poniedziałek, 20 maja 2013

Moje pueblo - kuchnia i sypialnia.

Bez kuchni meczylismy sie blisko piec miesiecy. Brakowalo gotowki, zeby  ja zamowic, wiec zylismy sobie w takiej prowizorycznej.






Gotowanie odbywalo sie na dwupalnikowej maszynce, a zmywanie szczesliwie zalatwiala zmywarka. Zeby jednak zaczerpnac wody na herbate albo kawe, trzeba bylo udac sie do lazienki, bo brakowalo zlewu. Wszystko stalo sobie na regalach na wierzchu i kurzylo sie niemilosiernie. W koncu nawet zdazylismy sie do tych niewielkich niewygod przyzwyczaic.

















Kiedy wreszcie kuchnie zamowilismy, przyszedl czas na pomalowanie scian, ktore byly w gustownym kolorze wymiocin. Najpierw poszlo wszystko na bialo, pozniej jedna sciane i kawalek przeciwleglej pomalowalam na ostra czerwien. Corka, przebrana za ufoludka, dzielnie pomagala w pracy.





Tadam!

Tu efekt koncowy. Na kawalku sciany za drzwiami mam polki na przyprawy, wyzej stoja starodawne mlynki do kawy (oba dzialajace) i stara waga kuchenna. Nizej stoi kista z woda mineralna, obok smietnik dobrany kolorystycznie.
Miecka rzecz jasna, nie bylaby soba, gdyby nie wlazla w obiektyw.









W sypialni czas jakis spalismy po studencku, na rozlozonych na podlodze materacach, a za szafe sluzyl stelaz i kartony.







Kolor scian zostawilismy, jaki byl. Moze niewyraznie go widac, ale jest lawendowy.
Na malym zdjeciu widac trzy lustra stojace jeszcze na podlodze, zwroccie uwage na to z tylu, okragle w drewnianej ramie, ono wystapi w dalszych odcinkach.













W koncu przybyla szafa, ogromna, z suwanymi drzwiami i wielkim lustrem w srodku. Puste juz kartony powoli znikaly w piwnicy.
Pozniej dostarczyli nam lozko, z ktorego zaraz usunelam czesc zaglowkowa, bo mi sie nie podobala. W oknie zawisla uszyta przeze mnie fioletowa firanka oraz roleta. Juz nikt nas nie mogl podgladac.












Meble z dawnego pokoju dzieci, ktore jako nieliczne zabralismy ze starego mieszkania, stanely w sypialni, sluzac mi za podreczna biblioteczke. Ta czesc, ktora na lewym zdjeciu pelni role mojej szafki nocnej, poszla do piwnicy, reszte zas pomalowalam na bialo, bo lozko tez bylo biale i ta sosna za nic do niego nie pasowala.


Na sam koniec zrobilam samodzielnie zaglowek do lozka, ze sklejki obitej nieuzywana koldra i materialem pasujacym kolorem do wnetrza.
Porcelanowa dama stoi na biblioteczce, pasuje kolorystycznie i robi dobre wrazenie.



Na reszte zwiedzania zapraszam nastepnym razem.

46 komentarzy:

  1. Panterko , od razu dzięki za wczorajsze pooglądałam i trudnnnnnny wybór , ale jestem ogromnie wdzięczna Tobie że poświęciłaś swój czas i myśli o mnie czyli babie od telefonu , co sobie to przypomnę to uśmiecham się pod nosem :))

    A teraz Twoje pueblo, robi wrażenie , zwłaszcza to że sama te ściany malowałaś , oczywiście przy pomocy córci :) kolor lawendowy widać , i te fantastyczne lustra bardzo mi się podobają :)
    Miłego dnia Panterko życzę Ci :) Ilonus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie ciesze, ze moje zabawy przypadly Ci do gustu. Napisze Ci przy okazji na maila moje typy i ich uzasadnienie.
      Mam nadzieje, ze wiedzie Ci sie troche lepiej.
      Buziaki, Ilonus.

      Usuń
  2. Lubię, kiedy wszystko po remoncie zaczyna "mieć ręce i nogi". Fajnie to wygląda, nawet ten czerwony w kuchni; u siebie bym już nie zaryzykowała - kiedyś miałam ( była wtedy taka moda, u wszystkich było mniej lub więcej czerwonego), ale mnie ten kolor drażnił. Co innego niewielkie czerwone dodatki, pojawiają się u mnie dość często, szczególnie zimą.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubie czerwien w kuchni, zreszta od poczatku zbieralam czerwone dodatki, mam tego tyle, ze teraz nie bardzo mam wyjscie, nie moge uzyc innego koloru. Mysle jednak, ze nie przesadzilam z czerwienia. Zreszta ja nigdy nie podazam slepo za moda na kolory w domu, mam takie, jakie lubie i jest mi wszystko jedno, czy akurat sa na topie.

      Usuń
    2. Teraz jest większa różnorodność i większy luz. Każdy robi tak, żeby mu się podobało i mniej jest tych, którzy ślepo naśladują modowe trendy; stawiamy raczej na indywidualizm. Ale dawniej, także ze względu na mniejszy wybór, było jak w poincie pewnego dowcipu: "Jak wszyscy to wszyscy, babcia też!"
      Ninka.

      Usuń
    3. Pamietam, kiedy urzadzalismy pierwsze mieszkanie w Polsce (chodzilo raczej o dodatki, bo meble byly, odziedziczone), jak bylo trudno cokolwiek upolowac. Wiele robilo sie samemu, przerabialo i kombinowalo. Tym wieksza byla satysfakcja z efektu.

      Usuń
  3. No proszę, widzę, że też masz sporo przypraw:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie przemiany. Znaczy przypominać sobie jak było "przed" i zachwycać się jak jest "po".
    Tylko momentu "w trakcie" nie lubię ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W trakcie" trwalo nieco przydlugo i wprawdzie do niewygod mozna sie przyzwyczaic, ale sa one nieco upierdliwe, zwlaszcza w pewnym wieku. Po studencku mozna mieszkac w czasie studiow lub na poczatku kariery malzenskiej, pozniej staje sie to nieznosne. :)))
      Profitowal tylko pies, ktory nie musial wysoko wskakiwac na lozko. :)))

      Usuń
  5. Piękne metamorfozy Panterko :)! Bardzo mi się wszystko podoba :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za uznanie. Kombinuje sie, bo szkoda wyrzucic jeszcze dobre meble, a ze nie pasuja kolorem - od czegoz farba? Tych calkiem starych jednak szkoda bylo mi malowac.

      Usuń
  6. ...cóż by tu dodać? Piękne gniazdko, a te spartańskie warunki przypominają mi każdy remont...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, ze mi te spartanskie warunki na zawsze nie zostaly ;)

      Usuń
  7. Kiedy kupilismy nasze pierwsze mieszkanie wszystko bylo w totalnej rozpierdziusze, lacznie z niektorymi scianami. Praktycznie wymienialismy wszystko, a Twoja fantazja z kolorami wcale mnie nie dziwi, ja tez wymyslalam i cieszylam sie kazda zmiana na lepsze:)

    Jak ogladam zdjecia ktore zamiescilas, to prawie tak jakbym swoja chalupe widziala.
    Pierwszy zrobilismy pokoj syna, a pozniej do przodu, do przodu. Jak byla kasa, to byly postepy, czasami to nawet na farbe do malowania scian brakowalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, robi sie sukcesywnie to, na co akurat stac. Powoli, ale do przodu, a potem juz tylko upiekszanie i kosmetyka.
      Czeka mnie jeszcze wyzwanie z pokojem goscinnym, tam nie skonczy sie na malowaniu, musze tapetowac, a nigdy tego nie robilam, wiec biore sie do tej roboty, jak pies do jeza.

      Usuń
    2. Tapetowanie nie jest takie złe, Panterko. Wiem, bo sama to kiedyś z ojcem robiłam i szło jak po maśle. Moim zdaniem trzeba sobie dobrze warsztat przygotować, czyli stół do cięcia tapety. No i poczytać o technikach naklejania ;) Dasz sobie radę, jak się do tego zabierzesz :)

      Usuń
    3. Ty wierzysz we mnie bardziej, niz ja w sama siebie :)
      Pewnie kiedys to zrobie.

      Usuń
  8. Ale zdolna jesteś, ja się nie biorę za malowanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malowanie to akurat najmniejszy problem, gorzej z tapetowaniem, ale mam nadzieje, ze i to mi sie uda. Nie takie wyzwania podejmowalam.

      Usuń
  9. Kawał dobrej roboty! A propos firanek i rolet, no cóż... to chyba przywara polaków, aby się wszędzie odgradzać od świata. Ogólnie fajnie sie Wam tam będzie mieszkać, po remoncie.

    pozdrawiam

    http://smuglerold.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwoli wyjasnienia: zdjecia robione byly 3-4 lata temu, zaraz po naszej do tego mieszkania wprowadzce. Wtedy wlasnie remontowalismy i na razie tak zostalo do dzisiaj. W planie jest remont goscinnego, bo Miecka podarla tam tapete.

      Usuń
    2. No Miecka wykonała pierwszy ruch! Następne należą do Was

      pozdrawiam

      Usuń
    3. Nigdy nie tapetowalam, wiec zwlekam, a troche mi sie nie chce.
      Musi spasc na mnie natchnienie, a nie chce.

      Usuń
    4. to tak jak u mnie. Teraz też jestem na etapie: "nic mi się nie chce"

      Usuń
  10. Bardzo mi sie podoba:)) Ja mam bzika na punkcie kuchni, Wspanialy twierdzi, ze idealne mieszkanie dla mnie powinno miec 3 kuchnie;) I wcale nie dlatego, ze tak gotuje, ale zeby sie sprzet i skorupy pomiescily:))
    A jasno lawendowy mam livingroom:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed przeprowadzka do mniejszego miaszkania, mocno musialam ograniczyc stan posiadanych skorup, garow i ksiazek. Jakos wiec sie pomiescilam. Mialam zreszta inne wyjscie?

      Usuń
    2. Tez mnie to czeka w przyszlosci i juz sie boje:) Ale masz racje, jak cza to czeba:)

      Usuń
  11. Fajne zwiedzanko, podziwiam za pokazanie mieszkanka, ja chyba bym się nie odważyła. Wyznaję żelazną zasadę "mój dom, moja twierdza" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sama widzisz, troche czasu mi zajelo dojrzenie do tego kroku. Wreszcie stwierdzilam, ze moge, bo wlasciwie co mi szkodzi.

      Usuń
    2. No, a ja jestem taka, że nie i już, w zasadzie nie wiem dlaczego tak mam, chyba jestem gościnna inaczej:D

      Usuń
  12. No, no... dobrze,że to wszystko tak inspirująco przedstawiasz. Może i mi się zechce chcieć w ogóle cokolwiek.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani mi sie szczegolnie nie chcialo, ani nawet nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, wszystko robilam po raz pierwszy i jakos to wyszlo, wiec zdecydowalam, ze moge sie pochwalic swoimi niecodziennymi umiejetnosciami.
      Buz!

      Usuń
  13. Dziękuję za możliwość zwiedzania Twojego mieszkanka, Panterko. Pomału, pomału, po wielu niewygodach, ale urządziliście się już wygodnie i ładnie. Podoba mi się sypialnia. A o prowizorycznej kuchni sama kiedyś napiszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Latwo nie bylo na poczatku. W starym mieszkaniu mielismy wszystko, ale ja sie uparlam na calkiem nowe meble, wiec sie jakis czas bez nich meczylismy. Tym wieksza byla ulga i satysfakcja, kiedy juz wszystko bylo gotowe.

      Usuń
  14. Niezły biwak mieliście na początku ;) Może faktycznie ma w młodości to swój urok, ale później to już tylko s....a ;) jak mówi stare przysłowie pszczół ;)
    Podoba mi się to, co pokazałaś :) Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inni mecza sie tak przez cale zycie, wiec te kilka miesiecy mozna bylo od biedy przetrwac. Najgorsze jednak byly poszukiwania po kartonach, wciaz tylko przekladalismy pudla. Jest przynajmniej co wspominac. :)))

      Usuń
  15. dochodzić samemu stopniowo do wszystkiego, to duża satysfakcja i radość. Przynajmniej dla mnie.
    Pamiętam moje pierwsze mieszkanie klaustrofobiczne, bo miało 32m2/3os + pies. Nie do wyobrażenia jest to, że wiele osób o takim marzyło, bo własne.
    Dziś mamy ponad 100m2 na osobę. Bardzo to cieszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, czego wlasnie mi brakuje w moim mieszkaniu, to przestrzen. Ale nie mozna miac wszystkiego, wiec ciesze sie z tego, co mam.

      Usuń
  16. Aleś Ty pracowita grzmijko... Idę stąd, bo ja jestem tak strasznie leniwy, że nawet patrzenie jak inni pracują mnie męczy...:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, chyba, ze bylaby to kabina na statku, wtedy bys chetnie remontowal, co?

      Usuń
    2. Remontował? W życiu? Zresztą łódź stoi nadal na kołkach bo marinę nam remontują i nie ma gdzie w porcie postawić. Ale szykuje fotoreportaż z mojego pierwszego w życiu rejsu z szuwary (dżunglę?) - oczywiście z copyright dla dżungli jakby co :)))

      Usuń
    3. Widzialam juz pierwsze zdjecia z rejsu, na pewno je tutaj chetnie wykorzystam. Tylko... jak to tak, poplyneliscie w rejs nieremontowanym plywadlem???

      Usuń
  17. Łódź wyremontowana, pomalowana. przejrzana itp co roku. Ale mowa była o kabinie, a ta jak była tak jest. Dopiero w tym roku żona nowe pokrycia kanapy o koje poszyła.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.