Kiedy tak snulam sie po szpitalnych korytarzach, w glowie klebily mi sie rozniaste mysli. Rozmyslalam, jakie to zycie bywa czasem przewrotne i ulotne, zyje sie i nagle bum! choroba spada jak grom z jasnego nieba. Jesli to jeszcze jest taka choroba jak u mnie, ktora dopada w wieku zaawansowanym, bo nie chce uzyc nielubianego przeze mnie slowa podeszlym i mozna ja jako tako miec pod kontrola, to mimo ze irytuje, da sie z tym zyc.
Wspomnialam w poprzednich postach, ze mialam dwie wspolpacjentki leczace sie z anoreksji, obydwie studentki, piekne, choc zmienione choroba, i madre mlode dziewczyny. Po raz pierwszy mialam na zywo do czynienia z ofiarami tej strasznej choroby, tak wyniszczajacej, ze najpierw trzeba bylo te dziewczyny stabilizowac na IMC, pozniej czekala je wielomiesieczna terapia na normalnym oddziale. Obie byly odzywiane dozylnie jakas bardzo wysokokaloryczna papka, choc oprocz tego jadly normalnie posilki. Obie byly juz po dlugotrwalej psychoterapii, inaczej nie moglyby zaczac leczenia swoich zeszkielecialych cial. Straszne.
Byla tez mloda samotna matka 11-letniej dziewczynki, majaca podobne objawy do moich, ale wyrywajaca sie do domu, bo trzeba zajac sie dzieckiem i psem. Nie trafialy do niej zadne argumenty, ze najpierw trzeba myslec o sobie i wlasnym zdrowiu, bo jesli zejdzie przez wlasne zaniedbania, dziecko i tak zostanie samo, na zawsze. Trudna sytuacja, brak rodzicow do pomocy, jakas kolezanka z pracy, ktora tymczasowo wziela przychowek do siebie, nerwy i skaczace cisnienie. Bledne kolo.
Osobna kategoria pacjentow to osoby w bardzo podeszlym wieku. Wiadomo, ze pobyt w szpitalu i lozko szybko pozbawiaja sil nawet kogos znacznie mlodszego, u staruszkow przebiega to znacznie szybciej. Chodzac obserwowalam lezacych w kompletnym bezruchu (bo nawet na samodzielna zmiane pozycji brakowalo im sil) staruszkow, podlaczonych do aparatury monitorujacej wszystkie funkcje, z cewnikami, mytych, przekrecanych i karmionych przez pielegniarki. Lezacych w milczeniu albo pojekujacych czy rzadziej krzyczacych. Co jakis czas ktorys znikal, sala byla myta, dezynfekowana i przygotowywana dla nowych pacjentow. Inni lezeli w tej swojej cichej rezygnacji, nie dajac sie ustabilizowac, nie kontaktujac zbyt duzo albo wcale, nie realizujac, ze ktos ich myje, zmienia pampersy.
Chodzilam i przygladalam sie na monitorach wielkiej roznorodnosci grafik linii pracy ich (naszych) serc.
Moj wykres to ten po lewej, trzeci od gory, z liczba pulsu 61. Moje serce bilo silnie, wyrazna amplituda, inne (na dole po lewej i drugie od gory po prawej) byly ledwie wyczuwalne przez sensory. Ta sinusoida (trzecia od dolu po prawej) nalezala do jednej z tych lezacych w bezruchu staruszek. Kazdemu z nas serce bije w roznym rytmie, z rozna moca i zapalem, nawet tu roznimy sie miedzy soba.
W kazdym razie tak sobie myslalam, ze po co zyc 90 lat i wiecej, kiedy czlowiek niewiele z tego zycia ma. Ani z lozka wstac o wlasnych silach, ani na swiat wyjrzec, usiasc pod drzewem, wsluchac sie w spiew ptakow, bo sluch tez juz nie ten, ani nawet pojsc samodzielnie do toalety, nie mowiac o podtarciu sobie tylka. Przychodza obcy ludzie i robia to wszystko, z trudem ukrywajac obrzydzenie. Bo starosc jest nieestetyczna, powolna, brzydko pachnie, irytuje energicznych mlodych ludzi. A pacjenci w pelnej rezygnacji, juz pozbawieni wstydu, poddaja sie wszystkim zabiegom i czekaja. Na co? Bo chyba juz nie na jakiekolwiek normalne zycie. Przychodza jeszcze do niektorych fizjoterapeuci, zabieraja ich na kilkukrokowy spacer po korytarzu, przy balkoniku. Wracaja totalnie zmeczeni, ale dumni z siebie, ze jeszcze ten raz zdolali, udalo sie zrobic samodzielnie te kroki. A potem znow popadaja w to odretwienie. Nielatwo sie nawet z nimi rozmawia, trzeba krzyczec, bo nie slysza, trzeba bardzo natezac uwage, bo bez protezy mowia niewyraznie, ale tak bardzo chca rozmawiac, byc zauwazonym.
I znow sobie mysle, ze chcialabym miec taka mozliwosc i odejsc, kiedy zacznie mi brakowac tej godnosci, zanim stane sie taka jak oni. Nie mam imperatywu zyc za wszelka cene, dla mnie wazniejszy jest komfort zycia i gdybym miala go stracic, nie chcialabym zyc w ogole. Bo po co? Szczegolnie gdyby tlila sie we mnie jeszcze jakas resztka swiadomosci.
O ty co piszesz myślę od dawna. Bo dla mnie moment kiedy człowiek nie może być samodzielny jest straszny. Nie będę tu opisywać co przeżyłam, kiedy moja Mama z dnia na dzień traciła siły i patrzyła na mnie wzrokiem skrzywdzonego dziecka, potem mąż....
OdpowiedzUsuńDlatego tak trudno pogodzić się nie tyle ze starością co utratą sprawności.
Starosc zupelnie mnie nie straszy, boje sie ubostwa i utraty godnosci. Czesto mysle, czy dam rade, czy w pore zdolam odebrac sobie zycie. Czasem bowiem choroba spada jak grom z jasnego nieba w trymiga czyni niepelnosprawnym i zaleznym od ludzi. Nie trzeba sie wcale zestarzec.
UsuńPamiętam, jak moja Mama głośno wzdychała, bojąc się leżenia na starość. Ktoś, lub coś ją wysłuchało. Była słaba, tylko jedną dobę, gdzie o własnych siłach nie mogła dojść do łazienki. Jak już pisałam miała 91 lat, odeszła cichutko w pełnej świadomości. Nie wiem, co mnie czeka, może też będę miała tyle szczęścia, co moi rodzice, bez bólu, bez męki - kto wie...niestety, tego nie wie nikt.
OdpowiedzUsuńTak na codzien czlowiek odpedza od siebie zle mysli, ale w szpitalu wracaja ze zdwojona sila. Strasznie sie boje tej zaleznosci od osob obcych.
UsuńStaram się nie wybiegać myślami w przyszłość, bo zaplanować się nie da. Nie mogę dziś zaklepać sobie miejsca w ośrodku, ani żadnej opieki,która byłaby mi potrzebna np. za 20 lat. Ja zdana jestem tylko na obcych, chociaż w dzisiejszych czasach, dzieci nie mają czasu zajmować się rodzicami, tak więc nic wiele nie tracę.
UsuńJa niby mam troje dzieci, ale nie licze na ich opieke, nie w tym kraju. Tu ludzie musza pracowac, bo co z tego, ze rzuca prace i zajma sie chorym rodzicem, kiedy potem sami beda w wielkiej potrzebie, bo nie zdaza wypracowac sobie emerytury. Tu bierze sie doslownie zalecenie "umiesz liczyc, licz na siebie".
UsuńMoja koleżanka miała anoreksję. To była długa i ciężka terapia. Po kilku próbach samobójczych zamknęli ją w specjalnym szpitalu. Później gdy sytuacja w jej głowie się ustabilizowała, chodziła do psychiatry sama. Dziś jest zdrowa.
OdpowiedzUsuńPogoń za pięknem, świat mody i seksu, oto wyniki – dążenie do doskonałości za wszelką cenę.
Wq...a mnie to.
Mnóstwo takich historii wysłucham czasami od mojej mateczki chrzestnej. Jest opiekunką w domu pomocy. Koszmar przemijania, tak bym to w skrócie nazwała. Podobno najszybciej odchodzą ci co są samotni.
Patrzę na monitor i... zanim przeczytałam dalej, pomyślałam, że kurcze każdy ma zupełnie inne tętno.
Był taki film (nie pamiętam tytułu). Młody mężczyzna zamówił sobie snajpera, który miał go zabić jak skończy bodajże 60 lat czy jakoś tak. Panicznie bał się samotności. Snajpera nie dało się odwołać, na tym to polegało. Facet po prostu zniknął i miał wrócić po upływie wskazanego czasu. Potem gdy "ofiara" w swoje urodziny uprzytomniła sobie, że nic takiego czego się obawiał przez całe życie, nie miało miejsca, oraz że dobrze mu się żyje, (ma wnuki, kocha rodzinę, sielanka i w ogóle), zaczął walkę o życie. Unikał snajpera dosyć długo, czyli głównie nie wystawiał się na cel. Aż do czasu kiedy strzelec wyborowy nie stracił cierpliwości i wszedł z nim do widy.
Myślę, że nie ma kompletnie sensu o tym rozmyślać, choć to czai się gdzieś tam z tyłu głowy, szczególnie po wizycie w szpitalu. Widmo przemijania.
Te monitory byly naprawde bardzo zajmujace, czesto przy nich przystawalam, gapilam sie porownujac te nasze wykresy, ktore czesto sie zmienialy. Od czasu do czasu ktorys ukazywal sie w czerwonej ramce, pulsowal i popiskiwal, a wtedy zaczynaly sie biegi po korytarzu.
UsuńJa obawiam sie tylko jednego, czy zdaze, czy znajde sily, zanim choroba mnie polozy plackiem. Na platnego raczej mnie nie stac, bede musiala zrobic to sama.
To obrzydzenie neguje, w imieniu swoim i wielu koleżanek. To nie jest tak. Kto sie brzydzi starość, niedołężnosci, ktoremu rękawiczki nie wystarczają przy inkontynencji, ten nie pracuje w pielegnacji.
OdpowiedzUsuńO tak, szybka i niespodziewana śmierć jest kwintesencją życia.
A kto zycia nie zna, modli się slowami: od naglej i niespidziewanej smierci zachiwaj nas Panie.
Moja mama dzis 12 dzień w śpiączce.
Acha, jeszcze cos z mojej osobistej pozycji osoby jeszcze nie starej 😉 a niesprawnej sluchowo: utrzymuje sie błędne mniemanie, ze do przygluchych trzeba głośno. Nic bardziej błędnego. W krzyku jeszcze mniejbrozumiemy, jak w kazdym hałasie, bo sie częstotliwości plątają 🤪 tak wiec prosze mowic nam wyraznie, niezbyt powoli, i dac nam sie patrzyc w mówiąca glowe 🤗 wtedy najbardziej rozumiemy.
UsuńNie bez powodu pisalam o z trudem skrywanym obrzydzeniu. Owszem, myja i rekawiczki musza im wystarczyc, robia to i chwala im za to. Ja bym sie nie nadawala, a moze z czasem bym sie przyzwyczaila. Jednak wyrazu twarzy, chocby na okamgnienie, nie zmienisz, nie zawsze mozna nad nim zapanowac. Moze to bylo jednorazowe, ale bylo.
UsuńA Twoja Mame tak nagle dopadlo? Przeciez byly plany osrodka i Mama fizycznie czula sie relatywnie dobrze. Bardzo Ci wspolczuje, Lucy.
Mialam dwie wspolpacjentki po 90-tce, musialam mowic bardzo glosno, bo normalnym tonem nie rozumialy. No nie krzyczalam przeciez, ale i ja, i personel, i osoby odwiedzajace musialy mowic naprawde glosno.
UsuńTak, to bylo nagle i niespodziewanie, mama przed poludniem polozyla się jak zwykle na kanapie, bo byla przedtem na spacerze z tatą i Mirką, i sie zmeczyla. Zakomunikowala ból glowy, nic niezwyklego w calym jej zyciu. Miala wstac do obiadu, nie mouna jrj bylo dobudzic. Oddech, tetno, normalne. Karetka, lekarz, intubacja (dla mnie niezrozumiala przy spontanicznym oddychaniu) i nagle nazywa sie, Christoph 44 za 6 minut podchodzi do lądowania z tyłu ogrodu. W klinice CCT wykazalo masywne krwawienie, scisniete i przesuniete polkule mozgowe, nieodwracalne szkody, ekstubacja i koncept paliatywny. I tak to.
OdpowiedzUsuńU starych ludzi jest ten problem, ze albo wcale, albo za pozno dostajavaparat sluchowy, i nievradza sobie z nim, takze optymalne ustawienie aparatu to malavdroga przez mękę, mlodego wyczerpi, a starego przerosnie. I zaczyna sie wrzeszczenie, fakt.
UsuńOj, wiem jak bardzo starsi ludzie mecza sie z aparatem. Mamy przyjaciolka, tez po 80-tce dostala nowy i nie moze sie wcale do niego przyzwyczaic, bardzo rzadko go nosi, prawie wcale i dalej trzeba do niej bardzo glosno mowic. Wyrzucone pieniadze i to niemale, bo w Polsce chyba kasa nie placi, albo bardzo niewiele.
UsuńStraszne z Twoja Mama, kto by sie spodziewal tak naglego ataku.
UsuńCo do aparatów w Polsce pefron daje 700 na oba i koniec, a ja mam np taka wadę że najtańszy jeden jest za 2400. Nie wiem tylko jak jest u seniorów bo wiem że najlepsze są zauszne i jak najszybciej się uczyć ich. Te wkładane do srodka ucha są do niczego i łatwo się psują. Lepiej żeby było je widać i były niezniszczalne - moje sprzed 15 lat analogowe nadal działają i dziadek sobie je przeprogramował na siebie. Ja mam cyfrowe już 10 lat i działają ale muszę się skłaniać ku wymianie choć nie lubię pfronu i tych kwitków . Pracodawca może dopłacić ale nie musi mogę mu zanieść podanie. I tyle. Ale lepiej lepsze wiadomo a to się zaczyna wtedy cena 3000 za jeden. Te co mam teraz miałam w czasach szkoły i one były dopłacanie więcej i rodzice brali kredyt na 3500 a resztę dopłacił PFRON ale to były aparaty za 10 000 w sumie. I co zrobić... Teraz nie wiem jak uzbieram na te tańsze. Bo wiem że 5000 wyjdzie i 700 PFRON oddaje ale później . Ehhh
UsuńBardzo współczuję sytuacji z mamą, szokujące że człowiek się polozy i koniec.... Może się nagle coś stać. 😿
UsuńTu tez jest chyba jakos tak, ze te najwymyslniejsze trzeba samemu dofinansowac, kasa placi za jakies najprostsze. Tak jest ze wszystkim, tak samo protezy zebowe, jesli chce implantaty, to plac sam.
UsuńNo niestety te analogi to też dopłacanie było bo oni raptem 50% wtedy.. ale analogi łapią wszystko i szum i wszystko co się da, te mi wyciszają szum i nie idę słysząc głównie szurania butów wszystkich ludzi. Może kiedyś te analogi znikna a cyfrowe będą podstawą i tańsze. Oby
UsuńChyba najpraktyczniejsze sa implanty, z niczym nie musisz sie pozniej zmagac, ale to raczej bardzo droga impreza.
UsuńDo implantów są parametry słuchowe, ja jestem za daleko od granicy która dopuszcza w ogóle do konieczności takiej operacji. Implant masz , ale na zewnątrz masz aparat z takim magnesem który za uchem się tego implantu trzyma i się to miejsce z włosów goli bo inaczej się ciężko trzyma a musi do skóry.
UsuńChyba że są jakieś implanty bez zewnętrznych bajerów ale jak widziałam ludzi to z takimi jak opisałam że mają jakby odbiornik za uchem podobny do zausznego aparaty i antenę z przyssawka że tak to nazwę. Era cyborgów
UsuńPantero, mnie też zdarza się rozmyślać i rozmawiać na temat prawa do godnej starości oraz jakby nie patrzeć, powiązanego z tym prawa do godnej śmierci z wyboru. Patrząc na koniec życia mojej Babci, myślę sobie, że ja wolałabym odejść wcześniej niż przez prawie 2 lata leżeć i patrzeć w sufit. Być może ona też, ale tego się w żaden sposób nie dało stwierdzić.
OdpowiedzUsuńTrudne jest skonstruowanie takiego prawa do eutanazji, żeby nie było nadużyć. Nie będę pisać więcej, bo trzeba by cały referat a po co, skoro mam wrażenie, że mamy podobne poglądy na ten temat.
Lucy, wyrazy współczucia dla Ciebie.
W przypadku Twojej babci ze wszystkim bylo za pozno, byc moze lezac zalowala, ze nie moze juz nic zrobic, moze chcialaby nie zyc, niz zyc w ten sposob? Jak i kiedy rozpoznac ten wlasciwy moment i czy czlowiekowi wystarczy odwagi? Jestem za eutanazja, w tej kwestii zwierzeta maja znacznie lepiej od ludzi.
UsuńOj ciężko temat. Jak ja miałam z Amberem..... ja widziałam już pustkę w jego oczach wtedy tamtego dnia. Musiałam coś już zrobić bo już widać było i cały świat wskazywał że on ma dość... Ale człowiek może mieć dość i co z tego .. oj ciężkie
UsuńZwierzeta maja o tyle latwiej od nas. To tylko dla nas ta decyzja o skroceniu im cierpienia jest tak ciezka.
UsuńPewnie będę całe życie pamiętać.
UsuńZa dwa tygodnie pierwsza rocznica. a jednocześnie Chessur ma urodziny pierwsze. Tak to już jest.
U nas minely juz trzy lata, a ten dramat zawsze na swiezo w pamieci.
UsuńJakoś mi się nie klei zestawienie "mądre młode dziewczyny" z anoreksją. Kto mądry pakuje się w coś takiego? Zanim uzależnienie (każde) przejmie kontrolę nad mózgiem, najpierw jest proces decyzyjny. Dobrowolny, samodzielny, nieprzymuszony.
OdpowiedzUsuńAnoreksja to choroba, ktora zaczyna sie w umysle, chorym umysle, ktory niespecjalnie dobrowolnie, samodzielnie i nieprzymuszenie decyduje, ze "od dzisiaj sie odchodzam". To nie jest zdrowa decyzja, powinnas o tym wiedziec.
UsuńAle to wcale nie jest prawda. Umysł jest chory, gdy już na nią zapadnie.
UsuńCórka mojej dobrej koleżanki była normalną i zdrowa dziewczyną, dopóki nie wpadła na genialny pomysł. Choroba zaczęła się później, trwała latami i byłaby skończyła się śmiercią - dziewczyna konała w szpitalu tygodniami, podczas gdy lekarze walczyli o jej życie. Przeżyła, ale jest potwornie krucha, od byle czego choruje, nie ma swoich dzieci, chociaż by chciała. Wszystko zaczyna się od decyzji o przekroczeniu granicy rozsądku.
Taka decyzja nie zapadnie w zdrowym umysle. Owszem, wiele dziewczat chce sie odchudzac, ale tylko chore osobniki nie moga przestac.
UsuńAle ja właśnie o tym mówię. Alkoholik, zaczynając pić ponad miarę, też nie podejmuje decyzji, że zostanie skończonym pijusem. Ale tak zdrowy chłop jak i zdrowa dziewucha wiedzą, czym może skończyć się przekroczenie pewnej granicy, o której wiedza jest powszechnie dostępna. I za tą granicą zaczyna się choroba.
UsuńInaczej. Pije wiekszosc z nas, a tylko jednostki podatne, zaklocone, chore zostaja alkoholikami. Podobnie z odchudzaniem. Zdrowy czlowiek przestaje w pore pic/odchudzac sie/jesc czy co tam jeszcze.
UsuńOdchudzać się w porę/pić/grać na automatach itp. przestaje człowiek, który słucha rozumu. A jak nie posłucha, to staje się chory.
UsuńTaaaa...
UsuńNatomiast co do 90-tki... Pochodzę z długowiecznej rodziny. W tym wieku moje babcie popijały koniaczek, biegały co tydzień do fryzjera, do kawiarni z koleżankami... Zatem nie zawsze jest to próg, za którym jest już tylko wegetacja.
OdpowiedzUsuńJa nie uogolniam, bo w kazdej regule zdarzaja sie wyjatki i niejedna 90-tka jest fit jak trampek, podczas gdy jej wnuczka lezy pod aparatura i czeka na smierc.
UsuńRany boskie. Co to jest "fit jak trampek"?!
UsuńNo fit jak trampek! Czego tu nie rozumiesz?
Usuń😹
UsuńGłównie "fit", bo trampki to wiem, co to jest - Dzieciątko namiętnie to nosi na kończynach.
Usuńhttps://sjp.pl/fit
UsuńWystarczylo poszukac. :)
Koń jak trampek? Coś tam w brydżu jak trampek? Średnicomierz jak trampek?!
UsuńNo i co ja z tego wiem?!
Nie denerwuj mnie!
UsuńMam podobne przemyślenia ...
OdpowiedzUsuńJa niby tez wczesniej mialam, ale podczas tego pobytu w szpitalu i zetkniecia sie z tym problemem tak twarza w twarz, te mysli staly sie obsesyjne.
UsuńZawsze podobnie myslalam - zebym nigdy nie stala sie uzalezniona od opieki innych. To moze przyjsc w kazdym wieku bo wystarczy np. potezny wylew w mozgu.
OdpowiedzUsuńZ pewnoscia szpitalne widoki i otoczenie moga ino wzmocnic takie przekonania.
Wiec nie choruj, Pantero :)
Musze w zwiazku z tym pouzupelniac dyspozycje pozostawione u mojej lekarki rodzinnej w kwestii nieutrzymywania mnie na sile przy zyciu, gdybym musiala byc zalezna od respiratorow i odzywiania dozylnego i innych takich. Odlaczyc i czekac, czy sama zejde. Nie ratowac na sile.
UsuńTo jest bardzo złożone, a wola życia taka wewnętrzna, bardzo silna i zniekształcająca rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńMoja mama ma coraz większy problem z poruszaniem, bardzo dużym fizycznym obciążeniem jest dla niej otyłość, a właściwie wielki brzuch. Na spadek masy jednak nie ma szans, ponieważ je bardzo dużo słodkiego i to jest nie do przeskoczenia, próbowałam ograniczać, tłumaczyłam, nie dałam rady.
Przez kilka poprzednich letnich sezonów, coraz bardziej ograniczała wychodzenie z domu, ze względu na wiejący wiatr, ma fobię. Traktowała to normalnie po prostu zostawała w domu.
A w tym sezonie letnim tłucze się po mieszkaniu jak w klatce. Ładna pogoda za oknem wabi, ale po prostu nie ma sił aby pokonywać nasze 3 piętro, tylko sama przed sobą nie chce się do tego przyznać. I fantazjuje, że wsiądzie w tramwaj i pojedzie tam i siam. Nie dopuszcza do siebie żadnej argumentacji, że jest już na to za słaba, że jej możliwości to zejście po schodach żeby wsiąść do samochodu.
Dlaczego tak, bo ona nie chce umierać, chce aby w jej życiu wydarzyło się jeszcze COŚ!!!
Pomimo że nie rozpoznaje już swoich bliskich i nie radzi sobie z emocjami to ona liczy na to że to COŚ się wydarzy i będzie to powrót do PRZESZŁOŚCI!!!
Tego tez sie obawiam, ze taka nieopanowana wola zycia za wszelka cene i wbrew wszystkiemu zawladnie mna i nic nie da sie zrobic. Bo dzisiaj moge sobie fantazjowac, ze bede chciala odejsc z godnoscia, a potem nie wystarczy mi odwagi i nagle zechce jak Twoja Mama na cos czekac. Czlowiek nie rozpozna chyba, ze zmienia mu sie umysl i moze byc roznie.
UsuńJeśli będzie to choroba ciała, zawsze można podjąć swoją decyzję i odejść według swojego harmonogramu. Jeśli jednak dotknięty zostanie mózg, nie ma takiej możliwości. Patrząc na moją Mamę, wiem to. Kiedy była młoda, zdrowa i sprawna, zawsze mówiła, że w przypadku choroby odbierze sobie życie. Kiedy w mózgu zaczyna się coś złego dziać, nie ma się takiej świadomości. Człowiek sam tego momentu nie wychwyci. Rozmawiałam o tym ze znajomym neurologiem. Wg niego jedyną metodą jest sporządzenie kontraktu z kimś bliskim, z kimś, do kogo mamy całkowite zaufanie. Chodzi o to, że on powinien nam powiedzieć, że to już. Tego też nie widzę. Długo by dyskutować na ten temat, a i tak wracamy do punktu wyjścia. Nie mamy na to żadnego wpływu.
OdpowiedzUsuńRozmawiamy o tych sprawach, kiedy jestesmy jeszcze w miare sprawni fizycznie i w pelni psychicznie, dzielimy skore na niedzwiedziu i jakos malo kto bierze pod uwage, ze to moze zmienic sie prawie z dnia na dzien i, jak piszesz, przegapimy moment, kiedy bysmy jeszcze cos mogli. A potem bedzie juz za pozno.
UsuńOtóż to- starość. Tu, po tym nie operowanym złamaniu, leżałam na oddziale geriatrii i rehabilitacji. Geriatria to owszem, była, z tą rehabilitacją to już gorzej.Nie mogłam pojąć, że dla personelu ważniejsza była metryka niż rzeczywisty stan pacjenta. Leżałam na sali z 85 -letnią panią o trzeźwiutkim umyśle, no tyle tylko, że dość dokładnie "poskładaną i zdrutowaną", bo się paskudnie połamała. Ale umysłowo- wszystko OK. Mnie też tej rehabilitacji skąpili, bo byłam pierwszą od lat pacjentką, która nie miała implantu, czego chyba procedury nie przewidziały.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wiedziałam co mogę robić i sama ćwiczyłam swe mięśnie izometrycznie, w przeciwnym wypadku chyba bym z tego łóżka nie wstała.Gdy się skończy 65 lat każdy dzień spędzony w bezruchu to tragedia, bo nie ćwiczone mięśnie po prostu zanikają.
Zaczynam wyznawać filozofię hinduską- "najlepiej umrzeć gdy się jest młodym, bogatym i ładnym". Uważam, że każdy z nas, gdy jeszcze trzeźwo myśli powinien zawczasu dokonać wyboru, który powinien być później respektowany, a nie mordować się ni to żyjąc ni to nie żyjąc. Ja rozumiem, że rodzina chciałaby by ta ukochana mama/babcia żyła nadal, ale czy któreś z nich zamieniłoby się na miejsce z ową ukochaną mamą/babcią i chciało tak cierpieć? I dlatego jestem za eutanazją na życzenie spisane znacznie wcześniej, gdy człowiek jeszcze trzeźwo myśli.
Lepiej umrzec tak, zeby pozostawieni w nieutulonym zalu wzdychali "to stanowczo za szybko" niz zyc tak dlugo, zeby mowili "ufff... nareszcie!". ;) Jak Marilyn Monroe, a nie jak Fogg :)))
UsuńJestem naprawde zdziwiona, ze w szpitalu Was nie rehabilitowali, Niemcy raczej stawiaja duzy nacisk na reha i ruch, bo zdaja sobie sprawe, czym grozi bezruch.
Ale dla nich byłam kuriozalnym przypadkiem- z kilku powodów.Prawdziwa geriatryczna pacjentka zawsze po złamaniu czegoś w obrębie biodra ma robiony implant, bo ma osteoporozę lub przynajmniej zmaltretowane chrząstki stawowe, a ja nie. Bały się, że mi się ta pęknięta główka szyjki kości udowej rozleci,a ona zrastała się w imponującym tempie.Gdy trafiłam do szpitala to już się zaczynała zrastać.Ten taki dobry stan kości to wynik tego, że od kilku lat regularnie biorę jeden preparat, który ma wapń + vit.D3 + vit.K2 MK-7, głównie dlatego, że mam tylko jedną przytarczyczkę i łatwo się może zaburzyć przyswajanie wapnia, zwłaszcza, że unikam słońca. I tym sposobem mam zadbane kości. Poza tym cały czas w szpitalu wsuwałam galaretkę oraz 1 jajko
Usuńdziennie. Galaretki (polskie z Winiar) dla mnie i dla pani 85-latki przynosił do szpitala mój mąż, sam je robił. A jajkami pasła nas córka tej pani.Tamtą panią to nawet raz dziennie wyganiali na spacerek korytarzem szpitalnym przy wózeczku, a mnie aż 2 razy uczyli chodzenia po schodach, co może w sumie wyniosło ze 30 minut na cały pobyt. Panie rehabilitantki mdlały niemal gdy na zdrowej nodze robiłam piruet gdy zmieniałam kierunek drogi oraz gdy pokazałam co mogę tą "chorą" nogą zrobić, czyli leżąc podnieść ją do pionu.Dobrze, że pilnowali żebym dużo piła, bo dzięki temu ciągle pokonywałam te 3 metry do łazienki.
Lata temu (1966r) moja babciunia miała złamanie kości szyjki udowej i wtedy gdy już była zgwoździowana przychodziła do nas rehabilitantka i uczyła mnie jak mam dopilnowywać by ćwiczyła. A tak poza tym to rehabilitacja nie jest dla mnie tematem obcym bo kiedyś już miałam sporo rehabilitacji ortopedycznych a wpadłam w ręce dobrego fachmana, takiego z zacięciem pedagogicznym. I ostatnie 3 lata przed wyjazdem byłam co pół roku na rehabilitacji w Konstancińskim Centrum Kompleksowej Rehabilitacji obejmującej fizykoterapię i ćwiczenia.
No tak, Ty w ogole nie potrzebujesz rehabilitanta, sama mozesz rehabilitowac siebie i innych. Przy takiej wiedzy i praktyce... :)))
UsuńWażne rozmyślenia, ta starość przeraża każdego, bo jak piszesz, idealna ona nie jest niestety... Tym dziewczynom z anoreksją współczuję też bardzo, bo to jest okropna choroba... Pozdrawiam i dużo dużo zdrówka! ;)
OdpowiedzUsuńZebym tylko w pore zdazyla odebrac sobie zycie, zanim stane sie niedolezna i zalezna...
UsuńBardzo ciekawy temat
OdpowiedzUsuńSzkoda że ja w innym wymiarze świadomości i na nic nie mam czasu...
Za nic nie chciałabym dożyć starości w samotności i opuszczeniu i przypieta do rurek w szpitalu
Tak sobie mysle, ze wszyscy ci starzy ludzie, odarci teraz z godnosci, kiedys tak jak my, zapewniali, ze gdyby przyszlo im tak wegetowac, to sami sobie odebraliby zycie. Zupelnie jak my teraz. A kiedy przyszlo co do czego, chca zyc nadal, wszystko jedno jak, byle dalej.
UsuńNo wlasnie Pantero, teraz latwo sie mowi , “ wolalabym , aby mnie usmiercono , wole eutanazje” itp, itd –
UsuńAle nie jestes w stanie przewidziec, jak bardzo bedziesz chciala zyc i walczyc , kiedy smierc naprawde zajrzy ci w oczy.
Ludzie na skraju zycia i smierci trzymaja sie zycia do ostatka...Boja sie odejsc, bo ochodza w nieznane,
nikt nie wie dokad i w co odchodzimy, moze w nicosc, a moze nie.
Jesli jednak tak czujesz, to sporzadz Ostatnia Wole i w razie czego rodzina zawiezie cie do Szwajcarii albo do Holandii.
Tam pomagaja.
Ja wiem, ze smierc jest ostateczna i nie ludze sie, ze istnieje jakies drugie zycie PO, zaswiaty, czy jak zwal. Boje sie, ze i ja zaczne trzymac sie tego gownianego zycia tak kurczowo, ze nie bede chciala umierac. Mam tylko nadzieje, ze wystarczy mi rozumu, zeby ciagnac to dzisiejsze przekonanie.
UsuńPantero, nie mysl o tym, nie ma co za duzo wybiegac w przyszlosc i wyobrazac sobie najgorsze scenariusze.
UsuńZobaczysz, ze Twoje zycie potoczy sie zupelnie inaczej.
Albo dozyjesz fajnej starosci albo cie szlag trafi na miejscu i bedzie po problemie. Po co zatruwac sobie nastepne lata zycia takimi myslami, zamiast cieszyc sie tym co tu i teraz mozemy jeszcze przezyc.
Rodzine uprzedz co ma robic i zyj z dnia na dzien, tak idzie duzo latwiej - a dzien mija za dniem, czy ty myslisz o tym czy nie.
Jak to sie mowi : " we will cross that bridge when we get to it" - to jest naprawde madra rada ...Nie ma co biec do przodu po cos, czego pozniej na horyznocie i tak nie znajdziesz, a bedzie tam zupelnie co innego.
Masz racje, bedzie, co ma byc, a wplywu na to czlowiek nie ma zadnego.
UsuńJa nie wiem, jeszcze o takich rzeczach nie mysle. Mam nadzieje dozyc sedziwego wieku, przy czym sedziwy to dla mnie zdecydowanie nie jest przed 90-tka. Mam nadzieje dozyc w jako takim zdrowiu, bowiadomo ze idealnie nie bedzie. Z moimi upierdliwosciami prawdopodobne jest ze tej 90-ki po prostu nie dozyje. Ale chcialabym.
OdpowiedzUsuńA ja chcialabym juz umrzec.
UsuńCo do implantów to są ostatecznością. Popatrz z resztą jak to wygląda.
OdpowiedzUsuńhttps://d-nm.ppstatic.pl/kadr/k/r/8f/87/4d0f1f68b6d8b_o,size,933x0,q,70,h,82a4d3.jpg
https://portalemedyczne.pl/wp-content/uploads/2018/02/implant.jpg
I dotyczy osób z większą wada niż moje 90 decybeli.
Myslalam, ze ich w ogole nie widac na zewnatrz.
UsuńNiestety nie :( wręcz brzydsze jest. Nie wiem jak tacy ludzie się kąpią to chyba muszą to wszystko zdjąć te magnesy a wtedy znów jest się głuchym. To ja tak mam jak zdejmuje aparaty do snu i kąpieli prawie głucha jestem. Ale można do mnie krzyczeć i z ruchu warg czytam. To najwięcej pomaga niż głośne gadanie.
UsuńJa mam taki sluch, ze tylko troche glosniej, a prawie mnie boli. Halas bardzo mi przeszkadza i nawet jako nastolatka zawsze cicho sluchalam radia, podczas gdy kolezanki na caly regulator. Nie lubilam dyskotek, a w kinie zawsze cierpie od naglosnienia.
UsuńJa tak z kolei mam w aparatach ale byłam na regulacjach i tak ma być ale ja też nie lubię głośno a jak mogę to zdejmuje i czytam w ciszy :)
UsuńJa musze miec cisze, bo nie moge niczego sobie wylaczyc.
Usuń