środa, 27 lutego 2013

Grazyna - opowiesc lutowa.

Siedziala w kuchni i rozwiazywala krzyzowke. Na kuchence gotowal sie obiad, miala wiec wolna chwile dla siebie. Spojrzala na zegarek - 13.38. Niedlugo dzieciaki przyjda ze szkoly, poda im obiad. Kiedy Kazik zechce wrocic do domu, nie wiedziala, choc liczyla, ze nie za pozno i nie w stanie wskazujacym.
- Uderzenie w twarz na osiem liter... Policzek! - wpisala haslo w kratki i, szarpnieta przykrymi wspomnieniami, skierowala wzrok za okno.
Usmiechnela sie do siebie na widok sikorki, ktora wczepiona pazurkami w siateczke, palaszowala jej zawartosc.
- Juz niedlugo - powiedziala bardziej do siebie niz do ptaszka, ktory i tak nie mial szans jej uslyszec - niedlugo bedziesz miala wiecej do jedzenia. Wiosne czuje sie juz w powietrzu, chociaz to dopiero luty. Dni jednak staly sie odczuwalnie dluzsze, z ziemi wyrastaja pierwsze przebisniegi, paczki na galeziach pogrubialy jakby wybudzaly sie z zimowej hibernacji.
Poplynela myslami do wiosny swojego zycia, a jej twarz pokryl smutek. Pomyslala o ludziach, ktorzy tesknili za dziecinstwem, za domem rodzinnym, okresem beztroski i ogromu milosci, jakim byli otoczeni. Sama nie wiedziala, czy im zazdroscic, czy sobie wspolczuc. Ona byla otoczona w domu nadmierna opieka, jak to jedynaczka, jednak czula, ze nie bylo to spowodowane miloscia ani obawa o nia. Raczej checia ograniczenia jej samodzielnosci, czyms w rodzaju przycinania skrzydel.
Inne dzieci mogly ogladac telewizje po godzinie 20.00, a ona musiala wyjsc do swojego pokoju. Inni nie mieli swojego kata, zyli z cala rodzina w jednoizbowce, zazdroscili jej nawet tego luksusu, jakim byl wtedy osobny pokoj. Ona wolalaby jednak zostac z doroslymi w jednym pokoju i moc obejrzec film. Bo nastepnego dnia w szkole byly dyskusje, a ona nie miala nic do powiedzenia na temat filmu, co narazalo ja niejednokrotnie na kpiny ze strony innych uczniow, a zwlaszcza takiej jednej.
Ile ta dziewucha krwi jej napsula! Niewazne, ze Grazyna byla od niej lepsza uczennica, miala wieksza wiedze, wiecej swiata widziala. Tamta miala wpatrzonych w nia rodzicow, byla ladniejsza, miala spore powodzenie u chlopakow, byla przebojowa, bezczelna, zawsze modnie ubrana i mogla ogladac wieczorami filmy. Nosila dlugie wlosy, zawsze pieknie przez jej matke splecione i upiete. Grazyna tez chciala miec dlugie wlosy, jak kazda chyba dziewczynka w jej wieku, ale ojciec kategorycznie sie nie zgadzal.
- Dlugie wlosy swiadcza o krotkim rozumie - odpieral jej gorace prosby, zeby nie musiala znow isc do fryzjera, ktory strzygl ja w sposob najgorszy z mozliwych. Nic to nie dawalo i chodzila do szkoly zrobiona na idiotke, podczas gdy inne dziewczynki nosily kucyki i kokardy.
                                                                                    
Podobnie zreszta bylo z ubraniami. Te jej musialy byc zdrowe i sluzace dobrze jej rozwojowi, choc wygladaly jak z ciotki-klotki. Blagala matke, zeby kupila jej buty z waskimi czubkami, takie miala wtedy wiekszosc dziewczyn. Dostala skorzane z szerokim noskiem i na dodatek z zewnetrznym szwem, niemodne i brzydkie, ale zdrowe dla stopy. Musiala w nich chodzic, bo innych nie miala. Niejedna przerwe przeplakala w ubikacji, wysmiewana przez modnie obute kolezanki.
Chciala miec obcisle bistorowe bluzki, dostawala bawelniane koszulowe, ktore nie ukladaly sie ladnie na jej ciele. I co z tego, ze zdrowe?
Tak bylo przez caly czas. Kiedy ona o czyms bardzo marzyla, dostawala to, co rodzice uznawali za lepsze dla niej. Oni moze nawet mieli racje, tylko... tak bardzo narazali ja na drwiny. Skarzyla im sie, ale to ich zupelnie nie obchodzilo. Zawsze wszystko wiedzieli lepiej, zawsze decydowali za nia. A ona byla w tym czasie tak bardzo nieszczesliwa, tak odstajaca od innych dziewczynek, tak przez nie wysmiewana. Kiedy prosila na koniec roku o kwiaty dla nauczycielki, rodzice nie chcieli nawet o tym slyszec.
- Nie bedziemy dawac nauczycielom zadnych prezentow, nawet kwiatow. To jest jak lapowka, zapomnij o tym!
Zapominala. Jako jedyna w klasie. Z tego rowniez powodu nauczyciele patrzyli na nia inaczej, nie byli tak serdeczni, jak w stosunku do innych dzieci. Przyczepic nie mieli sie do czego, byla dobrze ulozona, znakomicie sie uczyla. Ale byla dobrym obserwatorem i widziala roznice w traktowaniu jej i innych.
Duzo dziewczynek chodzilo na zajecia baletowe, na lekcje muzyki. Ona tez bardzo chciala, marzyla o tym, zeby poruszac sie jak tancerka, wyprostowana, z wysoko uniesiona glowa i wielka gracja. Miala tez wielkie zaciecie do malowania, zapelniala zeszyty i bloki rysunkowe swoimi pracami. Bardzo lubila robotki reczne. Jedna z ciotek nauczyla ja robic na drutach i szydelkowac. A kiedy nauczyla sie szyc, spod jej rak wychodzily urocze zabawki ze skrawkow materialow lub skory. Slowem, byla uzdolniona plastycznie, a chciala jeszcze nauczyc sie tanczyc i grac na jakim instrumencie.
- Czys ty do reszty oszalala?! - uslyszala w odpowiedzi na prosbe o pozwolenie zapisania sie do domu kultury na zajecia plastyczne i taneczne - Po jakiego grzyba uczyc sie tanczyc? Sa wazniejsze zajecia w zyciu. A rysowac i szyc mozesz w domu, po co ci sie tego uczyc?
Inni wiec chodzili na takie zajecia pozalekcyjne, ktore sprawialy im radosc. Grazyna zostala zapisana na lekcje angielskiego i, zamiast czerpac z nich zadowolenie, mozolnie wkuwala slowka. Z obawa myslala, co bedzie, kiedy pojdzie gdzies na zabawe. Zupelnie nie umiala sie poruszac w tancu, a na nauke nie dawano jej szansy.
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Co im szkodzilo poslac ja na takie zajecia, w jakich ona chciala uczestniczyc? Nie, oni wiedzieli lepiej, co dla niej dobre.
Na niesmiala uwage, ze taniec to przeciez cos na ksztalt sportu, zapisano ja na koszykowke, nie pytajac nawet, czy sobie tego zyczy. Nie cierpiala tej gry, nie lubila tamtych dziewczyn, trener byl dla niej nieprzyjemny. Nienawidzila wszystkiego tego, do czego ja zmuszano, w imie jej dobra. Chciala zyc inaczej, ale nikt nie liczyl sie z jej zdaniem, nikt nie zapytal o marzenia. Zawsze decydowano za nia. Pomyslala sobie, ze rodzice chcieli dobrze, ale to "dobrze" zupelnie nie wspolgralo z tym, czego chciala ona sama.
Wreszcie nadszedl kres szkoly podstawowej. Grazyna tak bardzo pragnela dostac sie do liceum plastycznego. Nauczycielka zajec plastycznych dopingowala ja w jej zamiarach, mowila, ze ma duze szanse dostac sie do wymarzonej szkoly.
- Chyba upadlas na glowe! - skwitowal ojciec - Po moim trupie! Jeszcze mi w rodzinie brakowalo plastyczki. To zaden przyzwoity zawod, bo nie sadze, zebys sie wybila. Bedziesz przymierac glodem. Nie zgadzam sie na taka szkole, tam zreszta chodza same swiry!
Nie pomogly prosby, grozby i placz, nie pozwolil jej zlozyc tam papierow. Zaproponowala wiec, ze pojdzie do technikum fotograficznego, bo pomyslala sobie, ze robienie pieknych artystycznych zdjec bliskie jest malowaniu obrazow na plotnie. Ojciec popatrzyl tylko z politowaniem, prychnal lekcewazaco i nawet tego nie skomentowal.
Przeciez byla czlowiekiem, niedoroslym wprawdzie i niesamodzielnym, ale czlowiekiem. Dlaczego najblizsi jej ludzie nie akceptowali jej pragnien i marzen? Nie mogla tego zrozumiec, buntowala sie, ale nie byla w stanie sie przebic. Byla od nich w pelni zalezna i musiala sie podporzadkowac.
Zawsze cos musiala!
Nigdy nie mogla!

Z oczu Grazyny poplynely lzy. Jej dzieci maja tyle swobody, kazda decyzja ich dotyczaca, musi byc przedyskutowana wspolnie z cala rodzina. Nie znaczylo to wcale, ze spelniala slepo wszystkie ich zachcianki, jednak przekonywala argumentami i zawsze tak prowadzila te rozmowy, ze dzieci w koncu same uznawaly jej racje. Unikala nakazow i zakazow, wiedzac jak bardzo zraniloby to ich mlode osobowosci, tak jak kiedys ranilo ja sama. Traktowala swoje dzieci jak rownorzednych partnerow, co najmniej w kwestiach dotyczacych ich samych. Nie obciazala ich natomiast problemami dnia codziennego, ale i nie ukrywala szczegolnie tych problemow. Uczyla je od poczatku kompromisow i rezygnowania z rzeczy, na ktore nie bylo ich stac.
Nigdy jednak nie porwalaby sie na takie ich tresowanie, jakiego sama doswiadczyla w dziecinstwie.
Ponownie spojrzala zalzawionymi oczami za okno. Sikorka dawno juz odleciala.
- Ciekawe, dokad? - pomyslala - Moze szuka partnera, zeby zaczac krzatac sie kolo budowy nowego gniazdka, moze w poszukiwaniu innego pokarmu.

Z zamyslenia wyrwal ja dzwonek do drzwi. Otarla szybko lzy z policzkow. Poszla otworzyc...

(calosc opowiesci o Grazynie w bocznych zakladkach)

30 komentarzy:

  1. Dzień dobry Panterko! Rzeczywiście, tak jak napisałas, rodzice Grazyny podcinali jej skrzydła, nie wierząc w jej mozliwosci, uzdolnienia, intuicję, nie dajac jej pójśc wybraną przez nia drogą. Dziwni ludzie, ale myslę, ze kiedys wiecej było takich "dziwnych", zyjących w mysl powiedzenia "dzieci i ryby głosu nie mają". Pewnei sami byli podobnie wychowywani. Pewnie taki sposób traktowania dziecka wydawał im sie jedynym mozliwym, najstosowniejszym, porządnym.To jest kwestia jakiegos ograniczenia umysłowego i zerowej empatii w tych ludziach. na szczęście Grazyna wyszła z zaklętego kręgu i nie powtórzyła błedów rodziców w wychowywaniu swoich dzieci. Tyle, że sama do dzis jest zraniona i to smutne dziecinstwo połozyło sie cieniem na całym jej zyciu...
    Ciesze się Panterko, że kontynuujesz swoja opowieść. Dobrze Ci to idzie a Grazyna jest mi coraz bliższa, bo wspaniale opisujesz jej emocje i uczucia!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieli dobrze, mieli dobre checi, ale jak wiadomo, dobrymi checiami...
      Zapewnili jej staranne i zdrowe wychowanie, ale czy byli rzeczywiscie dobrymi rodzicami?

      Usuń
  2. Powojenne dzieci tak były wychowywane.
    Rodzice w trosce o nich chcieli jak najlepiej dla tych dzieci.
    Brakowało im wiedzy.
    Zakazy, nakazy.
    Teraz dla odmiany luz bluz ...
    Ale wcale mi się to nie podoba...
    A pewnie należałoby wybrać to co najlepsze z obu metod.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. krysiu, nie wszystkie dzieci byly az tak "dobrze" wychowywane. Grazyna miala wszystko, co bylo potrzebne do jej optymalnego rozwoju, oprocz... ciepla, milosci i traktowania jej jak osobnej jednostki, a nie czesci samych rodzicow.
      Nie jestem zwolenniczka wychowywania bezstresowego za wszelka cene, dzieci i mlodziez powinny miec wytyczone granice i byc kontrolowane w zdrowy sposob.

      Usuń
  3. Aha, ciągle umyka mi ....
    Extra te Twoje zdjęcia panter :-)
    A te dzisiejsze oczy , fantastyczne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tez cos ostatnio muli nieprzytomnie.
      A te oczy sa zaiste bardzo piekne, tajemnicze, madre i takie typowo kocie.

      Usuń
  4. Panterko masz "dryg" do pisania i czyta się Ciebie z zapartym tchem. Historia Grażyny bardzo smutna. Wychowanie dziecka ma niezmierny wpływ na jego dorosłość, nie wszyscy rodzice zdają sobie z tego sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To smutna prawda, lecz czasem rodzice powielaja sposob, w jaki sami zostali wychowani, wiedzac, ze to nie bylo dobre. Dlaczego tak sie dzieje?

      Usuń
  5. Wciągnęła mnie historia Grażyny,o dziwo niektóre sceny tak bardzo kojarzą mi się z moim dzieciństwem.Dobrze, że nie wszystkie,bo ciężko na sercu robi się ,myśląc iż można być kochaną bez zrozumienia.Niestety chyba takie były czasy,chociaż moja mama zawsze starała się nadążyć za ówczesną modą szyjąc ni prawie modne rzeczy.
    Nie zapomnę jaką radość sprawił mi mój tata kupując mi pierwsze wycieruchy,biedak wysłuchał potem od mamy, która zawsze miała ostatnie słowo,ale cieszył się z mojej radości bardzo.Rodzice powinni umieć mądrze kochać swoje dzieci.
    A teraz idę dokończyć opowiadanie o Grażynie.
    Dziękuję Pantero .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu z nas bylo podobnie wychowywanych, zimno i rozsadnie, ale byli tacy, dla ktorych dziecko bylo pepkiem swiata, traktowanym jak partner, szanowanym po prostu.

      Usuń
  6. ...zaciekawiła mnie historia Grażyny mam chęć na jeszcze. Grażyna kojarzy mi się z łabędziem, któremu zakazano latać. Skazano ja na byt w niebycie. Smutne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadecydowano o jej zyciu bez jej udzialu, bez pytania o zdanie i wbrew jej nadziejom.

      Usuń
  7. Nie mogę tego czytać bez dreszczu grozy w ciele. Tak wiele mnie z nią łączy, że czytanie aż boli...

    OdpowiedzUsuń
  8. ja też nie mogłam oglądać tego co chciałam. A to wszystko ma jakiś wpływ, na człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze wybrałaś cudowny nagłówek - to zdjęcie jest hipnotyzujące. Po drugie coś mnie oczy bolą, więc zajrzę poczytać posta i zaległe nieco później, ale musiałam Cię pochwalić za to zdjęcie i pozdrowić! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjecie mnie urzeklo, jest piekne.
      Milo, ze wpadlas choc na chwilke.
      Buziaczki.

      Usuń
  10. Bardzo mi zawsze przykro, kiedy czytam autentyczne opowieści o ludziach traktowanych jak przedmiot, wzbiera we mnie złość i chętnie bym tym rodzicom wygarnęła, że unieszczęśliwiają i odbierają możliwość rozwoju i zaniedbują własne dzieci.
    Tylko, czy oni w swojej ślepocie cokolwiek by zrozumieli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo watpliwe, oni zyja w przekonaniu, ze wszystko zrobili prawidlowo. A ze nie okazywali milosci? Pewnie nie chcieli dziecka rozpiescic i zrobic z niego rozkapryszonego bachora. Kogo wiec wychowali? Neurotyka z kompleksami?

      Usuń
  11. czytam historię grażyny jak bajkę o żelaznym wilku. całe szczęście dla mnie, ze moi rodzice byli zupełnie inni.nie byli bogaci, ale dobro dzieci zawsze było na pierwszym planie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamci tez mieli dobro Grazyny na uwadze, nic wiecej, jak tylko jej dobro.

      Usuń
  12. I to wszystko w imie milosci rodzicielskiej, szkoda gadac.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazdy kocha jak umie, Ataner. Niektorzy, nie chcac przesadzic z miloscia, daja jej za malo.

      Usuń
  13. smutne tematy.

    pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zycie sklada sie nie tylko z wesolych i szczesliwych chwil.

      Usuń
    2. życie niektórych to chyba sam ból i cierpienie.

      Usuń
    3. To moze nie tak, kazdy ma w zyciu swoje szczesliwe chwile, chocby ich bylo niewiele. Tym bardziej nalezy je przechowywac w pamieci i starac sie zapomniec o zych zlych.

      Usuń
  14. A wiesz, że ja tez wszystko musiałam, ale i wiele mogłam... tak.. wiele mogłam..ale moim życiem i tak pokierowała matka, która zawsze lepiej wiedziała, co dla mnie jest dobre. Kompletnie się ze zadaniem innych nie liczyła.Widzę, że na blogach ostatnio dużo o matkach. I to nie najlepszych zdań. Długo czułam się winna, że nie potrafię o matce dobrze mówić. Teraz już to się wyciszyło. Współczuje Grażynie:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet rodzice niepatologiczni, wyksztalceni, zamozni potrafia dziecku zrobic pieklo na ziemi, choc zamiary maja dobre.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.