszesz. My juz po tej polowie roku widzimy olbrzymie zmiany, ale tez ciezko nad nimi pracowalismy i pracujemy nadal. Pies sam z siebie moze i by sie zmienil, ale trwaloby to znacznie dluzej. Przy czym wspolne treningi tez bardzo zblizaja.
UsuńI dlatego coraz mniej ludzi lubię.
OdpowiedzUsuńDzisiaj przeczytalam na fb madre zdanie: niektorzy ludzie zasluguja na to, zeby spotkac samych siebie.
UsuńBardzo mądre zdanie!
UsuńJeszcze jedno mądre stwierdzenie: „Miarą człowieczeństwa jest nasz stosunek do zwierząt".
Dodam jeszcze: i do osob podleglych.
UsuńAbsolutna rewelacja. Zapamiętam dobrze i nie zawaham się użyć!
UsuńA to Ci jeszcze dodam fajny kawal, tez mozesz go uzyc.
UsuńW aptece:
- Potrzebuje czopek do dupy.
- Jaki?
- Moze byc.
Ale mi się miło zrobiło, że udostępniłaś :)!... Bardzo proszę się częstować. Sama tego przecież nie wymyśliłam, tylko na podstawie mądrych wypowiedzi innych ludzi :D...
OdpowiedzUsuńA co do Pandy to ja też byłam w szoku. Zupełnie tego nie rozumiem..., ale ważne, że Pandusia ma dom... I to z braciszkiem.
Ciebie zaś zawsze podziwiałam za postawę wobec Bulczyka... Szacun!
Abi, nie ma i nie bylo innej opcji z Bulczykiem. Slowo-klucz to odpowiedzialnosc i tyle. Tylko tyle, az tyle. Nie oddaje sie wlasnego dziecka, tylko dlatego, ze sprawia jakies klopoty.
UsuńSzesnaście i pół roku, które spędziłam z obecnością naszego psiaka to był czas przecudny. Ten mały pies (jamnik karłowy szorstkowłosy) zabrał całej naszej trójce serca, był naszym "oczkiem w głowie".Kolega mi kiedyś powiedział: "mógłbym być u was psem, miałbym fajne życie".
OdpowiedzUsuńJa to się nawet już przestałam dziwić, że ludzie pochopnie biorą do domu kota lub psa, skoro w równie bezmyślny sposób sprowadzają na świat dzieci.
Tyle ze dziecka nie da sie wyrzucic na ulice, najwyzej pakuje sie do beczek po kapuscie albo zabiera je opieka spoleczna. Mala strata, krotki zal, bo zrobi sie nowe w pijanym widzie. A zwierze? Tym nie trzeba sie w ogole przejmowac. Wrrr...
UsuńAnabell-masz 100% racji!!!!
UsuńAnabell ma ZAWSZE racje. :))
Usuńu Gosianki nie mozna ale tu tak, otóż rozumiem, że ktoś nie zakładał, że to żywa istota, bo jest kretynem i ciekawam czy dziecko by oddał bo za mało zdolne...bardzo dobrze, że zwrócił na początku nie zaś po tygodniach, kiedy kotka by miała traumę totalna.
OdpowiedzUsuńLuśka nas wybrała, odnaleźliśmy dom z ktorgo uciekła, bo musieliśmy się upewnić, że nikt jej nie szuka i za nią nie płacze i że się kociak zwyczajnie nie zapędził...została z nami...drapie, gryzie, fuka, warczy ...demoluje meble...na noce nie wraca...tak sie odwdzięcza małpa jedna.
Napisalam, ze szczesciem w nieszczesciu byl krotki czas adopcji, pozostaje jednak watpliwosc, dlaczego ta kobieta nie zastanowila sie PRZED.
UsuńCzyli Luska to pomieszanka miedzy Bulka a Miecka. Miecka nigdy niczego nam nie zniszczyla, nie potrzebowala siatki na balkonie, bo nie miala zamiaru uciekac, ale za to zlosnica z niej jakich malo. :)
Zwierzę to nie zabawka, ale wiele osób tak myśli. Stąd większość porzuconych kotów i psów. Jakiś czas temu zapakowałam do swego auta bezpańskiego kota,który szwendał się po firmowym parkingu i przywiozłam go do domu. Odkarmienie,odrobaczenie i zabezpieczenie od kleszczy i kot odżył. Jest 8 kotowatym na moim podwórku. A psowatych mam już 2 sztuki(a nie 3...). Nie obrażając gatunku homo sapiens, ale bardziej żal mi psa niż człowieka.Po swoim Benku płaczę do dziś chociaż do "płaczki na zawołanie" daleko mi.
OdpowiedzUsuńNie znoszę ludzi,którzy znęcają się nad słabszymi m.in nad zwierzętami.
Chaotycznie, ale nie mam sił by inaczej...
Piszesz dokladnie tak, jak my wszyscy czujemy, wiec nie ma chaotycznie, wszyscy rozumieja. No moze takie paniuski, ktore poczuly sie nie w tej bajce, nie zrozumieja nigdy.
UsuńPodpisuję się pod wszystkim co napisałaś rękoma i nogamy. Balum.
OdpowiedzUsuńNo bo jak sie nie podpisac? :)
Usuńnasz poprzedni kot zdzierał tapety ze ścian, strzępy z mebli zostawały a przeżyła z nami 19 lat i był bardzo przez wszystkich kochany, chociaż miał ksywkę "pomiot szatana" ;) jak odszedł zaczęły się choroby Milusia
OdpowiedzUsuńKto ma pszczoly, ten ma miod, kto ma dzieci, ten ma smrod, a kto ma zwierzeta, ma szkody w chalupie. :)))
UsuńMasz rację, jednak zdarzają się osoby, które jakieś mniejsze zwierzaki uważają nie wiadomo czemu za gorsze od większych kuzynów. Wiem po sobie jak ciężko mi było zaakceptować fakt, że już nie mam koszatniczek, stąd też nie chcę decydować się na wzięcie jakiegoś zwierzaka. Poza tym nie jestem pewny czy teraz miałby odpowiednią opiekę (ze względu na jeszcze dość częste wyjazdy), a jeśli już na takim etapie czuję, że coś nie gra, nie idę dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
To bardzo rozsadne podejscie, lepiej bowiem nie miec zwierzaka, niz zostawiac go na wiele godzin samego w domu lub szukac opieki na czas czestych wyjazdow. Nadejdzie chwila, kiedy poczujesz, ze masz czas i warunki, zeby wziac jakiegos zwierzaka pod opieke.
UsuńKiedy odszedł Joguś to nie mogłam sie z tym pogodzić. Miałam żal do siebie, że powinnam wcześniej zauważyć chorobę. Sama się zadręczałam aż do momentu kiedy zobaczyłam Hele ( imię dla Pyzy przyszło później) u GosiAnki na blogu. Pyza uleczyła mój ból, nadal mi brakuje Jogusia, ale to już jest inaczej i choć przez tę małą zołze kilka spraw się zawaliło to ona jest najważniesza. Dwa psy i dwa koty rządzą, a my ? My to personel :)))
OdpowiedzUsuńOj, zebym ja miala lepsze warunki i wiecej kasy, na pewno dom bylby pelen zwierzakow. Ale jestem zadowolona z tego, na co mnie stac. ;)
UsuńNa szczescie Panda znalazla nowy LEPSZY dom! I byc moze tak mialo byc? Ciesze sie ze Panda znalazla swoje miejsce na ziemi i zgdzam sie ze kazdy kto chce zaopiekowac sie zywym stworzeniem powinien sie dobrze zastanowic. Nie kazdy na opiekuna sie nadaje! Taka osoba doswiadczy ograniczen, wydatkow, czasami oceanu smutku a w zamian dostanie nieustanna i bezwarunkowa milosc.
OdpowiedzUsuńNiektorzy jednak na te milosc zupelnie nie zasluguja, jak pokazuje opisany przyklad. Choc to przeciez ludzka pani, mogla wyrzucic na ulice, a oddala z powrotem do DT.
UsuńNie wyobrażam sobie sytuacji, jaka miała miejsce u Gosi. Wziąć żywe stworzenie do siebie i oddać je, bo to nie moja bajka. Rok do siebie dochodziłam, po odejściu za TM, Tuptusia, psa nad psy, mądrego, cudownego. Był z nami prawie 18 lat. Ostatnie pół roku nosił pieluchy, bo popuszczał mocz, był ślepy i głuchy, ale był z nami, dokąd miał siłę i nie cierpiał. Wzięcie kolejnego psa, a raczej zakup, przy którym zostałam nieźle orżnięta, to była świadoma decyzja. Miał być mały, żebym ja Go mogła, gdy już będzie staruszkiem znosić po schodach (trzecie piętro). Od kogoś, gdy okazało się, że piesiu ma pewne wady genetyczne, usłyszałam, że mogę Go zwrócić do hodowcy, to się we mnie zagotowało. Nie potrafiłam, mimo, że czasami obiecuję Mu skręcenie karku, gdy kolejny raz podleje mi chodnik w przedpokoju. Zwierzaka bierze się na dobre i złe.
OdpowiedzUsuńZawsze mozesz zrobic potrawke z psa albo steki, kiedy juz nie wytrzymasz. Ja obiecuje to moim co jakis czas, kiedy mnie wkurza, bo co ma sie dobre miesko marnowac? :)))
UsuńJa też nie przemyślałam... przyznaję się bez bicia ale nie oddała bym za żadne skarby żadnego z moich kocich "nie bajek" I tak już ponad 10 lat. Zawsze marzyłam o psie ale kocie potwory wkradły się w nasze łaski szybciej niż kradną mięso z kuchennego blatu :) a za ta takie "oddawanie" udusiła bym we śnie (żeby się nie szarpać) - mam takiego kocura - pan go oddał bo złapał koci katar...
OdpowiedzUsuńSkoro niektorzy rodzice adopcyjni oddaja dzieci z powrotem do domu dziecka, bo sprawiaja problemy wychowawcze, to co sie dziwic takim, ktorzy pozbywaja sie zwierzat. Mam tylko nadzieje, ze kiedys ta karma do nich powroci.
UsuńMam koleżankę która zwykła mawiać że "KARMA TO TAKA SUKA KTÓRA DO CIEBIE ZAWSZE WRACA" nie bzyczę ludziom źle - życzę im tego samego
UsuńI jeszcze uporczywych hemoroidow. Ament
Usuń