środa, 29 maja 2013

Grazyna - opowiesc majowa.

Dlugi weekend majowy Grazyna spedzila wraz z rodzina u znajomych na wsi. Pogoda byla w kratke,
wiecej czasu spedzali w domu niz na zewnatrz, bo deszcz siapil z przerwami, zdarzyla sie tez burza z gradobiciem. W takich okolicznosciach mogli spokojnie zostac w domu, ale kto to wiedzial.
Wieczorami dlugo rozmawiali ze znajomymi, troche im zazdroszczac tego wiejskiego spokoju, ciszy i natury wokol.
- Ehhh, gdyby tak Kazik byl lepszym majsterklepka, tez mogliby pomyslec o kupnie jakiejs opuszczonej chaty na wsi. - pomyslala smetnie - Ale kupic rozpadajaca sie chalupe i mieszkac w ruinie do konca zycia, z przeciekajacym dachem i sypiacymi sie scianami... A na oplacenie fachowcow do remontu nie bylo ich stac. Zreszta dzieci chodzily jeszcze do szkoly, musialyby dojezdzac, a z komunikacja tez nie jest najlepiej.
Odpoczywala od codziennosci, zazdroszczac nieco znajomej rzutkiego meza, ktory wlasnymi rekami, powoli, ale sukcesywnie, doprowadzal chate do stanu uzywalnosci. Kazik wolal towarzystwo kolesiow, a i pieniadze chetniej wydawal na piwo niz na pozyteczne rzeczy, probujac tym sposobem zapomniec o ich trudnej sytuacji i stlumic wlasne wyrzuty sumienia. Sposob jak kazdy inny, tylko czy optymalny? Miala troche dosc roli glowy rodziny i jej karmicielki.
Przeniosla sie myslami do dawnych swiat majowych, krotszych, ale beztroskich, kiedy chetnie chodzila z rodzicami na pochody
pierwszomajowe. Pozniej uczestniczyla w nich razem ze swoja klasa. Wesolo bylo, ludzie byli inni, nie tak wrodzy.
Pamieta, jak ktoregos roku, kiedy swieto majowe zahaczalo o weekend, pojechala z owczesnym chlopakiem do jego babci, gdzies pod Kozienice, na wies. Wtedy jeszcze nie doceniala tak bardzo piekna natury i sielskosci zycia na wsi, jak dzisiaj.
- Im czlowiek starszy, tym wiecej potrzebuje spokoju, tym bardziej go docenia. - pomyslala - Tamta wies mazowiecka, tamten chlopak, tamte czasy...
Byli ze soba trzy lata, zdazyli sie nawet zareczyc, ale w pore wycofala sie z tego zwiazku. Nie byl latwy. Poznali sie, kiedy on byl jeszcze zonaty, a ozenil sie majac 19 lat, ze starsza o kilka lat kobieta, ktora, jak mowil, zlapala go na ciaze. Bylo wiec i dziecko. A on po zawodowce. Przez te lata pomagala mu jak mogla, namowila na szkole wieczorowa, zeby zdal mature, odrabiala z nim lekcje, przepytywala, pilnowala, zeby sie uczyl. Nie mieszkal z zona, wrocil do rodzicow na malenkie gomolkowskie mieszkanko, gdzie w dwoch niewielkich pokojach zyla cala rodzina, pozniej dobil szwagier, kiedy siostra wyszla za maz. Jego rodzice, zwlaszcza ojciec, uwielbiali Grazyne, byli wdzieczni, ze pod jej wplywem syn wychodzi na ludzi. To byli prosci ludzie, ale serdecznosci i zwyklej zyciowej madrosci im nie brakowalo. Grazyna dobrze czula sie w ich towarzystwie, w ich domu, byla doceniana, a przyszli tesciowie podkreslali to na kazdym kroku. Byli szczesliwi, ze syn znalazl dziewczyne, ktora ma na niego zbawienny wplyw, motywuje go do dalszego ksztalcenia i pobudza w nim zdrowe ambicje.
A Grazyna zaczela czuc sie zmeczona tym matkowaniem, sama potrzebowala wsparcia duchowego w zwiazku z niewesola sytuacja we wlasnym domu. W koncu na dzieci miala jeszcze czas, a tu trafilo jej sie dorosle dziecko. Zaczely sie zgrzyty w ich zwiazku, przejadly jej sie codzienne spotkania, jego przesiadywanie u niej w pokoju, jej wymyslanie zajec dla nich obojga, pilnowanie szkoly,
organizowanie rozwodu, bo wprawdzie chcial zakonczyc tamten zwiazek, ale bral sie do tego, jak pies do jeza. Zarabiala niezle, czesto to ona placila kolejne alimenty na dzieciaka, kiedy u niego bylo krucho z forsa, zeby nie dorobil sie komornika na karku. I coraz mniej jej sie chcialo, byla coraz bardziej zmeczona. Czula sie jak opleciona bluszczem, ktory coraz skuteczniej uniemozliwial jej oddychanie. Nie miala jednak tyle sily, zeby zakonczyc zwiazek z dnia na dzien, przyzwyczajenie bralo gore. Zaczela wiec stosowac uniki, czesto sama wystepowala w pracy o delegacje, zeby choc na kilka dni odpoczac od meczacego ja coraz bardziej towarzystwa narzeczonego.
Narzeczonego! Nawet pierscionek zareczynowy kupila sobie sama! Gdziezby jego bylo na to stac.
On natomiast, czujac intuicyjnie, ze dziewczyna zaczyna powoli wymykac mu sie z rak, zaczal pic. Nie zeby byl wczesniej abstynentem, lubil poszalec z kolegami, ale przy niej nauczyl sie kultury picia, sprobowal i docenil smak koniakow, drogich whisky, a wodke pijal wylacznie zamrozona w niewielkich naparstkach i tylko przy suto nakrytym stole. Wrocil do musztardowek i gwinta, coraz czesciej przychodzil na spotkania na rauszu. Wtedy wypelniala go pijacka odwaga, bez zenady robil jej wymowki, bywal zlosliwy i nieprzyjemny, bywalo nawet, ze podnosil na nia reke.
A ona coraz bardziej utwierdzala sie w przekonaniu, ze on byl zlym wyborem, najgorszym z mozliwych i dobrze wiedziala, ze po slubie moze byc tylko gorzej. Nie byla tak naiwna, jak inne panienki w jej wieku. Jednak cos ja powstrzymywalo od ostatecznego zerwania, bala sie zostac nagle calkiem sama. Bez tego bluszczu na sobie, ktory przeszkadzal jej w zdrowym funkcjonowaniu, nie mogla wyobrazic sobie zycia. Czula sie jak wieloletni wiezien, ktory ma wyjsc na wolnosc, ale tej wolnosci sie boi, boi sie swiata poza zorganizowanym przez innych zyciem za kratami.
Nadszedl jednak dzien, ktory calkiem przypadkowo odmienil jej zycie o 180° i pozwolil uciec z tego coraz bardziej toksycznego zwiazku. Byla na kolejnej delegacji, byl tez ON, przedstawiciel kooperujacej firmy. Zaczelo sie calkiem niewinnie od przesiadywania w przytulnych malych knajpkach, dlugich spacerow, wielogodzinnych rozmow, miedzy innymi na temat jej zwiazku. Kupowal kwiaty, obsypywal komplementami, otaczal opieka, wspieral. Nagle poczula, ze jest tym, kim byc chciala, KOBIETA, a nie mamuska. Pozwolono jej byc bezbronna istotka, nie wymagano od niej sily ani heroizmu. To ona byla zapraszana, to jej fundowano, kupowano, dawano prezenty i kwiaty. Ot tak, bez okazji. Przezyla szok, nie znala tego uczucia od kilku lat. Poczula sie dobrze w swoim nowym wydaniu, tak dobrze, ze kiedy delegacja sie skonczyla, ona postanowila zostac na dluzej w tym innym, przyjaznym miescie. Zawiadomila pracodawce, wziela szybki urlop i przezyla kilka najpiekniejszych dni swojego zycia. Oprocz pracodawcy, powiadomila rodzicow, ze wroci pozniej niz zamierzala. Jego nie. Bo i po co?
Po powrocie od razu zasypana zostala gradem wymowek. Ba, padla nawet grozba zerwania z nia za taka samowole.  Skwapliwie podtrzymala temat zerwania, przyznala sie do romansu, wyjasnila bezsens ich zwiazku, otwarcie powiedziala o swoich obawach przed jego powtarzajacymi sie alkoholowymi ekscesami. Naiwnie myslala, ze najgorsze ma juz za soba, kiedy wyszedl poirytowany od niej z domu. Teraz on nagle przekonal sie, co traci i nie ustawal w probach pozyskania jej od nowa. Wydzwanial, marudzil, plakal nawet. Od czasu do czasu dodawal sobie animuszu alkoholem, wpadal do niej i awanturowal sie, kiedy prosby zawiodly. Przysylal swoja siostre i ojca, zeby oni sprobowali przekonac Grazyne, ze on sie poprawi, nie bedzie wiecej pil.
- Taaa, akurat!
Jej nowa znajomosc nie przetrwala proby. Grazyna chodzila jak cien, martwila sie, denerwowala cala ta sytuacja. Nigdy nie byla pewna, co jej byly narzeczony znow wymysli. To bylo zbyt duze obciazenie dla rodzacego sie nowego uczucia, nie mogla bowiem uwolnic sie od przeszlosci, a nowy kochas nie bardzo chcial zyc w trojkacie, majac za temat rozmow nie chcacego sie od niej odczepic poprzednika. Ich spotkania byly coraz rzadsze, wreszcie ustaly. I dobrze, widocznie nie byl to facet dostatecznie dojrzaly, aby udzwignac z nia razem brzemie przeszlosci.
Czas leczy rany, jej byly narzeczony wreszcie zrozumial bezcelowosc swoich lamentow i przestal ja nachodzic. Pogodzil sie z rozstaniem. Ona tez pogodzila sie z nastepnym fiaskiem w milosci i zaczela zyc zyciem singielki, oddychac pelnymi plucami i wreszcie przestac matkowac doroslemu mezczyznie. Dopiero po dluzszym czasie poznala swojego Kazika i dojrzala do wlasciwego macierzynstwa...
Tymczasem czerpala pelnymi garsciami wiejskie zycie w ten majowy dlugi weekend.

Wszystkie dotychczasowe opowiesci o Grazynie sa do przeczytania w bocznej zakladce.

24 komentarze:

  1. No i nie wiem... ciężkie Wy macie z nami życie. kobiety :p
    Ale czytać, czyta się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niektorymi ma sie ciezsze, z innymi lzejsze, ale praktycznie kazdy mezczyzna to jeszcze jedno dziecie w rodzinie, ktore pasjami lubi ssac piers. :)))

      Usuń
  2. Dzień dobry Panterko! Postać Grażyny pogłębia się. A każdy nowy związek kształtuje jeszcze bardziej pewne rysy jej osobowości - dodaje się coraz więcej gorzkiej dojrzałości, twardości, ale i wrażliwości.Po trudnym dzieciństwie z toksycznymi rodzicami zrozumiałe jest, ze pragneła by ktos pokochał ją w sposób romantyczny, głeboki, empatyczny i rozumny. I ona, mając w sobie ogromne pokłady chowanych wciąz przed światem uczuć potrzebowała kogoś, kogo mogła nimi obdarzyć. A tu tymczasem tylko wielkie nadzieje i starania z jej tylko najczęściej strony. Z trudem wydrapywane dla siebie chwile szczęścia i satysfakcji z kolejnych związków. Dojmujący brak zwykłego, rodzinnego szczęśćia. Namiastki...
    Czy istnieje jednak na swiecie jednak takie pełne, prawdziwe, nie zbrukane bólem,żalem i wątpliwościami szczęście...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto znajdzie odpowiedz na to pytanie, powinien dostac Nobla!
      A Grazyna, jak to ona, scigana w zyciu przez niefart i przyciagajaca nieudacznikow. Stara sie dobierac starannie towarzystwo, ale z uplywem czasu, ludzie pokazuja swoje prawdziwe oblicze, zmuszona wiec jest korygowac swoje nietrafione wybory. W gruncie rzeczy i wbrew pozorom, wystarcza jej na to sily.

      Usuń
    2. Proszę wplacić tego Nobla na konto nr 7777 7777 777 0000 7777 :p

      Usuń
    3. Rozumiem, ze znasz odpowiedz? Juz lece wyplacac ze sparkassy :)))

      Usuń
  3. Dobrze,że przejrzała na oczy wcześniej niż później. Dobrze,że umiała przerwać toksyczny związek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bylo jej latwo po trzech latach codziennych spotkan, po wrosnieciu w rodzine, po niemal malzenskiej wspolnocie. Na pewno niemaly wplyw miala obecnosc tego drugiego, pewnie gdyby nie on, nadal tkwilaby w zwiazku, bojac sie naglej samotnosci.

      Usuń
  4. ...widać dziewczyna nie uwierzyła w slogan "po ślubie się zmieni" ale chyba na gorsze niż lepsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stad wiekszosc tragedii malzenskich, bo one naiwnie wierza, ze "jak sie ozeni, to sie odmieni".

      Usuń
    2. Ale taką naiwność wpajają rodzice. Może on nie jest taki zły, może się odmieni, poczekaj troszkę, daj mu czas. Teraz to trochę się zmienia

      Usuń
    3. Jego rodzice na pewno, ale chyba nie jej.

      Usuń
  5. Bluszcze, zwłaszcza popijające i nieodpowiedzialne, źle robią na puder, więc chwała dla Grażyny za konsekwencję jaką się wykazała podejmując decyzję o rozstaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to! Puder! Latwo jej nie bylo, ale kiedy pomyslala o pudrze... zaraz decyzje podjela :)))

      Usuń
  6. Jednak powiało optymizmem:)Agdybyś chciała wyprubować mój taraz a będziesz w okolicy-zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z najwieksza przyjemnoscia! Kiedy bede udawac sie w tamte strony, dam znac. Choc na razie sie nie zanosi.

      Usuń
  7. Przypomniały mi się moje związki i miłości młodzieńcze. Bardzo to było emocjonujące i trudne. Szkoda, że Grażyna ucieknąwszy jednemu z problemem alkoholowym wpadła potem na drugiego i wyszła za niego. A wydawać by się mogło, że rozumiała, że to nie ma sensu i że po ślubie może być tylko gorzej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazik nie pil od poczatku, moglo ja to zmylic. Zaczal popijac, kiedy stracil prace, dlugo po slubie.
      Ach, te moje stare sympatie! Durne i chmurne, czasem kochane, a czasem do niczego. Kazda milostke czlowiek przezywal jak zaba okres, a patrzac na nie wszystkie teraz, z dystansu, mozna sie posmiac i powspominac.

      Usuń
  8. No tak...nie jest łatwo uwolnić się od pewnych schematów życiowych...
    Ale chyba i tak Kazik nie jest taki najgorszy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazik nie jest zlym czlowiekiem, ale sie biedaczek sfrustrowal bezrobociem, to i zalewa smuteczki. Bywaja jednak gorsi, masz racje.

      Usuń
  9. Bardzo dobrze mi się czyta tę opowieść, więc z przyjemnością sięgnę też do poprzednich.
    Mądra ta Grażyna, ale i ona traciła czas na różnych nie odpowiednich mężczyzn. Może człowiek jest taki mądry tylko po fakcie, a nie w trakcie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze na pierwszy rzut oka widac, co kto ma za uszami, czasem prawda wychodzi dopiero z czasem. Pewnie sama wiesz najlepiej. Wazne, zeby w koncu trafic na kogos odpowiedniego.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.