poniedziałek, 24 lutego 2014

Moj paraliz.

Ktorejs soboty, a bylo to jeszcze w Polsce, obudzilam sie z dziwnym i bardzo nieprzyjemnym uczuciem braku panowania nad polowa wlasnej twarzy. Troche to bylo tak, jak po zastrzyku znieczulajacym u dentysty, jednak nie tak wyraznie. To odczucie bylo jednak na tyle niekomfortowe i niepokojace, ze natychmiast stanelam przed lustrem i zaczelam stroic miny. OOO, UUU, AAA - wykrzywialam sie do siebie, usmiechalam i czynilam najwymyslniejsze grymasy. Trudno mi bylo cokolwiek wyraznie zauwazyc, asymetria byla niewielka, ale byla. Mocno mnie to zaniepokoilo. Na tyle, ze zaraz sie ubralam i pomknelam do dyzurnego szpitala na neurologie.
Wchodze do gabinetu, gdzie siedzialo kilku dochtorow i od samych drzwi oznajmiam im, ze mam wylew krwi do mozgu i zaczyna mnie paralizowac. Myslalam, ze mnie smiechem zabija, rechotali radosnie i nie mogli przestac.
- Widzimy, ze pani juz ma gotowa diagnoze - krztusili sie ze smiechu.
Chcialam sie wlasciwie obrazic za takie traktowanie, ale nie mialam za bardzo wyjscia, ani ochoty szukac pomocy gdzie indziej. Kiedy wreszcie sie zdolali uspokoic, wyjasnili, ze przy udarze sama bym nie przyszla. I rozpoczeli badanie. Musialam rozebrac sie do bielizny, a oni pukali mnie mloteczkami po lokciach i kolanach, kazali chodzic po linii, stac na jednej nodze, zamykac oczy i palcem trafiac w nos, takie tam ichnie sztuczki.
Wreszcie dotarli do mojej paszczy. Ogladali ja uwaznie, przez okulary i bez, swiecili w oczy latarka, kazali sie usmiechac, jakby bylo do kogo. Przez caly czas robili sobie zarty, a ja tlumilam w sobie chec pozabijania ich na miejscu. Wreszcie... diagnoza! Zapalenie nerwu twarzowego. Dali mi w tylek tak bolesny zastrzyk, ze prawie chodzic nie moglam i poslali do domu.
W swojej daleko zaawansowanej naiwnosci myslalam, ze od tego momentu bedzie juz tylko lepiej. Panowie medycy mogliby mnie przeciez uswiadomic, co to za choroba, jak dlugo trwa i jak przebiega, ale to widocznie bylby za duzy wysilek na sobotnim dyzurze. Poszlam wiec do domu w calkowitej nieswiadomosci, ze to dopiero poczatek i co mnie dalej czeka.
W niedziele stan pyska sie pogorszyl, w poniedzialek jeszcze bardziej, wiec udalam sie do spoldzielni lekarskiej i tam dopiero neurolog wyjasnil mi, co i jak oraz zaordynowal terapie. Mialam chodzic na masaze twarzy i brac zastrzyki z witaminy B i cocarboxylazy (obydwa niezmiernie bolesne), a w ogole to raczej z domu nie wychodzic, bo twarz trzeba trzymac cieplo. A byl to luty, TAMTEN luty, taki polski z temperaturami blisko -30°. Jak pogodzic koniecznosc zastrzykow i masazy z aresztem domowym? Zadzwonilam do znajomej pielegniarki, zeby do mnie przychodzila. Zgodzila sie pod warunkiem, ze tylko nauczy mnie samej robic zastrzyki, bo z drugiego konca miasta nielatwo jej byloby bywac u mnie codziennie. A masaze robil mi maz.
Znajoma zaopatrzyla mnie w jednorazowe strzykawki i igly, dodatkowo w lidokaine w ampulkach, zeby zastrzyki mniej bolaly i przyszla jedynie dwa razy, celem przeprowadzenia szybkiego kursu domowych injekcji. Zabronila robic sobie w tylek, choc tez wyjasnila i pokazala jedyne na nim miejsce wielkosci starej pieciozlotowki, w ktore kluc mozna. Bo trzeba Wam wiedziec, ze kazda dupa, czy to najbardziej filigranowa, czy tez wielkosci trzydrzwiowej szafy, ma tylko takie male miejsce do zastrzykow. Jednak ryzyko trafienia w nerw kulszowy jest dla amatora zbyt duze i niesie za soba zagrozenia, wiec pozostalo mi wkluwac sie we wlasne uda. Pokazala, jak nabierac strzykawka ciecz z ampulek, uczulila na wypuszczanie z niej powietrza, przyjrzala sie, jak to robie i orzekla, ze juz umiem, po czym sie oddalila. Zaczela sie moja droga przez meke.
Przez nastepne dwa tygodnie stan mojej fizys ulegal stopniowemu pogorszeniu, mimo zastrzykow i masazy. Jeden z kacikow ust zwisal wyraznie, a oko sie nie domykalo. Do jedzenia i picia pozyczalam sobie od corci taki plastikowy sliniaczek z szufladka, w ktorej ladowaly ulewajace sie resztki jedzenia i picia. Takie przyziemne czynnosci byly dla mnie nie lada wyzwaniem i horrorem. Oko zamykalam sobie palcem, a i tak nie uchronilo mnie to od zapalenia spojowki, bo juz w nocy nie mialam nad powieka zadnej kontroli. Strasznie cierpialam, a jeszcze gorzej wygladalam i przez caly czas nie opuszczal mnie strach, ze tak zostanie. Dni dluzyly sie niesamowicie i nie tylko nie bylo widac zadnej poprawy, ale, jak wspomnialam, przez pierwsze dwa tygodnie stan sukcesywnie sie pogarszal.
Wreszcie paraliz zaczal ustepowac, bardzo powoli, ale z dnia na dzien przez nastepne dwa tygodnie moj stan sie poprawial. Za to moje uda przedstawialy dosc zalosny widok, cale w siniakach i zgrubieniach wielkosci sliwki. Maz masowal moja twarz, a w tym czasie ja zajmowalam sie masazem ud. A i tak te zgrubienia zniknely dopiero po kilku miesiacach.
I tak przez miesiac nie wytknelam glowy z domu, co zreszta bylo mi na reke, bo nie chcialabym, zeby mnie ktokolwiek w takim stanie widzial. Do dzisiaj nie wiem, co spowodowalo u mnie tak ciezkie zapalenie nerwu twarzowego.




58 komentarzy:

  1. To straszne! Z niewiadomego powodu tak po prostu dostać można poważnej kontuzji pyska:-)! Własnego, rodzonego, i całkiem niebrzydkiego. Dobrze, że nie zostało Ci tak na zawsze. Co się jednak nacierpiałaś, to nacierpiałaś. Podziwiam Cię, że tak sobie z tymi zastrzykami poradziłaś. Ja bym chyba zemdlała!
    Nie przypuszczałam, że są jakieś specjalne miejsca dozwolone dla zastrzyków, a inne mogą być wielce niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Errato, nie zemdlalabys, bo potrzeba matka wynalazkow. Robilabys zastrzyki az milo, gdybys musiala. Najgorszy jest ten pierwszy, potem juz rutyna, uwierz mi na slowo.
      Dla mnie najgorsza byla dlugotrwalosc tej choroby i pierwsze dwa tygodnie, kiedy nie tylko nie bylo poprawy, ale jej postepowanie. To bylo najstraszniejsze. :)

      Usuń
  2. Pamiętam, gdy koleżanka z pracy się dorobiła podobnego ,,szczęścia''... Oj, nielekko było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylo nielekko, to prawda, a moj strach byl chyba gorszy od samego przebiegu choroby. :(

      Usuń
  3. z dawki poczucia humoru z jaka cie przywitali neurolodzy, myslalam, ze opowiesz cos smiesznego.
    dobrze, ze chociaz wszystko dobrze sie skonczylo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz moge sie juz z tego smiac, bo i wygladalam smiesznie, ale wtedy... jedna wielka panika i ogromne poczucie zagrozenia, ze tak pozostanie.

      Usuń
  4. mnie taka przypadłość póki co ominęła. i dobrze, bo innych mam w nadmiarze.
    ja robiłam sobie zastrzyki w tyłek, ale umiałam,mama mnie nauczyła. i wiem, że to zastrzykowe miejsce jest niewielkie i broń boże w środku pośladka.
    natomiast przy zastrzykach w brzuch nabrałam takiej wprawy, że mogłam je robić z zamkniętymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo calego swojego "doswiadczenia" i poznania teorii, nadal nie odwazylabym sie zrobic zastrzyku w posladek, ani sobie, ani komus. Zbyt duze ryzyko dla mnie, za wielka odpowiedzialnosc.
      A w brzuch to moge leciec tasmowo, sobie i calemu swiatu. :)))

      Usuń
    2. teraz już bym się nie odważyła kłuć domięśniowo. z wprawy wyszłam,

      Usuń
    3. Tego sie nie zapomina, jak jazdy na rowerze ;)

      Usuń
  5. Nasze ciało jest tajemnicze! Dziwne są te nagłe schorzenia i bóle, Jakis niezrozumiały kosmos w nas. Współczuje Ci Aniu tamtej drogi przez mękę. Dzielną jesteś kobietą! A pocieszeniem jest, że prawi każde doswiadczenie w zyciu na cos sie człowiekowi potem przydaje, czegos go ucząc. Potrafisz zrobić teraz zastrzki w udo (choć to o wiele bolesniejsze od tych w pupę!). A ja umiem robić zastrzyki w posladek sobie samej, męzowi oraz mamie. Kiedyś mnie tego na spokojnie nauczono i nie nastraszono ewentualnymi, grożnymi nastepstwami. Gdyby nastraszono, to pewnie bym nie ryzykowała. A tak, nieświadoma zagrożeń po prostu wbijam pewnie igłe gdzie trzeba i tyle.
    Ciepło pozdrawiam o poranku!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widze, ze wiecej wsrod nas pielegniarek-amatorek. Ja wlasnie dzieki nastraszeniu, nigdy nie odwaze sie zrobic zastrzyku w pupe.
      Buziaczki poranno-mrozne (-2°) :***

      Usuń
  6. ło matko! koszmar...
    :****

    OdpowiedzUsuń
  7. O boże !!! Ja bym umarła ze strachu - znając siebie to wiem że by mnie wmurowało i byłabym w stanie tylko zadzwonić na pogotowie. Oczywiście obdzwoniłabym całą rodzinę i pewnie napisałabym testament. Uważałabym że już umieram i już po mnie. Taka histeryczka ze mnie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeciez tez narobilam alarmu z wylewem, bo tylko z tym kojarzyl mi sie wtedy niedowlad jednej strony, a nie pomyslalam, ze powinna to byc jedna strona calego ciala, a nie tylko twarzy. :)))

      Usuń
    2. Masz racje - wylew to cała strona :)

      Usuń
    3. Niekoniecznie cała, dziewczyny. Mojemu mężowi poraziło tylko prawą rękę. Babcia moja natomiast, zaniemówiła na kilka godzin, potem się jej cofnęło.
      O porażeniu nerwu twarzowego słyszałam od koleżanki, walczyła z tym bardzo długo. Dobrze, że u Ciebie, Panterko wszystko wróciło do normy, ale przeżycie straszne. Postawa lekarzy na dyżurze - haniebna, ale ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi?

      Usuń
  8. O matko !!!
    Współczuję, toż to horror był ??!!
    Dobrze ,że mimo wszystko z tego się wyleczyłaś....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz na pewno uczucie po znieczuleniu u dentysty, kiedy nie mozesz sie normalnie usmiechnac? Ja to mialam w stopniu znacznie gorszym i przez miesiac, a nie kilka godzin. :(((

      Usuń
  9. Mama mojego kolegi tak ma, że kiedy jedzie samochodem przy otwartym oknie [wieje jej w twarz], to też dostaje paraliżu twarzy. Ja mam taką awersję do igieł, że pobieranie krwi to horror, a sama sobie nic nigdy nie wbiję w skórę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy nie mialam jeszcze samochodu, a teraz jezdze stale przy otwartym oknie, bo pale i nic sie nie dzieje, wiec to chyba jednak nie od przeciagow. Gdybys musiala, robilabys sobie zastrzyki, to nic takiego.

      Usuń
  10. Jednak tyle w tym dobrego, że to nie wylew. To bez porównania groźniejsza sprawa. Jednak i tak było to strasznie dokuczliwe skoro trzymało tak długo! Świetnie z tego wybrnęłaś jak zawsze. Nie będzie ci jakiś tam zapalony mięsień twarzy pluł w twarz! :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdazyl mi napluc caly ocean, zanim go zwalczylam, tego miesnia. :)))

      Usuń
    2. Z nerw Ci się zapalił!

      Usuń
    3. A dzie tam! Jestem uosobieniem spokoju i flegmy. Tyle, ze dusze wszystko w sobie i mam czasem od tego dolegliwosci somatyczne. :)

      Usuń
  11. Brrrr! Bardzo współczuję, dobrze, że to już historia...

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku! Mam sporą praktykę w dostawaniu zastrzyków, co prawda, raczej z dzieciństwa, ale jednak. Sama robienia zastrzyków (podskórnych tylko!) uczyłam się na studiach, na szkoleniu wojskowym, przy czym wygięłam na koledze igłę :) Zastrzyki robiłam tylko kotu i królikowi, a byłam przy tym spocona jak ruda mysz - ze zdenerwowania.
    Dobrze, że nie miałaś nawrotów tego obrzydliwego choróbska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w zyciu dostalam tyle zastrzykow, ze trudno zliczyc. Jako dziecko zapadalam na zapalenie pluc, wciaz mnie karmili penicylina w zastrzykach, innych antybiotykow wtedy nie bylo. Pozniej bylam miesiac w szpitalu na zapalenie przydatkow - zastrzyki 2xdziennie, ze nie wspomne o innych drobniejszych przypadlosciach i pobraniach krwi. To juz w ogole nie robi na mnie wrazenia, sa gorsze rzeczy od klucia.

      Usuń
  13. Hmmmm. Masz szczęście, że wyzdrowiałaś. Mój kuzyn w okresie wysokiej kondycji (okres wojska) na paradzie w pewien zimny, wietrzny dzień też się czegoś takiego nabawił, przebywał stosunkowo długo w szpitalu i do tej pory ta asymetria jest widoczna a oko (powieka) jest doskonałym wyznacznikiem ogólnego zmęczenia fizycznego, ona "męczy" się pierwsza i opada. Tego typu zapalenia są dość częste.
    ... a zastrzyki w udo ... to nic trudnego :) do wszystkiego można się przyzwyczaić jak innego wyjścia nie ma... albo się nauczyć w inne miejsca :))) jak się musi.
    Dbaj o siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiscie mialam szczescie, ze nic mi nie pozostalo, zupelnie nic, zaden najmniejszy sladzik. A chorobsko jest z gatunku wielce upierdliwych, choc niezbyt bolesnych. Bolesne byly uda :)))

      Usuń
  14. He, mój ojciec to miał, trzy miesiące się leczył. Od przeciągu dostał, mówił. Być może, lato było, gorąco, to okna pootwierali i się "przeciągali". Ale z tego co widziałam, współczuję. I oby nigdy więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dlugo trwalo u Twojego taty, dla mnie ten miesiac dluzyl sie jak cwiercwiecze.
      Oby nigdy wiecej!!!

      Usuń
  15. ...Rodziciel miał to samo, a ile przy tym było śmiechu gdy szedł spać. U niego jednak lekarz poznał się od razu co i jak. Zastrzyki i lampy postawiły go na nogi, tj. twarz do normalności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam do smiechu nie bylo, bylam przerazona. Ale na pewno smiesznie wygladalam, nie da sie ukryc. ;)

      Usuń
    2. ...śmialiśmy się ze spania, że śpi jak zając na miedzy z otwartymi oczami, he he he...

      Usuń
  16. Mnie zapalenie pochewki ścięgna dopadło jeszcze w Telimenie oj się nacierpiałam a chirurg uznał że to nic takiego, chodzić mogę sam by durnota jedna przesiedział zapewne w domu grzejąc nogę. Ale sobie poradziłam długo trwało leczenie i ból niemały ale wyleczyłam. Zawsze współczuję głęboko i może po to to jest by się nauczyć współodczuwać zrozumienia?
    Wiesz że nie bardzo wiadomo skąd to takie przyłazi do człowieka czepi się i gryzie, znajoma rano poszła na ryneczek kupić coś tam do domo i nie mogła głosu z siebie wydobyć. Okazało się mikrowylew nic nie było widać ani czuć tylko mówić nie mogła. Sporo trwało zanim odzyskała głos. Ale do dziś na lekach i taka spowolniona jest jakby.
    Dbajmy o zdrowie jedzmy zdrowo pijmy nie za dużo i witaminy łykajmy. I starajmy się zmienić nasz sposób myślenia bo od niego bardzo dużo zależy a zdrowie na pewno. Rzucam zdrowy wiosenny okrzyk HAJ :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz "pijmy nie za duzo", a ja wlasnie pije bardzo duzo. Bo Tobie zapewne chodzi o alkohol, a mnie wprost przeciwnie. Dziennie wypijam pare litrow, wody mineralnej i herbaty zielonej, czym plucze sobie uklad moczowy, bardzo to zdrowe. Witamin nie lykam, staram sie pozyskiwac je z naturalnych produktow.
      Trzeba zyc w zgodzie z natura i ze soba, a reszta sama sie ulozy.
      Buzinki :***

      Usuń
  17. Masakra ,ale koszmar :((
    Dobrze że sobie poradziłaś i jest OK :-))
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ależ się nacierpiałaś... Kiedy teraz przypominam sobie moje zapalenie nerwu kulszowego i zastrzyki, na które codziennie chodziłam i jeszcze do pracy musiałam jeździć, to też Ci powiem, że lekarz nic specjalnego mi nie powiedział na ten temat, sama od pielęgniarek się dowiedziałam, co to, ile potrwa i co najlepiej robić, żeby przeszło.
    Oby nigdy nie wróciło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zapalenie nerwu kulszowego lubi sie ciagnac miesiacami, mama to miala. Bol podobno straszny.
      Mnie na szczescie nie bolalo, ale i zyc bylo nielatwo :)))

      Usuń
  19. Masakra widzę że doświadczona w cierpieniu, chyba zawsze będzie oburzało mnie chamstwo polskich specjalistów! Jak tak można śmiać sie z chorego sami wystawiają świadectwo jakimi są "ludźmi" jeszcze na takim stanowisku to nie dopuszczalne. Cóż znieczulica...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie nazwalabym tego od razu chamstwem, oni rechotali z mojej gotowej diagnozy i w koncu doraznie mi pomogli. Wcale nie byli chamscy, wprost przeciwnie, byli sympatyczni i kompetentni. Tyle, ze nie chcialo im sie nic wyjasniac.
      To bylo na poczatku lat 80-tych i sluzba zdrowia byla jeszcze calkiem ok.

      Usuń
  20. Ze mnie się nie śmiali, jak mnie w zeszłym roku z przychodni, specjalnie wezwaną karetką zawieźli na ostry dyżur, a "kręciło mi się tylko bardzo w głowie". Tak, że o ścianie szłam.Podeszli medycy całkiem ok, pół dnia spędziłam na korytarzu, czekając na kolejne badania,ale mi je zrobili, nawet o włos zrobiliby rezonans, ale w końcu orzekli, że chyba wina kręgosłupa szyjnego, albo błędnika. Wszystkie odruchy przy waleniu tym młotkiem tu i tam były chyba właściwe. Ponieważ przeszło samo to już nie sprawdzałam, co było tego powodem. Zapalenie tego nerwu to kiepska sprawa......koleżanka na to choruje, to jej się, co jakiś czas powtarza......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mnie nie strasz! Od trzydziestu lat nie powtorzylo mi sie, wiec chyba jest nadzieja, ze nie wroci.
      Z blednikiem tez mialam przygody, ale dostalam dobry lek i jakos mi przeszlo. Mnie rowniez stale krecilo sie w glowie, bylam u laryngologa, gdzie poddano mnie bardzo przykremu badaniu, lejac pod cisnieniem ciepla wode do ucha, a w tym czasie oczy krecily mlynka. Chcialo mi sie wymiotowac, bo uczucie bylo, jak po wielokrotnej przejazdzce na karuzeli. Po badaniu musialam godzine odlezec, zanim wypuscili mnie do domu. Ja w ogole mam cos z tym blednikiem, choroba lokomocyjna trzyma mnie od dziecka, a lunaparki moge ogladac tylko z daleka.

      Usuń
  21. Wspolczuje, przezycia bo wiem co to znaczy. Sama cos takiego przezylam i to dosc niedawno.Najbardziej przerazajace jest chyba to, ze juz taka wykrzywiona twarz pozostanie do konca zycia.
    W Twoim przypadku postawino diagnoze, w moim nie. W piewszej chwili podobnie tak jak Ty, pomyslalam ze to paraliz, udar albo inne scierwo.
    Przygody z zastrzkami nie zazdroszcze, jednak tak jak piszesz, czasami nie ma wyjscia i czlowiek jest w stanie zrobic wszystko aby pomoc sobie, lub innym.

    "Ja" w Twoim wydaniu bardzo mi sie podoba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno uwierzyc, ze Cie nie zdiagnozowano, w glowie sie nie miesci. Nie bralas zadnych lekow? Samo tak przeszlo? Co za lekarzy macie w tej Hameryce?
      Buzinki :***

      Usuń
    2. Lekarze sa ok. nawet bardzo ok.
      Przebadali mnie na wszystkie strony:) Jednak na kroliczka doswiadczalnego w mojej osobie nie mam ochoty, wiec badam sie i do przodu:)
      Mam tylko nadzieje, ze taka przypadlosc juz mi sie wiecej nie przydarzy. Przezylam koszmar!

      Usciski Aniu:)

      Usuń
    3. Ale leczyli Cie na to, czego nie zdiagnozowali?

      Usuń
  22. Niestety choróbska przychodzą i to niespodziewanie. Pewnie przyczyna jakaś zawsze jest. Świetnie Aniu sobie poradziłaś bo jesteś odważna Jeżeli chodzi o zachowanie lekarzy, nie odbieram tego, że byli chamscy, bo widzieli, że to nie jest udar... i młodą nie chcieli może straszyć wiec trochę żartowali
    Co do zastrzyków , jak nie ma wyjścia to chyba prawie każdy z musu stanie na wysokości zadania. Mi może było łatwiej bo pracując w szpitalu , chociaż nie na oddziale miałam styczność i wiele kololeżeństwa wśród lekarzy i pielęgniarek. A pobieranie krwi z żyły mam wpisane w zawodzie, ale nie lubię jak mi pobierają. Z palca ( ( pobieranie krwi włośniczkowej )wolę się sama ukłuć :))) Aniu z tą otwartą szybą w aucie , jak możesz podaruj sobie. Kiedyś jak jeszcze jeździłam maluchem , miałam wciąż otwartą szybkę ( była tam taka mama uchylna bocznie) i załatwiłam sobie nadgarstek( lewy) właśnie od strony okienka.
    A co do udaru...hmmm no właśnie ostatnie święta w szpitalu spędziłam z powodu podejrzenia o udar, nie stwierdzono ale prawdopodobnie jednorazowy niedotlenienie mózgu- TIA było przyczyną, ale to dłuższa historia.
    Zdrówka życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie odebralam zachowania lekarzy jako chamskiego, a ze mam dystans do siebie, tez sie posmialam z mojej diagnozy, kiedy juz sie okazalo, ze to nie udar. Co nie znaczy, ze w pewnej chwili mialam ochote ich pomordowac za ten smiech ;)
      A w palec tez sie sama kluje, kiedy mierze sobie cukier. Nie zebym potrzebowala, ale kupilam glukometr, wiec co ma rdzewiec :)))
      Buziaki, Izunia :***

      Usuń
  23. Kiedyś spotkałam jedną Panią, która miała takie zapalenie. Powiedziała, że na chwile wyszła na balkon i ją przewiało dość mocno...najważniejsze, że Ty z tego wyszłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diabli wiedza, co bylo przyczyna, wazne, ze minelo i nie wrocilo wiecej :)))

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.