Wstalismy wczesnie rano, tatus wyprowadzil mnie na dlugi spacer, tlumaczac, ze tam , dokad jedziemy, nie powinnam sie zalatwiac. Mama w tym czasie robila kanapki i pakowala plecak, moje jedzenie tez zapakowala. I picie. Pojechalismy!
Po ponad godzinie wjechalismy na duzy parking, wzielismy manatki i pomaszerowalismy do kasy, zeby kupic bilety.
Ten po lewej, z tygrysem to moj wlasny bilet. Mama troche narzekala, ze drogo, ale co tam, wazne, ze zobacze duzo zwierzakow.
Mama i tata dostali po prospekcie, a dla mnie specjalnie przeznaczona byla torebka, a w niej moj wlasny prospekt, gdzie bylo napisane, co mi wolno, a czego nie, kurzecy smakolyk i specjalna torba, gdyby mi sie przytrafilo... Ta torba na... hmmm... to, co wiecie, miala wzmacniane tektura brzegi, zeby latwiej bylo zebrac. Ale przeciez ja jestem dama, wiec w zoo nie bede sie zalatwiac, nawet siusiu nie zrobilam, tylko ten pan z kasy nie mogl o tym wiedziec. Bylo bardzo duzo innych pieskow, od malenkich po wieksze ode mnie, wszystkie grzecznie maszerujace na smyczy, bo luzem nie bylo wolno. Niestety, nie mialam wstepu na wybiegi, gdzie zwierzaki lataly luzem, wiec czekalam z tata, a mama wchodzila sama robic zdjecia. Pozniej mi wszystkie pokazala, wiec nic nie stracilam.
Wszystko bylo dla mnie nowe, po raz pierwszy w zyciu widzialam takie cudaczne zwierzeta albo ptaki. Niektorych sie balam, bo byly wielkie i przypominaly monstrualna Miecke, z innymi bym sie pobawila, bo byly fajne, choc smieszne. I byla wooooda! Duuuzo wooody! I w tej wodzie... zaraz, zaraz, opowiem wszystko po kolei.
Bylismy wiec w stolicy landu Dolnej Saksonii, Hanowerze, w ZOO.
Nie jest to duzy ogrod, mama mowila, ze sa wieksze, np. w Berlinie, ale ten mamy najblizej. I tak trzeba bylo dojechac 130 km.
Zoo jest podzielone tematycznie na czesc afrykanska, zwana Sambesi, na polnocnoamerykanska, Yukon, azjatycka - Palast, australijska (bez nazwy) i gospodarsko-europejska ze znanymi mi juz wczesniej zwierzetami domowymi. W calym parku jest mnostwo lokali, gdzie mozna przysiasc, zjesc obiad albo cos slodkiego, napic sie kawy i odpoczac. Specjalnie dla pieskow porozstawiane sa miski ze swieza woda, a ich rozmieszczenie jest w prospekcie, ktory dostalam. Nazywaja sie Hundebar (bar dla psow).
Po lewej logo parku.
Tu macie mapke calego zoo, mozna ja powiekszyc. Jak wspomnialam, nie jest to duzy obiekt, ale bardzo zadbany, pelen zieleni, wypieszczony do ostatniego szczegolu. Pewnie stad ta wysoka cena biletow, przeciez musza z czegos inwestowac w ten piekny wyglad.
W calym parku pelno jest miejsc do zabawy dla dzieci, od niewielkich drabinek i wiszacych mostkow, po ogromny zamek do wspinania, mini plaze, ale na te obiekty nie wolno mi bylo wchodzic. Ja to rozumiem, chociaz sama chetnie bym sie powspinala i zamoczyla lapki w wodzie.
Wszedzie sa informacje o godzinach karmienia zwierzat, to swoista atrakcja dla zwiedzajacych, zwlaszcza jesli chodzi o zwierzaki, ktore pokazuja sztuczki, na przyklad slonie albo foki. My nie ogladalismy karmienia, bo dla mnie byl za duzy tlok. Sa tez pokazy tresury ptakow drapieznych, ale tam tez pieskom wstep byl zabroniony. Ja to bym byla grzeczna, ale nie wszystkie kumple sa takie, jak ja, wiec generalnie nie wolno.
Przy samym wejsciu do zoo jest maly raj dla swinek (he he he) morskich, maja tam swoje wille, wode do brzechtania i swiszcza ciagle z radosci.
Oj, rozpisalam sie! Na dzisiaj wiec wystarczy, przez kolejne dni bede dalej relacjonowac, a mama pomoze mi wklejac zdjecia, bo jeszcze nie umiem. Natrzaskala ich ponad 200.
Jeszcze tylko dodam, ze Miecka chyba wystraszyla sie obiecanego ugryzienia jej przeze mnie w ogonek, bo byla bardzo grzeczna podczas naszej nieobecnosci i chyba tylko spala, zeby zabic czas.
To do jutra!
Dzień dobry Panterko! Te bary dla piesków ujeły mnie swoja prostotą, przystepnością i normalnością.Jak nam w tej Polsce wciaz daleko do takich standardów!A tu prawie wszędzie zakaz wstepu dla psów.Psom najlepiej na łańcuchu przy budzie przecież...
OdpowiedzUsuńKirunia ma talent do pisania i zmysł obserwacji po mamusi. udała Ci sie córeczka Panterko! I taka grzeczna. No i Mieciuńka tez niczego nie zbroiła. Masz Ty pocieche ze swoich kochanych dzieciaków!.
Dobrego dnia Wam życzę i dalszego, ciekawego korzystania z tej pieknej pogody za oknem!:-)
Pogoda niestety przestala byc piekna. Z tego tez powodu przelozylismy wyjazd na sobote, bo w zamiarze mielismy jechac wlasnie dzisiaj. Zrobilam jednak dlugoterminowa analize meteo i wyszlo, ze i u nas, i w Hanowerze bedzie dzisiaj padac. Pada!
UsuńJa mam wrazenie, ze Mietelka psoci tylko w naszej obecnosci, jakby potrzebowala widowni. Kiedy nas nie ma w domu, zachowuje sie przykladnie i teskni sobie z cicha.
Fakt, ze psy maja tu dobrze, wprawdzie wszystko kosztuje ekstra, ale jest przynajmniej mozliwosc zabierania ich prawie wszedzie ze soba. Narod zdyscyplinowany, wiec trzyma sie przepisow i dzieki temu pieski maja duze mozliwosci wspoluczestniczenia w zyciu wlascicieli.
Pieknej niedzieli, Kangurki, korzystajcie chociaz Wy z pogody, skoro ja nie moge.
Kirunia to super psina potrafi wszystko zrozumiec i zachować się tak jak przystało na prawdziwą damę.Super relacja- pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBo Kirunia to naprawde dama, w przeciwienstwie do swojej mlodszej siostry Miecki, ktora wprawdzie na dame wyglaga, ale zachowanie pozostawia do zyczenia.
UsuńZapraszamy na kolejne relacje Kiry z Zoo.
Pieknej niedzieli, Halszko.
W Niemczech mozna, nie wiem, jak w Polsce. Musialabys sie podowiadywac.
OdpowiedzUsuńMacie racje dziewczyny - Kirunia to wspaniała kobitka dobrze wychowana i bardzo utalentowana - świetnie relacjonuje. A Miećka zachowała się super .... ale Ja wiem ... te pawie piórka na pewno nie naruszone ? nie powąchane ?
OdpowiedzUsuńZe nie powachane, nie moge zagwarantowac. Ale jesli nawet, to bez pozostawiania widocznych sladow wachania. Zreszta, gdzie by Miecka miala czas psocic, skoro cala swa uwage skupia na tesknieniu?
UsuńAlbo Miecka nie miała ochoty, ehhh to znużenie...
OdpowiedzUsuńNo moze... Bylo troche duszno, przeddeszczowo, wiec mogla nie miec ochoty na psoty.
UsuńPięknie to napisałaś, Kira z pewnością tak właśnie myślała:)
OdpowiedzUsuńJa mam zoo pod nosem prawie a nie mogę się tam z dziećmi wybrać, no bo obok jest wesołe miasteczko :) a Ty z Kirunią i owszem.
Ja to nie wiem czy u nas z pasami można czy nie?
Ale widziałam na fejsie fotki napstrykałaś oj zaszalałaś.
Wejście drogie, macie.
Dzięki Panterko Wiesz za co :)
Miłego popołudnia życzę:)
Ilonus
Wprawdzie nie wiem, za co mi dziekujesz, ale prosze bardzo ;)
UsuńPosta wcale ja nie pisalam, tylko Kirunia wlasna lapka, ja tylko pomagalam zdjecia wklejac, bo ona tego jeszcze nie umie. :))) Na fejsie jest tylko mala czesc, szczegoly beda w nastepnych postach przez Kire napisanych.
Milej niedzieli!
...piękna relacja, a może Kira zostanie współredaktorem bloga...
OdpowiedzUsuńObydwie z Miecka wspolredaguja ten blog od dawna. Nie tak dawno pisalam, ze Miecia pomaga mi pisac, rozkladajac sie wygodnie na stole miedzy klawiatura a mna. Teraz do grona piszacych dolaczyla Kirunia :)
UsuńFajnie pisze ta Twoja Kirunia :) Dobrze, że będą kolejne relacje, to wysilę się na obfitszy komentarz. Dziś padam ze zmęczenia.
OdpowiedzUsuńA cos wyprawiala, ze Cie tak zmoglo? ;)
UsuńTy się teraz pilnuj, droga koleżanko, bo Kirunia zbiera tak pochlebne recenzje, że tylką ja będą chcieli czytać!
OdpowiedzUsuńCzekam na relację, choć nie cierpię zoo. Może mi minie?
Chyba Ci nie minie :(
UsuńA niech tam Kira pisze do wypeku, najwyzej sobie odpoczne :)))
Kira szacun taka relacja,oczywiście zaczęłam od końca tej niezwykłej opowieści,tzn jakieś parę wpisów dalej, aż dotarłam do początku Twojej przygody w tym urokliwym miejscu.Nadal jestem pod wrażeniem opowieści i teraz sama już się przekonałaś, że świat to dżungla,dosłownie a nie w przenośni.
OdpowiedzUsuńCzy zamierzasz częściej zastępować mamę?bo jeśli tak to nieźle Ci idzie.
Dziekuje Pani Malgosiu za dobre slowo. Musze pogadac z mama, moze pozwoli mi czesciej pisac, bo sprawia mi to prawdziwa frajde. Oby tylko Miecka sie nie zwiedziala, bo ani mama, ani ja nie dostaniemy sie do komputera.
Usuń