Byli rodzenstwem, z tej samej matki i tego samego ojca, a roznili sie bardzo, nie tylko wygladem zewnetrznym, ale charakterami, swiatopogladem i nastawieniem do zycia. Marysia byla grzecznym dzieckiem, malomowna, posluszna, bardzo ambitna i pomocna. Jej o kilka lat mlodszy brat Remek byl jej przeciwienstwem, chyba juz urodzil sie jako zadatek na niezlego cwaniaczka.
Marysia, jak przystalo na starsza siostre, zajmowala sie braciszkiem, choc jej kolezanki w tym czasie beztrosko mogly wspolnie bawic sie na podworku, grac w klasy, pilke czy spacerowac z przyjaciolkami. Marysia miala zawsze ze soba balast, ktory, poki nie chodzil, byl jeszcze do wytrzymania, pozniej wciaz gdzies znikal. Trzeba bylo miec oczy wokol glowy, by nie narazic sie na mamine wymowki i polajanki, bo szczeniak mial swoj maly leb pelen pomyslow, czasem bardzo niebezpiecznych. Kiedy poszedl w koncu do szkoly, mogl juz sam wychodzic, nie trzeba bylo go stale pilnowac. Wtedy jednak przyplataly sie inne problemy. Marysia byla doskonala uczennica, za to Remek ani myslal sie uczyc, doszla wiec do jej obowiazkow pomoc w nauce bratu. Tyle tylko, ze on nie mial w planach kariery naukowca, przeciwnie, lawirowal tylko, zeby przejsc z klasy do klasy bez specjalnego wysilku i wbijania sobie do glowy jakichs niepotrzebnych nikomu regulek. Matka tez niespecjalnie sprawiedliwie traktowala swoje dzieci i za zle stopnie synusia winila najczesciej Marysie, ze nie dopilnowala, nie nauczyla lenia materialu.
Juz wtedy Remek nauczyl sie kombinowac, zeby zdobyc nieco grosza na wlasne potrzeby. Gwizdnal Marysi kilka jej zdjec, wpisal odpowiednie dedykacje i sprzedawal marysinym adoratorom. Kiedy zupa sie wylala, bo dwoch starajacych spotkalo sie przypadkiem i obaj pochwalili sie zdjeciami, na ktorych stalo, ze sa tymi jedynymi, Remek przez kilka nastepnych dni musial siadac ostroznie, bo dupsko bolalo od tatowego pasa.
Remek z najwiekszym trudem skonczyl jakas zawodowke i dorobil sie profesji slusarza. Zanim jednak poszedl do pracy, upomniala sie o niego armia i wyjechal ze swojego rodzinnego miasta. Dla Marysi byly to najpiekniejsze lata, kiedy zostala sama z rodzicami. Skonczyla z wyroznieniem liceum i dostala sie na studia. Rodzicow wprawdzie bylo stac na sfinansowanie jej nauki, ale ona poczuwala sie do zarabiania wlasnego kieszonkowego, zeby nie nadwerezac domowego budzetu. Zaczela udzielac korepetycji. Wtedy tez powrocil z woja jej braciszek ladaco i dziwnym zrzadzeniem jej pieniadze zaczely znikac. Na szczescie dlugo w domu nie zabawil, bo na Pomorzu, gdzie odbywal sluzbe, poznal Baske i po kilkumiesiecznych sporadycznych odwiedzinach, przeniosl sie tam na stale, wzieli slub. Marysia tymczasem tez juz byla w zwiazku malzenskim i zamieszkala z mezem u swoich rodzicow, gdzie niedlugo pozniej urodzila sie Aldona.
c.d.n.
Eeee, no właśnie się wciągnęłam....
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, masz talent.
Taki to urok opowiadania w odcinkach, autor(ka) konczy na ogol w najmniej spodziewanym momencie. :ppp
UsuńJuż nie lubię tego Remka, gadzina i tyle.
OdpowiedzUsuńI slusznie, bo gadzina jakich malo.
Usuńwypisz wymaluj Ballada o Januszku ...
OdpowiedzUsuńMoze poczatek... bo dalej nie bylo az tak drastycznie.
Usuńwiesz, co do ojca nigdy nie ma pewności;))
OdpowiedzUsuńuwielbiam ludzkie historie, czekam niecierpliwie na cd
O!
UsuńTak, tak, wylaczylam na razie moderowanie, moze nikt nie przylezie podsrywac.
Usuń:))
Usuń:)))
UsuńCóż Zawsze byłam zdania, że rodzeństwo to kara dla dzieciaka i proszę, ten przykład też to potwierdza.
OdpowiedzUsuńNie zawsze. Moja babcia miala dwie siostry i one przez cale zycie byly ze soba bardzo blisko, kochaly sie ponad zycie. Mysle, ze wiele zalezy od rodzicow, ktorzy albo wysluguja sie starszym rodzenstwem, albo zbyt poblazaja mlodszemu. Stad rodza sie konflikty wsrod rodzenstwa.
UsuńA teść się na mnie obraził, gdy go opieprzyłam za to, że przerzuca obowiązki rodziców na ośmioletniego chłopaczka.
UsuńKretyn, to i córkę-idiotkę wyhodował.
A co Ty tak zle o szwagierce?
UsuńPrzecież to debilka. To jak mam inaczej? Nawet Eks nie ma o siostrze lepszego zdania.
UsuńA w ogole to nie narzekaj na rodzenstwo, bo o ile wiem, sama masz fajnego brata. No!
UsuńTylko że gdy on się urodził, ja mogłam być już jego matką.
UsuńI co? Zalujesz, ze sie urodzil? Wolalabys zostac jedynaczka?
UsuńJa zawsze marzylam o rodzenstwie, ale nie bylo mi dane. Do dzisiaj zaluje i sama nadrobilam to w swoich dzieciach.
Wtedy byłam wściekła, bo chciałam mieć psa (Bartka już nie było). Obraziłam się na rodziców i powiedziałam im wprost, że zrobili to specjalnie, żeby mi psa nie kupić. Teraz każde z nas ma swoje życie i potrafi być fajnie, ale tylko raz na jakiś czas, bo nawet nie mieszkamy blisko siebie. Nigdy nie chciałam mieć rodzeństwa i nie prosiłam o nie, Letnia też nie. Nawet zapytałam ja o to kiedyś - odpowiedziała stanowczo: "Żadnych dzieci do domu mi nie przynoś!" :)
UsuńA na matkę-Polkę to już całkiem się nie nadaję.
Bo rodzenstwo robi sie dziecku bez pytania, czy chce je miec i w wieku, kiedy jeszcze tego pytania nie rozumie. Dziala sie znienacka i z zaskoczenia, jak Twoi rodzice. :)))
UsuńGuzik prawda. Jeżeli ani rodzice, ani dziecko nie chcą, to rodzeństwa się nie robi.
UsuńMoja mama nie dała się tknąć, nie chciała słyszeć o drugim dziecku. Gdy doczekali się swojego mieszkania, tato błagał, zaklinał i rzęził, czołgając się po podłodze, żeby się zgodziła na to drugie. Zgodziła się w końcu, ale miała armię służby i sztab 6 osób, które odpierdzielały za nią te czarną robotę. Ona tylko urodziła (a nawet nie, bo miała cesarkę) i była do przytulania oraz reprezentacji. I ja ją najdoskonalej w świecie rozumiem.
A ja nie. I nie zrozumiem. Kiedy bylismy jeszcze w Polsce, moja mama troche nam pomagala, ale ostatnia corka urodzila sie juz tutaj, a ja bylam sama z cala trojka i jakos sobie radzilam, nigdy nie narzekalam.
UsuńCo nie oznacza, że wszyscy są jednakowi. Myślę, że gdyby nie warunki, mama nigdy w życiu nie dałaby się wrobić w powtórne macierzyństwo. A ja dzisiaj, po 21,5 roku, wciąż pamiętam, jak samotnie płakałam co noc w łazience z bólami głowy od niewyspania, po 16 prochach na dobę i chciałam umrzeć, żeby już się więcej nie męczyć. Nie miałam nikogo, kto by mi pomógł. Pierwsze lata macierzyństwa (tak mniej więcej do gimnazjum Letniej) wspominam jako koszmar i piekło.
UsuńGdybym ja miala 6 osob do pomocy, mialabym co najmniej 6 dzieci.
UsuńA gdybym ja miała 6 osób do pomocy, to nie miałabym myśli samobójczych :))
UsuńA Letnia nie poczuwa sie do pomocy?
UsuńA dlaczego miałaby się poczuwać? Przecież to nie jej dziecko by było!
UsuńMyslalam teraz, a Ty piszesz o czasie odleglejszym. A matka czy tesciowa Ci nie pomagaly?
UsuńPrzecież rozmawiamy o sytuacji rodzenia rodzeństwa.
UsuńMoja mama do dzieci?! Czy Ty się czytasz?!
Już wieki temu ustaliła zasadę: "W tej materii na mnie nie licz". I w pełni ją rozumiem, ja też nie poddałabym się dobrowolnie takiej katordze. Poza tym, nawet gdyby chciała, to te 21 lat temu pracowała i miała przed sobą jeszcze sporo lat pracy, więc jaki miałaby to robić?
A Teściowa mieszkała w innym mieście, więc też nie miała możliwości.
Że Eks palcem nie kiwnął, nie muszę chyba dodawać.
No to do kitu. Ja w Polsce zostalam z 5-letnia i 3-miesieczna corka oraz psem. Musialam palic w piecach i nosic wegiel z piwnicy. Zeby wyjsc z psem na siusiu, pakowalam cala rodzine, bo balam sie je same zostawic chocby na chwile. I jakos dalam rade. Mysle, ze obecne matki predzej by sie powiesily niz daly rade.
UsuńTeż bym się powiesiła, chociaż nie jestem "obecną" matką (w sensie pokolenia). Może to po prostu jest tak jak z resztą przyrody - najłatwiej mnożą się chwasty i gatunki pospolite? Nigdy nie taiłam ani tego, że nie lubię dzieci, ani że nie nadaję się na matkę, nie udawałam i nie siliłam się na twierdzenie, że macierzyństwo to sama wspaniałość. Na szczęście (jeszcze) nie wszyscy muszą.
UsuńJa tam tez znam przyjemniejsze czynnosci od matkowania, a teraz babciowania i, moze nie uwierzysz, tez nie lubie dzieci i traktuje je jak zlo konieczne. Ale postanowilam nie unieszczesliwiac wlasnych dzieci jedynactwem, bo wiedzialam, czym to pachnie.
UsuńZnam dużo większe nieszczęścia i, mówiąc szczerze, nie wiem, czym to pachnie. Mam zarówno szczęśliwe koleżanki jedynaczki, jak i znam wiele żrących się ze sobą albo pożartych na śmierć i życie rodzeństw w różnym wieku - nie wiem, jakie szczęście miałoby z tego wyniknąć.
UsuńNo chyba, że się nawzajem pozabijają i zostanie jeden, szczęśliwie uwolniony od reszty :)))
UsuńJa przez cale zycie cierpialam z powodu swojego jedynactwa i cierpie nadal, nie przyzwyczailam sie i nie pogodzilam z tym do dzisiaj. Nie przemawiaja do mnie przyklady skloconego rodzenstwa.
UsuńNie musza - podobnie jak do nikogo nie muszą przemawiać przykłady nieszczęśliwego jedynactwa. Jedni są tacy, a drudzy inni i już, a problem zaczyna się wtedy, kiedy próbuje się narzucić wszystkim jedną sztancę.
UsuńA to ja probuje?
UsuńNie! Tylko takie społeczne stereotypy. No i kościółkowe dyrektywy.
UsuńCierpialas przez jedynactwo? Zawsze sobie cenilam ten stan i dziekowalam, ze matula uwazala, ze jedno to juz o polowe za duzo, pomimo tego, ze miala anielska cierpliwosc do dzieci :). W stosunku do wnuka, raczej zupelnie bezproblemowego, stwierdzila, ze widziec go raz na dwa lata to absolutnie wystarczy.
UsuńJa zawsze cierpialam na deficyt rodziny, moi rodzice tez jedynaki, wiec nawet kuzynow nie mialam. I zawsze, zawsze chcialam miec rodzenstwo, ale moi rodzice byli wygodniccy i poprzestali na mnie.
UsuńFrau Be, no widzisz! Ja jako porzadna i bogobojna katoliczka, slucham kleszych dyrektyw jak swinia grzmotu. Stad te trzy corki.
Nie stąd, tylko z Twoich prywatnych upodobań. Wszystko mieszasz i nawet Ci się nie dziwię - w ten kurewski upał wszystkim mózgi się lasują.
UsuńE tam z upodoban, klecha kazal sie mnozyc, to sie mnozylam.
UsuńAnno, ja także cierpiałam za bycie jedynaczką - cała nienawiść mojej matki skupiła się na mnie. Moje dzieciństwo i młodość to było piekło,a ja nawet nie wiedziałam, że można żyć inaczej.
UsuńPo mnie jezdzil ojciec. I nie to, ze mnie nie kochal, on chcial dla mnie dobrze, najlepiej, ale na swoja modle.
UsuńJak Ty umiesz dobrze pisac, niby zwyczajna ludzka historia a tak mnie wciagnela,
OdpowiedzUsuńczekam co bedzie dalej.
Dalej bedzie juz tylko barwniej. :)))
UsuńNiezle mnie podkrecasz, lubie Marysie i zal mi jej bardzo za tak utrudnione zycie przez rodzonego brata.
UsuńHe he, taka rola opowiadan w odcinkach. Inaczej nikt by nie wrocil, zeby dowiedziec sie dalszego ciagu. :)))
UsuńLubię opowieści z życia wzięte :)
OdpowiedzUsuńTyż zajmowałam się najmłodszym bratem, ale ja to lubiłam. Jak on podrósł i przeszedł pod podwórkową opiekę moich braci, to zaczęłam niańczyć inne podwórkowe niedorostki ;) Jednakowoż matką jakoś nie bardzo miałam ochotę zostać, poszłam sobie pracować do przedszkola. Kontakt z dziećmi miałam, a popołudnia i noce miałam od nich wolne ;)
Mam 4 braci i mam z nimi dobre relacje, jak i z ich rodzinami.
UsuńNie ma zatem reguly, choc z pewnoscia wielka role pelni wychowanie bez faworyzowania ktoregos z dzieci, wtedy zadne nie ma poczucia krzywdy przez pojawienie sie dalszego rodzenstwa.
UsuńNigdy nie chciałam mieć młodszego od siebie rodzeństwa.Miałam co prawda dwóch braci przyrodnich, jeden młodszy ode mnie 11 lat a drugi....24, ale miałam z nimi tylko sporadyczne kontakty.To moja maman była taka "starowna", ojciec nie.
OdpowiedzUsuńŻe też się rodzą takie zakały rodziny jak ten Renek, to jakieś nieporozumienie chyba;)No i co dalej????
Dalej bedzie weselej, z odcinka na odcinek. Inaczej nie byloby sensu zaczynac pisania. :)))
UsuńCierpliwie poczekam na ciąg dalszy bo póki co, zabiłabym mamusię własnymi "ręcami" oraz idąc za ciosem ukatrupiłabym również braciszka. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że braciszek da się siostrze ostro we znaki ale mimo to stanowczo domagam się szczęśliwego końca ;-)
OdpowiedzUsuńZycie pisze rozniaste scenariusze, nie zawsze konczace sie happy endem. Ale cierpliwosci, moze tutaj Twoje domaganie sie zadziala. :)))
UsuńCos mi to przypomina. Dawaj dalej :-)
OdpowiedzUsuńNo przeciez dam, nie bede taka. Druga czesc juz jutro. :))
UsuńIwona, przybijam piąteczkę- dawaj Anka- coś mi to przypomina :)))
Usuńa tak serio- ja teżmiałam na głowie młodszą o 5 la sis, opieka, potem odrabianie lekcji - horror- ja ją uczyłam, a ona mnie wyzywała i darła się na mnie hahahahah
ale potem, jak miała 12 lat miałam spokoj, szybko się usamodzielniła ,
gdy obie miałyśmy już dzieci, to się nam relacje bardzo poprawiły
Bo wychowaniem powinni zajmowac sie rodzice, a nie rodzenstwo. Chcieli dziecka, to niech go pilnuja. Ale wiadomo, jak jest, zwlaszcza przy sporej roznicy wieku. Moje dziewczyny trzymaja sie razem, czesto spotykaja. Kloca tez, bo nie ma totamto, zeby specjalnie byly ustepliwe, ale wojna nigdy nie trwa dlugo.
UsuńA ja bylam dla moich mlodszych siostr jak matka. Bo mama byla sama z nami, jak ojciec jezdzil za granice na kontrakty. Poza tym pracowala na zmiany i nawet jej nie przyszlo do glowy zeby to zmienic. Nie winie jej, kazdy orze jak moze.
UsuńA czy pozwolilabys sie wykorzystywac siostrom tak, jak Marysia byla wykorzystywana przez Remka?
UsuńNie rozumiem jak rodzice moga obciazac opieka za kolejne dziecko starsze rodzenstwo. Mam mlodszego brata, o cale 8 lat mlodszego i wrecz nie wolno nam sie bylo nim opiekowac. Mama maiala 3 lata urlopu na to zeby go wychowac przez te pierwsze lata. Pamietam jak prosilam zeby mi go dala w wozku powozic samej to ona bedzie mogla robic cos w domu. Nie i juz.
OdpowiedzUsuńJak mial juz cos te magiczne 3 lata to ewentualnie wolno mi bylo poprowadzic go za reke w czasie spaceru rodzinnego:))
Nigdy nie musialam pomagac w lekcjach, tym od zawsze zajmowal sie Tato.
Po prostu mialam brata a nie wlasne dziecko, za ktore mialam byc odpowiedzialna. To nie moja wina, ze rodzicom sie przytrafilo po 8 latach.
Ze starszym bratem to byla inna sprawa, on jest 2 lata starszy ode mnie, wiec od malego wszystko bylo razem.
Ano moga i robia to nagminnie. Z jednej strony ucza pomocy w domu i poczucia odpowiedzialnosci, ale wylacznie pod warunkiem, ze nie faworyzuja przy tym jednego z nich, najczesciej tego mlodszego, z ktorego potem czesto wyrasta roszczeniowy potworek.
UsuńMy jako starsze dzieci mielismy inne obowiazki w domu ale co do opieki nad Mlodym to byl zakaz. Serio to nawet nie wiem dlaczego, moze sie mama bala ze go zepsuje:))
UsuńPewnie tak. W wielodzietnych rodzinach opieka nad mlodszym rodzenstwem jest czyms bardzo naturalnym, bo matka takiej gromadki ma dosc roboty. Ale sa tez inne matki, po prostu wyslugujace sie dziecmi, zeby miec mniej roboty i wiecej czasu dla siebie.
UsuńNo, no, dzieje sie... jestem ciekawa, jak sie historia rozwinie.
OdpowiedzUsuńI zaleglosci nadrobione. Toyka pieknieje, jest cudnym psiakiem. Musiala przezyc cos zlego, na bank. Jak dobrze, ze trafila na Was!
A gdzie Cie nosilo, jak Cie nie bylo? Urlopowalas? :)
UsuńSuper, czekam na dalszy ciąg. Dobrze, że nie miałam młodszego rodzeństwa, a ze starszą o 5 lat siostrą, przez moje 19 lat nic mnie nie łączyło, aż do momentu, jak urodziła córeczkę. Mogła sobie wrócić do pracy, a my z babcią oddałyśmy ją rodzicom, kiedy chodziła do drugiej klasy i pojawił się na świecie braciszek. Miłość do dzieci mi uleciała i dziś chwalę niebiosa, że nie mam swoich.
OdpowiedzUsuńJak to nie masz? A Beza? A Kiziamizia?
Usuńczytam, czytam a tu koniec.
OdpowiedzUsuńCzekam na drugą częśc
Czesci bedzie wiecej. Zapraszam :)
UsuńAle Ty umiesz trzymać w napięciu!!
OdpowiedzUsuńCzęść drugą o dziadku też przeczytałam. Fajne te Twoje opowiadania w odcinkach! :)))
O dziadku byly tylko dwa odcinki, tu zaplanowalam piec, wiec tego... musicie wykazac sie cierpliwoscia ;)
UsuńAle ze mnie gapa....
OdpowiedzUsuńAle ze co?
UsuńNo, ciekawie sie zaczyna. Lecę czytac dalej!:-)
OdpowiedzUsuńTwoje odcinki sa chociaz dluzsze i czlowiek moze sie naczytac za jednym wejsciem. :)))
Usuń