Banery, ordery i inne bajery

poniedziałek, 16 września 2013

Co po zyciu?


Co jest po drugiej stronie? Ludzie czesto zadaja sobie takie pytanie, co stanie sie z nimi po smierci, czy moment ustania pracy serca i mozgu bedzie ostatecznym jego koncem, czy tez wlasnie wowczas zacznie sie dla nich nowy rozdzial, wlasnie zycie po zyciu.
Na ogol wszystkie religie uzywaja bata na wiernych w postaci nakazu wstrzemiezliwego zycia na ziemi, za obietnice wiecznej szczesliwosci pozniej. Dla tych jednak, ktorzy chca korzystac z urokow zycia jeszcze tu i teraz, maja perspektywe wiecznego ognia piekielnego za kare. W taki to prosty sposob latwo jest manipulowac ludzmi i narzucac im wlasna wole.
W najbardziej Europejczykom bliskim kosciele chrzescijanskim, w sklad ktorego wchodza odlamy katolickie, protestanckie i ortodoksyjne, sprawa jest jasna. Buddyzm i hinduizm wmawiaja wiernym reinkarnacje, czyli mozliwosc wielokrotnego zycia pod inna postacia. Islam obiecuje cale stado dziewic do dyspozycji, co jednak dostaja u nich kobiety po smierci?
Bajek jest cala masa, mozna wierzyc w nie lub nie. Mozna przekazywac z ust do ust opowiesci o duchach, ktore strasza albo zstepuja z chmurki, zeby nas ostrzec lub sie nami opiekowac. Wszystko to przewidziane jest dla umocnienia wiary i wymuszenia posluszenstwa w narodzie. Kaplani osiagneli w tym level MISZCZ SWIATA, od druidow, przez starozytny Egipt, inkwizycje - wszyscy bez wyjatku zastraszali, a bywalo, ze mordowali. Bo czlowiek dazy do wladzy, a kiedy ja posiadzie, wylaza z niego najgorsze instynkty.
No coz, kosciol kosciolem, wiara wiara, ale istnieja ponoc rzeczy i zjawiska, o ktorych nie snilo sie ani filozofom, ani fizjologom. Pamietam, jak jednym tchem wciagnelam ksiazke Raymonda Moody Life after Life, czyli Zycie po zyciu. Moody to amerykanski psychiatra, ktory przepytal o wrazenia kilkaset osob, ktore przez reanimacje zostaly przywrocone do zycia po smierci klinicznej.
Smiercia kliniczna nazywamy stan, w ktorym ustaly widoczne oznaki zycia organizmu, czyli oddech i praca serca, lecz nie ustala praca mozgu, ktora trwa na ogol jeszcze kilka minut. Dlatego proces jest odwracalny za sprawa czynnosci reanimacyjnych i dopiero, gdy umrze mozg, mozna mowic o rzeczywistej, biologicznej i nieodwracalnej smierci czlowieka.
Wiekszosc z pytanych osob, prawie wszystkie, mialy podobne wspomnienia. Byly to: istnienie poza cialem, uczucie spokoju i uwolnienie sie od bolu, wielu "widzialo" swoje cialo, jak je reanimuja. U wiekszosci pojawia sie motyw lewitowania, najpierw w ciemnosci, pozniej przechodzenie przez tunel, na koncu ktorego widac swiatlo. Bywa, ze widza postacie. Nie boja sie, maja poczucie szczescia i nie chca wracac, bo powrot jest bolesny i niekomfortowy. Pozniej juz nie boja sie smierci, a swoje zycie dziela na to PRZED i PO smierci klinicznej.
Wiele osób podchodzi sceptycznie do opowiesci o odchodzeniu z tego swiata. Niektorzy uczeni twierdza, ze niesamowite doznania duchowe i nieziemskie wrazenia „przechodzenia na druga strone” opisywane przez odratowanych pacjentow to nic innego jak wytwor spowolnionej pracy mozgu podczas „smierci”. Sa naukowcy, ktorzy sa zdania, ze zjawisko ma charakter czysto biologiczny, a nie metafizyczny. Nie zdarzylo się bowiem, aby muzulmanin mial widzenie z Jezusem, a chrzescijanin spotkal Budde, kazdy doswiadcza duchowego przezycia zgodnego ze swoja wiara, co dowodzi, ze doznania te sa silnie zakorzenione w naszej kulturowej swiadomosci, są projekcja tego, co juz znamy. Z drugiej strony nie brakuje głosow, ze nauka zwyczajnie nie potrafi sobie poradzic ze zjawiskiem smierci klinicznej, dlatego czesto z niej kpi.


Znalazlam film, ale trzeba miec wolna godzinke, zeby go obejrzec w spokoju. Szczerze polecam osobom zainteresowanym tym arcyciekawym zjawiskiem.
Moj racjonalizm nie pozwala mi wierzyc w rzeczy, ktorych sama nie doswiadczylam. Nie bylo mi dane znalezc sie w stanie smierci klinicznej, nie odwiedzaly mnie duchy zmarlych bliskich, ani nie straszyly obce dusze potepione. Wszystko, co opowiadaja ci ludzie, klade na karb resztek aktywnosci mozgowej w chwili smierci, cos jak sen. Podobienstwo wspomnien to nic innego, jak deficyt tlenu w mozgu.

A tak w ogole to jestesmy za zycia jedynie niewielkim trybikiem w ogromnej machinie, zasilajac po smierci jej nieskonczony ekosystem. Cala duchowa otoczka zostala wymyslona na potrzeby religijne.

Czy ktos z Was doswiadczyl moze smierci klinicznej i moglby opowiedziec, co sie wtedy z czlowiekiem dzieje?

Zdjecia pochodza z netu.

50 komentarzy:

  1. Osobiście nie przeżyłam śmierci klinicznej ale wierzę w życie po życiu bo miałam kilka przypadków spotkań z drugą stroną albo po prostu z nie wyjaśnionym...Te zjawiska to fakt i są dla mnie i dla ludzi mi podobnych tak samo rzeczywiste jak życie w świecie materialnym...Wiem, że nie wszystko nauka jest w stanie wyjaśnić mimo badań, nie wszystko można dotknąć...Ja np. jestem człowiekiem magnesem czyli przyklejają się do mnie przedmioty metalowe bez kleju oczywiście. To niby nic takiego ale to też nie jest wyjaśnione i też ludzie w to nie wierzą...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naczytalam sie i nasluchalam od innych o przeroznych zjawiskach, ale mnie samej nigdy nie zdarzylo sie nic metafizycznego, wiec nadal pozostaje sceptyczna. Gdybym kiedykolwiek doznala czegos podobnego, pewnie zmienilabym nastawienie.
      Agatko, o ludziach-magnesach czytalam, widzialam nawet w telewizji. Wiem, ze takie zjawisko istnieje, a nauka nie umie sobie z nim poradzic i w zaden sposob racjonalnie wytlumaczyc. Tak jest i juz.
      Jedyne, co sama przezylam, byla gleboka zapasc, ale to jeszcze nie byla smierc kliniczna i w moim przypadku byla to jedynie wielka nicosc, zadnej metafizyki.
      Dobrego tygodnia!

      Usuń
  2. Też nie przezyłam smierci klinicznej. Natomiast ja i moi bliscy doświadczyliśmy w zyciu wielu niewytłumaczalnych racjonalnie faktów, których nie można zapomnieć i przestać sie nad nimi zastanawiać. Najbardziej przejmujace dla mnie to te, gdy czułam dokłądnie w chwili smierci kogoś bliskiego, że ten ktoś własnie umiera. Nie wiedzac nawet wcześniej, iż stan tego człowieka jest tak powazny. Budziłam sie z bijącym mocno sercem, mysląc intensywnie o tym kimś i czując, że go już nie ma. Niedługo potem dowiadywałam się, że dokładnie o czasie mojego nagłego przebudzenia ten ktoś odszedł.

    A poza tym w wielu kwestiach też jestem sceptyczna, jednak takie jak powyższe wydarzenia potrafią mocno zatrząść tą moją racjonalną budowlą codzienności.
    Dobrego dnia Panterko kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mysle, Olenko, ze to jest rowniez kwestia nastawienia, Ty jestes bardzo duchowo rozbudowana, stwarzasz z bliskimi osobami ogromna wiez duchowa, masz tez prawdopodobnie wielka intuicje. Ja natomiast odrzucam ze swojego zycia cala metafizyke, moj pragmatyzm nie dopuszcza do mnie rzeczy niewytlumaczalnych i dlatego mnie sie one nie zdarzaja? Sama nie wiem. Moze gleboka wiara w boga ma cos wspolnego z przezywaniem zjawisk nadprzyrodzonych? Czasem nawet chcialabym, naprawde bym chciala doznac czegos niewytlumaczalnego, a tu klops!
      Przyjemnego tygodnia, Kangurki kochane.

      Usuń
    2. Rzeczywiście, co do tych więzi to prawda. Czasem są wręcz za silne, bo żyję zyciem innych, jak swoim, biorąc na swoje barki za dużo...Ale nie miejsce tu i czas by o tym pisać.
      Mysle, że ten Twój pragmatyzm i zaprzeczanie wszelkiej metafizyce rzeczywiście stwarzają dla Twojej duszy taką barierę, tamę odporu przeciw ewentualnym rzeczom niewytłumaczalnym. Może czujesz sie bezpiecznie pod tym kloszem racjonalności? A może nawet już kilka razy w zyciu byłaś o krok od metafizycznych doświadczeń, ale Twój umysł szybko sie z nimi rozprawiał zaprzeczajac im, wysmiewając, tłumacząc to racjonalnie, a przynajmniej starajac sie wytłumaczyc. Tutaj przypomina mi sie wróżka Dzwoneczek z Piotrusia Pana. Pamietasz jak z nią było? Kto w nią wierzył, musiał szybko zaklaskać. Jesli nie było nikogo do wierzenia i klaskania wrózka gasła, umierała i Nibylandia stawała sie niewidzialna.A piraci mogli wtedy hulać ile wlezie wraz z ich racjonalizmem i trzeźwym oraz nietrzeźwym(:-) podejściem do magii.

      Czasem rzeczy niby to zwykłe wcale nie są takie zwykłe, tylko my nie zauwazamy ich nadzwyczajności. Rózne zbiegi okolicznosci, nadzwyczaj sprzyjające nam zdarzenia, spotkani na naszej drodze ludzie, którzy potrafią odwrócic nasz świat do góry nogami, jakaś audycja wysłuchana w radiu przez przypadek niby a jednak zmieniająca cos w naszej duszy i otwierajaca nam oczy na inne światy. Uważam, iż niezwykłosc tkwi jak najbardziej w zwykłości. Ona nie potrzebuje czarodziejskich różdżek, rozmów z bogami, objawień, fajerwerków i cudów niewidów. Bo te cuda cały czas są w nas i wokół nas, tylko my ich nie dostrzegamy, bo nie uważamy ich za cuda. Przechodzimy obok pomijając je wzrokiem i uwagą. Przezywamy jak sny, które się szybko zapomina. I chyba nie wystarczy bardzo chcieć cos przezyc, czegos doświadczyc. Bo to nie karuzela w lunaparku, gdzie spodziewamy sie zawrotów głowy i one na pewno sie pojawią. To codzienna dreptanina, ogrom zyciowych doswiadczeń i uczuć, głębia, którą stwarzamy swoim podejsciem do niej i nastawieniem, ze wszystko przeciez jest mozliwe.

      Na pewno pomaga w doswiadczaniu jakichś wyraźnie niewytłumaczalnych zjawisk i odczuć otwartość, jakis spokój i niepokój a jednoczesnie ogromna nadwrazliwosc na to, co wokół nas. Na ludzi i zjawiska i codzienne wydarzenia w naszym normalnym, niby to szarym zyciu.Mysle jednak, że każdy prędzej czy później odczuwa, czy też odczuje cos dziwnego, co każe mu zastanowić sie nad jego dotychczasowym podejściem do zycia i tego, co niewytłumaczalne w nim.Ale doswiadczy tego zarówno osoba nadwrazliwa, jak też i ta twardo stojąca na ziemi. Bo na kazdego przychodzi prędzej czy później chwila ostateczna. A jak to będzie? Przekonamy sie na własnej skórze! One day!:-)

      Przypomina mi sie znów Twoja historia ze zgubionym Owsikiem i jego wspaniałym odnalezieniem. Niby nic a jednak wszystko wam sprzyjało byście sie odnaleźli w tym mrowiu ludzkim. Co by było gdybyście sie nie odnalazły? Jak potoczyłyby sie Wasze losy? Jakim teraz byłabys człowiekiem?

      Często nie doceniamy dobra, które spotyka nas w życiu, wyolbrzymiajac za to zło. Ja też często miewam ku temu skłonności. Wpadam w doła i całymi dniami ciezko mi sie z niego wygrzebać. A potem jakaś ksiazka, jakaś rozmowa, ciepłe wspomnienie, czyjs usmiech, promień słońca. I znów zyję! A czym było to, co pomogło mi sie po raz kolejny wydźwignąć...?Kolejnym, małym cudem? Hmmm...
      Rozpisałam sie, ale temat u Ciebie arcyciekawy. Temat rzeka, to i komentarz przydługawy. Sorry Telesfory!:-))

      Usuń
    3. Ja wlasnie nigdy nie postrzegalam swiata w takim aspekcie, o jakim piszesz. Owsik sie zagubil, potem odnalazl, a ja nigdy nie zadalam sobie pytania co by bylo gdyby... Nigdy nie postrzegalam tego, jako malego nawet cudu, tylko jako cos zupelnie normalnego. Ona musiala sie odnalezc, nie bylo innej opcji.
      Dawniej chcialam wierzyc w metafizyke, z zazdroscia sluchalam o kontaktach z duchami, przestrogach, ostrzezeniach, opiece nad zyjacymi. Chcialam, by i mnie cos takiego spotkalo, ale nic sie nie dzialo, a wiara moja malala az zanikla zupelnie. Nadal jednak slucham z zainteresowaniem o doswiadczeniach innych, zawsze jednak usiluje to sobie tlumaczyc na swoj racjonalny sposob. Moj sceptycyzm trzyma sie niezwykle mocno i nadal jestem przekonana, ze po smierci sie rozpadne i to bedzie koniec. A o slusznosci swoich pogladow albo przekonam sie, albo bede musiala je zweryfikowac, kiedy gdzies tam trafie.
      Dlaczego jednak nikt z moich zmarlych bliskich nie probowal nigdy dac mi jakiegos znaku?

      Usuń
    4. O to pewnie zapytasz, gdy juz do nich dołączysz!:-)) (oby nieprędko, rzecz jasna!). A moze wówczas od razu stanie się to dla Ciebie jasne? Bez żadnych pytań i odpowiedzi?
      Wyszukuj te małe cuda wokół, bo są stale! Nie widzisz ich, bo nie bierzesz je za cuda a za rzeczy, które miały siezdarzyc i już. Jednak nie kazdemu się zdarzają.W niektorych rodzinach ludzie przepadaja bez wieści. A potem tylko ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...
      Doceniajmy to, co jest Panterko. Bo gdyby los chciałbyć dla nas bardzo złosliwy byłoby kiepsko!:-))

      Usuń
    5. Bede musiala sie uwazniej rozgladac dookola.
      A los? To my jestesmy jego kowalami. :)))

      Usuń
  3. Ja akurat usilnie wierzę że coś po tym jest, zbyt wiele na przestrzeni lat jest różnych zjawisk, zresztą sama mam bardzo osobiste doświadczenie obecności duchowej zmarłej osoby aby jeszcze bardziej utwierdzić się w tym przekonaniu.
    Wiem że modne jest teraz w nic nie wierzyć, chyba że w bożka pieniążka, ale ja wierzę że coś jest.
    Buziaki i idę szykować dzieciaki do szkoły.
    Ilonus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znow nasuwa sie pytanie, dlaczego ja nie doswiadczam podobnych metafizycznych przezyc? Czy tylko dlatego, ze odnosze sie do nich bardzo sceptycznie? Niby nawet naukowcy, umysly badz co badz scisle, przyznaja, ze nie wszystko da sie racjonalnie wyjasnic, ze zachodza zjawiska nijak przystajace do obecnego poziomu wiedzy, tylko dlaczego mnie sie to nie zdarza? Oto jest pytanie.
      Wspanialego tygodnia, Ilonus

      Usuń
  4. Dowiemy się tego, kiedy przyjdzie na nas czas. Osobiście wierzę w ten "drugi świat". Doświadczyłam pewnego zdarzenia... Hm...
    Poza tym moi nieżyjący rodzice ( mam takie wrażenie) czuwają nade mną i moją rodziną. Mama zawsze przesyła ostrzeżenia we śnie i uprzedza wypadki. Nie uważasz,że to dziwne?
    Tak czy owak wierzę w rzeczy, o który się nawet filozofom i fizjologom nie śniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wolalabym juz teraz wiedziec ;) Pisalas juz, Dorocia, wczesniej o tym, co Cie spotkalo. Czy wlasnie doswiadczanie takich zjawisk jest przypisane wylacznie ludziom, ktorzy w nie wierza? Dlaczego mnie nigdy nic nie spotkalo? Niby mowi sie powszechnie, ze wiara czyni cuda, moze cos w tym jest? I mam tu na mysli wiare nie w boga, ale wlasnie w mozliwosc tych zjawisk.
      Dobrego tygodnia, Dorocia.

      Usuń
    2. Nie pisałam i się nie chwalę, aby mnie za niezrównoważoną nie uznano. Ale doświadczyłam osobiście kilka razy jako dziecko,później młoda dziewczyna, która raczej bardziej świecka niż religijna była. Dziwne to było i do dzisiaj szukam racjonalnego wytłumaczenia.
      Przyznaję,że też łatwiej by się żyło, gdyby było na 100% wiadomo,że...
      Nie ma tak. To tajemnica wiary. To tajemnica śmierci, którą poznamy po śmierci.

      Usuń
    3. Moze napisalabys post na ten temat? Dlamnie jest to zagadnienie niezmiernie interesujace.

      Usuń
  5. Ładnie napisała DD i właściwie mogę się pod jej wypowiedzią podpisać. Wiara to dla mnie coś więcej niż to, co opisałaś z punktu widzenia sceptyka, ale to inny temat i nie na blogowe dyskusje, przynajmniej dla mnie. A śmierć kliniczną przeżyłam wiele lat temu, ledwo mnie odratowano. Nie było światełek, tuneli i błogostanu, nie:) Pamiętam natomiast siebie leżącą na stole operacyjnym i szczegóły operacji, o których nie miałam prawa wiedzieć, tak jak bym widziała je z góry. To dziwne i krótkie wspomnienie, i chyba nie projekcja niedotlenionego mózgu, bo chirurg był zaskoczony skąd wiem o niektórych rzeczach:) No, ale ja zawsze byłam ciekawska;))) A ogólnie,to fajnie nie było:) Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaprysiu, czyli jednak nie wszyscy przezywaja podobne doswiadczenia w stanie smierci klinicznej. Ty nawet piszesz, ze nie bylo to fajne, co kloci sie z opowiesciami innych, ktorzy niechetnie wracali do zycia. Mnie wystarczyla moja zapasc, takie niewielkie cwiczenie umierania, choc moje serce bilo i oddychalam, nie musialam wiec byc reanimowana. Wrazenie wyjatkowo nieprzyjemne, wiec z ulga wrocilam do swiata zywych.
      Dorota ma racje, kazdy z nas kiedys sie przekona, kiedy nadejdzie TEN dzien. Zaluje tylko, ze nie bede mogla nikomu o tym opowiedziec, by zaprzeczyc teoriom lub je potwierdzic. :)
      I ja sciskam mocno

      Usuń
  6. A Ja wierzę - inaczej życie dla mnie byłoby puste i bez sensu. Jest tyle rzeczy niewytłumaczalnych i trzeba je przyjąć takimi jakie są. Naukowcy ? Że człowiek pochodzi od małpy ? Obrzydliwe ( nie lubię tych zwierząt - tak,tak żal mi że się męczą w ZOO ) że nie ma nic po życiu ? a co taki naukowiec może wiedzieć ?? dopiero się dowie po śmierci a na łożu śmierci zacznie się modlić i pragnąć żeby jednak było coś PO. Znam parę takich osób które nie wierzą w nic , ale jak chorują to zaczynają się modlić. Jestem wierząca , ale nie padam krzyżem w kościele - do kościoła nie chodzę.Nie wierzę w księdza tylko w Boga. Modlić mogę się wszędzie. Ksiądz ? poznałam dwóch zboczeńców i wielu którzy chodząc po kolędzie w oczy mówili mi że za mało kasy im dałam - więc przestałam ich wpuszczać do domu.Śmierć kliniczna .... chyba tak . Jak po porodzie wróciłam do domu po 2 dniach dostałam krwotoku - lało się ze mnie jak woda z kranu - pojechałam do szpitala położyli mnie od razu na stół i widziałam taki jakby tunel i jasność taką aż srebrną. Póżniej powiedzieli mi że dobrze że wróciłam. Ale jakoś nigdy o tym nie myślę z nikim nie rozmawiam. Dziewczynom powiedziałam dopiero jak były już dorosłe i to też dlatego że był jakiś program w telewizji i mi się przypomniało. Po prostu cieszę się że żyje - że mogłam wychować moje córki - wtedy Karina miała 2 lata a Weronka dopiero się urodziła. A co my marne ludziki możemy wiedzieć ? nawet ci bardzo wykształceni - naukowcy ?
    A co mogę wiedzieć co myśli mój kot , pies - mogę się tylko domyślać i kochać bezinteresownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie cos kiedys peklo, przestalam wierzyc w cokolwiek, czego nie moglabym odebrac ktoryms ze zmyslow. W pewnych dziedzinach nauka jest jeszcze w powijakach, tylu rzeczy nie potrafi wytlumaczyc, choc przyznaje z niechecia, ze sie dzieja, ze sa. Gdyby i mnie przytrafily sie metafizyczne doswiadczenia, pewnie zaczelabym sie zastanawiac, ale na dzien dzisiejszy nie mam ku temu zadnych podstaw. Trwam wiec tak sobie w swojej niewierze, z nadzieja, ze moze cos sie zmieni.
      Wiem jedno, na lozu smierci nie bede probowala przekupywac boga naglym nawroceniem, to nie w moim stylu.
      Usciski

      Usuń
    2. Nie będziesz musiała bo On podobno kocha wszystkich :) Kiedyś się przekonamy jak to jest :)
      Bardzo ciekawy post :)

      Usuń
    3. Jestem ateistka, ale rownoczesnie dobrym czlowiekiem i bez wstretu oraz wstydu patrze w lustro. Jezeli On istnieje, wie o tym, na pewno doceni starania i wybaczy brak wiary.

      Usuń
    4. Na pewno - jestem przekonana :)

      Usuń
  7. Wiele osób doświadcza różnych metafizycznych zjawisk, ale czy ja w nie wierzę? Sama nie wiem. Z jednej strony nie wierzę, że coś jest po śmierci, ale jeśli zjawisko duchów jest prawdziwe? Szczerze to na co dzień staram się nad tym nie zastanawiać, bo i tak prawdę każdy pozna w swoim czasie. Też się kiedyś zaczytywałam w książce Raymonda, ale teraz podchodzę do tego sceptycznie.
    Chociaż kiedyś w mojej rodzinie wydarzyła się pewna dziwna rzecz. Pewnego lata mój tata spał na strychu w domu mojej babci (tam był mały pokoik) bo wszystkie łóżka na dole były zajęte przez resztę rodziny. Muszę zaznaczyć, że mój tata był potwornym sceptykiem i dość odważnym człowiekiem. Służył w komandosach więc nie był człowiekiem, który wystraszyłby się byle czym. Prawdziwy twardziel. Ale pewnej nocy śpiąc na strychu coś go wystraszyło. Do tego stopnia, że zszedł w nocy na dół zlanym potem i spytał babci gdzie mógłby przespać się do rana. Nam nigdy nie powiedział co go wystraszyło, powiedział tylko babci, które też odpowiadała raczej wymijająco. Że niby tata wystraszył się swiateł latarni, które odbijały się w oczach pluszowego misia! Hahah! Wiem, że nie chcieli nas straszyć, bo ja i moje kuzynostwo byliśmy wtedy dziećmi i czasem bawiliśmy się na strychu. Po latach wyciągnęłam z babci co tata jej powiedział. Tata najpierw słyszał kroki na schodach, ale myślał, że to babcia wchodzi na strych. A potem widział jakąś postać, która stałą przy jego łóżku. Tata nigdy nie chciał tego potwierdzić. Ale rozumiem go, bo gdzie taki odważny facet miałby się przyznać, że wystraszył go jakiś duszek? Nie ma szans!;) Gdyby to przydarzyło się komuś innego to podeszłabym do tego bardzo sceptycznie, ale wiem jaki był mój ojciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze to byla resztka snu, jakies cienie na scianie, autosugestia. Przestraszyc moga najbardziej niespodziewane rzeczy. Jest noc, moze nawet polnoc, a w kazdym z nas drzemie jakis irracjonalny strach przed nieznanym, chocbysmy w to nie wierzyli. Splot pewnych okolicznosci i opowiesc o duchach gotowa. Nie twierdze jednak, ze Twojemu Tacie nic sie nie przydarzylo, pisze tylko, co byc moglo, choc wcale nie musialo. Czasem przypadek sprawia, ze najbardziej zatwardzialy sceptyk i cynik nagle sie nawraca na wiare (w boga, w duchy, w demony). Moze i mnie kiedys spotka cos, co przewroci moj swiatopoglad do gory nogami?
      Buziaki

      Usuń
  8. ...czytałem ta książkę jako nastolatek, sam nie przeszedłem owego zjawiska, ale z tego co pamiętam z opowiadań Rodziciela, że tuż przed śmiercią jego babki, ona sama twierdziła że przyszła coała zmarła rodzina do niej, że czekają na nią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja ciotka, kiedy byla ciezko chora, miala sen (a moze nie byl to wcale sen?), ze przyszedl po nia jej zmarly ojciec, zeby zabrac w zaswiaty. Na to weszla do pokoju jej matka, rowniez zmarla i odciagnela ojca mowiac, ze jej czas jeszcze nie nadszedl. Wyszla z tej choroby.
      Co ja o tym teraz mysle? Choroba, strach przed smiercia i tym, co po niej, tak zdominowaly jej umysl, ze podczas snu "przerabial" ten stres i obawy. Snilo jej sie, nic wiecej. Ale moze to wlasnie ja sie myle?

      Usuń
  9. Mnie też się nigdy nic "nieracjonalnego" nie zdarzyło. Jedyną znaną mi osobą, która miała takie przeżycia, była moja Babcia - miała (nie było to częste zjawisko) "prorocze" sny, które się zawsze sprawdzały. Ja jednak wierzę, że po tamtej stronie jest coś, co pozwoli mi zrozumieć ten pokręcony świat i pogodzić się z tym, jaki jest, bo teraz mam z tym niejakie - hmmm... - trudności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obys miala racje, ja tez chcialabym zrozumiec wszystko to, co pozostaje poza moim zasiegiem. Jednak wydaje mi sie, ze niebo i pieklo zostaly stworzone w interesie kosciola, zeby moc panowac nad wiernymi, a w rzeczywistosci po smierci nie ma nic.
      Uklony

      Usuń
  10. Mnie dziwne rzeczy się trafiały i trafiają np. sny, zupełnie nieracjonalne, odległe od moich myśli - okazuje się, że są prorocze (co prawda niezwykle rzadko, ale i tak mnie to zadziwia), uczucie de ja vu, które też dość często mnie spotyka, no i bywa, że czuję obecność kogoś jeszcze (ale to zwalam na moją chorą wyobraźnię ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sen to swoiste resetowanie umyslu. wszystko to, co w dzien nas zajmuje, stresuje i gnebi, w nocy jest przerabiane, nie zawsze wprost, czesto sa to metafory lub lekkie sugestie, ale gdyby nie marzenia senne, mozg nie wytrzymalby obciazenia informacjami, a podswiadomosc zaburzylaby nasze zycie realne.
      I zeby nie bylo, ja tez czasem czuje czyjas obecnosc, ale chyba naogladalam sie za duzo horrorow, bo nigdy nikogo nie ma.
      Sciskam.

      Usuń
  11. niesamowite co religią można zrobić z człowiekiem... po obejrzeniu tego dokumentu (co wstawiłam dziś na blogu) zainteresowałam się kim byli ci zamachowcy - samobójcy okazało się, że wykształcony człowiek w imię swoich idei może zrobić coś tak potwornego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coz, chrzescijanstwo tez ma na sumieniu wiele istnien ludzkich, w imie nawracania na jedynie sluszna wiare.

      Usuń
  12. Ja przeżyłam śmierć kliniczną. I wiesz co? - nie działo się NIC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie piszesz nic, a ja nie chcialabym sie dopytywac, czy jestes wierzaca. Bo wydaje mi sie, ze wlasnie gleboka wiara sprawia to wrazenie "podrozy" do nieba, spotykania zmarlych przodkow, swiatlosci (boga?) u wylotu tunelu. Sama wiara jest metafizyczna, wiec podczas "umierania" zjawiska moga sie nasilac. Sama nie wiem...

      Usuń
    2. Gdyby to, czy po śmierci "coś jest" zależało od wiary bądź niewiary, byłby to raczej dowód na to, że nie NIE MA NIC. Te wszystkie wrażenia, o których piszesz to są myśli człowieka tracącego świadomość tuż przed jej całkowitą utratą i ewentualnie późniejsze, kiedy świadomość zaczyna powracać. Nic w tym dziwnego, że człowiek przestraszony tym, że umiera, jeśli jest wierzący ma właśnie takie myśli. A samego momentu ustania świadomości się nie pamięta i potem te majeczania tuż "przed" i tuż "po" uważa się za pochodzące "z tamtej strony" i tak się je opowiada.
      Czy ja jestem wierząca? Tak na 100 procent, to nie umiem odpowiedzieć. Na pewno nie jestem religijna. Ale to, że przy mojej śmierci klinicznej nie doświadczyłam żadnych nadzwyczajnych zjawisk wynika raczej nie z mojej niewiary, a z tego, że kiedy sie to wszystko działo, całą siłę woli i uwagę skupiałam na tym, żeby nie stracić przytomności zanim nadejdzie pomoc, bo najbardziej bałam się, że jak zbyt długo będę niedotleniona, to jeśli przeżyję, zostanę bezwiednym warzywem. I udało mi się - straciłam przytomność dokładnie w momencie, gdy w drzwiach pokazała sie ekipa pogotowia ratunkowego. Potem lekarze mówili mi, że dzięki temu przeżyłam.

      Usuń
    3. Niezwykle jest to, o czym piszesz, Damo. Ze tez umialas swiadomie sterowac swoim organizmem i w jakis nadprzyrodzony sposob nie stracic przytomnosci. Wiem, ze to jest praktycznie awykonalne. Kiedy ja mdlalam, po prostu zwalalam sie bezwladnie tam, gdzie stalam. Dopiero pozniej nauczylam sie rozpoznawac symptomy na tyle, ze zdazylam sie polozyc, zanim popadlam w niebyt. Ale zatrzymac proces? Niemozliwe, przynajmniej w moim przypadku.

      Usuń
  13. Śmierci klinicznej nie przeżyłam. A czy jest coś po śmierci?....Czasami myślę, że jest...a czasami jestem jedną wielką wątpliwością ;), wszystko zależy od mojego "stanu ducha". Jednak chciałabym żeby coś było ( może niekoniecznie piekło;), trochę łatwiej iść przez życie z myślą, że jest ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestesmy jednym z gatunkow, jakie wyewoluowaly na ziemi. Moze najbardziej rozwinietym gatunkiem, ale w gruncie rzeczy tylko jedna z istot zywych. Jesli wiec inne zywe istoty koncza swoj ziemski byt z chwila smierci, dlaczego z nami mialoby byc inaczej? Ze niby zwierzeta nie maja duszy? A kto powiedzial, ze my ja mamy?
      Buziaczki

      Usuń
    2. W kwestii zwierzęcej duszy, to jeśli uznaję, że mam ją ja...to mają ją również zwierzęta. Bo niby dlaczego miałby nie mieć? Powiem nawet więcej, jeśli czasami uznaję, że duszy nie posiadam, to nadal uważam, że zwierzęta ją mają...oooo

      Usuń
    3. Bluznisz, niewiasto! ;)
      Kosciol katolicko orzekl, ze zwierzeta sa bezduszne i tak ma byc.
      Ale ja jestem Twojego zdania, bo to wlasnie klechy zdaja sie byc bez duszy.

      Usuń
  14. ja przeżyłam smierć kliniczną i, jak damakier - nic. zupełnie nic. pusto, zadnych przebłysków. no, ale ja, jako osoba nie wierząca mam prawo nie przeżywać mistycznych zjawisk.
    czy po śmierci cos istnieje? wolałabym, żeby coś było, bo tak właściwie to po co my tu na ziemi żyjemy? tak sobie?
    a może tu i teraz przeżywamy niebo, czyściec i piekło, tylko nic o tym nie wiemy?
    ot, tak mi przyszło do głowy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zyjemy w tym samym celu, w jakim zyje np. krowa czy inny zuczek. Zyjemy w celu prokreacji, pozniej sie starzejemy i umieramy. A ze jestesmy istotami dalej rozwinietymi od rzeczonej krowy lub zuczka, dorabiamy sobie dusze, zeby sie wyroznic, dowartosciowac i moc z czystym sumieniem panowac nad swiatem.
      Ot, wszystko. Bardzo to prozaiczne i dolujace, ale taka jest prawda.

      Usuń
  15. Aleś zasadziła temat na początek tygodnia, Panterko :))
    Temat bardzo interesujacy i intrygujący. Mówi się, że "jako w niebie, tak i na ziemi" i są ludzie, którzy twierdzą, że "jako na ziemi, tak i w niebie", czyli w co wierzysz, to to otrzymasz. Być może coś w tym jest, bo chrześcijanin spotyka TAM Jezusa, buddysta Buddę itd. A muzułmańskie kobiety stają się moze na powrót dziewicami, które maja służyć mężczyznom na tamtym świecie ;)
    Może wszystko zależy od świadomości człowieka, jego intencji, z którymi odchodzi z tego świata? Nie wiem. Za dużo wątpliwości i pytań mam, tak to jest, jak sie człowiek różności naczyta ;)
    Nie miałam nigdy takich spektakularnych spotkań z nieznanym, ale gdy byłam w klasie maturalnej, zmarła moja babcia. Było to wczesnym rankiem, w dzień mojej matury z matmy. Obudziłam się o tej godzinie, kiedy ona zmarła, ale wtedy nawet mi to do głowy nie przyszło. Może chciała sie ze mną w ten sposób pożegnać? Nie chciała mnie wystraszyć i denerwować przed tą maturą? Nie wiem.
    Sądzę, że świat jednak trochę inaczej wygląda aniżeli się nam to wydaje i jak nam to co niektórzy usiłują wmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja juz mam takie zboczenie, ze zamiast o kotkach, kwiatkach i pieczeniu ciast w przerwie miedzy dzierganiem kolnierzykow, zasadzam od czasu do czasu tematy, ktore mnie nurtuja i sa kontrowersyjne. Zawsze mam dzika satysfakcje, kiedy moge rozpetac wielce zajmujaca dyskusje, tak jak dzisiaj. Nawet nie spodziewalam sie takiego odzewu. Co jeden komentarz to bardziej interesujacy, co jeden poglad na podany temat, tym jestem bardziej zdezorientowana i niepewna prawdy. Ale o to przeciez chodzi, prawda?
      Buziaczki

      Usuń
    2. Też lubię takie tematy, a jak wypowiedzi są kulturalne i nikt nikogo na siłę nie nawraca, to dobrze jest je poczytać i się zastanowić nad marnością tego świata ;)

      Usuń
    3. Szczesliwie mam grono czytelnikow, w ktorym lubimy sie i szanujemy, bez wzgledu na wyznanie i przekonania. Sa osoby gleboko wierzace i takie antychrysty, jak ja. Nikt nikogo nie nawraca, kazdy szanuje wiare lub jej brak. I to jest piekne!

      Usuń
  16. Film z przyjemnością obejrzę, ale na szczęście nie doświadczyłam śmierci klinicznej.
    Gdzieś kiedyś czytałam ,że w zależności od tego w co wierzymy to i taki raj mamy po śmierci :-)
    Czyli możliwe ,że buddysta ma inny raj niż wierzący w islam czy katolik :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niedowiarki jeszcze inny. Albo i nic.
      W swoim czasie sie przekonam. :)))

      Usuń
  17. Po przeczytaniu posta i wszystkich komentarzy mogę tylko potwierdzić, że temat jest bardzo interesujący. Mnie nie przydarzyło się nic takiego, czego nie dałoby się wytłumaczyć.
    Miło by było gdybym nie prędko jeszcze miała się przekonać o życiu po życiu... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tak bylo, zyj nam jak najdluzej. Co bys jednak powiedziala, gdyby ktos, kto juz odszedl, zechcial Cie o tym powiadomic?

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.