środa, 11 kwietnia 2018

Jak mnie wyrzucili.

Weekend byl tym razem wzorcowy, pogoda jak na zamowienie, choc tu i owdzie rozlegalo sie marudzenie, ze zbyt duzy skok temperatur i takie tam. Trudno ludziom dogodzic. ;)
W niedziele wybralismy sie poogladac dziki i daniele Am Kehr. Podczas ladnej pogody zawsze jest tam sporo publiki, ale to, co zastalismy, przeszlo nasze najsmielsze oczekiwania. Nie wiedzielismy, ze akurat odbywal sie jakis konkurs jezdziecki, wiec samochodow z calych Niemiec bylo co niemiara, w tym strasznie duzo koniowozow. Z ledwoscia znalezlismy miejsce do zaparkowania.



Zajrzelismy z ciekawosci na padok (chyba tak to sie nazywa), ale trwala rozgrzewka i nic ciekawego sie nie dzialo. Wszystkie kunie mialy takie fikusne czapeczki i teraz nie wiem, czy to tylko tak dla ozdoby, czy tez byl jakis inny cel.





Poszlismy wiec dalej, mijajac po drodze smoczkowe drzewo. Kiedy male dzieci sa juz tak daleko w rozwoju, ze pora pozegnac sie z dudlem, przyjezdzaja tu z rodzicami i uroczyscie wieszaja swoj skarb na drzewie.



Doszlismy do wybiegu dzikow. Nie mialam specjalnie nadziei na warchlaczki, bo jeszcze jakos w zimie ktos z naszej grupy fotograficznej wklejal zdjecia pasiastych swinek, wiec myslalam, ze juz po ptokach. Tymczasem okazalo sie, ze prosiaki rodza sie w roznych porach. Toja dostala palmy i koniecznie chciala sie przebic przez siatke do swiniakow, ktore nie zaszczycily jej nawet spojrzeniem.






Las pachnial juz calkiem wiosennie i pelen byl kwiatkow, rozniacych sie jedynie kolorami. Bialych bylo najwiecej, miejscami pokrywaly podloze lasu jak dywan. Fioletowych i zoltych bylo mniej. Przypadkiem dowiedzialam sie, ze to przylaszczki. Niech tam, dla mnie to i tak wszystko leluje.





Doszlismy do wybiegu kozlow danieli. Az tak nie znam sie na ich cyklu zycia, ale zauwazylam, ze samce i samice trzymane sa osobno na dwoch roznych wybiegach. Pewnie chca zapobiec ich nadmiernemu rozmnazaniu, tak mysle.




W calym lesie pelno bylo powalonych drzew, niektore juz uprzatniete i pociete lezaly w kupkach czekajac na transport, a inne pozostawione tak, jak upadly. Rozmiar szkod byl ogromny, to pewnie te jesienne huragany powalily albo polamaly tyle drzew.
O ile przed kozlami Toyka czula respekt, tak przy lani znow dostala szajby i chciala staranowac plot.



W tym miejscu zeszlismy z trasy wokol wybiegu i udalismy sie glebiej w las, w strone wioski Herberhausen. Tam zeszlismy, pokrecilismy sie po ulicach, po czym skierowalismy sie z powrotem ku wybiegom.






Zrobilismy ladny kawalek drogi, schodzenia i wspinaczki, bo teren mocno pagorkowaty i gdyby nie palace slonce, pewnie tak bysmy sie nie umeczyli.
Na wielkim pastwisku dla samic z mlodymi, paslo sie ich spore stadko.






Tutaj tez Burek rzucal sie na siatke, ale danielki, przyzwyczajone do widoku setek ludzi, w tym wielu z psami, nic sobie nie robily z Burkowych dzikich poszczekiwan i spokojnie pasly sie resztkami zimowej trawy. Lada chwila pastwisko pokryje sie swieza, wiec bedzie co jesc przez cale lato.
Do domu dotarlismy wszyscy troje tak wymeczeni, ze Toyka legla juz na klatce schodowej, w czasie, kiedy otwieralismy drzwi. Nawet tej malej chwili nie mogla ustac.


Na pewno zadajecie sobie pytanie, skad wzial sie ten tytul i skad to mnie wyrzucili. Cierpliwosci, zaraz dojdziemy do sedna. W domu wszyscy troje leglismy jak neptki w konwaliach i posnelismy, zeby nabrac sil, bo ja na popoludnie umowiona bylam z Najmlodsza na sesje zdjeciowa. Po drzemce nabralam nowych sil i polecialam na umowione spotkanie. Zegnaly mnie smutne minki curecek.


Z corka umowiona bylam w starym ogrodzie botanicznym. Niestety, kiedy przekraczalam brame, zauwazylam, ze mamy niewiele czasu, tylko pol godziny, bo zamykaja o 18.30. Corka troche sie dodatkowo spoznila, ale nie ma tego zlego, bo przynajmniej mialam chwile, zeby pofocic budzacy sie wiosennie ogrod, a nawet zajrzec, co dzieje sie z dziwidlem.









Tyle z niego zostalo. Nie wydziela juz zadnego zapachu, platek wysechl na wiorek, za to pokazaly sie owoce. We wczesniejszych postach o dziwidle ktos pytal, jak ono owocuje. Wlasnie tak.
Byla godzina 18.15, wiec do zamkniecia teoretycznie byl jeszcze kwadrans. Tymczasem jakis mlodzieniec wlazl do szklarni i zaczal mnie i jeszcze jakas osobe z niej wypedzac, bo zamykaja. Wtedy nadeszla corka, wiec chcialysmy zrobic kilka zdjec w drodze do wyjscia. A tu znow pojawil sie ten glupek i dalej drzec ryja, ze przeciez mowil, ze zamyka, wiec co my tu jeszcze wyprawiamy. Byla 18.20, wiec teoretycznie jeszcze 10 minut do zamkniecia. Tego bylo juz nam za duzo, zwrocilysmy mu uwage, ze skoro szyldy informuja o godzinie zamkniecia, to do tej godziny pozostaniemy i nieszczegolnie nas interesuje, ze on chce wczesniej zerwac sie z pracy, a w ogole niech spusci z tonu i przestanie byc agresywny. No i tak to wyrzucili mnie z ogrodu botanicznego.
Szkoda bylo jednak pogody, wiec pojechalysmy nad Kiessee i tam jeszcze dalej corke fotografowalam. Jedno zdjecie moge Wam pokazac, bo jej prawie wcale nie widac, inaczej by mnie zamordowala.


Caly weekend spedzilam wiec bardzo aktywnie i na swiezym powietrzu, natankowalam nowej energii na nastepny tydzien i, choc stopy mnie bolaly, a nogi prawie w tylek wrosly od lazenia, jestem zadowolona.

Apdejt paczkowy (teraz musze sledzic na innej stronie):
Tue, 10.04.18 15:30 Radefeld, Germany
The shipment has been processed in the parcel center of origin (nie wiedziec czemu w obcym jezyku)
Apdejt ubezpieczeniowy: Mama dostala od Uniqa 100,48 zl i nie pytajcie mnie, skad taka suma. Stowa jak stowa, ale te 48 groszy? Powiedzieli jej, ze jesli jest niezadowolona, moze sie z nimi sadzic.


I jeszcze ogloszenie parafialne: Na prawym pasku bloga pojawil sie nowy banerek, wystarczy wen kliknac, a przeniesie Was na fejsunia, na bazarek rzeczy pieknych, licytowanych na rzecz fundacji Pregowane i Skrzydlate, z ktora wspolpracuje Dom Tymczasowy Gosianki. Zachecam do licytowania.







39 komentarzy:

  1. Interesujący pościk sobie zafundowałam przed snem. Ciekawe, że pozwalają iść razem z pieskami do wybiegu zwierzaków. U nas do ZOO nie wolno.
    Dziwidło nadal interesujące, chociaż już nie tak okazałe. Przypomniałaś mi, że muszę zajrzeć do botanika, lada moment zakwitną magnolie, bardzo je lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat nie jest zoo, ale w hanoverskim bylismy przeciez z Kirunia, o ile pamietasz. Tu mozna z psami w wiele miejsc, czesto nawet do lokali gastronomicznych.
      Magnolie juz u nas kwitna, widuje po drodze do pracy.

      Usuń
    2. U nas też już kwitną. Ex raźniej w tym roku!

      Usuń
    3. Zaraz jakos czlowiek lepiej sie czuje psychicznie, kiedy wokol rozne kfiatki. :)

      Usuń
  2. Córuś cudna, tak jak i jej siostry:)
    wiadomo po kim :)
    pooglądałam sobie je z podziwem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sonic, cos Ty mi za duzo kadzisz... Czyzbys czegos potrzebowala? :)))

      Usuń
  3. Cieszę się ,że paczka przekroczyła granicę i zbliza sie do Ciebie! jest szansa, że w tym tygodniu dotrze!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Niemczech tez jakos zdumiewajaco wedruje:
      Wed, 11.04.18 05:15 Staufenberg, Germany
      The shipment has been processed in the destination parcel center

      W kazdym razie Staufenberg jest w powiecie getynskim, czyli bliziutko.

      Usuń
  4. Ja tam lubię wiedzieć, jak się te leluje nazywają:) Pod przylaszczkami masz zawilca, a pod nim ziarnopłon wiosenny. I jeszcze pod motylem (rusałka pawik) śliczne zdjęcie kokoryczki:)
    U nas przez te trzy ciepłe dni zdążyły przekwitnąć przebiśniegi i prawie wszystkie krokusy. Powoli robi się zielono, nawet są już żółte pąki na forsycjach i pączki kwiatowe na mirabelkach, maluśkie! Kasztanowiec rosnący w zacisznym miejscu przy rynku, ma pąki trzy razy większe, niż w poniedziałek. Ale dziś jest dużo chłodniej i pochmurno. Ma padać i miało już w nocy, ale nie spadła ani kropla. Strasznie jest sucho.
    A u Ciebie tak ładnie...
    Tak mi się po tych czapeczkach wydaje, że to był konkurs ujeżdżania koni, ale nie wiem na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz kokoryczka, a ja myslalam, ze to sasanka. Tak sie znam na kwiatach. :( A nie, sasanki sa NAD motylkiem, prawda?
      Jak widzisz na jednym ze zdjec, nasza forsycja juz w pelnym rozkwicie, od czoraj widze kwitnace magnolie. Teraz tylko deszczu potrzeba, zeby zielen eksplodowala, jest troche za sucho.

      Usuń
    2. Tak, sasanki nad motylkiem:)

      Usuń
    3. No jakos niektore leluje znam po imieniu, kilka dzieki Wam. :)))

      Usuń
  5. Pięknie aktywnie spędzony weekend, wszyscy zadowoleni. Najbardziej mnie rozczuliły te warchlaki i sarny. Uwielbiam patrzeć na zwierzęta, kiedy jest im dobrze.
    Pożegnanie śmierdziela - ahoj!
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. STOP! To nie sarny, to daniele, najmniejsze z jeleniowatych zyjacych w Europie. Troche wieksze sa wlasnie sarny, a najwieksze jelenie. Bo sarna to nie zona jelenia, ale osobny gatunek. ;)

      Usuń
  6. Przylaszczki akurat znam. Jak bylam mala to narwalam ich do wazonu (babcia mieszkala tuz przy lesie) ale wziely i zwiedly. Babcia mi potem powiedziala, ze one poza ziemia nie przetrwaja.
    Tak psa zmeczyc, podziwiam :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mozesz sobie nasz stan wyobrazic, skoro mlody Burek padl jak neptek. :)))

      Usuń
    2. Przylaszczki rwałam kiedyś, jak byłam dzieckiem i stały w wazonie bez problemu, choć krótko, trzy-cztery dni, potem na ogół gubiły płatki. Potem się dowiedziałam, że są pod ochroną, więc przestałam je zrywać. Teraz ochrona została zniesiona (w 2014r.), ale nie rwę, bo mi szkoda. Czasem (ale rzadko) zerwę kilkanaście zawilców, bo tych w lasach zatrzęsienie.

      Usuń
    3. Ja tam nie zrywam, bo zanim donioslabym do domu, pewnie by zwiedly.

      Usuń
  7. Podoba mi się smoczkowe drzewo i pomysł na takie. Ładnie to postępować z pieskiem, że aż pada ze zmęczenia :). Świetny wiosenny spacer. W ogrodzie botanicznym też było co podziwiać. Przykro, że przed czasem Was wypraszali ze szklarni :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie przypuszczalam, ze Toyka az tak sie wymordowala, przeciez nie wylatala sie jak zwykle, bo byla przez caly czas na smyczy. A tak padla. :)

      Usuń
  8. 1. „tu i owdzie rozlegało się marudzenie, że zbyt duży skok temperatur i takie tam. Trudno ludziom dogodzić”.
    Już wczoraj dusiłam się z gorąca w autobusie. Głowa napier… boli mnie od 5 dni. Próbowałaś kiedyś dogodzić sobie bólem głowy? A to dopiero rozgrzewka przed latem.
    2. Co to jest „dudel”/„dudl”?
    3. „samce i samice trzymane są osobno na dwóch różnych wybiegach”. Uważam, że w pewnych okolicznościach to mógłby być całkiem niegłupi pomysł dla samic i samców ludzkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dudel to smoczek w jezyku jednej z moich bestii. I nie przesadzaj, bo wcale nie bylo tak goraco, bedzie dopiero latem, a tego i ja nie lubie. Bylo optymalnie.
      Oraz masz racje, samce i samice w Afryce, Azji tez powinni byc trzymani osobno, bo rozmnazaja sie jak karaluchy i potem najezdzaja mala Europe.

      Usuń
    2. Nie przesadzam, trzeba było się ze mną przejechać tym autobusem. Pięciodniowy ból głowy też chętnie oddam za darmo. Chodzę w bluzkach z krótkim rękawem i z bosymi stopami (nareszcie!), a przez cały dzień tylko piję wodę jak Pijus jedenasty. Stan też prezentuję daleki od świeżości...
      W Europie, w tym w Polsce, też są amatorzy karaluszo-króliczego rozmnażania i jeszcze z moich podatków pieniądze na toto idą.

      Usuń
    3. Akurat z Twoich! Ta swolocz nawet nie chce spojrzec z daleka na piekna nasza Polske cala. Na razie to nasze podatki ida na ich wygodne zycie.
      Jak juz teraz marudzisz na upaly, to co bedzie latem?

      Usuń
    4. Ja nie mówię o Twojej arabskiej karaluszarni, tylko o naszej, polskiej.

      Usuń
    5. Sama znam dwie rodziny, w których jest 8 i 10 sztuk progenitury. Od czasów wprowadzenia pińcetplus bardzo porośli w piórka - zgadnijmy, za czyje pieniądze? No bo przecież nie za swoje. Mamuśki pracą się nie pokalały, za to tacy jak ja zapierdalają na ich frykasy i końca z końcem związać nie mogą po upływie dwóch tygodni od wypłaty.

      Usuń
  9. Fajny weekend mialas, kunie w melonikach zacnej urody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tez bardzo spodobaly sie te mycki, ale myslalam, ze to jedynie ozdoba. Jak jednak wyzej mi wytlumaczono, to ochrona, takie nauszniki. :)

      Usuń
  10. Mieliscie niesamowicie aktywny dzien, a Toya mnostwo nowych wrazen.
    Fajnie wyglada padnieta pod drzwiami, ale jeszcze fajniej na balkonie, dziewczynki patrza i zazdroszcza ze Ty znowu w droge.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dalo rady wziac jej ze soba, bo do starego ogrodu botanicznego pieskom jest wstep zabroniony. W nowym mozna, ale tylko na smyczy.

      Usuń
  11. Piękne zwierzęta. U nas dziki można nawet zobaczyć w osiedlowej piaskownicy. I sama nie wiem, czy z tego powodu śmiać się czy płakać. Pozdrawiam ciepło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plakac, Karolina. Dziki w miescie nie maja nic do roboty, potrafia byc niebezpieczne, zwlaszcza z malymi. A ludzie rozrzucaja odpadki, co wabi dzikie zwierzeta. Potem zas oglasza sie odstrzal, bo zwierzeta wlaza do miast.

      Usuń
  12. A jednak myślałam, że wyrzucili Cię ze "zwierzyńca" ;-)
    Zdjęcie koni mię wzruszyło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musialabym sie naprawde zle zachowywac, zeby mnie stamtad wyrzucili z hukiem, a przeciez ja to oaza spokoju i dobrych manier. :))

      Usuń
  13. A dziekuje za wyjasnienie. W zyciu bym sie nie domyslila. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedne dziwidło, żeby aż tak sflaczeć!Pan zamykacz pewnie się na randkę spieszył.
    Popatrz jacy dokładni z tym liczeniem. Co do grosza:)). Lepsza stówa niż nic.
    Te "czapeczki" na końskich łbach to po prostu ochraniacze na uszy, bo konie są bardzo wrażliwe na różne, nieznane im dzwięki a te ochraniacze trochę je tłumią. Niektóre z tych ochraniaczy są naprawdę ładne, z koronkowym wykończeniem.
    Masz rozrywkę z tym śledzeniem przesyłki. Najwięcej mnie wkurzało gdy wyczytałam tak około południa, że już przekazano w ostatnim miejscu do doręczenia, bo wtedy to już był cały dzień siedzenia w domu. Chociaż niektórzy to byli dość bystrzy i nim się do mnie dowlekli to wpierw dzwonili na komórkę czy aby jestem w domu.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jakim cudem wyliczyli te 48 groszy. Nie znam cen w Polsce, wiec nie wiem, czy na farbe by wystarczylo, nie mowiac o robociznie, bo mama z pewnoscia nie pomaluje sama.
      U nas kurierzy przysylaja maile, ale rozpietosc czasowa jest zabojcza, np. miedzy 11.00 a 17.00. A przeciez ja w robocie, a chlop musi z psem czasem wychodzic. Ale jesli musze juz odbierac, to sa wyznaczone miejsca w poblizu, najczesciej kolektury totolotka, gdzie zostawiaja te paczki. Z poczta jest inaczej, jak nie ma nikogo w domu, to trza dreptac na poczte i odstac swoje.

      Usuń
  15. Poza tym często tym płochliwym dodatkowo wkłada się jeszcze watę do ucha a nauszniki to wszystko trzymaja do kupy no i zabezpieczają przed insektami które im się pchają do uszu.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.