sobota, 30 czerwca 2012

Domy, domy... (10)

To jedyne miejsce mojego zamieszkania, ktorego zdjecia nie mam i miec nie bede, a to dlatego, ze juz nie istnieje, a na jego miejscu i dwoch sasiadujacych domow wybudowano okazaly gmach na potrzeby policji.

Gdybym wczesniej wiedziala o planach wyburzeniowych, moze zdazylabym te domy sfotografowac, a tak pozostaje tylko zdjecie miejsca, w ktorym staly i obecny gmach policji.

Lokalizacja byla z jednej strony dosc ciekawa, bo w okolicy bulwaru spacerowego nad Leine, z ktorego skwapliwie korzystalismy. Z drugiej zas strony byla to okropna lokalizacja przy bardzo ruchliwej ulicy, jedynego wjazdu do miasta od strony poludniowej. Latem nie mozna bylo otworzyc okien, halas i kurz byly nie do wytrzymania.
A od kiedy do mieszkania nad nami wprowadzila sie rodzina Tamilow, przybylo w budynku niepozadanych mieszkancow, a mianowicie prusakow. To byl horror! Towarzycho lazilo po scianach i bylo bardzo trudne do wytepienia. Dopiero po naszych wielokrotnych interwencjach u administratora, przyslano nam do domu fachowca od dezynsekcji. Musielismy wyniesc sie z mieszkania na caly dzien, zeby nie ulec zatruciu. Zabawne bylo, ze Tamilowie szli w zaparte i nie mieli ochoty wpuscic do mieszkania pogromcy tego badziewia. Oni sa przyzwyczajeni do obecnosci szkodnikow w swoich domach i im to nie przeszkadza, ba, dla nich wszystko, co sie rusza, jest swiete. Ale jakos udalo nam sie zwalczyc to dziadostwo, a kiedy postanowiono domy wyburzac, dostalismy w koncu pierwsze, takie prawdziwe mieszkanie, bo te dotychczasowe to byly prowizorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.