piątek, 29 sierpnia 2014

Zebyscie nie tesknili...

Na kilka dni sie rozstajemy. Dzis rano jade do szpitala i nie bede juz miala okazji przeczytac, co macie mi do powiedzenia na droge. Lepiej wiec nic nie mowcie i tak wiem, ze mi dobrze zyczycie.
Zostawiam Wam moje skarby do ogladania, zebyscie za nimi nie tesknili.
Komentarze wylaczam.
Do zobaczenia... kiedys.







W czwartek przesiedzialam w szpitalu piec godzin. Badan mi tyle narobili, ze glowa mala, przeswietlenia, usg, krew, mocz. Nie bylam jedyna do jutrzejszej operacji, wiec wszystko trwalo strasznie dlugo. Wszedzie trzeba bylo odczekac w kolejkach, cale szczescie, ze moglam siedziec, bo na stojaco na pewno bym nie wytrzymala.
Termin operacji zrobili mi na 14.00, bede wiec miala sporo godzin do rozmyslan na czczo. W szpitalu mam sie zameldowac o 10.00.
Najgorsze jest to, ze nie ma gwarancji na usuniecie rurki w przypadku poranienia moczowodu podczas operacji. A po polskich nerkowych doswiadczeniach wiem, ze produkuje kamienie szczawianowe, bardzo twarde i kolczaste, wiec ryzyko poryrania jest u mnie duze, a co za tym idzie, prawdopodobienstwo zachowania rurki i siedzenia kolejne tygodnie w domu - jeszcze wieksze. Przemilcze juz litosciwie, ze podpisalam zgode na ewentualne rozszerzenie operacji, gdyby nie udalo sie endoskopowo, na ciecie, z amputacja nerki wlacznie lub/i nietrzymaniem moczu do konca zycia.
Do domu wrocilam tak zdolowana, ze juz na nic nie mialam ochoty i tylko ryczalam.
Chcialabym nie wybudzic sie z narkozy...