piątek, 3 listopada 2017

Potega wody.

Kiedy corka uczyla sie w Hamburgu, czesto ja odwiedzalismy, nierzadko tez bywalismy w najblizszych okolicach Elby, gdzie koncentruje sie cale zycie zakupowo-kulturalno-rozrywkowe Hamburga. Zeby sie przemieszczac w obrebie miasta, kupowalismy najczesciej dzienny bilet, bo i cenowo bylo to bardziej oplacalne, i nie trzeba bylo wciaz szukac wolnych miejsc parkingowych w srodmiesciu, ktore zreszta tez bylyby platne. Taki bilet upowaznia do poruszania sie w granicach miasta wszystkimi dostepnymi srodkami komunikacji miejskiej, a wiec U-Bahn, S-Bahn, autobusy i... co mnie najbardziej ucieszylo... tramwaje wodne - takie niewielkie stateczki regularnie kursujace po Elbie. I wlasnie wtedy, z perspektywy wody widzialam slynny Targ Rybny (Fischmarkt) w Hamburgu, wielka atrakcja turystyczna, ale tylko dla rannych ptaszkow, bo wszystko odbywa sie bladym switem. Pamietam ten widok i doskonale pamietam, jak wysoko bylo nabrzeze.
Nie zrobilam wtedy zdjec Targu Rybnego, wiec posluze sie zdjeciami z internetu.



Elba jest ogromna rzeka, wpadajaca bezposrednio do Morza Polnocnego i chociaz od Hamburga do jej ujscia jest naprawde spory kawal drogi, to normalne dzienne plywy sa w miescie zauwazalne, a wysokosc poziomu wody wyraznie zmienna. Wbrew powszechnej opinii Hamburg wcale nie lezy nad morzem, choc jest portem morskim.


Inaczej rzecz sie ma, kiedy pizdzi, kurturalnie mowiac podczas rozniastych huraganow i orkanow. Bo kierunek pizdzenia jest zawsze na wschod i na skutek tego gigantyczne masy wody z morza wpychane sa wglab ladu. Patrzac na mape az trudno uwierzyc, z jaka sila sie ta cofka odbywa i jaki dystans musi przebyc, zeby w miescie na tyle podniesc poziom wody, zeby zalac cale nabrzeze. Skutek jest taki:




Porownajcie zdjecia, roznica w poziomie rzeki wynosi dobrych kilka metrow, to 2-3 pietra domu, zeby lepiej zobrazowac. Naprawde wierzyc sie nie chce.
Oczywiscie w takie dni targ jest odwolywany, bo nawet nie ma tam jak dojechac samochodami dostawczymi, nie wspominajac o kupujacych, ktorzy musieliby brodzic w wodzie.








46 komentarzy:

  1. O kurczaki delikatnie rzecz ujmując, nie wiedziałem, że woda z rzeki może cofając się aż tak dużo się podnieść. Owszem widziałem już w TV cofki z Polski, jednak to co pokazujesz troszkę mnie przerosło. A rzeka na moje oko dość nietypowo kończy swój bieg, bo jest wąsko, a potem szeroko. Pewnie ma to wpływ na takie różnice w poziomie wody i zalewanie części miasta.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ujscie jest szerokie, a sam port jeszcze poglebiany. Tam musza sie zmiescic najwieksze z mozliwych statki i okrety. To, co Ty okreslasz i co na mapie wyglada "wasko", jest naprawde szerokie.
      Kilka lat temu pisalam o wielkiej tamie na Eider, bo cofki rujnowaly miasteczka w glebi ladu, woda wznosila sie o kilka(nascie) metrow. Wszystko znajdziesz pod etykieta Morze Polnocne.

      Usuń
    2. To teraz już mniej więcej wiem czemu zjawiska związane z wodą są w Hamburgu tak potężne i nie można ich porównać z odpowiednikiem na Bałtyku. Między innymi z tego powodu podchodzę dość krytycznie do planów przekopania Mierzei Wiślanej, poza tym do końca nie wiadomo jaka będzie sytuacja w czasie prac, może okazać się, że początkowe założenia związane z finansową stroną projektu trzeba będzie przeliczać, a ostatecznie całość wyniesie parę razy więcej jak zakładano. Tak było jak robiono tunel dla metra warszawskiego pod Wisłą, niby metody są, a w praktyce wyszło jak zwykle.

      Usuń
    3. A wystarczylo zachowac co najmniej dyplomatyczne, jesli juz nie przyjazne, stosunki z Rosja. Nie trzeba byloby przekopywac Mierzei, a i gaz z ropa mielibysmy znacznie tanszy i zza miedzy, a nie przesadnie drogi z USA. Ale tak to jest, kiedy do stosunkow zagranicznych zabieraja sie dyplomatolki.

      Usuń
    4. Ja bym jeszcze dodał, że to wszystko spowodowane jest manią prześladowczą jednej osoby wobec Rosji, Donalda Tuska i paru innych osób/instytucji/państw. A przekop Mierzei jawi mi się trochę jak spełnianie zachcianek cezara, albo kogoś w tym typie. Przecież nikt tak naprawdę nie wie ile osób należy wysiedlić z tych terenów pod budowę, nie wiadomo ile będzie problemów, po prostu wszystko palcem na wodzie nomen omen kreślone.

      Usuń
    5. Cos mi sie widzi, ze pieniadze utona i nic z tego nie wyjdzie. Kolejna dobra zmiana, ktora zaszkodzi wielu ludziom w Polsce.

      Usuń
    6. To widzimy sprawę podobnie. A tak naprawdę to już przestałem się czemukolwiek dziwić z taką władzą.

      Usuń
    7. Ciekawe, co wydarzy sie pierwsze? Zamach, rewolucja czy kompletne zrujnowanie Polski. Ja stawiam na to trzecie, bo slupki im rosna.

      Usuń
    8. A może wszystko po kolei? Tylko nie wiadomo w jakiej kolejności. Aż strach myśleć co się może zdarzyć w kolejnych miesiącach.

      Usuń
    9. Cos sie zdarzy, i to zarowno u Was, jak u nas. Napiecia sa juz zbyt duze.

      Usuń
  2. Dokładnie tydzień temu wróciłam z Hamburga. Piękne miasto. Z wszystkich rzeczy, ktore wymieniłaś nie odwiedziłam tylko słynnego targu rybnego. Perspektywa wstania wczesnym rankiem (o bodajże 5:30) zdecydowanie zniechęcała do wycieczki. Tak jak piszesz - to coś tylko dla rannych ptaszków :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miasto piekne, owszem, ale juz wtedy, po kilku dniach pobytu, z ulga wracalam do mojej malej miesciny. Moge sobie wyobrazic, jak teraz Hamburg stal sie niebezpieczny, goszczac u siebie tych nieproszonych gosci. Juz wtedy byl typowym wielkim miastem portowym, przyciagajacym specyficzny rodzaj ludzi, a wiec niespecjalnie bezpiecznym, teraz musi byc znacznie gorzej.

      Usuń
  3. Z Elbą czy jak u nas Łabą miałem styczność będąc w Magdeburgu. Oj wielka to rzeka, wielka i brudna mi się wydawała jednak teraz myślę, że jej kolor zależał od tego co "niosła". Siła wody jest ogromna, nie raz miałem możliwość się o tym przekonać. Na ostatnim zdjęciu komuś auto zatopiło, he he he, ale nic to Poloczki już dawno odkupili, wyremontowali i upchnęli - Panie bierz, Niemiec płakał jak sprzedawał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Magdeburgu Elba jest jeszcze cieniutka, nawet w Hamburgu nie osiaga swojej ujsciowej szerokosci. A gdzie jej w ogole do takiej Amazonki czy innej Mississipi. :)))

      Usuń
  4. Nigdy tam nie byłam.
    A woda to potrafi być groźna oj potrafi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Woda to i tak najulubieńszy z moich żywiołów.
    Z powodziami jestem poniekąd oswojona. Wisłok jest rzeką górską, kapryśną, dlatego potrzebny był zbiornik retencyjny, którym jest Zalew i zapora. Mieszkałam w życiu w trzech miejscach (z obecnym włącznie) i zawsze patrzyłam na powodzie z góry - po tej stronie po prostu jestem wyżej, a po stronie rodziców - z czwartego piętra. Ale pamiętam fajną powódź w maju 1987 r., gdy zdawałam maturę. W nocy moją koleżankę ewakuowano z domu śmigłowcem, a w dzień przyszła jak gdyby nigdy nic na egzamin (dzisiaj byłby to powód do tysięcznych przekładań terminów itp.). A ja zapamiętałam, wracałam z egzaminu boso, w wodzie po kolana, jedną ręką trzymając podkasaną spódnicę, a w drugiej buty i pęk liści i kwiatów kasztanowca. Brnęłam powoli, uśmiechnięta, wystawiając twarz do słońca, podziwiałam metrowej długości dżdżownice i chciało mi się tańczyć, bo to był ostatni egzamin i świat stał przede mną otworem.
    Dopiero po latach przekonałam się, co to był za otwór...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, uplywajacy czas koryguje bolesnie nasze mlodziencze wyobrazenia, potem nic juz nie jest takie, jak nam sie wydawalo, ze bedzie.
      Woda jest nieobliczalna, nawet nasza gowniana Leine potrafi uprzykrzyc zycie, kiedy jej sie zachce wylac z koryta. Czlowiek walczy, poglebia rzeki, buduje waly, a potem kilka dni porzadnego deszczu i wszystko bierze w leb.

      Usuń
  6. wygląda to dośc groźnie. ja jestem z Elbląga a więc depresja i zalania również a teraz cofka w Ustce i zalania portu, okolicznych knajpek pięknie odrestaurowanych...ech woda to zycie ale i ....że tak pociągne klasykiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaz plywy na Baltyku sa prawie niezauwazalne i nieporownywalne z tymi na Morzu Polnocnym, ale i tam na cofki nie ma lekarstwa, wichura z woda tworza niezwyciezona koalicje przeciwko czlowiekowi.

      Usuń
  7. O Hamburgu to ja tylko czytywałam, najczęściej w kontekście portu morskiego położonego w głębi lądu, w gruncie rzeczy. A ostatnio oglądałam w tv właśnie w związku z zalaniem.
    Ale jeszcze wrócę do wiersza, bo przeczytałam go, choć nie pisałam komentarza. Jak napisała Ola, kolejny dobry wiersz. Mnie osobiście przyszło do głowy, że to tekst dobry do rapowania, choć można by i metalem polecieć; a w tych kręgach to Przemek ma znajomości, a może nawet sam coś tam... :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Targ RYBNY...coś mi to mówi:p

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta rzeka cofajaca sie do miasta wygląda i pięknie i groźnie.Ciekawam czy mieszkańcy Hamburga przywykli już do takich widoków i nie trwożą się ilekroć stan wód sie podnosi. Myśle jednak, że do pewnych rzeczy nie da sie przywyczaić. Potęga żywiołu sprawia, że człowiek czuje sie malutki i bezbronny niczym robaczek. I zawsze jest mysl, że pewnego dnia ten zywioł pokaże na co go stać i zmiecie z powierzchni ziemi tego marnego robaczka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie troche mniejsze zalania to oni maja tam czesto, ale czasem jest tak, ze nawet Hamburczycy sa zaskoczeni skala zjawiska. Ludzie niestety sami kreca na siebie bat poprzez te rabunkowa gospodarke.

      Usuń
  10. Zalania, wichury, huragany, trzesienia ziemi to wszystko jest straszne. Najlagodniejszy z tego wszystkiego jest snieg, a ludzie sie go tak boja;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam sie sniegu i lodu boje, zwlaszcza kiedy musze jezdzic autem.

      Usuń
    2. Jak to kiedy musisz jezdzic autem? To sluzby miejskie nie oczyszcaja drog, czy moze jezdzisz gdzies po wiejskich drogach przez las:))

      Usuń
    3. Sluzby czyszcza tylko ulice, po ktorych jezdzi miejska komunikacja, reszta ulic dysponuje ubitym zlodowacialym sniegiem. Nie zapominaj, ze Getynga to spore wzniesienia, podjechac jeszcze jak cie moge, ale zjezdzanie to hardkor, kiedy trzeba zahamowac przed ulica z pierwszenstwem.

      Usuń
    4. Na polnocy stanu NY sa bardzo gorzyste tereny i miasta i jak jezdzimy to ciagle rozmawiamy na te tematy z ludzmi, bo wiadomo jak sie chcemy tam przeprowadzic to chcemy wiedziec jak to wyglada. Taka Ithaca to miasto tak gorzyste, ze za zadne skarby bym sie tam nie przeprowadzila, bo nie dalabym rady chodzic po ulicach:) A mimo to mieszkancy mowia, ze owszem swoj wlasny samochod jak stoi na zewnatrz to sobie musisz odkopac czy tam droge dojazdowa odsniezyc, ale wszystkie ulice to juz obowiazek sluzb miejskich i jakos sobie radza.
      Tatek mieszka w Buffalo i tez nie narzeka na drogi w czasie zimy, zawsze da dyche czy dwie komus mlodszemu zeby mu samochod z parkingu odkopal na tyle, zeby mogl wyjechac i jezdzi, po zakupy, do przyjaciol itp. Twierdzi, ze drogi i nawet male ulice sa zawsze czyste. Na naprawde malych ulicach moze trzeba poczekac az snieg przestanie padac, bo te sa odsniezane w drugiej kolejnosci ale to nie moze byc dluzej niz 24 godziny.

      Usuń
    5. Bo Tatek jest przedwojenny i nie peka, a ja to nerwowy rocznik i boje sie zimy. Kiedys tak bardzo sie nie balam, ale po paru jazdach, kiedy tancowalam po ulicach w malowniczych poslizgach, to na widok sniegu dostaje histerii. Im starsza jestem, tym bardziej strachliwa.

      Usuń
    6. Takie tance to sie odbywaja w poludniowych stanach, bo tam snieg jest rzadkoscia ale jak juz spadnie tylko 4 cm. to ogolna sraczka, padaczka, panika i paraliz;))

      Usuń
  11. Podobno moja babcia, w czasach młodości, a było to w latach 20-tych XIX wieku, pracowała w Hamburgu, w hotelu. Oczywiście babcia od ponad 30 lat już nie żyje i nikt nie pamięta jaki to był hotel.W tym czasie dużo "dziewczyn i chłopaków" jeżdziło na saxy. Mój dziadek, przyszywany,bo nie ojciec mojego ojca,pracował w kopalni w Belgii razem z Gierkiem. Druga babcia, mama ojca, urodziła się w Witten i mieszkała tam kilka lat, w każdym razie była tam u komunii, myślę, że wrócili do wolnej Polski po zakończeniu I wojny światowej. Doskonale mówiła po niemiecku i czasem ze swoim szwagrem, kiedy mnie tam zabierała, szwargotali po niemiecku, pewno żebym nie wiedziała o czym gadają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witten to miasto w Nadrenii Polnocnej Westfalii. Kiedys Polacy wracali do Polski, teraz juz nie ma po co.

      Usuń
    2. Szczególnie teraz nie ma po co. Moj brat w UK i też raczej nie zamierza, a jego dzieci to już zupełnie nie. Nie wiem po co tu wracali, zarobili parę groszy, pobudowali jakąś szopę z cegly, kupili trochę rzeczy i po pieniądzach. W każdym razie nie dorobili się niczego większego.

      Usuń
    3. Za starych czasow oplacalo sie wracac z cienka zachodnia emerytura, za ktora w Polsce mozna bylo zyc po krolewsku, teraz dulary sa niewiele warte.

      Usuń
  12. bylam w Hamburgu juz wiele razy , widzialam znaki pokazujace jak wysoko woda dochodzila, ale byla to dla mnie abstarkcja, a przeciez jest to calkiem czeste zjawisko i niebezpieczne. Piekne miasto, bardzo lubie - pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miasto piekne, ale dla mnie stanowczo za wielkie, zle sie tam czuje. Jak tylko jest okazja, to zobaczyc, pozwiedzac, ale zyc tam? NEVER!

      Usuń
  13. Woda jest dla mnie żywiołem nieokiełznanym - boję się zarówno jej nieprzewidywalności jak i tej nieubłaganej przewidywalności. Nie miałam pojęcia, że tak bywa w Hamburgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo, co gorsze, woda czy ogien. Kazdy zywiol moze sie wymknac spod kontroli, a wtedy bywa bardzo grozny. Masy wody czy pozoga?

      Usuń
  14. U nas również zdarzają się takie pozalewane place, przystanie w porcie - na szczęście przypływ nie dochodzi do domów. Ale mieszkać tuż nad brzegiem morza jednak bym się bała...
    Woda to straszny żywioł, nieobliczalny i groźny.
    Chociaż ogień też do łatwych nie należy. Ogólnie ze wszystkimi trzeba postępować rozważnie i z szacunkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, w koncu do Wezery pewnie tez sie cofa morze, bo jakze inaczej. Urok miast nadmorskich.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.