Sniegu napadalo wtedy od zarabania! Co i rusz wylaczano ogrzewanie w domach, bo elektrocieplownia nie wyrabiala i wciaz wystepowaly awarie. A ze ludnosc lubi miec w domach cieplo, do grzania uzywala, czego sie dalo. Farelki pracowaly na najwyzszych obrotach, wiec i elektryka siadala, przepalaly sie najmocniejsze bezpieczniki. Szczesliwi posiadacze kuchenek gazowych probowali dogrzewac mieszkania gazem, co skutkowalo coraz mniejszym plomieniem.
Wygrani byli ci, ktorzy musieli palic w piecach, u nich przynajmniej bylo w domach znosnie.
Nadszedl sylwester, a snieg nie przestawal sypac. Tego wieczoru pracowalam, ale ze konczylismy ok. 22.00, wiec czasu, przynajmniej teoretycznie, na powrot do domu bylo dosyc.
Tymczasem opady tego bialego paskudztwa sparalizowaly cale miasto, a nam przyszlo wracac do domu na piechote. Po drodze mijalismy stojace miedzy przystankami tramwaje, ktorych kola buksowaly w miejscu na oblodzonych szynach. Taksowek w tamtych czasach bylo jak na lekarstwo, ale i one nie jezdzily, bo sniegu bylo po kolana, a zadne sluzby solno-piaskowe nie pofatygowaly sie wyjechac na ulice.
Tak wiec sobie szlismy, a raczej przedzieralismy sie przez poklady swiezego sniegu, zalujac ze nie dysponujemy nartami, albo co najmniej rakietami snieznymi. Ulice wygladaly niecodziennie, byly opustoszale, bo nikt, kto nie musial, nie opuszczal domu. Blisko milionowe miasto nagle zamarlo, pokryte metrowa warstwa sniegu, ktory nie przestawal sypac.
W pewnej chwili rozlegl sie dzwiek syren fabrycznych. Nastal nowy rok, a my nadal nie dotarlismy do domu. Zlozylismy sobie wiec zyczenia na ulicy, tak na sucho, bo szampana niestety nie mielismy i dalej brnelismy przez zaspy w kierunku domostwa.
Nasi znajomi spedzili tego sylwestra jeszcze weselej. Wybierali sie pociagiem do Warszawy, kiedy w szczerym polu, za Koluszkami, nastapil przymusowy postoj. Szyny kolejowe zostaly tak zasypane, ze praktycznie pociagi przestaly kursowac. Stali tak ponad osiem godzin, pozniej pociag wrocil z powrotem do Lodzi. Bal sylwestrowy odbyl sie wiec w pociagu. Kto mial trunki ze soba, czestowal innych. Wesola i niezapomniana zabawa.
Warszawa, nowy rok 1979 |
Nastepne dni to byla jedna wielka walka z zywiolem. Zmobilizowano zolniezy sluzby zasadniczej do machania lopatami, gdzie tylko byla taka potrzeba. Chodniki zwezily sie do jednoosobowych sciezek, bo na ich brzegach rosly gory odgarnianego sniegu, ktorego ciezarowki nie nadazaly wywozic.
Co dziwne, ta zima jakos ludzi jednoczyla, wszyscy sobie pomagali, jak mogli. Posiadacze piecow udostepniali mieszkania tym z blokow, zwlaszcza rodzinom z malymi dziecmi. Byly problemy z dostawa artykulow spozywczych do sklepow, wiec dzielono sie zapasami jedzenia.
Mimo, ze zywiol dal wszystkim w kosc, wspominam tamta zime nie jako traume, ale wlasnie jako wspanialy przyklad niesienia sobie pomocy w potrzebie.
Wiecej zdjec TUTAJ.
***********************************************************************************
Jeszcze musze sie pochwalic prezentem, jaki dotarl do mnie wczoraj przed poludniem. Jak na zamowienie, zdazyl przed swietami. W mini-konkursie na blogu Pan Tytus wygralam podkoszulek ze zdjeciem Kiruni i tylko jego sie spodziewalam. Tymczasem Tytus, a moze jego Anka, dolozyli slodka niespodzianke, ktora znalazla swoje honorowe miejsce na naszej chionce.
Na duzym zdjeciu fotka na mych wlasnych bujnych piersiach, po prawej na stole.
A tu zdjecia chionki z ozdobami, ktore dostalam w prezencie od Anki i Tytusa oraz od Vermisa i Mr.Unknowna wraz z zyczeniami swiatecznymi. W prawym gornym rogu, dla porownania, moj makaronowy aniolek.
A to nasza chionka w swojej calej krasie. Nie zdazylam pochwalic sie wczesniej, wiec czynie to teraz.
A to dowod, ze choinka Maciejki nie interesuje.
Ma pod nia swoje legowisko, obok trawke do pogryzania, wiec bombki sa malo zajmujace.
Dzień dobry Panterko w pierwszy dzień świąt.Jak się czujesz po wigilii? Nie przejdzona?
OdpowiedzUsuńU nas spokój, cisza, błogość, rzekłabym nawet...I odwilż nareszcie, bo wczoraj było wszystko tak zlodowaciałe i sliskie, ze nie odwazylismy się wyruszać z domu na wigilię do rodziny a spędzilismy ją u siebie, we dwoje. A właściwie w jedenaścioro, bo z naszymi kotkami (którym sie na razie rozstanie upiekło, hurra!) oraz z Zuzią! I wiesz? Było cudownie nam w tym domowym, serdecznym, rozbrykanym zwierzyńcu! A choinka zdemolowana, rzecz jasna!:-)
Przejedzona? Nieee... PRZEZARTA do granic przyzwoitosci!!!
UsuńChoinka, jak widac, nadal sobie stoi i ma sie niezle. Ja chyba z tym moim kotem los na loterii wygralam! Z jednej strony szkoda, ze pogoda uniemozliwila Wam spotkanie rodzinne, a z drugiej... mieliscie spokoj i romantyczne tete a´tete, tylko Wy i Wasze czworonozne dzieci (gadaly cos?)
Wigilia uplynela nam w naprawde cieplej atmosferze.
Dzisiaj mamy w planie rodzinny obiad, jutro odpoczywamy na calego.
To bardzo cieszę się, że się Wam wigilia udała, Panterko! A ja jeszcze chwile popieszczę moje rozgadane, słodki dzeciaczki (mam ich teraz na kolanach dwoje a reszta bryka po smętnych resztkach łańcuchów i bombek) a potem śniadanko robimy i będzie następna fala obżarstwa! Oj, rozciągną się nam te zołądki niemożebnie w te święta! A po Nowym roku dietka, co?!
UsuńUściski zasyłam serdeczne!:-)
Oj, chyba bede musiala czesciej na silownie pochodzic. Dlaczego obzarstwo nie idzie w biust, tylko w odwlok?
UsuńMy sniadania nie jemy, tylko kawusia, trzeba robic miejsce na obiad.
Nie mam juz sily do jedzenia, po co to wszystko?
Śniadanko pożarte i strawione. Zaraz obiadek będę szykować! A przed wieczorem idziemy na gremialne kolędowanie do sąsiadów. Będziemy spiewać na całe gardła, bo tutaj to taka tradycja. A ja bardzo spiewac lubię!
UsuńA co do jedzenia, to teraz popuszczajmy pasa, a potem będziemy zasłużenie pokutować. Pewnie to głupie i anormalne (no bo co, z obozu koncentracyjnego ucieklismy, czy co?), ale tak sie wciaz cosik chce człowiekowi pomaszkiecić (maszkiecić to po sląsku podjadac, łasować).
Kolejne juz dzisiejszego dnia uściski przesyłam i znów lecę do kuchni a koty za mną!:-))
Masz racje, Olenko, maszkiecimy az wstyd!
UsuńMialabym ochote wybrac sie na dluzszy spacer, ale leje od rana, wiec Kira chodzi siknac za rog i zaraz do domu.
Ja takze udaje sie do garow. Tam jest miejsce kobiety, a nie zeby po internetach sie szlajala. ;)
Piękne prezenty :)... Choinka wesoła :). Zimy nie pamiętam... Miałam wtedy 5 lat... Zresztą na południu mogło być zupełnie inaczej... W Bielsku jest zawsze na opak ;).
OdpowiedzUsuńPopytaj rodzicow, moze pamietaja te zime, byla naprawde niespotykana.
Usuńsuper blog podoba mi się piękne zdjęcia
OdpowiedzUsuńNajserdeczniejsze życzenia Cudownych Świąt Bożego Narodzenia
Rodzinnego ciepła i wielkiej radości
Pod choinką zaś dużo prezentów
a w Twojej pięknej duszy, wiele sentymentów.
Świąt dających radość i odpoczynek oraz nadzieję na Nowy Rok,
żeby był jeszcze lepszy niż ten co właśnie mija.
Witaj, Agatko, slicznie dziekuje za zyczenia. Rozgosc sie u mnie, jesli Ci sie podoba, zapraszam.
UsuńCześć Panterko , ja na chwilkę obiecałam rodzince że przez Święta od komputera będę trzymać się z daleka ale jak nałogowiec wpadłam na sekundę , ŻYCZYĆ TOBIE jeszcze raz Wesołych Świąt , choinka piękna a ta góra prezentów pod nią jeszcze lepsza , Kirunia na podkoszulce prezentuje się równie uroczo jak w rzeczywistości :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Ściskam Ilonus
Kochana jestes, nalogowcu komputerowy (mam tak samo! ale ja nic nie obiecywalam). Zdrowych swiat, Ilonus!
UsuńA ja sobie poczochram zwierzaki ;)
OdpowiedzUsuńA poczochraj, bardzo to lubia. :)))
UsuńHej, ja tych piersi pod podkoszulkiem to nie widzę!!!
OdpowiedzUsuńOj Panterko, wróciły wspomnienia. Ja tę zimę stulecia przeżyłam jako podstawówkowe dziecko. I jak to dzieci tamtych czasów, nie trzymano mnie w domu z obawy przed przeziębieniem, tylko pozwalano na szaleństwa w zaspach. Pamiętam wykopywane tunele, w których się chowaliśmy, śniegu zatem musiało być co nie miara. Pamiętam scenę, jak skoczyłam z jakiegoś murku w głęboki, dziewiczy śnieg i wpadłam po pachy, a potem miotałam się przerażona, bo nie mogłam się ruszyć w żadną stronę, ani tym bardziej wydostać. Jak w końcu tego dokonałam, nie pamiętam :) Pozdrawiam odwilżowo i międzyświątecznie.
Ja bylam juz wteda dorosla i ten nadmiar sniegu zupelnie mnie nie bawil. Na pewno Ty odbieralas wtedy te sytuacje inaczej, niz Twoi rodzice, dzieciaki mialy sporo radosci, dorosli utrapienia. Kazdy ma inne wspomnienia zwiazane z zima stulecia.
UsuńA wtedy to bywaly zimy! Nastepna taka nastapila w roku stanu wojennego.
Teraz, panie dzieju, to nie sa zimy!
Sciskam cieplutko.
Taka zima to niezłe wspomnienie, masz co opowiadać... mój Mąż zakochał się w Kirze:)
OdpowiedzUsuńCzy moze w moich cyckach??? :)))
UsuńW Kiruni kocha sie kazdy, kto ja pozna. Na pewno milosc Twojego Malzonka bylaby jeszcze wieksza, gdyby mial okazje poznac ja osobiscie. Kira zaraz by Go wycalowala, taka z niej calusna panienka.
Ach, zima stulecia 1979! Będąc w zaawansowanej ciąży spieszyłam do pracy (nie było zmiłuj)! Upadłam na tyłek i przeraziłam się, że już po mnie. Nikogo nie było na tym odludziu, o komórce nikt wtedy nie słyszał. Na szczęście moja żelazna natura sprawiła, że (ani ja, ani syn) nie doznaliśmy szwanku. Zebrałam zwłoki do kupy i piechotą (nic przecież nie jeździło) udałam się do pracy. To były idiotyczne, komunistyczne czasy:-))).
OdpowiedzUsuńGdyby taka zima nastala w obecnym ustroju, wszystko by stanelo. Wtedy nie bylo jeszcze tak zle. ;)
UsuńWiedziałam:-)))***
UsuńA nie jest to prawda? ;)
Usuń