W tym domu mieszkalam najdluzej w swoim zyciu, bo cale 17 lat. Ta dzielnica jest mi bardzo bliska do tej pory, choc minelo kilka lat, odkad ja opuscilam. Przyznac musze, ze z wielkim zalem, bo wzylam sie w tamto srodowisko i otoczenie. Brak mi tamtych terenow spacerowych, gdzie godzinami wloczylam sie z dzieciakami, a kiedy podrosly i moje towarzystwo nie bylo dla nich juz tak atrakcyjne, z Fuselkiem.
To zdjecie juz zamieszczalam, ale dla przypomnienia i zobrazowania, ze tuz "za progiem" zaczynaly sie bezkresne pola, wklejam ponownie. Calkiem niedaleko przeplywaly Leine i jej doplyw Grone. Latem chodzilam z psem wlasnie tam, zeby mogl sie chlodzic. Nie lubil specjalnie plywac, ale zawsze chetnie wchodzil do rzeki po brzuszek i gasil w niej pragnienie.
Na zdjeciu drzewo posrodku dokladnie zaslania nasz balkon. Kiedy sie wprowadzalismy, jego czubek siegal zaledwie podlogi balkonu. Jakiz ja mialam widok na pobliskie pola, jakie malownicze zachody slonca!
Najpierw wybudowano na polach nowe osiedle (niskie bloki i domki jednorodzinne), a potem drzewo przeroslo dom i zaslonilo wszystko.
Mielismy tez dwa balkony, ten drugi od strony podworka (obok wejscia na 2 pietrze). Bardzo fajna sprawa, moglam sie realizowac w hodowli kwiatkow balkonowych i nie tylko, bo i parapetow w domu mialam pod dostatkiem.
Tam wyksztalcilismy dzieciaki, zanim poszly "na swoje", tam pojawil sie w naszym zyciu Fusel, a pozniej corka sprawila sobie Maciejke. Kotka pofrunela ktoregos dnia z tego wlasnie, tylnego balkonu, na podworko. Chciala przejsc z barierki balkonu na parapet okna widocznego za nim, a ze parapet byl sliski, nie miala sie o co zaczepic pazurkami i poleciala. Dobrze, ze na dole rosly te krzaki, bo moglaby sobie zrobic krzywde. Zaraz tez wskoczyla z powrotem na balkon, ale na parterze, u sasiadow i darla sie w nieboglosy!
Zastanawiam sie, czy jej epilepsja nie wziela sie wlasnie z tego upadku.
Kiedy wszystkie trzy corki wyprowadzily sie do wlasnych mieszkan, a maz mial przejsc na emeryture, mieszkanie stalo sie dla nas, niestety, za drogie. Chetnie zostalabym tam dluzej, moze nawet do konca zycia, bo przyzwyczailam sie do niego, ale finansow nie wystarczalo.
Z rezygnacja zabralismy sie wiec za poszukiwania czegos mniejszego, a przede wszystkim tanszego. Chcielismy nawet pozostac na tym osiedlu, ale wiele czynnikow spowodowalo, ze w koncu przeprowadzilismy sie na dokladnie drugi koniec miasta, z polnocno-zachodniego kranca, na poludniowo-wschodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.