wtorek, 1 października 2013

Dylemat.

Zdarzylo sie cos, o czym nie moge przestac myslec. Targaja mna watpliwosci, czy postapilam slusznie i wyrzuty sumienia za wlasne tchorzostwo.
Bylo to w dniu, kiedy jechalam do Polski, juz na jej terenie, na przejsciu granicznym w Jedrzychowicach. Srodek nocy, ciemno, drobny deszcz i niewielu ludzi. Autokar zatrzymal sie na tankowanie. Czesc pasazerow wysiadla na papierosa, ale trzymali sie w jego poblizu.
Musialam koniecznie skorzystac z toalety. Dopiero jednak w drodze powrotnej do Niemiec odkrylam, ze toalety znajduja sie rowniez w budynku stacji paliw, wtedy to przegapilam. Obok stacji stala grupka mlodych mezczyzn o nienachalnej urodzie, typowych szerokich karkach, o niespecjalnie dlugich wlosach, wiekszosc odziana w dresy. Zapytalam grzecznie o toalety, a oni wskazali mi odlegly o jakies 200 metrow budynek, po drugiej stronie stacji. Musialam przejsc przez ciemny i dosc pusty plac, ale potrzeba mnie gonila, wiec sie specjalnie nie zastanawialam. Swoja droga, wygladali na miejscowych, wiec pozniej naszla mnie refleksja, dlaczego nie skierowali mnie do budynku stacji, gdzie bylo blisko i jasno, a  w ogole, co robili taka gromada w nocy na przejsciu granicznym. Wtedy jednak nie zaprzatalam sobie glowy niczym wiecej, tylko gnalam za potrzeba.
Z niewyobrazalna ulga szlam z powrotem przez ciemny plac, a z przeciwka zdazal w strone toalet jakis facet. Z pewnego oddalenia widzialam, ze siagnal do kieszeni, z ktorej wypadlo cos na ziemie. Nie zauwazyl tego i szedl dalej. Juz chcialam do niego zawolac, ze cos zgubil, kiedy jeden z dresow podniosl to cos z ziemi. Pomyslalam, ze chce mu to oddac. W tym momencie facet mnie minal, a ja zblizylam sie do dresa, ktory zauwazyl, ze widzialam cala sytuacje. Reszta towarzystwa stala pod okapem budynku stacji, ale tez wszystko obserwowali. Dres powiedzial:
- Widzialas? Koles zgubil pieniadze! Cicho, podzielimy sie, nic nie mow.
- Ale jak tak mozna? Oddaj mu! - zaoponowalam.
- Nie, ciii... podzielimy sie... frajer jeden... - i caly czas w tym stylu, chaotycznie i pospiesznie.
Nie zdazylam odpowiedziec, kiedy zauwazylam, ze facet idzie z powrotem w nasza strone. Widocznie zorientowal sie, ze zgubil pieniadze.
- Oddaj mu - wyszeptalam.
- Cicho! Podzielimy sie, nic nie mow! - zabrzmialo jak ostrzezenie.
- Wy nie widzieli? Wypadly mi pieniadze, zgubilem... - zapytal nas z wyraznym rosyjskim akcentem.
Nie odzywalam sie, a dres szybko wyjal z kieszeni jakis plik polskich banknotow i pokazuje gosciowi, co ma, zapewniajac nerwowo:
- Nic nie znalazlem, to wszystko, co mam. - i w tym samym czasie do mnie nerwowym szeptem - Nic nie mow, podzielimy sie.
Stalam tam, bijac sie z myslami. Bo z jednej strony mam nieszczesliwca, ktory zapewne ciezka praca zarobil jakies pieniadze w Polsce albo i na zachodzie, a teraz ich nie ma. Z drugiej strony pusty plac i gromada dresow. Do stacji jeszcze kawalek drogi, a autokar niewidoczny zza budynku. Wszystko we mnie krzyczy, zeby zdradzic, ze pieniadze ma cwaniaczek, bo zal mi goscia, ktory przez caly czas placzliwie jeczy:
- Mialem 4 tysiace euro w takim foliowym woreczku, wiozlem dla brata...
Ale katem oka widze, ze dresy przemieszczaja sie w nasze poblize, a "moj" dres caly czas syczy, zebym trzymala pysk i ze sie podzielimy.
To wszystko trwalo ulamki sekund, mysli przelatywaly mi przez glowe z szybkoscia swiatla, naprawde zaczelam sie bac i jednoczesnie buntowalam sie na taki rozboj w... no, bialy dzien to nie byl akurat. Zaczelam oddalac sie w kierunku autobusu, mowiac, ze sie spiesze i ze zaraz odjedzie mi wycieczka. Stchorzylam, po prostu najzwyczajniej stchorzylam.
Zostawilam ich tam, niech sobie sami radza. Bylam tak zdenerwowana, ze nie przyszlo mi wtedy do glowy najprostsze rozwiazanie, zeby powiadomic kogos, kiedy bylam juz bezpieczna z powrotem w autobusie. Teraz, na zimno, kiedy wciaz i od nowa analizuje cala te nieprzyjemna sytuacje, wydaje mi sie to takie proste i zrozumiale samo przez sie. Tyle, ze wtedy nie myslalam racjonalnie, za bardzo sie balam i chcialam jak najpredzej znalezc sie z powrotem wsrod wspolpasazerow, byle dalej od tego ciemnego placu i tych nie wygladajacych przyjaznie ludzi.
I teraz nie chce mi to wyjsc z glowy. Jestem zla na siebie, zal mi tego Ruskiego, wsciekla jestem na dresow. Tylko co ja mialam wtedy zrobic?

36 komentarzy:

  1. przykra sytuacja...
    miarą naszej odwagi jest suma naszych strachów...
    moich strachów jest dużo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam bilans moich strachow przekroczyl norme, przestalam myslec racjonalnie.

      Usuń
  2. Też miałabym kaca moralnego, ale z drugiej strony pchać się w kłopoty ...trudna sprawa.
    Miłego słonecznego dzionka Panti :) Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty lepiej przeczytaj wczorajszy post, jest tam polajanka dla Ciebie i kilku innych dziewczyn. Nie probuj udawac, ze nie czytalas :)
      Serdecznosci

      Usuń
    2. Usilnie kompletuję dokumentację :) aby wszystko się zgadzało.

      Usuń
  3. WSpołczuję Ci ... bardzo !!!!
    W takiej sytuacji na prawde człowiek nie wie co zrobic i bije sie z myślami, strachem itp
    A teraz ta sie mozna mądrować ... "mogłas zrobic tak czy tak"...

    Ja mysle ze też by mnie skutecznie zastraszyli i też sie boje takich ludzi :-(
    Będzie Cie to jeszcze meczyło przez jakis czas.
    Ale kto by Ci tam pomógł /w zaułku/ gdyby zaatakowali Ciebie i tego obywatela Rosji
    Nic nie mogłas zrobić ... życie i zdrowie jest najwazniejsze, a bohaterstwo tez ma swoje granice.
    Trzymaj się i nie dręcz .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram sie wytlumaczyc to sobie tak, jak powyzej napisalam, ale przekleta podswiadomosc nie daje spokoju. Wciaz nachodza mnie watpliwosci: co by bylo, gdyby...

      Usuń
  4. Co miałaś zrobić? Wziąć nogi za pas!!! I cieszyć się, że nożem nie oberwałaś! Gościu po prostu miał pecha, a ty szczęście bo do domu mogłabyś już nie wrócić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego sie wlasnie obawialam. Mogliby nawet nie zauwazyc w autobusie, ze nie wsiadlam, co najmniej nie od razu. Ale watpliwosci pozostaly.

      Usuń
  5. Ciężka sprawa... Ale postąpiłaś najlepiej jak umiałaś i nie ma o czym dyskutować...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja niestety w takich sytuacjach reaguję spontanicznie i trochę, co tu dużo gadać, bezmyślnie. Pewnie bym w papę zarobiła, jak nic i mogłoby się źle skończyć. Zrobiłaś chyba słusznie, ale tego niemiłego uczucia, które Ci zostało po zdarzeniu trudno będzie Ci się pozbyć. Zawsze jest coś za coś.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, co do pozbycia się tego uczucia to zgadzam się z Kaprysią, jednak co miałaś zrobić? Walczyć z dresami? Dobrze, że się oddaliłaś.
      Ciekawe też komu miałaś powiedzieć... Może trzeba było zadzwonić na policję i spuścić to na nich. Może by to nic nie dało, a może tak.
      Aniu, wybacz sobie, w stresie działamy nieracjonalnie i zawsze po czasie wydaje nam się że wiemy jak należy postąpić. Nie ma co się tym gryźć, tylko nauczyć się z tej sytuacji na przyszłość.
      Całuję cię!

      Usuń
    2. Kaprysiu, tyle sie nasluchalam i naczytalam, ze mozna zycie stracic za znacznie mniejsza sume niz 4000 euro. Ja nawet tym ludziom w oczy nie patrzylam, zeby ich czasem nie zapamietac. Kiedys bylam tez bardziej nieprzejednana i spontaniczna w dzialaniach, teraz juz jestem tylko ostrozniejsza.

      Usuń
    3. Anko, to rozwiazanie z powiadomieniem kogos nawet mi wtedy nie przyszlo do glowy, chcialam byc tylko poza obszarem tego ciemnego placu i to jak najszybciej. A potem modlilam sie (ha ha ha) zeby autobus stamtad jak najszybciej odjechal. Pozniej naszly mnie dopiero refleksje.
      Sciski

      Usuń
  7. Kiedyś byłam bardzo pewna swoich sądów i natychmiast powiedziałabym: " Ja, na twoim miejscu..." tu pewnie opis skutecznego działania (chi, chi!), ale życie mnie nauczyło, że nie jest to takie proste. Nie wiem, co bym zrobiła w tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozum i umiejetnosc myslenia odebral mi strach. Teraz tez mysle, ze "ja na swoim miejscu" zachowalabym sie inaczej, ale wtedy...

      Usuń
  8. Pewnie postąpiłabym podobnie tylko jakbym doszła do autokaru to opowiedziałabym co mnie spotkało . Bo ze mnie jest gaduła i jak coś się dzieję to muszę natychmiast to wyrzucić z siebie. Ale bałabym się tak jak Ty - okropna sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast oczami wyobrazni widzialam wezwania do polskich sadow, czy na policje, zeznan i ogladania tych gostkow powtornie. Milczalam wiec.

      Usuń
    2. A wiesz co ? nie pomyślałam o tym - nie chciałabym ich drugi raz oglądać i bałabym się o rodzinę i jej bezpieczeństwo ..... no tak ale ja często najpierw robie a potem myślę :)

      Usuń
    3. No i policja chetnie udostepnia dane tego, kto ja powiadomil. Chore panstwo.

      Usuń
  9. Też bym się bardzo tego dresiarza oraz jego kolesi przestraszyła i na pewno pobiegłą czym prędzej do autobusu, byle dalej od nich. Czy powiedziałabym na świeżo zaraz w autobusie komuś o tym? Nie wiem. Jesli serce waliłoby mi jak młotem i ze zdenerwoania nie umiałąbym słowa wykrztusić z siebie ,to wcisnełabym sie w fotel i usiłowałą sie jakoś uspokoić i jak najszybciej o tym wszystkim za pomnieć. A potem przeżywałabym w nieskończonosc całą tę sytuację, tak jak Ty robiac sobie wyrzuty...Jednak mysle, że dobrze postapiłas. Ratowałaś swoje zdrowie a może i zycie. Taki to jest ten świat straszny. Póki tkwimy przed komputerem, bezpiecznie w ciepłym domku to możemy sobie dywagować o tym i tamtym, ale zycie stawia nas nieoczekwianie przed mrożącycmi krew w zyłąch sytuacjami , w których na nic nasza logika i polot. Liczy sie tylko instynkt przetrwania.
    Trzymaj się Panterko kochana i staraj sie juz nie zamartwiać. Przynajmniej zyjesz i mozesz nadal pisac...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panujace w Polsce bezrobocie i bieda motywuja ludzi do dziwnych czynow, nie zawsze legalnych, a tak duza suma, nawet dla mnie duza, jest lakomym kaskiem dla zuli bez kasy. Wolalam zrejterowac i trzymac paszcze zamknieta.

      Usuń
  10. Wzięłabym nogi za pas i wcale się nie dziwię,że też tak zrobiłaś.Może w tym autokarze należało powiedzieć, co Cię spotkało..ale tez nie dziwi mnie to, że tego nie zrobiłaś, skutecznie Cię zastraszyli. Wcale nie jest łatwo, zachować się "książkowo". Mnie w obliczu zagrożenia paraliżuje i "odbiera" mi mowę, więc rozumiem Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troche mnie trzeslo po zajeciu miejsca w autobusie, musialam sie najpierw uspokoic, a u mnie odbywa sie to w milczeniu. Nawet wetedy jeszcze balam sie wtracic w te sprawe.

      Usuń
  11. No chyba nie miałabyś szans z bandą dresów. Nawet, gdybyś zadzwoniła na policję, to pewnie nic by to nie dało, bo banda to jakieś ciemne typy, robiące jakieś podejrzane interesy. Mają z pewnością miejscowych policjantów w kieszeni, więc nic byś nie zrobiła.
    Dobrze, że Tobie nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich chwilach czlowiek zaluje, ze nie jest Bruce´m Lee, by dac sobie rade z gromada dresiarzy.

      Usuń
  12. Nikt nie jest perfekcyjny. Wybrałaś bezpieczeństwo, to naturalne wszak możesz nie znać drugiego dna sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano wlasnie! Nie zyje tam, a to, co do mnie dochodzi, nie brzmi zachecajaco. Przestepczosc ma sie niezle.

      Usuń
  13. masakra
    rozumiem Twój strach:/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nikt nie jest perfekcyjny, Panterko slusznie postapilas wracajac do autobusu, bo ta podroz mogla sie dla ciebie inaczej skonczyc, a tak swoja droga to chore, ze musilas w nocy taki kawal zasuwac do kibelka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze, ze ten kibelek byl na wyciagniecie reki, w budynku stacji. Nawet zastanawialam sie, czy dresy nie mialy planow ze mna zwiazanych, ze skierowali mnie tak daleko.

      Usuń
  15. ...rozumiem Cię bardzo dobrze, też kiedyś przez coś podobnego przechodziłem. Miałem wtedy 15 lat i chcąc zaimponować dziewczynie pomogłem złapać jednemu gostkowi psa, który mu uciekł. Tylko nie przewidziałem jednego, że gostek zbije psiaka na kwaśne jabłkom, a ja stałem jaz zamurowany...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jeszcze bardziej przykry przypadek od mojego, w ktorym nikt cielesnie nie ucierpial.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.