Sobota zaczela sie obiecujaco i choc poranek byl rzeski, by nie powiedziec zimny, to slonce robilo co moglo, zeby dzien ocieplic. Kocham taka pogode, swietnie sie spaceruje, pot po tylku nie plynie, a widoki rekompensuja pewne niewygody. Ale od poczatku.
Podjechalismy nad Weende-Bach-Stausee z zamiarem pospacerowania po okolicznych polach. Tak, jak przed trzema laty wloczylismy sie tam z Kirunia (
TUTAJ). Wtedy trwaly prace przy nowej tamie, jeziorko bylo calkiem wyschle, a my spacerowalismy po jego dnie, za to pomost byl w budowie. Ehhh... wspomnienia...
Tego dnia Toyka od razu poleciala na pomost, ale nie odwazyla sie skoczyc z niego do wody, choc ta woda bardzo ja interesowala.
Bylo tam tak spokojnie, pusciutko i prawie bezludnie. Z trzema dziewczynami siedzacymi na pomoscie Toyka grzecznie sie przywitala, pewnie w nadziei na jakis smakolyk. Dopiero jednak, kiedy zeszlismy na brzeg, Toya znalazla sie w swoim zywiole. My siedzielismy na lawce, ona prawie nie wychodzila z wody, choc czasem wchodzila do niej dosc nieprzystojnie, z zadkiem zadartym do samego nieba.
W koncu ruszylismy sie, bo nie pojechalismy tam siedziec nad woda i zachwycac sie wlasnym psem. Postanowilismy najpierw tradycyjnie obejsc jeziorko dokola, a potem ewentualnie gdzies zboczyc.
|
Po drugiej stronie majaczyla gorka, ktora miala byc naszym celem |
|
Jakies smetne resztki tych nadwodnych smierdziuchow |
|
Sa juz tegoroczne palki |
|
Lyski plywaly synchronicznie |
|
Pytanie do botanicznych ekspertek: co to jest i czy jadalne? |
|
Owoce dzikiej rozy akurat znam |
Zawedrowalismy na tame, z ktorej widok na jeziorko nieodmiennie mnie zachwyca. Burek oczywiscie latal, jakby mu kto soli na ogon nasypal, odbiegala tak daleko, ze ledwie ja na zdjeciu widac. Tam spotkalismy labedzia rodzine z trojka dzieci, z ktorych jedno bylo jakies takie opoznione w rozwoju i roznilo sie od pozostalej dwojki.
|
Widzicie Burka? Mozna powiekszyc klikiem |
Zatoczylismy kolo, znow znalezlismy sie w punkcie wyjscia, skad poszlismy na wlasciwy spacer. Tym razem jednak obralismy inna trase i nie pozalowalismy. Szlismy najpierw utwardzona droga dla pieszych i rowerzystow w kierunku Reinhausen, mijajac po drodze rozne rasy bydelka, pasace sie na pagorkowatych lakach. Nie wiem, jak Toyka sforsowala plot z drutu kolczastego, w kazdym razie nagle znalazla sie po drugiej stronie, a lezace dotad bydelko zerwalo sie na rowne nogi i spogladalo na nia groznie. Jak sie pozniej okazalo, z szyldu wiszacego przy wejsciu na lake, nie byly to lagodne mucki, a mlode byczki, przed ktorymi ten szyld ostrzegal.
Droga, ktora szlismy, przecinala w pewnym miejscu Wende-Bach i niebezpiecznie zaczela sie zblizac do ruchliwej szosy. Postanowilismy wiec nie isc nia dalej, bo Burku rozne figle wpadaja do lebka i lubi znikac nam z oczu, nie chcielismy ryzykowac. Zanim jednak zawrocilismy, Burek znow zniknal i nagle zobaczylam obwiesia kilka metrow nizej, kiedy zazywal kapieli i dopijal po szalenstwach.
Na ostatnim zdjeciu widac droge, ktora przyszlismy i ktora zakreca w prawo. My jednak postanowilismy udac sie prosto i wspiac sie docelowo na widoczne z tylu wzniesienie.
A im wyzej, tym ciekawiej i wiecej bylo widac. Wreszcie znalezlismy sie na samiutkiej gorze. Grzbietem wzgorza biegnie droga, ktora wczesniej szlismy z Kira, ale w troche innym miejscu, blizej jeziorka. Z jednej strony widac bylo Reinhausen i Diemarden, z przeciwnej Niedernjesa, gdzie moj dentysta ma gabinet. Z bokow drogi mielismy jak na dloni Getynge, a po przeciwnej stronie Ballenhausen. Widoki naprawde zapieraly dech w piersiach.
|
Na wprost Reinhausen, lekko w lewo Diemarden |
|
Jakby tak pojsc prosto, mozna dojsc do dentysty |
|
Poludniowo-wschodnia czesc Getyngi, wiatrak przy Diemardener Warte |
|
Ballenhausen |
Pokusilam sie tez o zrobienie panoramy 360°, mozna ja jeszcze powiekszyc.
Toyka niestrudzenie pokonywala dystans wielokrotnie przekraczajacy ten, jaki mysmy przeszli. A na wzgorzach zielen przelamuje sie juz zolciami i brazami. Pola przedzimowo zaorane, puste, odpoczywajace i gromadzace energie na przyszla wiosne.
W koncu zza drzew ukazalo sie nam jeziorko i pomost, na ktorym wszystko sie dzisiaj zaczelo.
Super spacer, a mnie dupa zarzla w Pensylwanii:) Nie tyle od temperatury ile od deszczu, trafilismy na paskudnie deszczowa pogode, ale i tak zrobilismy co bylo zaplanowane. Jeszcze jutro i wracamy do domu.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze pogoda nie zechciala Wam sprzyjac, byloby na pewno znacznie fajniej na wyjezdzie.
UsuńNiewatpliwie byloby fajniej, a juz na pewno zdjecia, bo robione glownie z samochodu i w deszczu to nie to samo:((( Ale wypoczelam jak rzadko kiedy, bo spedzamy te dni bez tv:))) Jestesmy w domu Mennonites a to oznacza owszem jest elektrycznosc ale nie ma tv.
UsuńA na co komu telewizja, skoro i tak klamie? A juz na wakacjach to wcale.
UsuńNo szkoda, bo zdjecia na sloncu to same sie robia. :)))
Super spacer.
OdpowiedzUsuńPo sobotniej "zaprawie", to kto wie, czy nie dałabym rady przemaszerować z Wami. Teraz zrozumiałam swoje zasiedzenie, dlatego moja sobotnia wędrówka dała mi trochę do wiwatu.
W następną sobotę, idę z Wami.
Ania, sama widzisz, jaka przyjemnosc sprawia spacerowanie i "zdobywanie" gorek. Moze znajdziesz sobie kogos do towarzystwa i zaczniesz latac z kijkami albo bez? Zdrowsza bedziesz. ;)
UsuńKijki sobie kupię, niestety nie mam żadnego towarzystwa do chodzenia z onymi. Sama se pochodzę.
UsuńBezowa, ja Ciebie nie poznaje! Tylko tak dalej, bo lepiej pozno niz nigdy. :)
UsuńFantastyczna wędrówka, widoki jak zwykle nie opisania, a Toya potrafi sobie znaleźć kawałek wody, co by bezpiecznie do niej wleźć i pomoczyć łapy. :)))
OdpowiedzUsuńPo tamtych doswiadczeniach z Eschwege w skakaniu z pomostu do wody, teraz Toya jest ostrozna. :)))
UsuńAleż Wy macie kondycję! Oczywiście największą ma Burek, ale Wy prawie mu dorównujecie pod tym względem. Ciekawa jestem, ile kilometrów zrobiliście, bo trasa wydaje się całkiem długa. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńNam tez trasa wydawala sie calkiem-calkiem, ale okazalo sie, ze zrobilismy cos ponad 6 km, wiec jak na nas to malo. Gdybysmy przebiegli taka trase, to bylby wyczyn, ale jak na spacer, to niewiele.
UsuńTak, masz rację, 6 km to byłoby w sam raz dla mnie, ale dla Was to pikuś, pesteczka.
UsuńGdybym wiedziala, ze bedzie tak malo, najpierw zarzadzilabym marsz do samego Reinhausen i dopiero z powrotem.
UsuńRoslinka wyglada jak kalina .Widoki wspaniale ,podziwiam Wasza kondycje.
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie! Sprawdzilam w guglu i to jest kalina. Dziekuje, Eva. :)
Usuńta labadka to chyba zdradzila meza z jakims innym skrzydlatym , na mulata wyglada ;)
OdpowiedzUsuńTo jest na pewno labadek, ale o dobrych kilka tygodni opozniony. Piskleta labedzi im sa starsze, tym bardziej bieleja. Te dwa tez jeszcze nie sa calkiem biale, a dzioby maja jeszcze niewybarwione, tez takie zolto-szarawe. Ale o ile starsze maja juz sporo bialych pior, tak to male jest jeszcze calkiem szare. I chyba nie jest lubiane przez starsze rodzenstwo, bo plywa sobie w oddaleniu, a normalnie piskleta trzymaja sie razem.
UsuńJak tam pieknie!! Uwielbiam taki krajobraz. Nie ma przyjemniejszej wloczegi jak wlasnie w takich przyrody klimatach.
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznac, ze zyjemy w ciekawej okolicy. Sporo juz widzielismy, ale jak sie okazuje, zawsze jest cos nowego do odkrywania. :)
UsuńNaraziliście Toykę na ciężkie obrażenia albo i na śmierć.No dzie ją do byków wpuszczać?Lata świetlne temu,kiedy było NRD,wybraliśmy się z teściową w odwiedziny jej rodzinnych stron.Po przekroczeniu granicy/co to były za emocje a przecież jeździło się na dowód/mój Synuś zobaczył za oknem pociągu krowę:mama zobacz kroowa!No co ty krowy nie widziałeś?Ale to NIEMIECKA krowa!
OdpowiedzUsuńMiłego dnia:)
Ja tam muckom pod ogon nie mam zwyczaju zagladac, dla mnie laciate na pastwisku to krowa. A tu okazuje sie, ze niektorzy wypasaja byki. Oraz nie wpuszczalam Toyki na lake, sama sie jakos przedarla przez druty kolczaste i nie mozna bylo dowolac ja z powrotem.
UsuńOrko jak 35 lat temu pojechałam pierwszy raz do Niemiec to jarałam się niemieckimi krowami, bo...one nie miały rogów tak jak nasze ;)
UsuńNo co Ty, Marija, majo rogi. :)))
UsuńTe 35 lat temu nie miały, mam nawet zdjęcie na dowód, bo za wszelką cenę starałam sobie zrobić z nimi jakiś kadrzyk, żeby mieć niezbity dowód ;)
UsuńTo moze w DDRach tak te krowy okaleczali?
UsuńTe czerwone owocki to kalina. Podobno lecznicza, ale do jedzenia na surowo się nie nadaje.
OdpowiedzUsuńW kazdym razie wyglada oszalamiajaco pieknie w promieniach slonca. Ile ja sie przy Was naucze botaniki. :)
UsuńHerr Jesus, jaka ja mądra jestem!...
UsuńTak, nie da sie ukryc. Jestes lomnibusem. :))
UsuńTe smetne resztki smierdziucha jak nazwalas roslinke to niecierpek gruczolowaty...ale ja jakos nie wiem... nie pachnie ladnie? a ladnie sobie pospacerwaliscie, a na Toyke az milo patrzec, jaki wesoly i energiczny psiak!
OdpowiedzUsuńTenze niecierpek (nazwa chyba adekwatna, bo nie cierpie tego zapachu) jak ladnie wyglada, tak nieladnie pachnie. Nad Kiessee tez jest tego pelno i kiedy kwitnie, nieciekawie sie tam chodzi, powinno sie nosic na nosie klipsa od prania. :)))
UsuńA ja zaraz do dentysty🤤
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam fioła na punkcie pałek . Trudne były do zdobycia.
Fajna ta panorama!!
Do jakich poswiecen czlowiek byl zdolny, zeby sobie tych palek narwac do wazonu. Trzeba bylo je zabezpieczyc lakierem do wlosow, zeby sie nie rozlecialy i mogly sobie potem stac przez cala zime.
UsuńO kurna
UsuńTego nie widziałam😯
No, bo jak wyschna, to rozpadaja sie jak wata.
UsuńPiękny spacer i widoki. Już pusto na polach, a te niecierpki na mojej drodze spacerów też rosną jakoś nie zarejestrowałam zapachu, muszę powąchać.
OdpowiedzUsuńPałki też kiedyś zbierałam.
Kiedy rosna w gestych skupiskach, jak przy Kiessee, to ten mdly zapach dokola sie roznosi. Az mi niedobrze, kiedy musze tamtedy przechodzic, a takie to piekne i dekoracyjne kwiatki.
UsuńNo, spacer super! Miałam zapytać, ileż to kilometerków zrobiliście, ale już odpowiedziałaś:) No i kalinę poznałam, śliczna jest. U nas też jest sporo niecierpków, ale ja również nie zauważyłam, żeby jakoś brzydko pachniały; w ogóle nie zauważyłam, jak pachną. Kiedyś już o tym pisałaś i miałam powąchać, ale zapomniałam:)
OdpowiedzUsuńPoprzedni post oczywiście przeczytałam dopiero dziś - w końcu był weekend - ale przypomniały mi się moje internetowe początki... Jak najpierw tylko czytałam, potem odważyłam się komentować i jak się cieszyłam, kiedy mi odpowiadano. Lubię blogi, gdzie można porozmawiać, gdzie jest wymiana zdań. Po różnych życiowych zawirowaniach odpuściłam sobie wiele blogów; w zasadzie zawsze wchodzę na trzy, czasem jeszcze na kilka. Czasem zdarzy mi się napisać wierszyk dla kogoś zaprzyjaźnionego:) Nie ukrywam, że do Ciebie przyciągnęły mnie m.in. zabawy literackie:) Wchodzę również na blogi, ogólnie mówiąc, kraftowe, żeby szukać inspiracji, ale na tych w ogóle rzadko komentuję, bo ileż razy można mówić, że coś jest piękne, śliczne itd. Namawiają mnie różne osoby do pisania bloga, ale jakoś nie wiem, jak by to miało wyglądać.
No zobacz, Ninka, Marija i Hana tez sie zaklinaly, a teraz jak obydwie smigaja z blogami. Trzeba blog zalozyc, a potem juz samo pojdzie. Gdybys potrzebowala jakichs porad czycus, to sluze uprzejmnie. No i polecam bloggera, bo tylko na nim sie znam. :)))
Usuńwiele razy to pisałam, że macie piękne okolice i podziwiam Cię w związku ze spacerową kondychą )) oraz pogoda u nas łaskawa na szczęście i daj boże.
OdpowiedzUsuńMieszkam tu blisko pol zycia, a dopiero teraz zaczelismy odkrywac nieodkryte, wczesniej brakowalo czasu, slubny pracowal, dzieci byly w domu, wiec chodzilo sie z psami w poblize (tez fajne). Teraz mamy wiecej czasu, to se lazimy tam, gdzie nas jeszcze nie zanioslo.
UsuńNie smierdzuchy tylko taki rodzaj niecierpkow:)
OdpowiedzUsuńWidoki cudne.
Jak zwal, ale smierdza bestialsko. :)))
UsuńTo musi być ta druga strona Getyngi, której nie znam, bl nazwy wsi i siół nic mi nie mówią 😶 ale fakt, w Dolnej Saksonii mieszkamy pięknie, choc czasami zimno i wietrznie. Teraz wreszcie taka pogoda, jaka lubię, i mój psiak też 😊
OdpowiedzUsuńTo sa rejony na poludnie i poludniowy-wschod od Getyngi, Ty zas jezdzisz na polnoc do domu, wiec nic dziwnego, ze nazwy sa Ci obce. U nas rzadko pizdzi, bo jednak pagorki nie pozwalaja sie rozpedzac wiatrom, za to u psiapsioly nad Morzem Polnocnym pizdzi lepiej niz w kieleckim na dworcu. :)))
UsuńŁadnie tam. Przez psa boję się krów- kiedyś gdy byłam na spacerze z ojca rudą irlandzką seterką, ta poleciała w stronę pasących się krów i jedna z nich zaczęła psicę gonić. To były te rude krowy, górskiej rasy. Było zabawnie dla oglądających- wpierw cwałowała psica, za nią ja a za nami krowa.
OdpowiedzUsuńNasz Hakus polecial kiedys obszczekiwac krowe pasaca sie na lace, a ta dostala wscieku i chciala pieska brac na rogi. No to moj tato polecial ratowac psa z opresji i stoczyl walke z krowina. Efekt: polamane zebra i sporo zranien od rogow. Pies wyszedl calo. :))) Krowska bywaja nieobliczalne, a tym bardziej byki.
UsuńA może to zaadoptowane łabędziątko?
OdpowiedzUsuńToyka zabawnie wygląda z tym wypiętym kuprem ;)
Okolice do łazęgi, jak marzenie...
Ja bym raczej stawiala na calkiem przypadkowe jajo zlozone znacznie pozniej niz pozostale, stad takie dysproporcje u pisklat. Bo skad by sie wziela taka sierota do adopcji?
UsuńJuz to nieraz pisalam ale powtorze - jak dobrze iz mieszkasz w okolicy ktora pozwala na wedrowki i wietrzenie psa tez. Kazde z was ma przyjemnosc plus Ty mozesz fotografowac ile chcesz.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ja stale blogoslawie los, ktory mnie tu rzucil, bo moglam przeciez wyladowac zupelnie gdzies indziej, gdzie nie byloby tak ladnie. Mieszkam w takim miejscu, ze na pola mam kilkaset metrow, a do srodmiescia dwie minuty samochodem. :)
UsuńMemlono bardzo zachecajace, zwlaszcza w taka pogode, nic, tylko sie napawac :). Wscibski Burek mial szczescie, ze laciate nim sie nie zainteresowaly :). Niecierpki nie to ze pachna, ale po prostu cuchna, brrrrr.
OdpowiedzUsuńNo, wreszcie pokrewna dusza, bo wszyscy powyzej usiluja mi tlumaczyc, ze te niecierpki wcale nie smierdza.
UsuńBurek faktycznie mial szczescie, przeczytaj moja odpowiedz na komentarz Anabell. Zawsze balam sie krow i mialam racje, to strasznie niebezpieczne stworzenia.
Hi, hi, laciate i kopytne omijam duzym lukiem. Kiedys wlazlysmy na prywatna, nie ogrodzona, lake i popedzily w nasza strone dwie jalówki i byczek. Jedyna oslona byly marne trzy bzózki, wokól których uprawialysmy taniec przez prawie pól godziny, az zywiolki sie zniechecily. Pózniej wlasciciel kulal sie ze smiechu, wyjasniajac, ze bydlatka zostaly wychowane na butelce i po prostu chcialy byc miziane, a mnie jeszcze nogi sie trzesly :))).
UsuńTaaa... latwo sie smiac wlascicielowi! Ja tez chyba bym zeszla, szczegolnie wiedzac, co przytrafilo sie mojemu tacie. Dobrze, ze krowiny nie sa takie zwrotne i mozna za bylejakim drzewsm znalezc schronienie przed nimi. Gorzej, kiedy drzewa nie ma w promieniu kilometra, to juz po Tobie. :)
UsuńW sumie racja, podziwiać Burka możecie w domu ;)
OdpowiedzUsuńCo do krów i innych stworów, to jestem na etapie odświeżania i pogłębiania wiedzy ... A takie rozjuszone stworzenie, ważące kilkaset kilo do ponad tony może poobijać nierozważnego śmiałka.
Fajne macie te tereny do chodzenia ...
Bolesnie przekonal sie o tym moj ojciec, kiedy flegmatyczna krowa dostala zajoba i zmusila ojca do zabawy w matadora. Dlugo leczyl polamane zebra.
UsuńAle Toyka pięknie pokazała zadek:)
UsuńIleż Wy kilometrów robicie tygodniowo?
Ja z dlugimi spacerami ograniczam sie do weekendu, bo po robocie nie tylko jestem zmeczona, ale mam do roboty w domu. Tak ze 30km na tydzien bedzie.
UsuńTo ja Cię nieźle przegoniłam, przez cztery dni ponad pięćdziesiąt... Na drugi raz będę grzeczniejsza...
UsuńTo byl stan wyjatkowy, malo czasu i duzo do pokazania.
UsuńA dlaczego nie pozachwycać sie własnym psem, skoro jest tak śliczny jak Toya? Ja tam bym się zachwycała nawet na siedząco.
OdpowiedzUsuńPiękne fotki, jedną Ci ukradnę, bo to normalnie gotowy obraz. Mogie?
A bierz co chcesz. A ktory tak Cie zainspirowal?
UsuńToyka to ja sie dosc zachwycam w domu, a na zewnatrz to jestesmy nastawieni na wedrowanie.
Ale fajne jeziorko. Trochę przypomina mi moje rodzime jeziora pokopalniane - Pogorie. Też jest tam tak zielono i można pobiegać z psami(tudzież samemu)
OdpowiedzUsuńMamy trzy takie jeziorka w dosc bliskim sasiedztwie i terenow spacerowych do wypeku. To takie szczesliwe miejsce do zycia.
Usuń