sobota, 7 lipca 2012

Bliskie spotkania Maciejki.

Nasza Maciejka to wyplosz pierwszej wody, ale kiedys tak nie bylo. Kocina byla odwazniejsza i bardziej ufna. Kiedy zamieszkala u nas jako male kociatko, potrzebowala jeszcze bliskosci, bo z pewnoscia tesknila za mama i rodzenstwem. Wtedy byl jeszcze na jej podoredziu nasz Fuselek.
 Czesto ukladala sie obok niego do snu, wtulala w krotkie futerko, by moc poczuc jego cieplo, a przez sen slyszec jak bije psie serduszko. Fusel byl wtedy jeszcze zdrowszy, nie tak bardzo rozdrazniony swoimi dolegliwosciami, mniej skoncentrowany na sobie, wiec dawal jej to cieplo i bliskosc. Moze by tak zostalo, moze moglabym teraz wklejac zdjecia, jak moja wirtualna znajoma, Soncia z Wroclawia, ktorej kot, targany tesknota za zmarlym jamnikiem Kaktusem, szybko i w pelni przywiazal sie do jego nastepcy, jajnika (bo troszku pomieszanego jamnika) Migdala, wzietego do adopcji ze schroniska. Moze by tak bylo...
Co spowodowalo, ze Maciejka stala sie tak niedotykalska? Ze bliskosci potrzebuje tylko raz dziennie, kiedy przychodzi do mnie do lozka po nalezna porcje pieszczot?
Ze nie stawia czola wyzwaniom, tylko zmiata pod lozko i siedzi tam tak dlugo, az "niebezpieczenstwo" zniknie?
Nawet przed bokserem naszych sasiadow, Pysiem, ktory czesto bywal u nas w domu, od pierwszego spotkania nie miala cykora. To my balismy sie, czy Pysio nie zrobi jej krzywdy, bo na spacerach zawsze ganial koty, czesto w morderczych zamiarach. Ale zwierzeta sa madrzejsze, niz nam sie wydaje. Pysio skads wiedzial, ze ten akurat kot to dla niego tabu. Maciejka nalezala do Fusla, do nas, wiec Pysio instynktownie szanowal jej male jestestwo na naszym terenie. Ludzie czasem nie zdaja sobie sprawy z tego, jak madrymi prawami rzadzi sie natura: postrach okolicznych kotow bawi sie i mizia z kotem.
Maciejka, jak kazdy kot, pozbawiona byla leku wysokosci. Jednak na balkonie przebywala wylacznie pod naszym dozorem, a podobne widoki zawsze wprawialy mnie w stan przedzawalowy, bo ja akurat wysokosci sie boje. I wszystko ukladalo sie dobrze do momentu, kiedy, na chwile spuszczona z oka, postanowila przelezc na sasiadujacy z balkonem aluminiowy parapet i pazurki nie mialy sie w co wczepic (pisalam o tym). Wtedy odbyla lot dwa pietra w dol.
Bardzo zabawne bylo jedyne w zyciu bliskie spotkanie Miecki z Muki, kotka mojej najstarszej corki. Nie byl to najlepszy pomysl, bo choc obie byly jeszcze male, nie bylo szans na ich przyjazn. Koty sa zwierzetami terytorialnymi, wiec Muki z mety stala sie intruzem na terenie Maciejki. Obie warczaly groznie, fukaly na siebie, obchodzily sie szerokim lukiem, machaly ostrzegawczo lapkami z wysunietymi pazurkami. Szczytem bezczelnosci Muki bylo wejscie na Maciusiowe drzewo. Ta ostatnia postanowila bronic swojej wlasnosci, chocby mialo ja to kosztowac zycie. Musielismy interweniowac, bo kto wie, jak by sie ta swieta wojna zakonczyla. Muki zostala zapakowana do pudla i odtransportowana do wlasnego domu.









Miecka od malenkosci jest zapalona lowczynia wszelakiego latajacego badziewia i musze przyznac, ze bardzo skuteczna. Niektore trofea zjada na miejscu, z innymi pobawi sie, by je potem zostawic. Widocznie sa niejadalne lub niesmaczne. Bardzo lubi siedziec na parapecie okiennym, gdzie zawsze trafi sie cos do upolowania. A i za oknem odbywaja sie czesto ciekawe spektakle, jakis ptaszek przeleci, zwierzatko dolem spaceruje, muszka przysiadzie po drugiej stronie szyby... Ale takie zajecie meczy, wiec niejednokrotnie konczy sie drzemka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.