Do napisania tego posta natchnal mnie wpis Gorzkiej Jagody (KLIK) o wychowywaniu dzieci i wielkim znaczeniu rodzin wielopokoleniowych, ale nie tylko. Przeczytajcie koniecznie, bo naprawde warto.
Im bardziej czlowiek sie "cywilizuje", tym chyba gorzej dla niego, a dla rodziny/szczepu/wspolnoty/spoleczenstwa szczegolnie. Ja bylam wychowywana dwojako, bo kiedy mieszkalam u babci, byli tam jeszcze jej rodzice, czyli pradziadkowie. Babcia nie pracowala, wiec mialam trzy osoby, ktore sie mna opiekowaly. Kazda z nich wniosla w moje wczesne zycie inne wartosci. Nie o tym jednak ten post, wiec nie bede sie zaglebiac i rozdrabniac. Pozniej musialam wrocic do rodzicow, kiedy szlam do szkoly. I zaczelo sie! Chuchanie, dmuchanie, nadopiekunczosc, zakazy, nakazy i tresura, demotywowanie, wymogi, brak pochwal, kary. Wyroslam na niepewna siebie osobe, pelna kompleksow, wycofana, nieufna i nie wierzaca w siebie i swoje mozliwosci. Troche nad tym pracowalam, ale niestety wiele we mnie pozostalo i do dzisiaj nie umiem sie tego pozbyc. Zreszta pisalam juz o tym, o relacjach z rodzicami, wiec nie bede sie powtarzac. Mialo byc o rodzinie.
Zeby prowadzic takie fajne zycie rodzinne, trzeba te rodzine najpierw miec, a my bylismy tylko w trojke. Moj tato byl jedynakiem, mama miala wprawdzie brata, ale ich kontakty byly prawie zadne. On mial dwoch synow, ale i moje zycie rodzinne z kuzynami bylo zerowe, bo obaj mlodsi ode mnie, no i plci przeciwnej, wiec praktycznie nic nas nie laczylo. Wlasciwie jedyny kontakt mieli rodzice z kuzynka taty. Pozniej ja-jedynaczka poslubilam jedynaka, wiec znow nie bylo zadnych szwagrow do zycia rodzinnego. Sama troche nadrobilam, mamy trzy corki.
W tzw. spoleczenstwach zachodnich dzieci dosc wczesnie sie odpepiaja (odpempiajom), praktycznie z chwila osiagniecia pelnoletniosci opuszczaja domy rodzinne i zaczynaja mniej lub bardziej samodzielne zycie. Jesli nadal sie ucza, rodzice pomagaja finansowo, ale dzieciaki tez na siebie zarabiaja. Jest taka mozliwosc, wiec znajduja sobie mieszkania, albo same, albo wspolne z grupa rowiesnikow. W Polsce takich mozliwosci nie bylo i nie ma, wiec sila rzeczy dorosle dzieci nadal zyja pod jednym dachem z rodzicami, a czesto i dziadkami. Zreszta w Polsce to wszystko wyglada zupelnie inaczej, rodziny czesciej sie spotykaja, sa liczniejsze, nie trzeba sie zapowiadac z wizytami, "wpada sie" po prostu i tyle. Starych i nierzadko niepelnosprawnych rodzicow trzyma sie przy sobie, bo nadal oddanie ich do domu opieki (pod warunkiem, ze dostanie sie miejsce) jest przyjmowane bardzo negatywnie. Roznie co prawda ta opieka nad rodzicami wyglada, ale w wiekszosci dziala.
Tu jest inaczej, placi sie skladki pielegnacyjne, takich domow opieki jest duzo i na kazda kieszen, a dorosle dzieci najczesciej pracuja, jako ze wiek produkcyjny przedluzono do 67 lat, i nie sa w stanie zapewnic calodziennej opieki. Nawet te tzw. polskie opiekunki sa czesciowo finansowane przez ubezpieczalnie. Sami starsi ludzie nie biora w ogole pod uwage, ze mogliby obciazac swoja obecnoscia dzieci i kazdy znajduje sobie jakies miejsce w domu opieki, kiedy przestaje byc samodzielny i nie radzi sobie mieszkajac samotnie. Nikt nie odbiera tego jako "wyrzucania starych ludzi z domu", a staruszek czy staruszka ma towarzystwo w swoim wieku, opieke na wyciagniecie reki, calodzienne wyzywienie i bogaty program kulturalny. Nie trzeba niepelnosprawnosci, starsi ludzie po prostu zmieniaja miejsce zamieszkania na bardziej odpowiednie do ich wieku.
Nie jest to "pogon za pieniedzmi" ze strony ich dzieci, bo to, ze w obecnych czasach niewiele jest niepracujacych kobiet, nie swiadczy o jakims rozbuchanym feminizmie, ale jest koniecznoscia. Malo ktora rodzina daje rade utrzymac sie z jednej pensji. A jak jeszcze ma ambicje sfinansowac sobie dom, czy zobaczyc kawalek swiata, to czasem i dwie pensje nie wystarczaja. Jak wiec male dziecko moze wychowywac sie w wielopokoleniowej rodzinie, kiedy matka musi wracac do pracy, babka jeszcze pracuje, a prababka nie ma sily i jest w domu opieki?
Moje dzieci wychowywalam inaczej. Nie zebym byla jakas wzorowa matka. Troche tez, jakby podswiadomie, przejelam z metod wychowawczych moich rodzicow. Staralam sie jednak nie byc nadopiekuncza, dawalam dzieciom wiecej swobody, co zaprocentowalo w ich doroslym zyciu. One sa znacznie bardziej przebojowe, odwazniejsze ode mnie, umieja zaryzykowac tam, gdzie ja sie wycofywalam i balam. Wszystkie trzy opuscily dom skonczywszy 18 lat i bardzo szybko sie usamodzielnily. Sa zapracowane, wiec i nasze kontakty osobiste nie sa tak czeste, jakbym sobie tego zyczyla, ale sa. Zreszta przez komunikatory zawsze jestesmy na biezaco.
To w zasadzie mial byc wstep do tego, o czym chcialam napisac, ale ze wyszlo tego tyle, to reszte przeczytacie jutro.
czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńStrasznie duzo mi tego wyszlo, lektury bedzie w sumie na trzy dni.
UsuńCzytałam jakis czas temu tego posta u Gorzkiej Jagody i też naszły mnie wówczas refleksje o własnej rodzinie. Obie babcie pomieszkiwały u nas co jakis czas, byli moi rodzice, ja i brat. I to była nasza wielopokoleniowa rodzina. Potem to sie przeniosło dalej. Babcie poumierały, ale ja wyszłąm za maz i urodziłam córkę i nadal mieszkaliśmy wszyscy razem. Bardzo mi to odpowiadało. Dom nigdy nei był pusty a moja córka miała i ma z dziadkiem bardzo silna wież. Jeszcze silniejsza była ta z babcią 9byłą dla niej jak druga mama), ale i ból po jej stracie do tej pory tkwi dotąd jak bolesna zadra w sercach nas wszystkich. Rodzina to jak budowla z klocków, gdy któregos brakuje reszta ledwo sie trzyma, choć zasklepia dziurę czy msie da...Bliskosc rodzi ogromne przywiazanie i miłosc. To z kolei rodzi ból, gdy sie to straci. Cos za coś. Żyjacy z dala od swoich dziadków tegopewnei tak mocno nie czują....
OdpowiedzUsuńMasz racje, ja tez bardzo przezylam smierc mojej babcio-mamy, stokrotnie bardziej niz dziadka albo tych drugich dziadkow, z ktorymi mialam rzadszy kontakt, przez co i wiezi nie byly tak mocne.
UsuńMoja najbliższa przyjaciółka doświadczyła tego co Ty. Do czasu szkoły wychowywała ja babcia i dziadek. Bardzo ich kochała ale... Nie gniewaj się. To rodzice powinni wychowywać swoje dzieci. Ona ma ogromny kłopot z poczuciem własnej wartości.Kompleksow po kokarde...
OdpowiedzUsuńMoi rodzice chcieli mnie sami wychowywac, nawet zaczeli, ale nie nadawalam sie do przedszkola, bo czesciej bylam chora i w domu, niz w tym przedszkolu. Mama nie mogla brac wciaz zwolnien i takim to sposobem wyladowalam u babci.
Usuńja też bardzo chorowałam
Usuńmam w pracy wisiała na tablicy jako osoba, która najwięcej bierze zwolnień
do tego był mój brat...
nie oceniam
tylko uważam patrząc na moja przyjaciółke i czytając Twoj wpis, że wszystko się skądś bierze
Zgadza sie, jednak czasem okolicznosci przerastaja checi i mozliwosci. Z drugiej strony gdyby nie to, ze wychowywalam sie u babci i mialam wieloletni kontakt z pradziadkami, duzo by mnie w zyciu ominelo, wiele bym stracila.
Usuńmoja przyjaciółka wręcz uważa, ze u dziadków miała lepiej i więcej miłosci...
UsuńJa przez cale zycie w domu rodzicow nie dostalam tyle milosci, co przez te kilka lat u babci.
UsuńPantero powiem Ci, że podoba mi się ten zachodni model wolnościowo-samodzielnościowy bez pretensji i tak naprawdę ustawiania życia dzieciom, dziadkom, bez narzucania swojego modelu, wyborów, bez wpierdalania się kościółka, bez upokorzeń, bo mało jest w kraju tutejszym takich rodzin, gdzie wszystko opiera się na szacunku i wolności. To wyjątki. Rodzina da popalić, nikt cię tak nie udupi jak rodzinka, a starzy ludzie odczuwają fakt bycia na utrzymaniu rodzinki ... oraz podoba mi się zapowiadanie z wizytą. mam prawo być zajęta i zmęczona i nikt nie ma prawa mnie nachodzić. Bezczelność niektórych przedstawicieli rodzin bywa legendarna. Poza tym rodziny sie nie wybiera a przyjaciół tak
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje plusy i minusy, nie mozna potepiac w czambul jednego modelu i zachwycac sie drugim. Nie wyobrazam sobie mieszkac z moja mama w jednym mieszkaniu, ale w jednym domu owszem tak, gdzie kazdy moze zamknac wlasne drzwi przed innymi. Tu akurat kosciolek nie wcina sie ani do polityki, ani do zycia publicznego. Klechy na ulicy nie rozpoznasz, bo te swoje szmizjerki nosza jedynie w kosciolach, poza nimi sa cywilami, nawet w koloratki sie nie stroja.
UsuńJa miałam luz, moje dzieci maja luz...czasami ponoszę tego bolesne konsekwencje:) A mieszkamy na kupie, bo się po prostu lubimy.
OdpowiedzUsuńZ tego, co piszesz na blogu, masz dosc fajna rodzine. Moi rodzice byli dziwni i nigdy nie zdecydowalabym sie zyc z mezem i dziecmi z nimi pod jednym dachem. Na szczescie nie musialam.
UsuńA ja mam mieszane uczucia, bo mysle ze roznie to bywa, moze byc dziecko rozwijajace sie w wielopokoleniowej rodzinie, kochane ale nie glupio rozpieszane, wolnosc, swoboda, teoretycznie wszystko jak najlepiej, a rezultat...roznie z tym bywa. I tak przyszedl mi do glowy Dave Pelzer, pisarz, na pewno znacie ksiazke "Dziecko zwane niczym" chlopczyk torturowany psychicznie i fizycznie, a jednak wyrosl na czlowieka.
OdpowiedzUsuńPewnie, ze nie mozna niczego generalizowac, bo kazdy czlowiek jest inny. Na charakter sklada sie tyle czynnikow, ze kazdy reaguje inaczej. Podobnie nie ma dwoch takich samych rodzin, takich samych metod wychowawczych. Dzieci alkoholikow na przyklad nie zawsze zostaja alkoholikami, ale czesto ida w slady rodzicow i przenosza zle zachowania na swoje dzieci, choc dobrze wiedza z doswiadczenia, czym to pachnie.
UsuńMyśle, że nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony jestem w wieku już starszym i zaczęłam doceniać rodziny wielopokoleniowe, a z drugiej strony rozumiem młodych i ich chęć bycia samodzielnym łącznie z mieszkaniem bez dziadków i rodziców. Czekam na drugą część Twojego postu, a może znajdę tam odpowiedz na moje dylematy ?
OdpowiedzUsuńSa jeszcze dwie czesci, tak mi sie temat rozwinal samochcac. Idealem bylby dom wielopokoleniowy, gdzie kazdy mialby swoje osobne mieszkanie, ale jednak wszyscy byliby blisko. Takich modeli jednak jest niewiele, to wyjatki. Z jednej strony mlodzi chca mieszkac osobno, z drugiej jest im wygodnie, bo nie musza placic za mieszkanie, maja opieke do dzieci na miejscu i sami moga starszym pomagac.
UsuńNo tak... Mój Młody tez, babcia pracuje a prababcia to tak juz 80 lat wiec ma prawo jej sie nie chcieć nie mieć sil itd. Sami prowadzimy i odbieramy. A widujemy sie tez w zasadzie przy jakiś okazjach moze raz na miesiąc w większym gronie. Ale powiem, ze ja jakiegoś życia rodzinnego bardzo ścisłego nie czuje. Najbardziej na święta czyli Gwiazdka i ZZajaczekwszyscy sie zbieraja i jest jakiś taki ścisk. A tak to mam wrażenie ze wszystko sie luzuje nawet imieniny czy urodziny czesto kończą sie smsem i drobiazgiem podrzuconym przy okazji. Nie wiem z czego to wynika. Na pewno moja mamę nieco musialysmy na dystans zrobic bo delikatnie mówiąc za bardzo na wszystko sie przygladala komentowala itd. No ale nie zawsze jest idealnie czasem na zdjęciu najlepiej.
OdpowiedzUsuńJa przyjelam model zachowania taki, ze kiedy bestie potrzebuja mojej pomocy czy porady, to ich udzielam, poza tym jak sobie posciela, tak beda spaly, sa wiecej niz dorosle i wychowywac dawno je przestalam. Jak mi sie cos nie podoba, to mowie wprost, ale dalsze decyzje naleza juz do nich, nigdy nie naciskam. Ich dzieci to ja moge wziac na godzinke, kiedy musza cos naglego zalatwic, ale wiedza, ze wychowywac za nie nie bede. Zadnego podrzucania na weekend czy cos w tym rodzaju, bo ja juz swoje wychowalam i teraz chce odpoczywac od bachorow. Bo ja bachorow nie lubie. ;)
UsuńA nie to decyzje wiadomo, ale niestety u nas w rodzinie mama i babcia są jakiś taki typ człowieka, że najlepiej nie zdradzać, że cokolwiek ma się w planach kupić, bo jest to tak przez nie nadzorowane, że nie kupisz po swojemu/nie zrobisz bo omamią tak, że zamiast np. wymarzonej kanapy w ciapki, wyląduje się z bezkształtnym czymś... (taki przykład) I wtedy jest zlot rodzinny z okazji nowego łóżka. Rozumiesz...
UsuńA co do samej pomocy to jako tako moja mama kiedyś jak Młody był malutki to czasami raz w miesiącu zdarzyło się, że wzięła na weekend, a później jak dziecko wymagające bardziej już nie. Ale jest ona niestety dziwnym człowiekiem w kwestii wnuków, bo chwalić się owszem, ale odciążenia żadnego nie mamy. Nic a nic. Nikt nie ma ani godziny dla siebie we dwójkę. Może szczegół tkwi w tym, że trzeba było od początku nam nie zabierać wnusia na weekend choć raz na miesiąc.
Pamietaj o jednym, to jest Twoje dziecko, a nie Twojej mamy. Pomijajac juz, czy jest dziwna czy nie, ona juz spelnila sie jako matka w stosunku do Ciebie, a teraz MOZE najwyzej DOBROWOLNIE porozpieszczac Twoje dziecko, ale nie ma najmniejszego obowiazku pomagac i odciazac Ciebie/Was. Ona zasluzyla sobie na odpoczynek czy tam emeryture. Jesli to chce robic i robi, to chwala jej za to, jezeli nie, to nie powinnas miec pretensji.
UsuńCale szczescie moi rodzice tez nie wtracali sie do naszego zycia, niekoniecznie zawsze akceptowali moje wybory, ale nigdy nie naciskali i nei zmuszali do niczego. Kiedys tak, jak jeszcze mieszkalam w domu i sie uczylam, pozniej przestali.
Nie, no, my to wiemy i pamiętamy, nikt pretensji nie ma, tylko wiem, że u znajomych jak powiedzą coś o zmęczeniu czy braku czasu na coś to udaje się coś zorganizować, a tu beton, najpierw skrajność jak mlody był mały a teraz przysłowiowy "wyjeb" na całego ;) Już wolę taki konkret, że albo się wtrąca albo nie.
UsuńNo u mnie niestety u mojej mamy pomijając kwestię wnuków, to zazwyczaj nie ma akceptacji wyborów - w sensie, że bez uzgodnienia z nią to co się zrobiło samemu i zdecydowało to jest zła decyzja. I w zasadzie jest "ja się nie wtrącam, ale to i to jest źle" i tak pierdyliard razy. Jest źle. -.-"
Mam nadzieję, że ja sama dla mojego młodego będę konkretniejszym rodzicem, - w sensie że nie będzie z jednej strony miał mnie dość ;)
Moja corka tez czasem skarzy sie, ze jest zmeczona, ale ja tez jestem zmeczona, jeszcze pracuje i jestem od niej dwa razy starsza. Chciala dziecko, to musi sobie radzic i ona o tym wie. Ja nie jestem matkaPolka od poswiecania wlasnego zycia doroslym dzieciom. Dlatego troche nadazam za Twoja mama. ;)
UsuńDodam jeszcze do tego, że na Cran Canarii, gdzie byliśmy właśnie kilka dni, jest raj emerytów. Głównie z Niemiec. Żyją sobie tam nawet całą zimę, w sprzyjającym klimacie, wynajmują w zależności od zasobności portfeli jakieś lokum (są całe osiedla domków letniskowych, maleńkich, niezbyt drogich), ceny w sklepach są takie jak w Polsce, mniej więcej,a więc mają jedzenie na takim poziomie, jak by mieli w domu, no i spacerują, piją kawkę po kawiarniach, chodzą na rehabilitacje, masaże, do niemieckich lekarzy (których tu pełno) i żyją po prostu. Cudnie mają.
OdpowiedzUsuńCi wczesniejsi emeryci maja jeszcze godne emerytury, niestety system emerytalny powoli sie chwieje, a emerytury sa coraz nizsze. Juz teraz wielu emerytow musi korzystac z pomocy socjalnej, bo nie wystarcza na zycie, sa czestymi bywalcami darmowych jadlodajni, zbieraja butelki ze smietnikow, zeby dorobic pare groszy. W obliczu tego, jak ciezkie miliardy pcha sie w dupe tym przybylym przestepcom, ktorym nie chce sie pracowac, to po prostu wielki skandal. Dodaj do tego rosnace ubostwo dzieci, a bedziesz miala komplet.
UsuńCi, ktorych stac na zime w Hiszpanii, stanowia niewielki procent niemieckich emerytow.
Mnie wychowali dziadkowie, którzy przeżyli dwie wojny światowe. Utrwalali we mnie jedną cechę- indywidualność.Czyli- nie oglądaj się co robią inni, miej zawsze własne zdanie, nie leć za tłumem. A że do tego moją wrodzona cechą była wysoka asertywność, wyrosło ze mnie wredne babsko. Ale zawsze wiedziałam na co mnie stać. Jestem jedynaczką, ale bardzo wcześnie zauważyłam, że rodzeństwo wcale nie jest konieczne do tego, żeby się dobrze bawić i nie nudzić.
OdpowiedzUsuńMam co prawda aż dwóch braci przyrodnich, ale jeden młodszy ode mnie 11 lat, drugi- 24.No i nigdy nie mieliśmy ze sobą bliskiego kontaktu.I tak zostało.
Trochę mnie dziadkowie tresowali, na panienkę z dobrego, przedwojennego domu, ale to była typowa, syzyfowa praca, nie bardzo się dałam uformować.;)
Miłego;)
Tresura nigdy do niczego dobrego nie doprowadzi i to dotyczy zarowno dzieci, jak i psow. Mnie od rodzicow brakowalo milosci, a wlasciwie jej uzewnetrzniania, bo teraz wiem, ze oni mnie bardzo kochali i chcieli dla mnie jak najlepiej, dali mi naprawde duzo i nie mam tu na mysli wylacznie rzeczy materialnych. Jednak nigdy nie uslyszalam, ze mnie kochaja albo sa ze mnie dumni.
UsuńPrzeczytalam także post u G.Jagody,nie sposób się nie zgodzić,aczkolwiek rozwoj cywilizacji wymusil zupelnie inny tryb życia niz ten opisany w polecanej książce...Opieka nad malenstwem sprawowana przez calą rodzine-Pięknie...ale raczej niemożliwe..Z wlasnego doswuadczenia wiem ze niestety opieka nad noworodkiem przypadala tylko mi,mąz musial zarabiać na utrzymanie rodziny.Ciotek nie mam...Bracia daleko,Mama wtedy juz byla b.slaba ale i tak gotowala czasami obiady,aby mnie odciążyc.Kogut u Niej sie żywił,często podawala tez dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa bylam totalnie przemęczona wiecznymi kolkami Bubu.Chwilami odnosilam wrazenie ze egzystuje gdzies poza sobą...Raz usnelam karmiac syna i o malo mi nie wylecial z rożka.Nie chcę do tego wracać.
Wtedy oddalabym dużo,aby ktoś zaufany zabral mi Malego choc na jedną noc...aby przespac nieprzerwanie z 5 ,6 godzin...
Ech....
Przepraszam,ze tak mi sie ulało.Panterko Ty tez przecież łatwo nie mialas.
Czekam na c.d
Kiedy rodzilam dzieci w Polsce, mama jeszcze pracowala, trzecie urodzilam tutaj i tez wlasciwie bylam zdana na siebie, bo maz pracowal i nie bylo go calymi dniami. Dobrze wiec Cie rozumiem.
UsuńPozniej, kiedy dzieci podrosly, rodzice brali je do siebie na wakacje i uwierz mi, to byly co roku najszczesliwsze moje 6 tygodni. :)
W zwiazku z ostatnia tragedia w szkole w Ameryce ktos przypomnial dawna wypowiedz A.Tarkovskiego co on chcialby powiedziec mlodym ludziom. Wedlug niego powinno sie uczyc od dziecinstwa umiec byc samemu, nie nudzic sie ze soba. I wierze w to, ze ktos kto nie potrafi czuc sie dobrze kiedy jest sam, moze byc niebezpieczny.
OdpowiedzUsuńNiby czlowiek jest zwierzeciem stadnym, ale umiejetnosc przebywania w swoim wlasnym towarzystwie jest cecha, ktora nie wszyscy posiedli. Mam takich znajomych, ktorzy, kiedy tylko maja odrobine czasu wolnego, leca kogos odwiedzac (czesciej nawiedzac), bo nie umieja byc sami, nudza sie ze soba. Ja lubie byc sama.
UsuńNie dalabym rady mieszkac z moimi rodzicami. Nie o ciasnote chodzi, ale o roznice charakterow i pogladow. Za bylymi tesciami tez nie, choc tu takich duzych roznic nie bylo, a i dom ogromny wiec byloby gdzie. Ja po prostu chce miec swoje zycie i rzadzic nim po swojemu, a tam to kazdy wiedzial lepiej jak mi zycie urzadzic. Mojej mamie zreszta do dzisiaj wydaje sie, ze ma monopol na zarzadzanie wszystkimi, chociaz juz lepiej przyjmuje, ze dorosly czlowiek ma jednak prawo o sobie decydowac :-)
OdpowiedzUsuńJa osobiscie jestem szczesliwa, ze moje dzieci nie mieszkaja ze mna, ze sie juz usamodzielnily, ale dopoki syn nie skonczy studiow to bede sie martwila o jego finanse, chociaz on nigdy mnie o pieniadze nie prosi, pracuje sobie wieczorami i nie narzeka. I tak to juz ze mna jest. Tesknie, ale jak ktores przyjedzie to zaczynaja mnie denerwowac.
Ja na poczatku troche tesknilam za dziecmi, dom wydawal mi sie taki cichy i pusty, kiedy sie wyprowsadzily. Teraz juz mi przeszlo i zupelnie nie wyobrazam sobie, ze moglabym zyc z nimi pod jednym dachem, a juz niedajbuk z ich dziecmi. One sa fajne na godzine, a potem mecza czlowieka. Ja juz swoje wychowalam i nie mam zamiaru wychowywac cudzych.
UsuńModel wielopokoleniowy w tych czasach jest raczej trudno osiagalny, a przez rózne okolicznosci rodzinke mialam bardzo skromna, wiec o wadach/zaletach wielopokoleniowego modelu raczej trudno mi wypowiadac. Matula, jak na tamte czasy, byla dosc szalona i z pgladami na wychowanie dzieci bardzo odbiegajacymi od ówczesnych norm. Jedyne, co mówila, to "pomysl dwa razy, zanim w cos sie wpakujesz, bo ja ci dupy ratowac nie bede" :).
OdpowiedzUsuńFajna mialas rodzicielke, bardzo wyluzowana.
UsuńModel wielopokoleniowy i w tych czasach ma sie dobrze, ale nie w tzw. zachodnich spoleczenstwach, ktore zdegradowaly rodzine do jakiegos uciazliwego przezytku.
Hmmm, uciazliwym przezytkiem moze tez byc i "tradycyjna" rodzina, co mialam okazje obczaic na przykladzie ojcowskiej. Brrrr, takiego zbioru nie zyczylabym nawet wrogowi.
UsuńOj, wszedzie sa ludzie i parapety, w polityce, w kosciele, w rodzinach. Ale wiekszosc jest normalna, tylko teraz czasy sa niesprzyjajace.
UsuńWychowałam się w rodzinie 2+2+2, czyli rodzice, ja z siostrą i Mamy siostra z mężem (mieszkali blisko nas). Ojciec był jedynakiem, a ciotka z wujkiem byli bezdzietnym małżeństwem. Ze starszą siostrą nic mnie nie łączyło, żadna siostrzana miłość, zawsze traktowała mnie jak kulę u nogi. Potem nastały fajne czasy, zmieniliśmy mieszkanie, moja siostra wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Mieszkaliśmy wszyscy razem, na punkcie małej oszalałam, to ja więcej jej matkowałam, niż rodzona matka, która wróciła do pracy. Było wesoło i gwarno, nikt nikomu w drogę nie wchodził. Wyprowadzili się na swoje, ale mała zostawała u nas na dwa tygodnie w miesiącu, aż do 9 lat (urodził się braciszek). Na własne dzieci nigdy nie miałam parcia, to też zostaliśmy we dwoje z moim Bezowym, spędy rodzinne 4 razy w roku mnie już męczą, jest mi dobrze, tak jak jest.
OdpowiedzUsuńCzyli siostra z Toba nie bardzo, ale do opieki nad jej dzieckiem bylas w sam raz. Sa rodziny i rodziny, z jednymi mozna konie krasc, z innymi nawet na zdjeciu dobrze sie nie wychodzi. Zycie...
UsuńAnia sama się pchałam do dziecka. Chodziłam do szkoły to czas miałam. Potem relacje się zmieniły, a po śmierci Mamy bardzo mi pomogła. Teraz jest OK, ale nie chodzimy za często do siebie, bo od czego jest telefon?
UsuńNo chyba ze tak. :*
UsuńKliknęłam w coś, sama nie wiem w co i uciekł mi cały długi komentarz, wrrrrr... Poczekam na dalsze części i skomentuję zbiorczo, bo teraz zła jestem, grrrr...
OdpowiedzUsuńNo wrrr... jak nie wiem co!
UsuńEchhh...rodzina...
OdpowiedzUsuńNo wiem, Jaska, nie ma domu bez ulomu. W jednym jest wiekszy, w innym minimalny. Za to babcie mialas kochana.
UsuńMasz dobrą pamięć!
UsuńUmiem sluchac.
UsuńCóż, ja to już chyba pisałam... Wychowałam się w rodzinie cudownej, otoczona bliskimi, otulona miłością jak puchowa kołderką, doceniana, dowartościowana, wychuchana... Dopiero odpępowienie się, tzw. dorosłe życie, przyniosło mi same kopniaki w dupę.
OdpowiedzUsuńGdybym ja miala taka rodzine, to bym w niej zostala, a nie szukala szczescia w malzenstwie.
UsuńTeraz to ja też jestem taka mądra. Tyle, że po szkodzie...
UsuńAle po szkodzie nadal masz dokad wracac, skad czerpac energie i szukac pocieszenia. A to bardzo wazne.
UsuńŻałuję, że byłam jedynaczką. Tata i mama mieli rodzeństwo więc na brak ciotek i wujkow nie narzekałam. Rodzina ojca z jednym wyjątkiem odcięła się od nas po jego śmierci. Rodzice chuchali i dmuchali bo wiecznie chorowałam, ale nadzorowali też. Nieśmiała zostałam do dzisiaj ale to chyba niczyja wina, nie wierzę w siebie, tak juz mam.
OdpowiedzUsuńWłasne dzieci raczej trzymałam krótko, jednak ustępstwa negocjowałam i pomagałam gdy było trzeba. Wiedziały, że na mnie mogą liczyć, zresztą to czasy inne były.
Teraz mam z nimi dobry kontakt, ale mieszkać razem bym nie chciała.
Gdyby rodzice nas motywowali, chwalili i nie robili dramatu z niepowodzen, wyroslybysmy na pewne siebie kobiety. To oni wlasnie rozbudzili w nas kompleksy. Ehhh...
UsuńUważam, że odpowiedzialność za swoje życie ludzi starszych i nieobciążanie sobą swoich rodzin to dobra postawa. Bo o czym taki schorowany dziadzio czy babcia mogą porozmawiać ze swoimi dziećmi, jak już naprawdę mają głównie schorzenia i nie dają rady samodzielnie żyć. Z kolei dzieci mogłyby im opowiadać głównie o swojej pracy, co dla nich byłoby mało interesujące.
OdpowiedzUsuńA między sobą mają jak porozmawiać o tych sprawach, które są dla nich ważne.
Na szczęście coraz więcej jest takich miejsc dla ludzi starszych.
W Polsce niestety sa to miejsca, na ktore malo kogo stac. Niedawno znajoma szukala dla mamy z demencja domu opieki, ceny zaczynaja sie od blisko 4000zl. Kogo na to stac? Doplacac musza dzieci.
UsuńMoja mama motywowała mnie do samodzielności. Dzięki temu zawsze w siebie wierzyłam i nie miałam oporów w rozmowie z tzw. autorytetami. Bardzo mi się to przydało w pracy.
OdpowiedzUsuńTo bardzo wazne w dla czlowieka, bo to, jak rodzice go traktuja, zawaza na calym jego dalszym zyciu. I nie jest to zaden truizm.
Usuń