niedziela, 24 października 2010

Moje ZOO - Fusel

W 1999 roku bylismy u rodzicow w Lodzi, zakup pieska byl przesadzony. Zawsze chcialam wziac jakas biedote ze schroniska, najbardziej skundlonego kundla. Dyskusje trwaly, ale rodzice odradzili mi wizyte w schronisku, sugerowali, ze moge psychicznie nie wytrzymac nawalu nieszczescia tych biednych zwierzat. Dalam sie przekonac i stanelo na jamniku z ogloszenia. Takim sposobem stalismy sie posiadaczami Fuselka. Jego imie to tez historia. Po niemiecku Fussel to taki farfocel, jaki tworzy sie np. na welnianym swetrze, a Fusel to najgorszy rodzaj wodki, taka siwucha. Fusel mial byc farfoclem, przez pomylke zostal siwucha. Jest nastepnym jamnikiem, ktory ma totalna fiksacje na moim punkcie. Kocha cala rodzine, ale tylko ja jestem jego calym swiatem, w pelnym tego slowa znaczeniu. Wlasciwie jedyna jego wada jest to, ze nie zostaje sam w domu, drze pysk tak intensywnie, ze grozi to najazdem policji i Towarzystwa Opieki nad Zwierzetami na dom, a sasiedzi wyladowaliby predzej czy pozniej w wariatkowie. To jakby nasza wina, ale tak sie ukladalo, ze maz pracowal tylko na noc, ja w dzien wiec zawsze ktos byl i klops nastepowal dopiero wtedy, kiedy musielismy wyjsc oboje. Tak jest do dzisiaj, za kazdym razem musimy organizowac dog-sitting, albo brac psa ze soba. Fusel jest psem nieskomplikowanym, choc po jamniczemu upartym, jest otwarty na inne psiaki, nie lubi duzych i ciemnych (taki go kiedys pogryzl). Tam, gdzie poprzednio mieszkalismy, mial Fusel cale watahy kumpli, zawsze kogos spotykalismy na spacerkach. Mieszkalismy na skraju miasta, kilka krokow i znajdowalismy sie na polach, gdzie mozna bylo hasac do woli bez smyczy, ganiac po polach za motylkami i ptaszkami, udawac krwawe walki z innymi czworonogami, straszyc rowerzystow, byc po prostu szczesliwym psem.
Fusel mial przepukline pepkowa, ale zyl sobie z tym, dopoki w wieku 11 miesiecy przepuklina nie uwiezla mu w otworze, stala sie ciemnoniebieska i psina musiala byc szybko zoperowana, bo bylo to niebezpieczne dla jego zycia. Zostal na noc w klinice, pozniej uslyszalam, ze bardzo zle sie zachowywal, cala noc plakal wnieboglosy, pozniej pogryzl lekarza przy badaniu, a kiedy przyszlam go odebrac, zasikal ze szczescia cala poczekalnie. Ale wyzdrowial i chyba jeszcze bardziej zbzikowal na moim punkcie.
Jak wiadomo, kazde szczescie musi miec swoj koniec. Nasz nastapil w 2007 roku. Pamietam date dokladnie, bo mialo to miejsce na dzien przed moimi urodzinami, 3.11. Fusel obszczekiwal cofajace auto, nie reagowal na moje przywolywanie, kierowca go nie widzial, ja nie zdazylam zareagowac i stalo sie - zostal potracony. Uciekl w szoku, caly drzal. Obrazen zadnych nie mial, wiec wyszlismy z zalozenia, ze nic sie nie stalo. Nastepnego dnia, w moje urodziny, zaczeli sie schodzic goscie. Fusel skoczyl w powitaniach do corki, krzyknal prawie jak czlowiek, a jego tylne lapki lezaly bezwladnie, byl sparalizowany... Ja mialam juz po urodzinach! Natychmiast poszlismy do naszego weterynarza, dal mu kilka zastrzykow i wyslal do kliniki uniwersyteckiej dla zwierzat, bo sam nie byl w stanie dalej mu pomoc. Nastepnego dnia Fusel zostal przeswietlony, stwierdzono wypadniecie dysku, co jest dla jamnikow bardzo typowe. Jeszcze nie wiedzielismy, czy sie z tego wykaraska, czy tez zostanie sparalizowany do konca zycia. Jednak i w takim przypadku bylo dla nas jasne, ze raczej postaramy sie o wozek inwalidzki dla psow, niz pozwolimy go uspic. Przeciez sparalizowani ludzie moga tez zyc dalej, a psy znakomicie przystosowuja sie do kolek zamiast tylnych lapek, zyja z kalectwem dalej i sa szczesliwe. W klinice lekarze polecili zostawic Fusla na obserwacje i choc ostrzegalam, ze beze mnie pies czuje sie niekomfortowo, skwitowali, ze sa w koncu fachowcami i zebym nie przesadzala. Nastepnego dnia mialam w pracy telefon, zebym natychmiast przyjezdzala, bo Fusel nie da sie zbadac, jest bardzo agresywny, nawet nie pozwoli wyniesc sie z klatki, wszyscy boja sie zalozyc mu nawet kaganiec. Fachowcy od siedmiu bolesci! Moje sloneczko protestowalo, ze je odseparowano od mamy. Kiedy przyjechalam, wynioslam go z klatki, gdzie siedzial w kaciku i wygladal jak siedem nieszczesc. Lekarze nie mogli wyjsc z podziwu, bo przy mnie pozwalal ze soba robic WSZYSTKO i to bez kaganca. Przyznali, ze czegos podobnego jeszcze nie bylo im dane przezyc. Przez pierwszy tydzien przychodzilam z nim dwa razy dziennie na cewnikowanie. Mial po zastrzykach z hydrokortizonu zwiekszone pragnienie, pil ogromne ilosci wody, a wychodzenie z nim na dwor bylo ograniczone. Po dwoch dniach chodzenia za nim w pelnym zgieciu (Fusel zupelnie normalnie i szybko biegal na przednich lapkach), wysiadly mi plecy, wiec uszylam dla niego nosidelko, zeby moc chodzic wyprostowana. Calkiem niezle radzil sobie w tym nosidelku, budzac furore wsrod znajomych, coraz czesciej zalatwial sie na dworze, byl w tym swoim kalectwie nadal szczesliwy. Po dwoch miesiacach nosidla, po wydaniu pieniedzy, za ktore mozna byloby kupic stary uzywany samochod, Fusel powolutku wrocil do swiata czworonogow. Nie jest wprawdzie tak sprawny ruchowo, jak przed wypadkiem, jego inwalidztwo wyceniam na jakies 10 - 15%, ale CHODZI !!! I tak obylo sie bez operacji, to kosztowaloby nas majatek, ale co tam, dla dziecka ponosi sie nie takie ofiary. Fusel ma juz 11 lat, pyszczek ma siwiutenki, przednie lapki tez  mu osiwialy, trzeba go nosic po schodach, podsadzac na kanape, bardzo uwazac, zeby nie przytyl i nie przeciazal kregoslupa, ale jest z nami nadal.
Czasami mam wrazenie, ze ten pies ma w swym malym cialku dusze megalomana, ze on sie czuje bardziej czlowiekiem niz psem. Ma charakterek, to uparciuch, zawsze musi postawic na swoim i tylko ja mam nad nim taka wladze, ze zawsze zrobi to, co ja chce. On umie z nami rozmawiac, co nie znaczy, ze umie mowic po ludzku. Kiedy czegos chce, podnosi lapke i zaczyna sie zgaduj-zgadula. Pytamy, czy chce wyjsc, jesc, czy co tam jeszcze. Kiedy zareaguje, juz wiadomo, o co chodzi. Najgorszymi dniami w roku sa okolice Sylwestra, kanonada na zewnatrz powoduje u Fusla permanentna trzesionke, dostaje tabletki uspokajajace, a na dwor nie lubi wychodzic. Fusel to nasze dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.