niedziela, 3 maja 2020

Łowiecki-curecki.

Najpierw o tym, skad powstaly te curecki. Kiedy nasza najstarsza corka byla jeszcze jedynaczka, czesto chodzilysmy w Lodzi do ZOO. Ktoregos razu zatrzymalysmy sie obok wybiegu sarenek czy tam innych antylop, juz nie pomne. A moje dziecko nagle odzywa sie w te slowa:
- Mama, zobacz, cala rodzina! Tata-sarenka, mama-sarenka, babcia Zosia-sarenka i curecki-sarenki.
Stojacy obok ludzie zwijali sie ze smiechu, szczegolnie z tej babci Zosi (to imie mojej mamy). Dlugo pozniej, juz kiedy osiedlismy w Niemczech i mieszkalismy w miejscu prawie nad brzegiem Leine, gdzie obecnie zbudowano wielgachny gmach dla policji, czesto chodzilismy na spacery nad Kiessee. Wtedy jeszcze nie bylam swiadoma, ze ptakom nie wolno dawac chleba, siekalam wiec drobno wszystkie resztki pieczywa i dzieciaki mialy radoche w karmieniu kaczek i labedzi.
Czesto po drodze spotykalismy stadko owiec wypasanych na terenach zalewowych Leine (Leineaue), łączce miedzy rzeka a walem powodziowym, niespecjalnie szerokiej, za to dlugasnej, wiec te ekologiczne kosiarki mialy co robic. Towarzyszyl im zawsze pasterz. Bywalo na wiosne, ze owce kocily sie na tej trawie, pasterz bral jagnie, zarzucal sobie na szyje i szli dalej. Oczywiscie moje curecki zgodnym chorem krzyczaly zachwycone:
- Mama, pacz, ile curecek!
I nie pytajcie mnie, dlaczego moje pociechy nie braly pod uwage, ze to mogly byc synki, pewnie wychodzily z zalozenia, ze skoro u nas w rodzinie same krolewny, to i u owiec curecki.
Kilka lat trwalo to wypasanie, a pozniej stado zniklo i przez nastepnych kilkanascie, a moze nawet ponad dwadziescia lat miasto wysylalo nad Leine traktorki koszace. Nielatwo chodzilo sie z Toya po wybujalej trawie, a i kleszczy mozna bylo nalapac. Dopiero gdzies tak pod koniec lipca albo w sierpniu trawy byly koszone. Zdazylam dawno zapomniec o lowieckach, kiedy nagle, bedac z corka na spacerze, spotkalysmy stadko, tym razem jednak ogrodzone pastuchem elektrycznym, bez opieki pasterza. Na szyldzie byl napis Pomocnicy obroncow przyrody przy pracy. Prosze trzymac psy na smyczy. Owczarz dostepny pod telefonem ...
Owce wywolaly prawdziwa sensacje, szczegolnie wsrod dzieci, bo okazja byla zaiste rzadka, takie niemale stadko w miescie. Lowiecki tez sie zaciekawily ludzmi, podchodzily do plota, oczywiscie na bezpieczna odleglosc. Toya tez bardzo byla zainteresowana, ale ona i tak na smyczy, bo mamy ten okres ochronny, jak wiecie.
Nie interesowalabym sie glebiej tym tematem, gdyby nie artykul w internetowym wydaniu lokalnej gazety (KLIK), ot, widocznie po dlugiej przerwie doszli do wniosku, ze  owce sa jednak lepsze od kosiarek, nie tylko tna trawe, ale od razu z drugiej strony ja nawoza, no i nie wydalaja spalin, a tylko naturalny metan czy cus. Ciekawostka jest, ze sa to owieczki wymierajacej rasy Leine (Leineschaf - nazwa pochodzi wlasnie od naszej rzeki Leine), hodowanej w poludniowej Dolnej Saksonii, zachodniej Turyngii i polnocnej Hesji i uznanej za rase zagrozona wyginieciem. Podobno pozostalo tylko 600 egzemplarzy tego gatunku. Barany waza 80 - 100 kg, a samice 60 - 75 kg.
No to bedziemy obserwowac rozwoj stada, moze znow uda sie czasem sfocic nowo narodzone jagniaki. Gorzej, ze trzeba bedzie Toye bardzo pilnowac, nawet kiedy minie okres smyczowy.








Urzad miasta Getynga pozyskal do pielegnacji łąk nadrzecznych hodowle owiec z Gleichen o nazwie GUTINGA (to prastara nazwa Getyngi uzywana w sredniowieczu). Owieczki beda musialy ciezko pracowac, bo do obrobienia jest obszar ponad 23 hektarow, w sklad ktorych wchodza obustronne łąki rzeki Flüte i Leine, od tamy, przy ktorej znajduje sie psie kapielisko, po obszar w okolicy schroniska dla zwierzat i ich cmentarza.
No i prosze, obopolna korzysc. Miasto bedzie mialo darmowe ekologiczne kosiarki z nawozeniem inclusive, a łowiecki-curecki pyszne trawy z nadrzecznych łąk do jedzenia. Mieszkancy zas owcze zoo do ogladania.


Tradycyjnie pozostancie w zdrowiu.

Zagladaliscie juz na bazarek? Dzisiaj koniec licytacji, wiec czasu zostalo niewiele. Kliknijcie w banerek po prawej stronie.






32 komentarze:

  1. Próbowano u nas na Błoniach, pasło się jakiś czas stadko owiec. Nie wiem dlaczego zaprzestali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj to dosc powszechne, szczegolnie na polnocy. Kiedy bylismy w odwiedzinach u psiapsiolki nad Morzem Polnocnym, waly nadrzeczne i nadmorskie obslugiwaly owce, na wyspie Helgoland rowniez byly, ale tam jest tylko ekologicznie, nawet pojazdy sa wylacznie elektryczne.

      Usuń
  2. W wielu miastach pozostawia się trawniki bez koszenia. Są to próby tworzenia terenów ekologicznych. Myślę, że powtarzające się okresy suszy będą sprzyjać tym tendencjom.
    Jest wielu zwolenników takich oaz naturalności roślinnej.
    O owcach też słyszałam- bodajże na krakowskich błoniach, ale czy to się utrzymało - nie wiem, nic nie słychać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz wyzej, Ewa2 jest wlasnie z Krakowa i, jak widac, owieczki zniknely. U nas na miejskich trawnikach dalej warcza te przeklete traktorki. Z jednej bowiem strony trawnik da sie utrzymac w formie jedynie przez regularne podcinanie, a z drugiej, kiedy panuje taka susza, mogliby te trawniki zostawic w spokoju.

      Usuń
  3. To super inicjatywa - taka ochrona ginącej rasy, no i ochrona terenu. Podejrzewam, że miasto pozyskało jakieś fundusze, rozpisano, jak to się teraz mówi - projekt i kilka lat będą te owieczki utrzymywać. W Polsce też był projekt "owca plus" 😂 dotyczył ginącej rasy owcy olkuskiej. Ślicznej, niedużej owieczki, która wyginęłaby, gdyby nie zapaleńcy. Muszę poszukać, co dalej u nas z tym wypasaniem. Podejrzewam, że w Krakowie skończył się projekt, a kolejny wlodarz miasta nie był zainteresowany ciągiem dalszym. Bo o stado też trzeba trochę zadbać, a zimą przechować i nakarmić oraz zapewnić opiekę weterynaryjną. Do tego opłacić pasterza. A tu szwagier ma 5 traktorków do koszenia, to trza jemu dać zarobić, a nie jakieś owce hodować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupelnie mozliwe, ze tamten projekt, kiedy moje curecki byly jeszcze male, skonczyl sie i miasto nie chcialo jego kontynuacji. A teraz, kiedy ziemia ginie w zastraszajacym tempie, powrocono do watku ekologicznego. Teraz to nawet pasterz nie musi z nimi chodzic, wystarczy elektryczny plot. Boje sie tylko jednego, nasi drodzy goscie namietnie zra baranine, byly juz przypadki zabijania owiec i ich kradziezy, wiec tak calkiem bez opieki...

      Usuń
    2. No właśnie ...bo to dzicz jest ...
      Nadzieja w tym tylko, że to leniwe stworzenia są, a taka owcę trzeba zabić, wypatroszyć, oskórować, mięso musi skruszeć, bo na świeżo jest niezbyt dobre ...nie będzie im się chciało tego robić. Co daj Boże ...

      Usuń
    3. Bylo wiele przypadkow, kiedy hodowcy znajdowali na pastwisku skory i wnetrznosci, ale to pewnie byly wilki, bo jakzeby tak nasi goscie? Nie wspomne juz, ze niektore samice byly gwalcone.

      Usuń
  4. Słyszałam, że wełna owiec "nizinnych" jest znacznie miększa i delikatniejsza niż tych hodowanych w ostrzejszym klimacie, np. w górach. No a na noc ktoś je przeprowadza gdzieś pod dach czy nocują na łące? Bo rzeczywiście mogą stanowić niezła pokusę dla amatorów tego rodzaju mięsa. Zwłaszcza jagnięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego to ja nie wiem, czy na noc zostaja na lace, ale chyba tak, bo to troche skomplikowane tak wielkie stado wozic w te i z powrotem codziennie. Moze na noc ktos do nich przychodzi, z piesem albo i bez. Nawet nie ma kogo spytac. :)

      Usuń
  5. A ja przeczytałam "cukierecki" :D Owiecki-cukierecki :D
    Dobrze, że ludzie zaczynają chociaż trochę myśleć o tym, co korzystniejsze dla natury, a tym samym i dla nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, łowiecki-cukierwcki miało być :DDD

      Usuń
    2. Mozna sie pomylic, bo te moje curecki sa przez U otwarte :))))
      Ciekawa jestem, czy to znow jakis krotkotrwaly projekt, czy juz te lowiecki zostana na zawsze.

      Usuń
  6. U nas to jest normalne. Właśnie dwa dni temu wpuścili nam owce na rabatkę. A potem aby utrzymać trawę w niskim stanie, jeżdżą te małe elektryczne kosiarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj znow bylysmy z corka i Toya w tamtym miejscu, ale curecek nie bylo, pewnie grasuja nad Leine gdzies dalej.

      Usuń
    2. U nas nadal dzwonią. My ich nazywamy "dzwońce".

      Usuń
    3. Nie zawsze da sie je spotkac, maja do obrobienia cos okolo 23 hektarow, a szerokosc laki to kilka metrow, wyobraz sobie zatem jej dlugosc. Musi byc ladnych pare kilometrow.

      Usuń
  7. Oooooo, nareszcie cos, co czleka na duchu podnosi :). Tutaj tez, w niektórych miejscach, zywizne za kosiarki stosuja. Albo owce, albo kozy, zwlaszcza gdzie duzo kolczastego, bo te drugie wszystko zezra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadasz, ze poczulas sie jak w domu? :))) Nad Morzem Polnocnym nie ma innych kosiarek jak te zywe, tam wszedzie ich pelno, a u nas to sensacja.

      Usuń
  8. Ja bym chętnie wpuściła kosiarkę na mojego dozorcę, który już zrąbał bluszczyk kurdybanek, dmuchawce i jakby mógł, to zlikwidowałby wszystkie trawniki i kwitnące kwiaty i krzewy. Bzy i glicynia, która się przedostała z domków jednorodzinnych zaczyna kwitnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, najpraktyczniej jest wszystko zabetonowac po uprzednim wycieciu wszystkich drzew i innej zieleniny, przynajmniej bedzie porzadek, zamiecie sie i juz. A nie, zeby liscie lataly i pylki pylily.

      Usuń
  9. Nie mogę o tym czytać
    Mam rozdwojenie jaźni
    Bo kocham owce
    Niestety
    Nie tylko na nie patrzeć
    Ale jeść też🙈🙈😱😱🥶🥶😭😭😭😭😭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boszszsz...!!! Jak jaka muzulmanka!

      Usuń
    2. Ja nawet kciauam być wege
      Ale niestety
      Moje jelita zrujnowane leczeniem nie dadzą rady😭😭😭😭

      Usuń
    3. Nie ma jak kotlet schabowy.
      Ale baranina???

      Usuń
    4. Grajdolkowi tubylcy chyba by harakiri czy inne sepuku popelnili, jesli bys im jagnieciny zabronila. Malz i ja tez nie odmówimy (ja nawet wole niz swinine), a Szara Zolza natychmiast zmienila by dom, jesli bym jej nie dala czasem jagniecego schabiku. Tylko bezogonie odmawia, bo od malego nie przyzwyczajona. Kozlina tez nie pogardze. W tym roku, pierwszy raz os wielu lat, zostalam na Wielkanoc bez ekologicznego koziolka :(.

      Usuń
    5. Lomatko! W zyciu nie jadlam niczego oprocz wieprzowiny, wolowiny i kurzeciny. Nie wiem, jak smakuje cos innego i nie chcialabym probowac. Bo nie. Taka dziwna jestem.

      Usuń
    6. Cusz
      Więcej jagniontek dla mię;))

      Usuń
    7. I dla mnie tez :D)))

      Usuń
  10. Wielka Brytania to kraj Lowiec. Ja sie ich strasznie boje, bo sie tak gapia tymi slepiami, jak kiedys wlazlam w stado to myslalam ze zgon zalicze, tak spieprzalam. Ale zawsze zachwycam sie malymi lowieckami, tutaj sie to nazywa lambing season, cudownie jest ogladac je na pastwiskach wiosna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, Iwona! Przeciez one nawet rogow nie majo, a jak majo, to sa barany, a nie lowiecki. Przed baranami to trzeba uciekac, ale lowiecki nic Ci nie zrobio.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.