piątek, 10 listopada 2017

Chemia zabija? Raka czy chorego?

Natrafilam na taki oto artykul i teraz nie wiem, czy jest on z gatunku antyszczepionkowych i teorii spiskowych koncernow farmaceutycznych, czy tez jest cos na rzeczy. Jak wiecie, jestem zagorzala zwolenniczka medycyny klasycznej i szczepien, wierze lekarzom i wydaje mi sie, ze chemia zwalcza nowotwory, ale tego typu artykuly zasiewaja we mnie ziarno niepewnosci. Chcialabym poznac opinie osob, ktore albo same chorowaly onkologicznie, albo mialy do czynienia z ta choroba w najblizszym otoczeniu i sa na biezaco.
Chemioterapia, która jest aplikowana prawie wszystkim chorym na raka, może się okazać czynnikiem przyspieszającym ich śmierć! W prestiżowym czasopiśmie medycznym „The Lancet – Oncology”, opublikowano szokujące wyniki badań, z których wynika, że nie sam nowotwór, ale właśnie chemioterapia zabija ponad połowę chorych na raka.
Badania to potwierdzające przeprowadzili naukowcy z Public Health England Cancer Research w Wielkiej Brytanii, którzy analizowali przypadki chorych na na nowotwory, którzy zmarli zaledwie w ciągu 30 dni od rozpoczęcia chemioterapii. Z badań jasno wynika, że połowa pacjentów poddanych leczeniu za pomocą chemioterapii umiera i to nie z powodu raka ale właśnie z powodu tej terapii.
Naukowcy stwierdzili, że w trakcie leczenia za pomocą chemioterapii niszczone są przede wszystkim zdrowe komórki, a nie tylko te zmutowane. To powoduje, że chorujący szybciej słabną, a rak ma większe pole do popisu zwłaszcza, że dojrzałe komórki rakowe są w stanie zmienić swój sposób metabolizmu przestawiając się ze spalania na inne formy pozyskiwania energii, na przykład przez fermentację.
Badania wykazały, że w czasie stosowania chemioterapii, uśmiercane są przede wszystkim zdrowe komórki czerpiące energię ze spalania, a nie te które powinny zostać uśmiercone. Prowadzi to do sytuacji, w której agresywne komórki rakowe zyskują większy dostęp do glukozy, zatem dzięki chemioterapii nie tylko nie giną ale odżywiają się jeszcze lepiej.
Statystyki są bezlitosne i wygląda na to, że chemioterapia stała się takim samym biznesem jak szczepionki, gdzie nie chodzi o zdrowie pacjentów i ich wyleczenie lecz o zarobienie pieniędzy. Ludzie niestety nadal wierzą, że lekarze chcą dla nich dobrze, zwłaszcza w sytuacji, w której dochodzi u nich do realnego zagrożenia życia. Niestety lekarze są przeważnie wyedukowani w sposób pozostawiający wiele do życzenia i często bywają pod wpływem koncernów farmaceutycznych, które zdają sobie sprawę że właściwie to oni zapewniają zbyt ich produktom.
Konkluzja badaczy analizujących skuteczność chemioterapii jest zatem taka, że lekarze powinni bardzo uważnie decydować o zaproponowaniu swoim pacjentom tak inwazyjnych terapii jak chemioterapia, a pacjenci powinni być świadomi, że poddanie się tej procedurze medycznej może być dla nich bardziej niebezpieczne niż sam rak.
Na podstawie: TheLancet.com
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl

Czy moze to taki sam idiotyzm jak przy szczepionkach?


84 komentarze:

  1. Ja jestem skłonna dać temu wiarę, zwłaszcza, że lekarze to akurat chcą dla siebie a nie dla pacjentów. To brzmi sensownie, po mojemu chemioterapia to coś jak wylewanie dziecka z kąpielą. Co nie oznacza, że bez niej chory ma gwarancję wyleczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak ma sie do tego przypadek mojego taty? On bardzo chcial miec chemie, a odmowiono mu leczenia. Gdyby tak lekarze i farmacja na tym zarabiali, pomeczyli by go jeszcze, nawet wiedzac, ze stan jest beznadziejny.

      Usuń
    2. Aniu, mój szwagier był silny gdy dowiedział sie , ze ma raka płuc. Niektórzy lekarze wręcz podpowiadali, żeby nie przyspieszać badań na siłę. Delikatnie proponowali żeby cieszyć się życiem póki co. Ale rodzina , siostra, sam chory wierzył , że chemia pomoże , może wyleczy.
      Żeby dostać chemie musiał mieć bad: PETa i biopsje płuc. Niestety te badania spustoszyły organizm a chemia... Już czuł sie tylko gorzej . W sumie żył pół roku. To sa trudne decyzje. Lekarze dają pacjentom nadzieje a tak naprawde mają procedury i tego sie trzymają. Jak napisałaś o chorobie Twojego taty , miałam Ci napisać coś na ten temat. To jednak było trudne bardzo.

      Usuń
    3. Aniu , uważam , ze chemia pomaga w różnego rodzaju nowotworach ale niektóre niestety nie idą na leczenie chemią. W momencie kiedy chory dostaje taki wyrok to jednak lekarze , którzy mają doświadczenie powinni wiedzieć , co najlepsze. oni mają też statystyki robione od lat

      Usuń
    4. Iza, podobnie bylo z moim ojcem, wiesz przeciez i chyba wszystko zalezy od stopnia zaawansowania i rodzaju raka pluc. Ojciec mojej znajomej mial rowniez zdiagnozowanego raka pluc, dostal chemie i juz 10 lat zyje wyleczony. Najgorsze w tym nowotworze jest to, ze na ogol odkrywa sie go, kiedy jest za pozno na cokolwiek, bo wczesniej praktycznie nie daje zadnych objawow. A kiedy objawy sie pojawiaja, zaawansowanie choroby jest zbyt daleko posuniete.

      Usuń
  2. Trzeba przyznać, że to przekonujące. Szczególnie wobec powszechnej wiedzy i doświadczenia, że organizmy przyjmujących chemię reagują gwałtownie i nawet dla laika jest jasne, że chemia zabija wszystko. Znam z najbliższego otoczenia kilka osób, które rzeczywiście umierały z powodu chemii, bo tak wielkiego obciążenia nie wytrzymywało serce lub wątroba. Co więcej, lekarz z mojego przyjacielskiego grona mówi otwartym tekstem, że jeśli guz jest już nieoperacyjny, tym bardziej chemia przestaje mieć sens. Jest tylko czasem przedłużeniem życia biologicznego, bo cierpienie fizyczne i psychiczne, połączone ze strachem, poczuciem życia z wyrokiem i bezwolnością wobec szpitala i lekarzy/pielęgniarek, całkowicie eliminuje nawet minimalny komfort życia. Mówi, że wiele zależy nie tyle od etapu na jakim jest nowotwór, ile od rodzaju nowotworu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cala glupia jestem, naprawde nie wiem, po ktorej stronie sie opowiedziec. Podobnie zreszta jak ze szczepionkami, choc w tym przypadku jestem ich zwolenniczka. Ale cien niepewnosci pozostaje.

      Usuń
    2. Pozwole sie podpiac pod ten komentarz, bo jestem przykladem ze chemia nie musi zabic nawet jak jest serce bardzo chore, tak jak moje, o dziwo wytrzymalo moja silna chemie, caly czas bralam te leki co biore od dawna i dodatkowo lek wspomagajacy oddawanie plynow gromadzacych sie, a watroba moja jako starszej osoby nie jest przeciez w idealnym stanie, ale poradzila sobie z truciznami i jej stan wcale sie nie pogorszyl. Dodam jeszcze ze lekarzom i pielegniarkom ufam, zupelnie nie ma mowy o bezwolnosci wobec szpitala, no ale jestem w innym kraju.

      Usuń
    3. To prawda, Mari. Widze kolosalne roznice w obchodzeniu sie z chormymi na nowotwory tu w Niemczech i w Polsce. Tam dalej pokutuje strach lekarzy przed otwartymi rozmowami z chorymi. Predzej cos tam powiedza rodzinie. Bronia sie przed niewygodnymi pytaniami postawa wielce arogancka, nikt ich nie szkolil, JAK przekazywac hiobowe wiesci, sa wiec nieprzystepni, niegrzeczni - to ich samoobrona. A wystarczyloby troche empatii, ludzki odruch wspolczucia w przekazaniu choremu wyroku smierci.

      Usuń
  3. kuzwa, dopiero teraz mam pare minut, zanim znowu padne na pysk :(.
    Twój tata chemi nie bral... W przypadku, który znam najlepiej, mam wrazenie, ze to wlasnie fakt, ze chemi od razu nie zastosowano zle sie to skonczylo. Znam przynajmniej piec osób, którzy chemie mieli i wszyscy zyja, a jedna z nich jest juz siedem lat po i dobrze sie miewa. Wydaje mi sie, ze zadne z nas nie ma odpowiedniej wiedzy, zeby sie wypowiadac, a pojedyncze przypadki nic Ci nie pomoga wyjasnic, bo statystycznie nie maja zadnego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie, brak nam wiedzy, a jednoczesnie pozostajemy otwarci na teorie spiskowe o koncernach farmaceutycznych... itp
      Rownolegle z moim tata chorowala zona naszego znajomego z Niemiec, ktora po diagnozie swiadomie odmowila chemii, w przekonaniu, ze bardziej zaszkodzi niz pomoze. Ojciec zas bardzo chcial, a nie dostal. Zmarli prawie jednoczesnie.

      Usuń
    2. A mój brał i umarł. Chemia nie dała nic, a wręcz uważam, że wykończyła mu nerki.

      Usuń
    3. Aniu, byc moze zaawansowanie raka bylo zbyt duze, w takim przypadku rzeczywiscie nic juz nie pomoze, a tylko wykonczy szybciej chory organizm.

      Usuń
    4. Mój Tato chemię przeżył, ale radioterapia zrujnowała mu serce, no i... umarł. Rok od diagnozy dał radę, a co się namęczył jego, z tym, że miał nadzieję przynajmniej...

      Usuń
  4. Z wlasnego otoczenia znam 3 osoby z diagnoza raka, ktore nie poddaly sie zadnemu leczeniu i zyja juz wiele lat.Sadze ,ze byly zle zdiagnozowane chociaz w jednym przypadku przeprowadzono badana 2 razy z rokowaniem "ma pani mniej niz pol roku zycia". Dwie po chemii 23 lata i 2 lata temu - czuja sie dobrze.I jedna w wieku 90 lat u ktorej doszlo do czesciowej "samoamputacji" piersi brala tylko leki przeciwbolowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ilu bylo w miedzyczasie takich, ktorzy bez chemii zmarli? I takich, ktorzy dzieki niej przezyli?
      Chemia to cos strasznego, o czym swiadczy reakcja organizmu, torsje, oslabienie, ale ile osob przezyloby bez niej? Sa przypadki czegos w rodzaju samouleczenia, ale czy to przesadza (przesondza), zeby odmawiac terapii?
      Im dalej w las, czyli komentarze, tym jestem glupsza.

      Usuń
  5. Ponad trzy lata temu wykryto u mnie raka, kiedy zapytalam lekarza czy bez chemii pozyje chociaz kilka miesiecy, odpowiedzial 'raczej nie', rak byl w koncowym stadium. No wiec rozpoczela sie chemia, wrecz natychmiast bylam w szpitalu, poniewaz mam kilka innych bardzo powaznych chorob musieli chemioterapie dostosowac do mnie, cos tam uproscic, ale i tak byla to 'droga przez meke'. Mialam szesc chemii, kazda trwala 11 dni plus dzien czy dwa przed i po kiedy dostawalam worki wody do zyly. Pomiedzy chemiami byly przerwy okolo tygodnia, kiedy dochodzilam do siebie, te przerwy spedzalam w domu. Wszystko razem zajelo prawie pol roku. Oczywiscie ze chemioterapia zabija tez zdrowe komorki, moje wyniki krwi po chemiach byly bliskie zeru, ale krew jest caly czas sprawdzana i wedlug potrzeb dostawalam krew, ale najwazniejsze ze chemia zabijala mojego raka, juz po czwartej chemii nie bylo bestii, ale jeszcze mialam dwie chemie wiecej. Dbali o mnie jak nie wiem, dieta tez byla specjalna, rozne wzmacniajace napoje. Oczywiscie ze bylo trudno, chyba nie bylam tez latwym pacjetek, zawsze pytalam o wszystko, sprawdzalam leki, pielegniarki nie mialy ze mna lekko, robilam teatrzyki umierania, fochy rozne. Dodam jeszcze ze udalo mi sie przez cala chemie nie wymiotowac, a mialam wielki zestaw specjalnych szpitalnych torebek na to. Uratowala mnie chemoterapia, moje obecne wyniki krwi sa lepsze niz przed chemia, badanie PET robione niedawno jest w porzadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod Twoim komentarzem mogloby sie podpisac z pewnoscia jeszcze wiele osob, ktore rowniez przeszly chemie, mialy w trakcie niezwykle przykre reakcje, tez umieraly, aby w konowym efekcie przezyc i byc oredownikiem chemii.
      Cos w tym jest, bo chemia to nie zabawa i intensywnie wali w chorego, ze czasem przychodza mu do glowy mysli, po co sie meczyc, przezywac ten bol, wyszarpywanie wnetrznosci, skoro i tak kazdy musi kiedys umrzec. A potem zyja po tej chemii nastepne dziesieciolecia.

      Usuń
    2. Podpisuje sie pod słowami Mari, jakbym czytała o mojej siostrze. Tak samo bylo u niej!

      Usuń
    3. Mnie tez znane sa setki przypadkow, ktore dzieki chemii przezyly i zwyciezyly raka.

      Usuń
    4. Czuje ze powinnam tez napisac o pozytywach moich przezyc z chemioterapia. Wiadomo najwazniejsze pokonac raka i to sie udalo. Kiedy dowiedzialam sie o moim raku i zdecydowalam na chemie, pomyslalam tak lekarz wie najlepiej co robic ze mna, ale czy ja rzeczywiscie musze przez to przechodzic, czy musze sie tak kurczowo trzymac zycia, ale pomyslalam tez przeciez nie mam nic do stracenia, dlaczego nie, dlaczego nie moge na wlasnej skorze przekonac sie czy rzeczywiscie ta chemia jest taka straszna. No i dostalam cos wiecej od zycia, moje wlasne poznanie chemioterapii, czemu nie, czy wszystko w zyciu musi byc takie cacy glacy, teraz juz nikt nie wcisnie mi ciemnoty ze chemioterapia to samo zlo, ja mocno w wieku posunieta, z takimi chorobami ze gorzej byc nie moze, bo jedna smiertelna i mam mocno oslabiony organizm, wytrzymalam pol roku mocnej chemii.
      No ale mialo byc o pozytywach, poznalam swiat szpitalny, podziwialam pielegniarki, poznalam lekarzy, a jacy przystojni, bylo zartowanie, smieszne sytuacje, nawet na ostatnich chemiach mialam taki lek, ktory dal mi wyjatkowo piekne przezycia, takie halucynacje, kolorowe, to bylo niesamowite.

      Usuń
    5. Ciesz sie, Mari, ze nie musialas poznawac realiow swiata medycznego w Polsce. Ja bylam na biezaco, choc glownie przez telefon. Mojemu ojcu w szybszym odejsciu pomogla bezdusznosc i arogancja przedstawicieli sluzby zdrowia w Polsce, ktora skutecznie zabijala najpierw nadzieje, a potem samego pacjenta. Ten irracjonalny upor, zeby nie przepisywac srodkow przeciwbolowych, konkretnie opiatow, bo co? Uzalezni sie przed smiercia? To chamstwo, brak empatii i informacji o stanie zaawansowania nowotworu, mur milczenia i dezinformacji, traktowanie pacjenta jak jednostki statystycznej, a nie jak czlowieka z wszystkimi jego obawami i watpliwosciami, odsylanie od annasza do kajfasza bez slowa wyjasnienia. Horror!

      Usuń
    6. Pamietam przez co przechodzil Twoj tato i Ty, pamietam tez bo moja mama miala raka i ja jeszcze bylam wtedy w Polsce, tez nie bylo zadnego leczenia, po prostu spisywali czlowieka jako straconego, zupelna bezdusznosc. Strasznie bylo i chyba niewiele zmienia sie na lepsze.

      Usuń
    7. Sklaniam sie do teorii, ze jest jeszcze gorzej. Niedofinansowana sluzba zdrowia ma jeszcze mniej srodkow na leczenie chorych, a o przyczynach pisalam kilka postow temu, wiec nie bede sie powtarzac.

      Usuń
  6. A moze to wszystko działą na zasadzie, że co nas nie zabije, to nas wzmocni? To takie błądzenie we mgle - pomoże albo nie pomoże, bo coś robić przecież trzeba. Alternatywa w postaci medycyny niekonwencjonalnej nie oferuje nic specjalnego. Człowiek chwyta sie każdej deski ratunku, ale zdaje mi się, że głównie od sił zywotnych jego organizmu i od wiary w wyleczenie zależy to, czy sie wyleczy. Na pewne rodzaje raka chemioterapia pomaga na pewno a na inne nie.Ostatnio wręcz bombardują mnie liczne informacje o śmierci całkiem młodych osób na skutek ekspansji jakiegos nowotworu.A te osoby próbowały wszystkiego. I niestety, nie udało się. Zdaje mi się, że w ogóle raków jest wiecej niż kiedyś. Coś nas zabija - czy to powietrze, czy to promieniowanie, czy to jedzenie, czy to stres, a może ludzkośc jako taka cała się psuje? Tak, czy siak życie jest jedno jedyne i każdy walczy o nie jak moze. I niekiedy są w tej walce spektakularne sukcesy zawdzieczane a to medycynie konwencjonalnej a to niekonwencjonalnej a to zdolności do autouzdrawiania organizmu. Te sukcesy daja nadzieję - i całe szczęście, bo bez niej ciezko by było.
    (Anuś, a co Cie wzięło na takie rozmyslania? Czy z Twoim zdrowiem jest OK?)
    Ściskam serdecznie!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kazdym razie nie jestem zdiagnozowana, wiec na razie jest ok. Zreszta ja nieraz juz pisalam, ze nawet gdybym zostala zdiagnozowana, nie zdecydowalabym sie na leczenie. Ja nie chce zyc za wszelka cene, przezywac tortury, a potem i tak umrzec, co najmniej ze starosci. Za duzo mam lat, zeby stosowac bolesne terapie.

      Usuń
  7. Znam osobę, która po chemii żyje i ma się dobrze. Wydaje mi się, że to zależy od organizmu chorego i stadium rozwoju raka. Nie można wszystkich przypadków wkładać do jednego worka i zaraz mówić, że chemia zabija. Gdyby naprawdę zabijała każdego pacjenta, sprawa wypłynęła by wcześniej. Zabija rak, raz się go da zatrzymać, raz nie, ale uważam, że próbować trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znam dziesiatki takich osob. I co dziwne, wszystkie te osoby glosno mowia, ze zawdzieczaja zycie wlasnie chemii. Znam tez niestety paru oszolomow, ktorzy twierdza, ze chemia nie tylko nie pomaga, ale ewidentnie szkodzi. Te same osoby twierdza rowniez, ze szczepienia to samo zlo.

      Usuń
  8. Nie od dziś wiadomo, że dla pieniędzy można zrobić wiele, a nawet wszystko, ale raczej innym ludziom, sobie mniej. Koncerny farmaceutyczne to takie same przedsiębiorstwa jak fabryki, powiedzmy, sprzętu AGD. Chcą zarabiać i tyle. Nawet kiedy jakiś zielarz robi leki, nie zawsze chce tylko pomagać, bywa, że chce tylko zarobić. Ja myślę, że każdy z nas jest inny i nasze organizmy reagują różnie. Milionom pomaga coś, co niewielu zabije. Chemia to trucizna, której jednak jeszcze nie umiemy zastosować na tyle wybiórczo, żeby zabiła tylko chorobę. W danym momencie każdy chory jest w określonym stanie, jedynym i niepowtarzalnym, o identyczności nie może być mowy. Bardzo ważne jest nastawienie psychiczne, także różne dla każdego. Tego się nie da zbadać dokładnie. Gdybyśmy takie rzeczy robić umieli, to umielibyśmy i lepiej leczyć.
    Mnie też takie artykuły mącą w głowie i zaczynam się zastanawiać: a co jeśli mają rację? I nie chodzi tu tylko o medycynę, tego jest od groma: żywienie, GMO, mikrofale, nawet cywilizacje kosmiczne:D:D:D Zalewa nas informacja, a my nie umiemy jej zweryfikować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu chyba lezy pies pogrzebany! Dzieki internetom mamy zalew wiadomosci, ktore wygladaja na wiarygodne, ale nie umiemy ich przesiac i wybrac z nich tych prawdziwych. Jak na razie nie slyszalam, zeby wynaleziono lepszy srodek na raka od chemii, ktora tez nie jest idealna i szkodzi organizmowi. Ale jest jedynym "mniejszym zlem".

      Usuń
  9. Chemia zabija.... po części też człowieka, słyszałam to nawet ze słów personelu medycznego. Wiem o jej skutkach, wiele osób wie, ale co z tego... w momencie zagrożenie czyli wykrycia nowotworu i tak decydują się na chemioterapię, bo nie widzą innej alternatywy, ani lekarza, ani często sam pacjent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aldia, dwa komentarze nizej Marija pisze o innych sposobach. Przyjelo sie jednak, ze chemia jest najbardziej skuteczna, ale to chyba zalezy od rodzaju nowotworu i stopnia jego zaawansowania. Chemia jest bardzo wycienczajaca dla pacjenta, moga byc tez dla niej jakies przeciwwskazania, wiec pewnie onkolodzy probuja jej uniknac, jesli tylko jest taka szansa.

      Usuń
  10. nie wiem...ale aktualnie moja kuzynka zażywa podobno asekuracyjnie po wycięciu jajnika...mnie przestraszyłaś tym artykułem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co rusz pojawiaja sie gdzies jakies naukowe lub pseudonaukowe publikacje, probujace zdyskredytowac dotychczasowe metody walki z rakiem. Wszystko jest tak wiarygodnie napisane, ze wiele osob natychmiast w nie wierzy.
      Dlatego wlasnie pytam osoby, ktore znaja zagadnienie z wlasnego doswiadczenia.

      Usuń
  11. Raka można leczyć nie tylko chemią, ale także radioterapią i nawet hormonami. Nie miałam chemii, za to dwie radioterapie i hormonoterapię i żyję już 15 lat od leczenia.
    To jakie skutki przyniesie terapia antynowotworowa zależy od dużo czynników, ale wydaje mi się, że najważniejszym jest nasze podejście do choroby, czy jesteśmy bierni, czy staramy się za wszelką cenę skoncentrować nasze siły wewnętrzne, aby przetrwać. W trakcie moich terapii obserwowałam chorych i widziałam różne nawet skrajne postawy. Bardzo dużo chorych w trakcie terapii paliło papierosy i to nawet w trakcie chemii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pewnie tez bym palila, bo nielatwo rzucic z dnia na dzien. I masz racje, bardzo duzo zalezy od woli walki pacjenta z choroba. Niektorzy, slyszac diagnoze, od razu "wiedza", ze dni ich sa policzone i odpuszczaja. Sa bierni albo wrecz w ogole rezygnuja z jakiejkolwiek terapii.

      Usuń
    2. Swego czasu paliłam, tak różnie, raz mniej, raz więcej, nigdy zbyt dużo. Jednak gdy otrzymałam wynik histopatologiczny z rozpoznanym nowotworem, pojechałam do bratowej i u niej wypaliłam ostatniego papierosa i od tej pory nie palę :)
      W jednej sali szpitalnej leżała ze mną młoda kobieta, mająca czwórkę dzieci. W terapii miała chemię i radioterapię i wzmacniała to kilkoma papierosami dziennie. A na dodatek mąż do picia przynosił jej mnóstwo takiej najtańszej sztucznej oranżady, lekarz stanowczo jej odradzał picie tego. Nie wiem czy przeżyła.
      Inaczej swoją terapię wzmacniał młody mężczyzna, który przez pół godziny dziennie maszerował wkoło trawnika na niezbyt dużym szpitalnym dziedzińcu, też nie wiem z jakim skutkiem.
      Piszę o tym, bo to są czynniki których pewnie nie biorą pod uwagę badania nad śmiertelnością terapii onkologicznych.

      Usuń
    3. Nasza Stardust tez latala po calym szpitalu, a po wyjsciu codziennie zadawala sobie "prace domowa" i chodzila na dlugie spacery. Po dluzszym czasie jej lekarze potwierdzili, ze to bardzo wspomoglo cala terapie i przyspieszylo wyzdrowienie.

      Usuń
  12. Jak wiesz mialam chemie, dwa razy, a nawet moge powiedziec ze trzy, mialam radiacje, mialam przeszczep komorek maciezystych szpiku kosci, przed ktorym ostrzegano mnie nawet na blogu. Przed samym przeszczepem przez 6 dni non stop mialam bardzo silna chemie. Jak moj maz popatrzyl na skladniki tego koktajlu to sie po prostu nie odezwal, to on sie bal nie ja.
    Zwalila mnie ta chemia absolutnie z nog, wstawalam jedynie do lazienki i to przy pomocy, nie jadlam, nawet picie wydawalo sie nie do pokonania. Zaraz po tych 6 dniach przeszczep. Przeszczep byl o tyle latwiejszy, ze wykorzystano moje wlasne komorki, wiec nie bylo zagrozenia odrzutu.
    Przezylam to wszystko i juz dwa lata po ciagle zyje, poki co wszystkie organy sa w porzadku.
    Jednak caly czas w czasie leczenia mialam wspomaganie medycyny alternatywnej, na ktora na szczescie tutejsi lekarze sa otwarci i bylo to za ich zgoda.
    Niewielkie to bylo wspomaganie, bo tylko (jak wiesz) ziolka wzmacniajace organizm i akupunktura. Pamietam jak napisalam na blogu o akupunkturze to dziewczyny z doswiadczeniem raka piersi podniosly krzyk ze NIE WOLNO!!!
    No coz, okazuje sie, ze wolno, przynajmniej w przypadku mojego raka.
    Nie kazdy rak jest taki sam, nie kazdy organizm reaguje tak samo i mysle, ze tu jest pies pogrzebany.
    Jeden przezyje inny umrze.
    Z drugiej strony jak ja np. umre w ciagu najblizszych 5 lat to i tak znajda sie tacy co beda uwazali, ze umarlam na raka, a to akurat wcale nie musi byc prawda. Moge umrzec z nudow:))) i tez powiedza, ze "przegrala walke z rakiem".
    Nieznosze tego okreslenia panicznie, bo tu nie ma zadnej walki, chory robi co mu kaza, najczesciej sra w pieluche i gdzie tu walka:))))
    Zgadzam sie z Maria Nowicka (wyzej) nasze podejscie do choroby w 75% wplywa na skutki leczenia. Pamietasz jak przez trzy miesiace nie pisalam, bo NIE CHCIALAM wspolczucia, litosci, dobrych rad. Ja potrzebowalam te trzy miesiace na ogarniecie samej siebie, a dopiero wtedy jak wiedzialam, ze sama jestem na tyle silna psychicznie zeby sobie poradzic z ewentualnymi radami i biadoleniem to napisalam.
    Podsumowujac mysle, ze to wszystko sa sprawy wzgledne i nie da sie ich udowodnic naukowo ani wsadzic w ramki statystyk. Statystyki podaja tylko suche liczby tych co przezyli i tych co umarli. Nie ma w statystykach ani slowa o tym jakie bylo podejscie psychiczne pacjenta, w jakim stanie byly jego organy przed diagnoza itp.
    A to sa wazne fakty.
    Pamietam jak przegonilam mojego Juniora od komputera, bo on koniecznie chcial "tylko wiedziec co mi jest" a ja mialam w dupie co mi jest i jakie sa prognozy. Prognozy moga dotyczyc mnie teraz ale nie w momencie diagnozy i o prognozach to ja moge rozmawiac z lekarzami a nie z komputerem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno pisalas nawet, ze Twoje nastawienie i uparte spacery mialy ogromny wplyw na wyzdrowienie. Twierdzisz, ze nie walczylas, a co to bylo jak nie walka. Twoim orezem byl sarkazm i kopytkowanie po calym szpitalu.
      Masz racje, kazdy czlowiek jest inny, kazdy rodzaj raka i indywidualne podejscie pacjenta do leczenia, lekarzy i do zycia.

      Usuń
  13. W tej chwili pracuje sie nad nowoczesnymi lekami, tak zwanymi "kierunkowymi", ktore swoje dzialanie mialyby skierowane w jeden specyficzny cel. Bo na przyklad popularny paracetamol, bierzesz go bo cie boli glowa, ale zadziala takze na bol reki czy kolana i na wzystkie niespecyficzne bole organiczne. Celem naukowcow jest zrobienie takiego "paracetamolu", ktory uderzy wylacznie w zrodlo bolu. Czyli w przypadku raka - tylko w komorki rakowe. I to juz sie dzieje, juz takie leki sa opracowywane, niestety musza byc odpowiednio sprawdzone zanim wypusci sie je w obieg a to trwa latami.
    Ja jestem zdania, ze chemia rzeczywiscie zabija wczesniej niz rak, niemniej jednak stosujac ja ma sie jakas szanse, podczas gdy bez niej szanse sa zerowe. Ale to wszystko zalezy od pacjenta, od stanu zaawansowania choroby, od otoczenia i od lekarzy oczywiscie tez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mozna tez zapominac, ze naukowcy wciaz pracuja nad tymi "chemiami", one sa coraz lepsze, coraz skuteczniejsze, maja coraz mniej nieprzyjemnych skutkow ubocznych, sa bardziej wyspecjalizowane. Moze w koncu dojda i do chemii ukierunkowanej.

      Usuń
    2. W przypadku czesto powracajacej Lymphomy (to moj rak) tu u nas juz od kilku lat przy okazji przeszczepu szpiku kostnego pobrane od pacjenta komorki przeksztalca sie w tzw. bojowniki ktore po wszczepieniu atakuja wlasnie specyficznie tylko komorki rakowe. Spotkalam w MSK kobiete, ktora miala taki przeszczep. Ale tez ona miala zupelnie inny rodzaj Lymphomy niz moja.

      Usuń
    3. To taki nierowny wyscig naukowcow z chorobami/bakteriami, wirusami/mutacjami. Ludzie wiedza coraz wiecej, a chorobska i tak sa pol kroku przed nimi.

      Usuń
  14. O matko

    Nie zaliczę ile znam osób po chemioterapii. Żadna z nich nie zmarła w 30 dni od podania chemii. Większość moich znajomych żyje i ma się świetnie.
    Chemia paliatywna owszem może przyspieszyć śmierć. Tylko że nader często to chory chce ja dostać bo to dla niego nadzieja.

    Poza tym wcale nieprawda że każdemu te chemię dają. Są nowotwory odporne na chemię i wcale się nią nie leczy np taką tarczycy.

    Trochę się zdenerwowałam

    Później poszukam źródła. Bo az mów wierzę że to było w poważnym czasopiśmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos mi mowilo, ze to znow jakas oszolomska sciema. Jeszcze na razie nie wymyslili niczego skuteczniejszego od chemii, pod warunkiem, jak piszesz, ze jest ona w ogole potrzebna temu konkretnemu rodzajowi raka.

      Usuń
  15. No więc ta jak przypuszczałam - gówno prawda
    artykuł jest, w prestizowym czasopiśmi owszem i mówi o badaniach, które sprawdzały odsetek śmiertelności w czasie 30 dni od zaczęcia chemioterapii
    można wrzucić nawet w google translejt

    tylko skąd autor tamtego OPISU wziął 50%???
    z dupy prosze państwa!

    manipulacja z odrobiną prawdy w tle

    badania zostały przeprowadzone po to, żeby tę smiertelność zmniejszyć, a nie żeby podważyć sens stosowania chemioterapii w leczeniu nowotwórów, tylko manipulant i kłamca może inaczej zinterpretować ten artykuł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kto to tlumaczyl, ale cos mi mowi, ze jakis pisowski protegowany, przeciwnik szczepionek i wyznawca teorii o spisku koncernow farmaceutycznych.

      Usuń
    2. Kompletna załamka...

      Ale masz mądre czytaczki w większości zareagowały bardzo dobrze: ))

      Usuń
    3. Bo ja otaczam sie wylacznie madrymi ludzmi, nie wiedzialas? :))

      Usuń
    4. no

      wiesz co, musze jutro napisać o tym, jak trudno o prawdziwą wiedze w tych czasach....

      Usuń
    5. Napisz, lepiej niech ludzie wiom, zamiast nie wiedziec.

      Usuń
    6. No dobrze ze Rybenka sie odezwala i napisala krotko ze strzalem w dziesiatke.
      A to prawda ze juz cos maja, jakas chemie, ktora zaatakuje tylko komorki rakowe, czy to nie jest genialne i zdajsie ze to u mnie w Australii.

      Usuń
    7. Dlatego tak zalezalo mi na opinii osob, ktore same doswiadczyly chemii, bo te opinie sa dla mnie miarodajne.

      Usuń
    8. mari
      dziękuję
      walczę z ciemnota onkologiczna gdzie moge ale ręce mi opadaja...

      Usuń
  16. tyle że akurat dzisiaj kolejny raz poczułam się bezradna
    bo czytając ten tam portal musisz z góry założyć, że coś nie halo, wejść na stronę thelancet i sbie sama przeczytać, a nieoniecznie zna się ten czy tamten język
    nie da się rady wszystiego weryfikować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale raczej w The Lancet nie pisza ludzie niekompetentni, wiec podparcie sie linkiem budzi wiarygodnosc. A ze tlumaczenie moze byc do bani, nikomu raczej nie przyjdzie do glowy.

      Usuń
    2. na tym polega manipuacja
      na stworzeniu pozoró, że wszystko jest ok...

      Usuń
    3. No bo przeciez Lancet pisal, ze chemia zabija. I kolo sie zamyka...

      Usuń
    4. a ludzie rezygnuja z leczenia i umierają...

      to na koniec, jak przypuszczam , komentarz do Twojej deklaracji apropos rezygnacji z leczenia
      ewntulanego onkologicznego
      otózbardzo różne sa chemie
      bardzo różne sa terapie
      ja nigdy nie wymiotowałam np
      a każdy rok przynosi zmiany w tej sprawie
      pozytywne zmiany
      zawsze trzeba rozważyć za i przeciw
      no.

      Usuń
    5. Wolalabym oczywiscie nie zachorowac na raka, ale jestem zdania, ze nie ma co tak kurczowo trzymac sie zycia. Co to za zycie?

      Usuń
    6. "Co to za zycie?" mysle ze dlugo moglabym wymieniac, ale wystarczy krotko, dzien czy to sloneczny, czy deszczowy, ma swoje uroki, robilas piekne zdjecia i nie mow ze nie lubisz fotografowac tych cudow natury, a Toya jak potrafi upieknic dzien. Chodzic, wedrowac i wedrowac, poznawac, podziwiac, zachwycac sie,...czy to nie wystarszy zeby cieszyc sie zyciem?

      Usuń
    7. Zycie niestety nie polega na spacerach z Toya i robieniu zdjec. Szkoda, bo byloby znacznie latwiej.

      Usuń
    8. Marigold - to wszystko zależy od tego, czy człowiek potrafi cieszyć się tą chwilą, mając świadomość wyroku. Jeśli świadomość jest dominująca, nic nie potrafi tego zrekompensować. I na nic tu zdadzą sie teksty typu "bo trzeba wierzyć". Wiara (w cokolwiek) to nie jest jak włożenie sukienki i cześć! Myślę, że w tak trudnej sytuacji ta wiara ma niewiele wspólnego z tym czy chory jest optymistą czy pesymistą. Tu chyba główną rolę gra doświadczenie życiowe, a przede wszystkim wyznawane wartości i to, czego człowiek od życia oczekuje. Jeśli najważniejsze jest biologiczne przetrwanie, zgodzi się na wszystko i będzie cieszył się każdą kroplą deszczu. Jeśli na przykład samodzielność psychiczna i fizyczna jest ceniona najwyżej, to zrezygnuje z przedłużania sobie życia po to, by być zdanym na czyjąś pomoc. Taki człowiek nie odnajdzie radości nawet ze spotkania z najbliższymi, bo nie opuści go myśl, że pewnie widzą się ostatni raz. To wszystko jest zdecydowanie bardziej skomplikowane

      Usuń
    9. Podoba mi sie to, co piszesz, Zante. Tak, moje doswiadczenie zyciowe radzi mi nie trzymac sie zycia kurczowo i za wszelka cene. Takze cene komfortu.

      Usuń
    10. "Ucelowałam", bo myślę podobnie jak Ty. Dla mnie zdecydowanie ważniejsze jest nie "ile", ale "jak" żyć

      Usuń
    11. Wiek tez gra niemala role, gdybym byla mloda i miala jeszcze sporo zycia przed soba, pewnie zdecydowalabym sie na wszystkie niewygody i dzialania uboczne. Bo chcialabym zyc, teraz jest mi to obojetne, nie boje sie smierci, byle tylko nie bolalo.

      Usuń
    12. No to u mnie, choć efekt taki sam, to mechanizm nieco inny. U mnie to nigdy nie była kwestia wieku. Gdy byłam bardzo młoda i miałam małe dzieci w ogóle tych kwestii nie rozkminiałam. Dopiero około 30-tki, poważna choroba w najbliższej rodzinie uruchomiła we mnie myślenie o rzeczach ostatecznych. I od tamtego momentu, niezmiennie do dziś myślę podobnie: nie jest m obojętne czy żyję, a szczególnie od pewnego czasu życie smakuje mi bardziej. Jednak, jak Ty, nie boję się śmierci i nigdy się jej nie bałam. Za to boję się bólu, przestawiania mnie jak worka, bezwolności, poddawania procedurom bez mojej zgody i pełnej świadomości ich skutków. Po części wypływa to zapewne z tego, że nikomu nie wierzę ślepo. Nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że lekarz na pewno wie co robi, a ja nie muszę rozumieć. Do mnie musi należeć decyzja, a taką mogę podjąć tylko, gdy wszystko rozumiem.

      Usuń
    13. Ja mam na szczescie szanse zadecydowac teraz o swoim losie, kiedy ewentualnie nie bede juz w ogole kontaktowac. Otoz mozna zostawic swoja pisemna "ostatnia wole" o zaprzestaniu uporczywego utrzymywania przy zyciu, u lekarza rodzinnego, zeby zaoszczedzic tej trudnej decyzji rodzinie.

      Usuń
    14. U nas też jest taka możliwość. ALE... uwaga!... ale lekarz może, ale NIE MUSI honorować woli chorego, który nie wyraził zgody na uporczywe utrzymywaniu przy życiu. W Polsce ważniejsze są prawa lekarza: jego sumienie i jego przysięga Hipokratesa. To właśnie z tego wynika wszystko, o czym rozmawiamy: traktowanie pacjenta jako podrzędny element, decydowanie za niego, nie liczenie się z jego percepcją i uczuciami. W Polsce uczucia lekarza są ważniejsze.

      Usuń
    15. Powtarzam: mamy XXI wiek, a tam jak w sredniowieczu. I podwojna moralnosc, broni sie zygot, a zyjacych wysyla na smierc, odmawiajac im jakiejkolwiek terapii. Rzygac sie chce.

      Usuń
    16. Bardzo chciałabym zaprzeczyć :(

      Usuń
  17. Tylko się zdenerwowałam i teraz myślę ,czy dobrze zrobiłam godząc się na chemię.
    Wielcy uczeni w mowie i piśmie robią chorym wodę z mózgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem czlowiek naprawde watpi, komu wierzyc, wszystko jest takie wiarygodne. Najchetniej zas wierzy sie w spiski swiatowe i w to, ze tanie lekarstwo na raka juz dawno jest znalezione, ale koncerny farmaceutyczne by na nim nie zarobily.

      Usuń
  18. Myślę, że to zależy od organizmu człowieka i stopnia rozwoju nowotworu. Mam sąsiadkę w wieku 70+, która przeszła chemioterapię - 52 dawki. Jej organizm dobrze przyjął leczenie, wyniki miała bardzo dobre, prawie wcale nudności. Teraz czeka na wyniki tomografii.

    Chemioterapia to nic innego jak wprowadzanie trucizny do organizmu, jej działanie bywa różne. Głównym jej zadaniem jest zabijanie zmutowanych komórek, jednak efekty uboczne też występują - chociażby niszczenie zdrowych komórek.

    Mój behapowiec zawsze mówił wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną bowiem dawka świadczy ot tym czy coś jest trucizną czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisaly w powyzszych komentarzach dziewczyny, prace nad chemioterapia trwaja nieprzerwanie i daza do tego, zeby chemia celowala wylacznie w chore komorki, oszczedzajac te zdrowe. Dzisiajsza chemia jest i tak znacznie lepsza, skuteczniejsza i powodujaca mniej zlych efektow ubocznych, od tej sprzed lat.

      Usuń
  19. Kazdy lek ma dzialanie uboczne, a wiec i chemioterapia. Nie uwazam jednak, ze "dobija" ona czlowieka. A juz wcale, ze bez chemii dluzej by pozyli, to jest bzdura.
    Dzisiejsza chemia jest doskonale wyrafinowana, wystarczajaco duzo, aby dzialac tam, gdzie powinna, a na tyle malo, aby nie szkodzic na wszystko inne.
    Juz cwierc wieku temu znalam ludzi, którzy przezyli tamtejsza cHemoterapie, a to byly konskie dawki, do tego serwowane raz na kilka tygodni. Ale wtedy tak bombowo.
    Chemia to daka delkiatna sprawa, trzeba sobie wywazyc 8z dobram lekarzem), czy da korzysc (=pacjent ma realne szanse ozdrowienia), czy jest juz po prostu za pózno. To jest bardzo wazne, bo chemia to mordega, i po prostu musi byc "oplacalne", to wszystko, przez co pacjent przechodzi. Na przyklad, 10 lat temu, byla taka niepisana regula 3x3. czyli nie wiecej niz 3 przerzuty, i nie wieksze niz 3 cm. Wtedy jest realna szansa, ze cos z tego bedzie. Mój Jörg mial wtedy 5x duzo wieksze przerzuty do watroby, ale uparl sie na chemie, nie dal sobie przetlumaczyc, to dostawal. Zmarl po póltora roku, i nie byla to dobra smierc.
    A na sam koniec, dobry wieczór, trafilam do Ciebie poprzez blog Star.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A witam, witam serdecznie, wlasnie sie zastanawialam, jak mnie namierzylas. Ciesze sie, ze jestes.
      Po imieniu "Twojego" mniemam, ze to Niemiec, a w Niemczech, gdzie i ja sobie zyje, do raka jest calkiem inne podejscie. Lekarze rozmawiaja z pacjentami, tlumacza wszystko, otwarcie mowia o stanie zaawansowania nowotworu i szansie na przezycie. Mozna im wierzyc, kiedy odradzaja chemie.
      Inaczej rzecz ma sie w Polsce, gdzie niedawno zmarl moj tato na raka pluc. Nie chce juz sie powtarzac, ale zostal potraktowany szczegolnie nieludzko i mial straszna smierc.

      Usuń
    2. Trzeba jeszcze dodać, że to, co mówi Lucy o nowoczesnej chemioterapii ma się nijak do podawanej w Polsce. Dostęp do najnowszych ma niewielka grupa, która ma szczęście/wejście/odpowiedni rodzaj nowotworu i trafiają do przodujących klinik. Reszta, w "swoich" szpitalach może tylko pomarzyć. W Polsce jest jeszcze jeden wielki problem: lekarze nie informują pacjentów, że istnieją nowocześniejsze leki, jeśli w ich szpitalu nie są podawane. Pacjent często nie ma o tym pojęcia. A jeśli jednak jakimś sposobem dowie się o ich istnieniu i stać go na najnowsze leki, to otwiera się drugi problem. Jeśli te leki są w tabletkach - wszystko ok, bo znajdzie prywatny gabinet onkologiczny i lekarz poprowadzi jego leczenie. Ale jeśli te leki wymagają podawania dożylnego i pobytu w szpitalu - to kicha. W szpitalach NIE WOLNO podawać leków przyniesionych/dostarczonych/prywatnie opłaconych przez pacjenta.

      Usuń
    3. Boszsz... sredniowiecze i zalegalizowana eutanazja!

      Usuń
    4. Tak, niestety. Kilka lat temu zmarł na raka mąż kuzynki w Polsce. Byłam na pogrzebie. Widziałam jego opuszczony pokój. Jako JEDYNY środek przeciwbólowy- krople nowalgina. Toż to śmiech na sali- jeśli sytuacja byłaby do śmiechu. Tak, Polska a Niemcy, te kraje dzieli nie tylko granica na Odrze.

      Usuń
    5. Mamie udalo sie przez znajomosci zalatwic domowe hospicjum i to jego personel jako jedyny okazal tacie czlowieczenstwo. Mial wszystkie pomagacze do oddychania i morfiny do wypeku. Niestaty dostal krwotoku i sie udusil.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.