Kiedy blisko tydzien temu bylysmy z Kira nad jeziorkiem, nie spotkalysmy ani jednej gesi. Juz myslalam, ze jednak zima nadchodzi i drob zdecydowal sie odleciec do cieplych krajow. W zwiazku z tym zawartosc mojego portfela zostala mocno nadszarpnieta, bo ges na swiateczny obiad musialam zakupic w sklepie, a nie jest to wcale mieso tanie, o nie!
Tymczasem okazuje sie, ze gaski ani mysla opuszczac naszych miejskich jeziorek i sadzawek, widocznie tego dnia zmienily akurat lokalizacje. One tylko w odpowiednim czasie ratowaly zycie.
Zniknely za to nurogesi, moze tez polecialy na chwile gdzie indziej polowac. Kaczek jak zwykle zatrzesienie, wron tez, ale tym razem zachowywaly sie normalnie i nie chcialy nas zadziobac.
No i czaple, jest ich tam naprawde duzo. Stoja na ogol spokojnie w szuwarach, prawie niewidoczne dla przechodzacych spacerowiczow. Ale nie dla mnie! Ja ich wypatruje i czasem uda mi sie zrobic im zdjecie, zanim sploszone zerwa sie do lotu.
Osobna historia byla z abondziami. Kiedy switem zawitalysmy nad Kiessee, nie bylo ich tam i nadlecialy dopiero pozniej. Co dziwne, bylo ich 7, a nasza znajoma rodzina to przeciez tylko piatka, rodzice i trzy mlode. Rodzina wyladowala na powierzchni jeziora, dwa polecialy dalej, zrobily wielkie kolo i rowniez znizyly lot nad tafle, ale w sporym oddaleniu od tamtych.
Wygladaly "doroslej" od naszych pisklat, byly cale biale i nawet dzioby mialy juz wybarwione, ale mialam wrazenie, ze to byly tegoroczne piskleta innej abondziej rodziny, tej z Levinparku. Szlysmy wolno brzegiem jeziora, skad moglysmy obserwowac jedna i druga grupe labedzi, jednak fotografowanie bylo utrudnione poprzez geste galezie drzew porastajacych brzeg. Moge Wam tylko opowiedziec, co sie wydarzylo, bo zdjec niestety nie mam. Plywaly wiec sobie obie grupki spokojnie, od czasu do czasu zanurzajac szyje w wodzie lub dokonujac od niechcenia toalety, kiedy jakies piorko znalazlo sie nie na swoim miejscu. Nagle uslyszalam halas. Kto z Was slyszal startujace z wody lub lecace abondzie, wie o czym mowie, to naprawde glosny dzwiek. Wypartywalam przez galezie, co sie dzieje. Otoz ojciec rodziny, o ktorym wczesniej pisalam, ze juz sie mlodymi nie interesuje i podjal zycie samotnika, nagle poczul sie w obowiazku bronic swoje dzieci. Jak wodolot prul po powierzchni wody, a skrzydlami pomagal sobie jedynie w nabraniu szybkosci. Kierunek: dwoch intruzow na jego terytorium! Tamte dwa nie przejawialy najmniejszego zainteresowania ani agresji w stosunku do rodziny, a jednak zdenerwowaly starego na tyle, ze postanowil przegnac je, gdzie pieprz rosnie. Kiedy wiec ojciec znalazl sie za blisko, poderwaly sie niezdarnie do lotu i opuscily jeziorko. W miejscu nastepnego przeswitu sfocilam jeszcze cala rodzine z dumnym ojcem na czele, ktorego postawa zdawala sie mowic nie beda mi tu obcy zasrywac mojego rewiru...
Oczywiscie polecam ogladanie zdjec w powiekszeniu. Na ostatnim mozna zobaczyc kolejna czaple przygladajaca sie spod brzegowych zarosli abondziej rodzinie.
O jeżu, bom już pomyślała, że o Kurnik się rozchodzi i że jakaś niesubordynacja gdzieś nastąpiła.
OdpowiedzUsuńPierszam - stwierdzam beznamiętnie.
A bo to jednemu drobiu drup? :)))
UsuńOraz wygralas kamien spadniety z serca, ze to nie o ten drup chodzilo. ;)
Druga:p
OdpowiedzUsuńWiem,ze nic nie wygrałam:p(może choć uśmiech prezesowej bloga?)
Czaple to dla mnie egzotyka,że Ci się udało tak blisko podejsc,aby zrobić fotki,no ale Pantery tak mają,ze cichaczem i z zaskoczenia działają:)
Abondzi łocieć-niezwykły.....
Usmiech prezesowej to przeca macie wszyscy na codzien, zadna tam atrakcja. :)))
UsuńA do czapli raczej nie da sie podejsc tak blisko, jak to zdjecia sugeruja, to tylko teleobiektyw i kadrowanie. Czaple to niezwykle plochliwy drup. :)))
Jeśli nie chcesz mojej zguby, zdjęcie czapli daj mi, luby!
OdpowiedzUsuńUwielbiam czaple.
I nie znoszę braku czasu.
Szlag mnie trafia, kiedy nie mogę robić tego, co chcę, bo muszę robić to, czego nie chcę.
Frau Be, zapamietaj raz na zawsze: MUSISZ placic podatki, srac i umrzec. Reszta jest dobrowolna. A wiec chcesz robic to, czego nie lubisz, bo gdybys nie chciala, to bys nie robila. :)
UsuńTo chyba jasne. :)))
To się tylko tak mówi.
UsuńAkurat! Ja nie chce, wiec nie robie.
UsuńI kto mnie zmusi?
I Ty do fabryki tak z radością i pieśnią na ustach, bo chcesz...? Szczęśliwa! Ja nienawidzę pracy, ale nikt inny nie wykarmi i utrzyma mnie ani mojego dziecka.
UsuńNo masz racje, bez piesni na ustach i noga za noga...
UsuńAle do szalenstwa na swieta nikt mnie nie zmusi.
Zdjęcia, jak zwykle przepiękne. Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, spełnienia marzeń i wszelkiego dobra.
OdpowiedzUsuńDziekuje, Dorotka, u mnie zyczenia dopiero jutro. Zapraszam. :)))
Usuńja widzem, że Ty jestes normalnie ornitologiem!
OdpowiedzUsuńNapataczajo sie te obiekty ornitologiczne, to co mam robic? :)))
UsuńCzaple są przepiękne! A taką łabędzią akcję widziałam - niesamowite jak one fajnie biegną po tafli wody :D
OdpowiedzUsuńBiegna jak biegna, ale ile halasu przy tym generuja... :)))
Usuńchyba niedługo ptaszarnię założysz ;D piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńChyba zeby koty mialy na co polowac. :)))
UsuńCzaple pienkne som i basta ;)
OdpowiedzUsuńA staremu abondziowi coś musiał odbić w główce, od tego upału najwyraźniej ;) że nagle poczuł się ojcem rodziny :)))
Ale tak z drugiej strony, to ja mu się nie dziwię, bo szykuje sobie rewir na wiosnę :)
Do nas to juz wiosna przyszla, jakby co, wiec sie abondziu temu potastalo. :)))
UsuńCzaple jak zwykle są cudowne a i Twoje zdjęcia uwielbiam oglądać. Ten drób mnie zachwyca. A u nas tradycyjnie na świąteczny obiad indyk. :)
OdpowiedzUsuńWidziałam jak piekł gęś super kucharz, dla mnie gęś za tłusta a on nakłuwał widelcem tam gdzie najwięcej tłuszczu gęś ma, i wstawił do piekarnika, wstawiając pod gęś brytfannę w którą skapywał tłuszcz. No ciekawy pomysł pomyślałam ale gęsi jakoś się w okolicy u nas nie kręcą :) to tylko zapamiętałam. :)
Dzieci wymyslily ges, ja wczesniej nigdy nie robilam, a to tradycyjna potrawa niemiecka na swieta. Poradzilam tylko, zeby kupily same nogi, znaczy udka, bo one nie sa takie tluste. :)))
Usuńlubię ta ptaki na zdjęciach w Twoim wykonaniu.U nas stawy puste.Jak wracałam ostatnio ze spaceru to spotkałam cztery sarny.Dobrze ze Luna była juz na smyczy.
OdpowiedzUsuńPolecialaby za sarenkami? A to Luna! :)))
UsuńMoja Pepa z pewnością by mi nie pozwoliła na takie podglądanie ptaków. One by już wszystkie fruwały :)
OdpowiedzUsuńA bo to takie zywe sreberko ta Pepa. Kirus to starsza pani, a i tez czasem sie zapomina. Na ogol jednak jest bardzo karna i nie gania za zwierzakami i ptakami. :)
UsuńFajnie, że masz tak blisko takie jeziorko na którym można podziwiać takiej ciekawe gatunki. A nurogęsi chyba się pojawiły teraz??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak, jakies 2-3 tygodnie temu zauwazylam, ze sa.
Usuń