piątek, 29 czerwca 2012

Domy, domy... (8)

W reichu wyladowalismy z tysiacami innych przesiedlencow i azylantow, wiec zanim pozalatwialismy wszystkie formalnosci, zeby samemu moc poszukac jakiegos lokum, zakwaterowano nas w mlodziezowym schronisku turystycznym. Co tu duzo mowic! Gospodarze tego przybytku byli do Polakow wrogo nastawieni i utrudniali nam zycie, jak tylko mogli. Poza tym moj maz byl juz wczesniej zakwaterowany gdzies indziej i nie moglismy byc razem, czego skrupulatnie pilnowali gospodarze schroniska. Raz w nocy wpadli do mojego pokoju i wyprosili meza.

Nasze znajome, matka z corka, musialy oddac przywiezionego ze soba z Polski pieska, do uspienia, bo nie chcieli sie zgodzic, zeby mieszkal w schronisku. Brak odrobiny dobrej woli, nic wiecej.
A czlowiek niekumaty jezykowo i wystraszony nowymi warunkami, bez prawa pobytu, nie wiedzial gdzie i komu sie poskarzyc.

Dobrze, ze ta zajmujaca przygoda zakonczyla sie po pieciu miesiacach, bo pewnie dluzej bym nie zdzierzyla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.