Spedzilismy z Kira w klinice 3,5 godziny. Pojechalismy, bo dwa razy w nocy i rano Kira znow wymiotowala i miala rozwolnienie.
Wetka najpierw ja wymacala, brzuszek byl nietypowo bardzo bolesny, zalecila wiec usg, ktore wykazalo, ze sa zmiany w sledzionie, nie wiadomo jeszcze jakiego rodzaju, czy tylko zapalne, czy nowotworowe.
Pozniej wyslala nas na rentgen, ktory wykazal dwie rzeczy, jedna dobra, druga zla. Dobre jest to, ze pluca sa w porzadku, co jest naprawde bardzo pozytywna wiadomoscia po Kirowych przygodach z rakiem. Na zdjeciu rentgenowskim wyszlo przy okazji, ze w zoladku znajduje sie jakies cialo obce, podluzne, lukowato wygiete, ca 7-8 cm dlugie. Pierwsze, co nam sie na mysl nasunelo, to gesie kosci, ale maz przysiega, ze sprawdzal 100 razy i kosc w gesinie jest wykluczona. Poza tym pisalam wczesniej, ze Kira juz podczas wigilii byla taka nieswoja, przypuszczam wiec, ze to tego dnia musiala cos pozrec, co zaleglo jej w zoladku, a przez nastepne dni choroba sie rozwijala. Po gesinie poszlo po bandzie i praktycznie od tego dnia malo co przyjmuje pokarmu, bo albo gora albo dolem wszystko z niej wycieka.
Kira zostala podlaczone pod kroplowke, bo jest dosyc odwodniona, schudla nam tez cale 2 kg. To trwalo najdluzej.
Jutro rano jedziemy na kontrole, Kira zostanie przeswietlona ponownie i jesli to cialo obce bedzie w tym samym miejscu, bedzie musiala zostac zoperowana. Przy okazji wetka powiedziala nam, ze jesli po otwarciu okaze sie, ze sledziona jest zaatakowana nowotworem, bedzie tez usunieta.
Po wyjsciu z kliniki Kira wystrzelila z zadka krwawym rozwolnieniem, wiec cofnelam sie spatac, czy w takim przypadku nie powinna byc od razu operowana. Wczesniej nie krwawila ani przy wymiotowaniu, ani przy kupkaniu (w nocy to nie wiemy, bo trudno bylo w ciemnosci cos zobaczyc). Wetka nas uspokoila, ze mozemy czekac do jutra, ale dala proboweczke na kupke.
Tyle Wam dzisiaj moge powiedziec, ale liczymy sie z opcja operacyjna i nawet naszykowalam juz body dla Kiry, zeby nie musiec kupowac nowego.
Nawet nie chce myslec, ile to wszystko bedzie kosztowalo...
Dzięki za wiadomości, Aniu.
OdpowiedzUsuńWygląda to wszystko tak sobie, ale chyba jest nadzieja na poprawę po operacji. Ciekawe, co skubana połknęła ....
Ania, jeśli mozemy Ci jakoś pomóc, to pisz.
No chyba, że to coś samo wylezie.
UsuńAniu, Skarpeta jest właśnie po to, tym się nie martw.
OdpowiedzUsuńBiedna Kirunia, biedna Żabka... Trzymam mocno kciuki.
Aniu to bardzo trudne i bolesne. Dla Kiruni najlepsza najcieplejsza energia płynie. ♥
OdpowiedzUsuńWłaśnie, pamiętaj o Skarpecie. Biedna, biedna psunia. Trzymam Was za ręce, dobrze wiem, co przeżywacie.
OdpowiedzUsuńPantero. Oby było dobrze.
OdpowiedzUsuńWspółczuję... Oby było dobrze!...
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko smutne. Trzymamy kciuki.
OdpowiedzUsuńAnia
Trzymam mocno kciuki!
OdpowiedzUsuńbiedna Kirunia, nacierpi się :( oby już jutro jej pomogli, ciężka to będzie doba dla Was, pełna niepokoju! następne dni niech przyniosą ulgę i nadzieję!! o kasę się nie martw, wspólnie damy radę, przecież wiesz!
OdpowiedzUsuńwspółczuję Wam bardzo mocno ♥♥♥
OdpowiedzUsuńPrzyczyn takich krwawych wymiotów na pewno może być wiele, ale mój Bazyl, trochę ponad rok temu, został czymś zatruty (prawdopodobnie jakiś debil rzucił cos psu przez płot). Wyglądało to naprawdę tragicznie:biegunka i krwawe wymioty ze śluzem. Przyjechał lekarz, dal mu kilka różnych zastrzyków (nawet nie wiem co to było) i czekaliśmy 24 godzin, bo lekarz raczej nie dawał szans. Ale Bazyl się wycyrlał;-)) Czego i Kirze życzę. I Wam, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńAniu! Też bylismy dzisiaj u weta z Zuzią. Od wigilii ma ucho spuchnięte jak bania. Okazuje się, że w zabawie Jacuś ją ugryzł. Wdało sie zakażenie. Krwiak. Ropa. Wet wyciągał to z niej strzykawką. Teraz psinka jest na sterydach i antybiotykach.Jak nie przejdzie, to trzeba będzie ucho ciąć w znieczuleniu.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za powodzenie i zdrowie Kiry,bo to najważniejsze!
OdpowiedzUsuńTo jutro obie będziemy miały stresujacy dzien, ja umówiona jestem na operację mojej najstarszej kici,bo jednak mały guzek przez rok urósł na nieco wiekszy i troche ma takich rozsianych drobinek ,wyczuwalnych pod palcami. Poszłam do kontroli i jednak trzeba zoperować.
mam nadzieje,że bedzie odbrze.Musi być!
Aniu obu Wam współczuję, Ty cierpisz psychicznie, a Kirunia fizycznie, to bardzo smutne. Mam nadzieje, że wszystko dobrze się skończy, musi !
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję Panterko :((
OdpowiedzUsuńOby nie trzeba było ciąć , a jak już to z dobrym skutkiem ...
Moc kciuków i dobrych myśli <3
Zapytaj wetki o dożylną witaminę c ,na nowotwór.
OdpowiedzUsuńPoczytaj o niej w necie.
No masz, to się wycierpicie. Biedni Wy, biedny pies. Nie będę tu dywagować. Całą energię skupiam na pozytywnych myślach o Was i o pozytywnym wyniku leczenia (w tym operacji). Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńKap,kap,płyną łzy....
OdpowiedzUsuńJasny szlg by to trafił,trzymajcie się i jak by co to pomożemy.
Biedna, co tam mogła łyknąć? 7 cm, to duże. Trzeba chyba na spacer zakładać kaganiec, jeśli ma tendencje to łapania świństw, szczególnie, że ona biega luzem, wieć czasem nawet nie zobaczysz, co wciągnęła. Oby to z niej wyszło, bo szkoda biduli ciąć.
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńBiedna Kirunia, bardzo wam współczuję. Coś dziwnego musiała biedna połknąć. Ja się skłaniam do zdania Mnemo, że kaganiec zminimalizowałby zagrożenie pożarcia czegoś szkodliwego. Tropik cały czas na spacery chodzi w kagańcu, dzięki temu i dzięki diecie wyszliśmy na prostą z trzustką i z nerkami. Trzymajcie się mocno!
OdpowiedzUsuńJaka ona cierpiącą...to cierpienie bije po oczach, biedna Żabcia:((
OdpowiedzUsuńAniu,ale przynajmniej wiecie,co sie dzieje,znacie przyczynę tych dolegliwości...No co ona mogla połknąć?:((
Szkoda,ze od razu nie zostawili ją na operację,psinka znowu musi sie męczyć :((
Aniu,badź dobrej mysli,diagnoza nie jest tragiczna,na pewno wszystko dobrze się skończy:*
Ale musieliście przejść a Kirunia [nawet nie myślę jak się nacierpiała]Dobrze ze wiecie co jej jest.Ależ co ona połknęła.Trzymajcię się dziewczyny.
OdpowiedzUsuńTrzymamy łapy i kciuki za Kiruńkę!
OdpowiedzUsuńPantero... będzie dobrze!! Musi być!!
OdpowiedzUsuńSą dobre wieści - tym sie teraz pocieszaj, o tym myśl...
A jutro trzymam za Was kciuki. Uściski ślę
Trzymam kciuki za Kirunie o przesylam dobre mysli:):)Dziewczyny juz napisaly o kagancu na spacer, nasze rodzinne psy, gonczy polski i labrador, tez mialy bardzo przykre doswiadczenia z pozarciem jakiegos swinstwa na spacerze i nosza kagance:(
OdpowiedzUsuń:( Trzymam kciuki, żeby wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńPatrze na Kire na zdjeciach i podziwiam jaka jest madra, jak spokojnie lezy przy kroplowce, potem z zawinieta lapka i nie zdziera opatrunku, bo moj psiak tez zdrowy nie jest, ma narosle, taki guz na lapce, ktory czasami krwawi, mial juz robione wstepne badania, na szczescie nie jest to rak, czeka go operacja, na razie antybiotyk, opatrunek od razu zdarl jak na chwile zdjelam mu plastykowy kolnierz i juz nie pozwolil zalozyc nowego opatrunku, byl zly i czulam ze by mnie ugryzl. Dlatego podziwiam Kire i wierze ze bedzie dobrze, a to cos co zalega w zoladku musibyc usuniete, no i nie ma innego sposobu tylko operacja. Teresa
OdpowiedzUsuńKirunia to uosobienie dobroci i cierpliwosci, wszystko pozwoli ze soba zrobic, a kolnierz nosi co prawda jak dopust bozy i trudno sie temu dziwic, ale pozwoli go nakladac na zyczenie.
UsuńOj Kira, kochanie, co żeś wszamała, co? Jedyny plus, że widać to na usg, więc mniej więcej wiadomo na czym się stoi. Trzymam kciuki za powodzenie operacji i oby nie było żadnych zmian rakowych.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, Kira nigdy w zyciu nie nosila kaganca, wiec na starosc nie zrobie jej takiej przykrosci. Niech spedza ostatnie lata na tyle wolna, jak to mozliwe. Nawet "dla jej dobra" kaganiec jest ogromnym ograniczeniem. Bedziemy ja bardziej pilnowac, ale kaganca nie bedzie miala nigdy zakladanego.
OdpowiedzUsuńWszystkim Wam chcialam w imieniu Kiry i swoim serdecznie podziekowac za cieplo, jakie do nas wysylacie. To dziala (pewnie wspolnie z antybiotykiem), bo noc byla spokojna i przespana. Dziekujemy i merdamy :*****
Super, oby tak dalej!
UsuńNa taką wiadomość czekalam :)
Usuń:*
Mocno trzymam kciuki za Krunię,oby operacja nie była konieczna.Całuski dla żabci.
OdpowiedzUsuńNo! Jak jest już trochę lepiej, to dobrze; oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńKirunia dziś o 11 będzie operowana (update dla tych, co nie mają FB).
OdpowiedzUsuńKciuki zaciśnięte!
Nooo, trzymam mocno!
OdpowiedzUsuńTrzymam zatem operacyjne kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Kirunie. Ciesze się, że noc przespana. Czekam na dalsze wieści.
OdpowiedzUsuńBuźka, Aniu :*
bardzo mi smutno, że z Kirą tak źle. trzymam za Was kciuki i mam nadzieje, że wyjdzie z tego.
OdpowiedzUsuńChwilę mnie nie było w necie a tu takie smutne wieści. Ja chcę dłuższy czas żeby wszystkie zwierzaki wokół i blogowe były zdrowe! Bardzo współczuję i trzymamy wszystkie łapki za Kirunię. Widzę że Skarpeta już się odezwała a wiadomo że w razie czego wszyscy ziarnko do ziarnka się zrzucimy. TRZYMAJCIE SIĘ :*
OdpowiedzUsuńtrzymamy, trzymamy ;-)))
OdpowiedzUsuńkciuki trzymam i czekam na lepsze wieści
OdpowiedzUsuńTo złe zostanie w starym roku, nowy rok, lepszy rok ....trzymam kciuki za Kirę i za Was.
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam na fejsie. Biedna Kirunia... Co wiecej moge powiedziec? Jestem z Wami ♥♥♥
OdpowiedzUsuńBidulka :(. Mam nadzieję, że obędzie się bez operacji...pozostaje życzyć dużo zdrówka!
OdpowiedzUsuńNo niestety, dzisiaj byla operowana.
UsuńJak się czuje Kirunia? Mam nadzieję, że całkiem dobrze.
OdpowiedzUsuńAlucha, nie wiem, ona jeszcze jest w klinice. Dopiero jutro ja odbierzemy.
Usuń