Zanim zrozumialam, o co tak naprawde chodzi z tym swietem pracy, pierwszy maja byl dla mnie dniem szczegolnym. Rodzice nie szli do pracy, wiec chocby z tego powodu bylo to dla mnie swieto. Zalowalam tylko, ze kazde z nich szlo na pochod z wlasnym zakladem pracy, a ja musialam wybierac, z kim pojde na pochod. Moj wybor padal na ogol na mame, bo miala fajniejszych wspolpracownikow. Wielu z nich i ich dzieci znalam, bo zaklad pracy mamy organizowal ciekawe wczasy, wycieczki i imprezy, wiec sila rzeczy wolalam spedzac czas ze znajomymi. Ojciec chodzil na pochody pierwszomajowe, bo musial, bo inaczej mu nie wypadalo, a po wszystkim spotykalismy sie juz razem i rodzinnie spedzalismy czas albo w ZOO, albo w lunaparku, albo na jakiejs innej specjalnie zorganizowanej imprezie plenerowej. Tylko kiedy pogoda nie dopisywala, a zdarzalo sie to niezmiernie rzadko, spieszylismy do domu.
Jeden pochod zapadl mi w pamiec, bo padal snieg. Wielka rzadkosc w maju, ale zdarzylo sie i bylo dla mnie sensacja.
I tak co roku chodzilam sobie z mama na te pochody, zawsze zadowolona i szczesliwa, choc w gruncie rzeczy nie do konca rozumiejaca, o co w tym swiecie pracy tak naprawde chodzi.
Mijaly lata, rosla moja swiadomosc i sceptycyzm do tych spedow.
Ale ze nalezalam do harcerstwa, musialam bywac na pochodach, tym razem juz samodzielnie. Z jednej strony rosl we mnie bunt na ten przymus, ale z drugiej nie bylo znow tak wielkiej krzywdy. Szlismy sobie w tych mundurkach, mlodzi, radosni, zadowoleni z mozliwosci spotkania i wyglupow. Po przejsciu pod trybuna, zawsze gdzies wspolnie szlismy, a ze mundurek zobowiazywal, nasze wypady obywaly sie bez alkoholu, choc bylismy juz wtedy blisko pelnoletnosci. Tkwily w nas mocno jakies tam zasady moralne, ale i respekt przed doroslymi. A szczegolnie religijny nikt z nas nie byl.
Pozniej juz w pochodach nie uczestniczylam, skonczyl sie obowiazek, wiec razem z rodzicami korzystalismy z wolnych dni i czesto wyjezdzalismy pod namiot.
W Niemczech jest inaczej. Wprawdzie partie lewicowe organizuja jakies przemarsze, ale nie jest to na taka skale, jak niegdys w Polsce.
Tu pierwszy maja jest okazja dla zadymiarzy, glownie w Berlinie i Hamburgu, do wyrazania swojego niezadowolenia dewastowaniem ulic, paleniem samochodow i ganiatykami z policja. Nie chodzi im o zadne idee, rzetelne protesty, swietowanie czegokolwiek, a tylko o mozliwosc wyzycia sie. Uczestnicza w rozruchach zarowno nacjonalisci, jak i lewicowi, a policja ma pelne rece roboty.
I zawsze 2 maja media pelne sa informacji o stratach materialnych.
No coz, niech sie swieci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.