piątek, 28 grudnia 2012

Uroczystosci ku czci i z okazji.

Teraz mam ochote przejechac sie po moczymordach. Dla nich kazda okazja jest dobra, brak okazji tez nie stanowi zadnej przeszkody.
Wychowalam sie w domu, w ktorym pilo sie niewiele, a jesli juz, to z zachowaniem tzw. kultury picia, czyli aperitifem przed, zmrozona wodka w naparstkach w trakcie jedzenia i likierami do deserow. Mojego ojca widzialam w zyciu kilka razy na rauszu, nigdy pijanego, nigdy agresywnego. Mama pila wiecej niz symbolicznie, moczyla dziobek w kieliszku i bardziej udawala, niz degustowala. Ja upilam sie raz w zyciu, w wieku 19 lat, bo nie wiedzialam, jak pic, nie znalam swoich mozliwosci i tego, ze alkohol dziala z pewnym opoznieniem. Ciezko te niewiedze odchorowalam i przysieglam sobie, ze nigdy wiecej. Przyrzeczenia dotrzymalam.
Partnera zyciowego szukalam dlugo, bo jednym z warunkow miala byc wstrzemiezliwosc od trunkow, o co w Polsce wcale nie jest latwo. Nie znaczy to, ze w ogole nie pijemy, kilka razy do roku zdarza nam sie z roznych okazji, ale nie ma u nas zwyczaju popijania wina do posilkow, czy piwa przy telewizji albo wieczornych drinkow na odprezenie. Moj maz zreszta piwa nie lubi, to mnie sie zdarza miec czasem, najczesciej latem, na nie ochote. Kiedy dostajemy jakas butelke w prezencie, najczesciej pelni ona role prezentu przechodniego, jest podarowana komus innemu.
Nie znam wiec problemow alkoholowych. Moje dzieciaki, na szczescie, poszly w nasze slady i tez ich specjalnie do wypitki nie ciagnie.

Nie sprawia mi najmniejszego problemu uczestniczyc w spotkaniach towarzyskich, na ktorych nie ma w ogole alkoholu lub nie pic na takich, gdzie jest on podawany. Podobnie moj malzonek.
Zaczelo sie od tzw. naszego wesela. Postanowilismy takiego klasycznego w ogole nie wyprawiac, bo obydwoje podobnych imprez nie lubimy. Poprzestalismy na domowym obiedzie dla najblizszej rodziny, a ze goscie weselni tez niespecjanie trunkowi, z tej niewielkiej ilosci, jaka zakupilismy, wiekszosc pozostala nam na lepsze czasy.
Podobnie rzecz sie miala z chrzcinami dzieci, jednak juz przy ich przyjeciach komunijnych, w ktorych braly czynny udzial, alkoholu nie bylo w ogole. Ewentualnym chetnym wytlumaczylam, ze jest to swieto dla dziecka i ono ma byc bohaterem dnia, wiec widok pijacych doroslych  powinien byc mu oszczedzony. O dziwo, nikt nie protestowal!
Czyli mozna? Mozna!
Jednak w narodzie pokutuje przekonanie, ze zadne przyjecie, czy nawet kameralne spotkanie, nie moze pozostac nie zakrapiane. Ludzie tacy, jak my, postrzegani sa jak dziwolagi i nietowarzyskie indywidua. Czasem rece opadaja i przechodzi wszelka ochota na kontynuowanie spotkania, kiedy czlowiek narazony jest na nachalne propozycje wypicia (ssso, ze mnom sie nie napijesz?)  lub niewybredne uwagi na temat wlasnej abstynencji (jeden ci nie zaszkodzi, zdazy wywietrzec, zanim pojedziesz). Jakos do niektorych nie dociera, ze mozna alkoholu nie lubic. Zeby wiec nie wdawac sie w zawile dyskusje, trzeba sie posilkowac idiotycznymi wykretami o braniu antybiotykow, choc i to nie zawsze odnosi pozadany skutek.
Poza tym wykazuje zelazna konsekwencje w nie wsiadaniu za kierownice po, chocby najmniejszej, ilosci promili we krwi. Kosztuje mnie to potem odbieraniem samochodu z jakichs dziwnych zaulkow na drugim koncu miasta, placeniem za taksowki, ale chobym czula sie nie wiem jak trzezwo, nie wsiadam i juz! Taka jestem upierdliwa dla siebie i otoczenia.
Wielka szkoda, ze znakomita wiekszosc kierowcow, zwlaszcza w Polsce, nie narzuca sobie podobnych ograniczen, wprost przeciwnie, bagatelizuja swoj stan i wydaje im sie, ze sa w stanie gory przenosic, a co dopiero przejechac te kilka przecznic do domu. A potem tragedia! Statystyki sa jednak bezlitosne. Po kazdym dlugim weekendzie, po wszystkich swietych, po bozym narodzeniu krzywa wypadkow, rowniez tych smiertelnych, idzie drastycznie w gore. Nie wspominajac juz o wylapanych zawczasu przez policje nietrzezwych uzytkownikach ruchu. Nadal jednak dla tych rozkoszniaczkow i ich nasladowcow, nie stanowi to zadnej nauczki.
Bo jakze tak, o suchym pysku goscic szwagrow? Jak nie poplukac piwem kielbasek z grilla? Wyprawic chrzciny, komunie, czy swieta bez flaszki na stole? Jeszcze wezma nas na jezory, zesmy chytrusy. Tradycji musi stac sie zadosc! Zostawic ukochane auto? Jeszcze ukradna! A taksowki takie drogie. Po co kupowac dziecku zabawke, i tak szybko zepsuje? Lepiej przeznaczyc te pieniadze na flaszke, bedzie przynajmniej wesolo!
Zreszta, jak taki zginie albo spowoduje czyjas smierc, znow bedzie okazja umoczyc pysk na stypie.

Wszystkie zdjecia pochodza z netu.

***********************************************************************************

I jeszcze jedna drobnostka. Wkleilam to zdjecie na moim profilu na FB:



32 komentarze:

  1. Jak powiesz, że jesteś na antybiotykach z powodu ciąży, to powinni dać spokój ;)
    (A mnie jest widzisz, potrzebny partner-dopełnienie, bo ja jestem czekoladowa, nie alkoholowa, ale marnacji nie znoszę - więc jak np wylewam alkohol z czekoladek, to bym jednak chciała, żeby ktoś to wypił :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja takze lubie czekolade, a lubie ja na tyle, ze mi nawet aklohol w srodku nie przeszkadza ;) i lece po calosci.
      A w ciaze i tak nikt osobie w moim wieku nie da wiary, chociaz... przy kazdym przeswietleniu (nawet zebow) pytaja zatroskani, czy aby nie jestem, chociaz znaja moja date urodzenia. Rutyna czy bezmyslnosc?

      Usuń
  2. Dzień dobry, Panterko!
    I ja kiedyś na naszym blogu pisałam kiedyś o tym, że oboje z Cezarym nie gustujemy w suto zakrapianych alkoholem przyjęciach.Tutaj na wsi jest to dziwactwem, ale powoli zaczynaja przywykać do tego, że jestesmy pod tym względem troche dziwni (zresztą nie tylko pod tym!:-).
    Cezary w ogóle nie cierpi alkoholu. Mógłby on dla niego nie istnieć. Zawsze po wypiciu nawet niewielkiej ilości kiepsko sie czuje. Ja natomiast lubię sobie czasami wypić kieliszek wina albo piwo. A tu na wsi wszyscy lecą tylko z czystą wódą...Brrrr!
    Jednak, żeby już tak słodko nie było to biadam, że mój małzonek jest nałogowym palaczem. I obawiam się, czy w jego przypadku ten nałóg nie wyrządza większych szkód, niż gdyby pił. Rzucał już to tyle razy i za każdym razem porażka...A ja sie po prostu obawiam o jego zdrowie...Mój ukochany dziadek zmarł na raka płuc. Palił całe zycie. Rzucił palenie miesiac przed śmiercią, przerażony postępujacą dewastacją całego organizmu. Za późno...Została samotna babcia. Pogrążona w depresji po jego stracie niedługo potem sama odeszła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja takze jestem tytoniowym nalogowcem. Nie moge byc przeciez chodzacym idealem ;) Jakies usterki w obrazie musza wystepowac, bo byloby nudno.
      Jak ja Cezarego rozumiem!

      Usuń
  3. Och!!!!! Ach!!!!!... Szkoda słów. Alkohol jest też dla ludzi. Ważne, aby wiedzieć jak go pić i kiedy.Nie ukrywam lubię wypić sobie od czasu do czasu dobrego drinka, albo dobre winko. I nie nazwałbym siebie moczymordą, chociaż.... Jakby się uprzeć!
    Każdy przecież swój rozum ma i odpowiada za siebie. NIE, TO ZNACZY NIE. I mogą sobie namawiać, ile chcą.... Piję, nie kieruje żadnym pojazdem - to powinno być wyryte w mózgu niczym tablica ostrzegawcza. To,że sam się okaleczy lub straci życie - jego sprawa. Tylko najczęściej pijany wychodzi bez szwanku, a poszkodowani są niewinni.

    ****

    A z tym strzelaniem, to prawda. Świetna akcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie bardziej chodzi o to, ze w polskiej kulturze (kulturze?) nie ma spotkania bez alkoholu. I wszystko jedno, czy sa to imieniny i wesele (ok), czy komunia i chrzciny dziecka (musi byc?). Przyjelo sie ZAWSZE stawiac wodke na stole, a kierowanie pojazdami pod wplywem jest juz tylko nastepstwem. Pisalas, ze wigilia nie jest postna, byc moze, mnie cale zycie wpajano cos innego, nie jest to najwazniejsze. Ale przy stole siedza dzieci! Czy alkohol tez musi na nim stac?

      Usuń
    2. Czy musi? Nie musi, ale może.
      A gdzie nasza tolerancja?

      Dzisiaj idę na babską imprezę i będzie alkohol. Czy w związku z tym okrzykną nas pijaczkami?

      Bez przesady!

      Usuń
    3. DD, albo Ty nie chcesz zrozumiec sensu mojego wpisu, albo Ci tak wygodniej. Przeciez alkohol jest dla ludzi, w sam raz na babskie spotkania. Mnie chodzilo o cos innego.

      Usuń
  4. Również nie pije alkoholu, raczej smakuje i to bardzo rzadko. Często odnawiam jednak najgorzej jest na kujawach tu odmowa traktowana jest jak obraza, chociaż nie u wszystkich tak jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to wlasnie chodzi! Odmowa, obraza, uznanie za dziwaka i konfidenta, ale wsiasc za kolko - zaden problem!

      Usuń
  5. We wszystkim ważny jest umiar, oraz zdrowy rozsądek. Nie wsiadam do auta po wypiciu kieliszka wina (które lubię), gdyż posiadam wyobraźnię! Nie upijam się, gdyż nie lubię!
    Kiedyś lubiłam piwo, ale mi przeszło bo tu nie ma dobrego piwa.
    Brak alkoholu na imprezach wszelakich nie przeszkadza mi w ogóle, gdyż nie lubię pić. Dla pijanych litości nie mam, taka jestem wredna ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rowniez jestem bezlitosna dla nietrzezwych kierowcow i uwazam, ze kary dla nich sa niewspolmiernie male do zagrozenia. Nie jestem prawnikiem, nie bardzo wiem, co mozna przeciw nim wykombinowac, ale wyobrazam sobie kare tak bolesna, zeby w przyszlosci odstraszala, a recydywa i wsiadanie za kolko bez odebranego wczesniej prawa jazdy, powinno skutkowac przymusem prac spolecznych na oddziale odwykowym dla alkoholikow i bezwzgledna odsiadka.

      Usuń
  6. Ano można :)... A strzelać też nie będziemy i może uda się uniknąć imprez z udziałem strzelających... Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abigail, nie ma sie gdzie schowac przed odglosami strzelaniny, ze wszech stron slychac huk. Znow przyjdzie nam pocieszac spanikowane zwierzaki.
      Sciskam.

      Usuń
  7. a nie wiem skąd czerpałaś tego rodzaju doświadczenia bo to stereotypy, tak samo zresztą jak ja czasem piszę o marginesie i patologii emigrantów;) obydwu nam się dostaje za powierzchowne ujęcie tematu.
    Zjawisko, o którym piszesz, występuje w patologicznych środowiskach, normalni ludzie piją dość mało bo nie mają na to czasu, aby pić trzeba mieć wolne popołudnie i najlepiej następny dzień również. I pieniądze na taksówkę i parking.
    Alkohol na przyjęciach komunijnych jest ostro potępiany i nie spotkałam się z nim. Kierowcy - tak, tylko że średnia pochodzi z..ujęcia w statystykach pijanych rowerzystów. Co nie znaczy, że pochwalam pijaków, których prowadzi do domu rower.
    Obydwoje z mężem pijemy bardzo mało ale nigdy nie spotkaliśmy się z narzucaniem nam stylu picia, ani na weselach, ani na różnego rodzaju przyjęciach. Tak samo zresztą, jak nie spotkaliśmy się z potępieniem środowiska z powodu nie chodzenia do kościoła, ani my, ani nasze dziecko nigdy tego nie doświadczyło i to zarówno w środowisku społecznym jak i w rodzinie. Napiszę jeszcze ciekawostkę związaną z paleniem - 10 lat temu w mojej rodzinie paliło 18 osób, teraz pali jedna. Palenie spotyka się z takim samym potępieniem, jak wcześniej picie i palacze się wstydzą, czują się wyalienowani i w istocie tak jest. Zarówno pijak jak i palacz postrzegany jest jak patologia, co bywa prawdą, ale nie zawsze.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, nie zapominaj, ze zylam w tym kraju ponad 30 lat, a teraz odwiedzam go od czasu do czasu. Stawianie flaszek na stole przy byle okazji albo i bez, jest zjawiskiem powszechnym i nie mowie tu o patologii. To niestety nie stereotypy, to smutna rzeczywistosc. Taaa, alkohol jest potepiany, ale jednak sie go stawia na stol.
      Nie obracam sie w srodowiskach patologicznych, a jednak musze sie bronic przed piciem, gdziekolwiek jestem przy okazji odwiedzin w Polsce. Mentalnosc jest zatrwazajaca: Jeden ci nie zaszkodzi, nawet nie wydmuchasz i takie tam podobne.
      Ja, jako palaczka, ani sie nie wstydze, ani nie czuje wyalienowana, ani nawet postrzegana jako patologia. Jesli Ty tak to widzisz, trudno.
      Tobie rowniez zycze milego dnia.

      Usuń
  8. ja mam podobnie. Ostatnio jak ta choroa mi przechodzi miałam pare razy ochote na "karmi", ale to nie alkoholizm. JA w ogóle nie przepadam za alkoholem. Jasne są oczywiście rzeczy które luię np passoe z sokiem pomarańczowym albo campari przed obiadem. Mmmmm... są dobre rzeczy, tylko są one dobre w nie wielkich ilościach nie często....
    CO do argumentów to słyszałam, że na nie pijących trzeba uważać, bo to dziwni ludzie Hitler też nie pił, nie palił i wegetarianinem był...
    Dora sprawa z tym banerkiem sama go na FB wstawię.

    pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdze, ze jestem absolutna abstynentka, ale jesli pije, to malo, bo moj organizm jakos nie lubi trunkow. Jesli mam przyjecie odchorowywac, wole siedziec o suchym pysku, albo przy herbatce.
      Moj wpis NIE JEST o patologii ani o chorobie alkoholowej, traktuje o NORMALNYCH i przecietnych, tych, co to sie zarzekaja, ze oni to w ogole albo malutko, ale jednak flaszka na stole stac musi, bo taka tradycja, tak bylo zawsze i inaczej nie wypada.
      Dlaczego akurat przy dzieciach podczas wigilii? Dlaczego na komunii? O to w tym wpisie chodzi.
      Banerek oczywiscie mozna kopiowac.

      Usuń
  9. Pięć razy się przymierzałam do napisania komentarza u Ciebie
    i mnie wywalało, ale ja uparta a napiszę wbrew wszystkiemu :-)
    Wyłączyłam i włączyłam komputer dopiero przestało resetować ??

    Też miałam Rodziców niepijących i wychowali nas też w kulturze nie-picia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zlosliwosc przedmiotow martwych i technika, ktora czasami nas przerasta. Dobrze jednak, ze jestes uparciuchem, bo pomyslalabym sobie, ze juz mnie nie lubisz, skoro nie piszesz ;)
      Jak wiele zalezy wlasnie od rodzicow, nie wszystko, bo wystarczy, ze dzieciak wpadnie w nieodpowiednie towarzystwo i uzaleznienie gotowe. Jednak bardzo czesto kopiuje sie we wlasnym doroslym zyciu zachowania podpatrzone w domu.

      Usuń
  10. Właśnie sobie uświadomiłam, że jeszcze nigdy nie byłam pijana. Na lekkim rauszu owszem ale pijana w sztok, do nieprzytomności nigdy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj pierwszy (i ostatni) raz tez nie byl do nieprzytomnosci, niestety! Wszystko przezylam live. Wyrywalo mi zoladek, to bylo ciezkie zatrucie alkoholem i nauczka na cale zycie.

      Usuń
  11. przywłaszczyłem i też wkleję na fb. mogę? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ech, ziemia byłaby rajem, gdyby wszyscy tak myśleli i czynili.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolejny Twój wpis, pod którym podpisuję się rękami i nogami ;) Też nie lubię alkoholu i nikt tego zrozumieć nie może :) Jak jestem na imprezie samochodem to wszystkim żal za mnie, wszyscy: " o ty biedna, nie możesz się napić", tylko ja jedna tak nie uważam, bo i bez samochodu będąc bym nie piła, poza tym lubię być niezależna, a to daje mi samochód, no i sto razy bardziej wolę jeździć autem niż pić :) Do nikogo to nie dociera :D Imprez też unikam, bo żal patrzeć na tych wszystkich wypitych, ludzie po alkoholu są żałośni, a myślą, ze są fajni. Latem byłam na weselu, o 20:00 przy naszym stoliku facet już był tak wypity, że nie trafiał sobie kieliszkiem do ust. Co najgorsze wszyscy się śmiali, uważali to za śmieszne. Tylko ja uważałam, że to żałosne, uwłaczające godności owego gościa jak i tych, którzy na to patrzeć musieli. Tak samo denerwuje mnie, jak ludzie robią dziecku kilkuletniemu urodziny, a sami piją dużo, a dzieci na to patrzą. Każda rodzinna impreza kończy się upojeniem alkoholowym tatusia.... Niekiedy tatuś po prostu idzie spać, ale czasami (jak u moich sąsiadów) wylewa żale, wszystkich z rodziny wyzywa, a jak rodzina wyjdzie pastwi się na dzieciach i żonie. Ale na pozór normalna, kochająca się rodzina... I co najbardziej mnie osobiście przeraża, smuci...nikt nie uważa tego za złe. W Polsce się pije i już. Mamy to we krwi. Żony narzekają na mężów, że od czasu do czasu za dużo wypije..ale same z tym nic nie robią. Śmieją się, wznoszą toasty i nikt nie powie stop. Niestety takim jak my, którzy nie lubimy, nie pijemy, zachowujemy umiar, jest ciężko żyć w społeczeństwie, w którym normą jest picie. Akurat ja nigdy nie udaję, że jestem na antybiotyku czy coś w tym guście, zawsze mówię, nie, bo nie lubię. A na argumenty "ze mną się nie napijesz?" zawsze odpowiadam: "możesz nalać, ale i tak się zmarnuje" - zawsze skutkuje ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jednak nie operuje stereotypami, jak mi sie zarzuca. To, ze tak dlugo zyje poza Polska, nie znaczy, ze przestalam znac mentalnosc wiekszosci moich rodakow.
      Tam picie nie jest czynnoscia naganna, wprost przeciwnie, a jezdzenie na bance lub na kacu (rownie niebezpieczne, choc niedoceniane) jest najczesciej bagatelizowanym grzeszkiem i powodem przechwalek.
      Cieplo odpozdrawiam.

      Usuń
    2. Niestety nie są to stereotypy. Ja bywałam w różnych środowiskach, jesli chodzi o miejsce zamieszkania (wieś, duże miasto) i jeśli chodzi o wykształcenie. Z przykrością stwierdzam, ze w każdym piło się dużo. Znam faceta, niby odpowiedzialny szef firmy i ojciec, a wsiadał do samochodu...i to nie po jednym piwie, czy kieliszku wina, tylko po ostrym chlaniu wódki, wracał wiejskimi drogami do domu. Aż dostaję gęsiej skórki jak o tym pomyślę. Byłam na chrzście....pili wódkę. Na komuniach...pili wódkę. I jeszcze pozwolę sobie przytoczyć przykład dziewczyny mocno wierzącej. Każdego by pouczała, że do kościoła trzeba chodzić. Z mężem żyje po Bożemu (czytaj stosują naturalne metody planowania rodziny). Widziałam jak ona pije na imprezach. Niejeden facet by wymiękł. Na jednej imprezie upiła się bimbrem! A po kilku dniach okazało się, ze jest w ciąży...siódmy tydzień. Byłam w szkoku. Bo tak się nie zachowuje odpowiedzialna kobieta, przyszła matka. Jak wyraziłam swoje zdanie, obawy wśród znajomych....oczywiście mi powiedzieli, ze jestem skrzywiona zawodowo, dopatruję się rzeczy których nie ma. Bo nikt nie widział w tym nic złego. Tylko ja widziałam w tym OGROMNE zagrożenie dla dziecka. Bo wyznaję zasadę, ze w ciąży ani kropli alkoholu. I niby odpowiedzialna osoba, pracownik banku, wykształcona...a dla mnie "ciemnogród". I często słyszę, ze nawet w ciąży lampka wina nie zaszkodzi. Niestety ZASZCZKODZI. Wszyscy mają pojecie takie, ze jak ma główkę i cztery kończyny to zdrowe, czyli alkohol nie zaszkodził. Tylko niestety następstwa występują dużo później i w takiej formie, ze nikt ich nie łączy z tym, ze matka w ciąży wypiła piwko czy kieliszek wina.

      Ale się znowu nagadałam ;) Wszystkie przytoczone przykłady są autentyczne, a bohaterowie to teoretycznie normalni ludzie, pracujący, nie jakaś totalna patologia....Chociaż dla mnie to jakaś forma patologii, nie tylko ten obdarty, pijany i brudny alkoholik to patologia.....

      Usuń
    3. Swiete slowa, Elu. Nie trzeba byc alkoholikiem, zeby lubic wypic. Nawet nie pijakiem. Koniecznosc goszczenia ludzi butelka, wpisala sie w obraz wiekszosci polskich domow, bez wzgledu na ich lokalizacje i poziom wyksztalcenia gospodarzy.
      Kiedy bylam chora na kamice nerkowa, 90% rozmowcow doradzalo mi pic piwo, jako napoj moczopedny. Natomiast moj urolog ostrzegal przed spozywaniem alkoholu w jakiejkolwiek postaci, bo jest on dla nerek niezwykle szkodliwy. Podobnie jest z ciezarnymi, niby lampka czerwonego wina ma byc dla nich zdrowa. Dla nich byc moze, ale dla dziecka to wyrok. Pewnie, ze nie urodzi potworka, jednak wplyw bedzie.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.