niedziela, 24 czerwca 2012

Domy, domy... (4)

Z Krakowa dziadek zostal przeniesiony sluzbowo do Warszawy, a my wszyscy razem z nim: babcia, pradziadkowie i ja. Wyladowalismy na Ochocie w niebrzydkim, sporym trzypokojowym mieszkaniu.

Tam mieszkalismy niedlugo, bo najpierw odszedl pradziadek Marcin, a po dwoch latach podazyla za nim prababcia Tekla.
Tym samym mieszkanie stalo sie za duze dla dwojga, bo ja w niedalekiej przyszlosci mialam isc do szkoly w Lodzi.

Pradziadkow bardzo mi brakowalo, bo Marcin uczyl mnie piosenek, opowiadal bajki, a Tekla szyla dla moich lalek tak piekne kreacje, tak wypracowane i skomplikowane, ze nie powstydzilaby sie zawodowa krawcowa, a wszystko recznie. Od nie tez poznawalam historie rodziny i skomplikowane stopnie powinowactwa i pokrewienstwa.
Babcia byla ta osoba, ktora chciala to mieszkanie opuscic, zbyt wiele bolesnych wspomnien bylo z nim zwiazanych, a dziadek jako oficer nie mial problemow ze zmiana lokum, bo administracja miala dla swoich, mieszkan do wyboru, do koloru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.