niedziela, 24 sierpnia 2014

Emocje ostygly.

Byl i nie ma. Odszedl dobrowolnie, podobnie jak Gunter Sachs. Dziwne to dla nas, bo obydwom na pozor niczego nie brakowalo, mieli pieniadze, slawe, zyli pelnia zycia. Mieli rodziny, zyli w udanych zwiazkach, otoczeni byli miloscia i uwielbieniem.
Choroba - w obu przypadkach byla wyzwalaczem tego nielatwego przeciez kroku. Jeden z nich zaczal tracic tozsamosc, nie chcial zejsc do stanu wegetacji bez odrobiny samoswiadomosci, wiec poki jeszcze mogl, zadecydowal swiadomie, ze tak zyc nie chce.
Drugi cierpial od lat na schorzenie, ktore w zasadzie latwo zdiagnozowac i leczyc, ale ktore bywa nieobliczalne w przebiegu, ktore nierzadko prowadzi do uzaleznien, a zawiera sie w jednym, cytowanym obok zdaniu.
Moja pierwsza reakcja na wiadomosc o jego smierci? Nie, nie zal za swietnym aktorem i dobrym czlowiekiem, ale uklucie zazdrosci, ze mial odwage, ze ten caly szajs ma juz za soba, jest wolny od ciazacej mu doczesnosci, od dokuczajacej mu choroby i widma nastepnej, od uzaleznienia i tego straszliwego poczucia osamotnienia wsrod tlumu ludzi... Od niezrozumienia istoty swojej choroby.
Pozniej dopiero poczulam zal, bo bardzo lubilam tego aktora, ktorego role byly autentyczne, grane bez wysilku, naturalnie. Rozsmieszal lub wzruszal, byl slawny, choc w gruncie rzeczy nie znal go nikt, nikt tak naprawde nie nadazal za tym, co dzialo sie w jego duszy. Stad dywagacje, dlaczego posunal sie do kroku ostatecznego, skoro tylko ptasiego mleka moglo mu brakowac.
Malo kto wie, jak dobrym byl czlowiekiem, z kim sie przyjaznil. Kiedy jego przyjaciel ze studiow, Christopher Reeve, ulegl wypadkowi, po ktorym zostal sparalizowany, on wlasnie zajal sie zbiorka srodkow na leczenie. Wprawdzie Reeve zbil niemala kase na roli Supermana, ale leczenie pochlonelo wszystkie oszczednosci. To Williams sprawil, ze Reeve usmiechnal sie po raz pierwszy od tej tragedii.
Na zewnatrz jego zycie wygladalo barwnie i beztrosko, mial prace i perspektywy, byl lubiany i chetnie ogladany, emanowal humorem, ale niewielu mialo dostep do jadra jego duszy, o ile ktokolwiek go w ogole mial...
To straszna choroba, czlowiek zyje, spi, je, smieje sie, pracuje. Nic nie widac na zewnatrz, ba, pozory zupelnie na to nie wskazuja, stad tez powszechne jej niezrozumienie i stereotypowe proby pocieszania, udzielanie swiatlych rad, by wyjsc do ludzi, czyms pozytecznym sie zajac, przestac myslec. Dlaczego nie przestac oddychac? Ten sam efekt.
To poczucie osamotnienia i niezrozumienia towarzyszy nieprzerwanie, az ktoregos dnia doprowadza do rozwiazania ostatecznego, ktore wydaje sie jedynym mozliwym...





60 komentarzy:

  1. i mnie poruszyła ta śmierć... bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, ale wydaje mi się, że potrafię zrozumieć jak bardzo cierpiał. Zrobił to, co kiedyś nazwałam po swojemu "nacisnąć psztyczek i zgasić światło".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba jednak ogromnej odwagi i determinacji, zeby to swiatlo zgasic...

      Usuń
  3. Oderwal sie od zycia i jemu jest dobrze ale my zostalismy. Jego rodzina dlugo bedzie cierpiec! To jeden z nielicznych aktorow i ktorych nie pisaly brukowce! Kazdy medal ma dwie strony i taj jest tu, z jego smiercia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak bardzo trzeba cierpiec samemu, zeby brac pod uwage cierpienie najblizszych i jednak odwazyc sie na ten krok ostateczny.

      Usuń
    2. powiedział, ze cierpiał w samotności, nie miał się komu zwierzyć....

      Usuń
    3. Wlasnie! A przeciez mial rodzine, przyjaciol, fanow... Ta choroba czyni samotnym wsrod tlumu.

      Usuń
  4. widze, ze w tym samym momencie nas wzielo na podobne dywagacje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uważam, że człowiek ma prawo wyboru... Wybrał tak jak umiał najlepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze wlasnie w swoim bezgranicznym cierpieniu nie widzial dla siebie innego wyboru?

      Usuń
  6. Jest właśnie tak jak piszesz - depresja to dziwna choroba. Jest jak duch, mozna ją wyczuć, trudno zauwazyć. Ale jest. Drązy. Zabija od środka. Pozbawia radosci i sensu zycia. Ciągłe wzloty i upadki. Przypływy nadziei i zasysanie w czarną dziurę drętwoty i smutku.
    To był jeden z moich ulubionych aktorów amerykańskich Taki ludzki. Autentyczny. Bliski.Emanujący ogromną wrazliwościa i dobrem. Prawdziwy w rolach komediowych i dramatycznych.
    Co poczułam po jego smierci? Smutek, pustkę, żal, ale i zrozumienie, ze inaczej byc chyba nie mogło. To wyniszczające go cierpienie duszy znikneło. Robin wyzwolił się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, jak to jest byc samotnym w tlumie ludzi, ktorzy sa kochajacy i zyczliwi, ale nigdy nie zrozumieja, co sie w duszy odbywa.

      Usuń
  7. Bardzo pięknie napisałaś . Miał początki choroby Parkinsona i był chory na Depresje - dwie choroby się na siebie nałożyły i to może spowodowało samobójstwo. Parkinson to straszna choroba - przewlekłe schorzenie układu nerwowego - drżenie dłoni, spowolnienie/niezgrabność ruchu, sztywność, które wraz z upływem czasu pogłębiają się, utrudniając samodzielne życie. Myślę że gdyby nie Parkinson - nie popełniłby samobójstwa bo z depresją można żyć. Leczę się na nią od kilkunastu lat. Codziennie biorę leki i czuje się dobrze. Czasami mam gorsze dni ale nauczyłam się z tym walczyć - po paru dniach przechodzi i znów jest dobrze.

    Aniu bardzo lubię do ciebie zaglądać bo pięknie piszesz - Ja tak nie umiem i trochę zazdraszczam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Grazynka, nie rozczulaj mnie pochwalami, bo sie pobucze...
      A na temat tej choroby tez moge pisac duzo i obszernie z wlasnych doswiadczen, jestem z tym na biezaco od bardzo wielu lat, wiec nie teoretyzuje.

      Usuń
  8. To był mój drugi ulubiony aktor, o mało się nie wściekłam z żalu. Miał w sobie coś tak niesłychanie sympatycznego, że aż nie sposób opisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrazenie, ze dobrzy ludzie chetniej odchodza z tego swiata... Zostaja kanalie.

      Usuń
    2. Bardzo ładnie wpisują się w ten schemat moi teściowie. Teściowa odeszła przedwcześnie w wieku 59 lat. Teść ma się dobrze po dzień dzisiejszy.

      Usuń
    3. Hmmm... Czyli cos jest na rzeczy... ;)

      Usuń
  9. "...przestać myśleć. Dlaczego nie przestać oddychać? Ten sam efekt" - bardzo trafnie to ujęłaś. BARDZO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozo, ja w tym siedze od lat, wiec jak malo kto nadazam za tokiem mysli takich ludzi jak Williams.

      Usuń
  10. Pięknie to napisałaś. I ten tekst pasuje do kazdego z nas. Nie jestesmy sławni i bogaci, ale kto wie z jaką chorobą/z czym przyjdzie nam się zmagać ...

    OdpowiedzUsuń
  11. Artyści zawsze chrakteryzują się tym ,że są nieprzewidywalni.
    Taka uroda artystów...
    Nie byliby artystami gdyby byli poukładani, dokładni, przewidywalni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem? Choroba nie wybiera i jest jej generalnie wszystko jedno, czy artysta, krol, czy zebrak.

      Usuń
  12. Panterko...Jego smierc mnie bardzo zasmucila,tak jak innych podobnie odwaznych...
    Pozory bardzo myla, patrzymy, myslimy, ze maja takie wspaniale zycie...I czesto nie jest tak, jak nasze oczy widza.
    Dziekuje Ci za glebokie przemyslenia.
    Usciski dla Ciebie ***


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nikomu zle nie zycze, ale znalazlabym tylu lepszych (czytaj: gorszych) kandydatow do opuszczenia tego padolu. Dlaczego akurat on?
      Buzinki :***

      Usuń
  13. Dziękuję Ci Aniu za to wspomnienie o Robinie Williamsie, dziś wielkim nieobecnym.
    Bardzo lubiłam filmy z jego udziałem, potrafił rozśmieszać i wzruszać do łez. Był autentyczny, naturalny.
    Trudno dzisiaj , kiedy emocje jeszcze nie ostygły zachować dystans w ocenie jego gry autorskiej .
    Został smutek, żal, przecież mógł nas jeszcze nieraz zachwycić nową rolą.
    Ano, wyszło na to, że nie mógł...
    Robin Williams cierpiał na zaburzenia afektywne dwubiegunowe (ChAD), chorobę trudną i wyniszczającą,która zmienia chemię mózgu i która na dodatek niesie w pakiecie skłonność do uzależnień. Do tego choroba Parkinsona. Za dużo.
    Z takim obciążeniem samobójstwo nie jest aktem świadomej woli a wynikiem choroby. To stan, w którym życie zamiast cieszyć, boli... Tak bardzo, że nie ma sił aby żyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byl taki... zwykly, taki normalny, zaden amant-przystojniak, ale tym blizszy odbiorcom i fanom.
      Ja mysle, ze tacy ludzie, jak on, uruchamiaja resztke wlasnego czlowieczenstwa i raczej swiadomie odchodza, by nie dac sie zdominowac chorobie, wiedzac, jakie moze poczynic spustoszenia.

      Usuń
  14. Straszne jest takie pogrążanie się w odmętach choroby, niosącej z sobą "niewiadome". Może już miał tego dość i zapragnął w ostatnim akcie desperacji przejąć kontrolę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku tej choroby, to ciagla walka, kto kogo. Choroba mnie czy ja ja?
      Niby lyka sie pigulki, niby zyje sie z pozoru normalnie, nawet zartuje sie, rozsmiesza innych, ale tylko ten, kto zna jej destrukcyjne dzialanie z wlasnego przykladu, jest w stanie nadazyc za tokiem mysli chorego i zrozumiec w pewien sposob te ostateczna decyzje.

      Usuń
  15. Nie znam się na depresji, nigdy nie miałam do niej skłonności. W bardzo trudnych stanach życia, kiedy wszystko mi się waliło (albo dużo), miewałam jednak oczywiście stany zbliżone, kiedy wszystko mi było jedno i wszystkiego miałam dość. Nie umiem jednak powiedzieć, że kiedykolwiek dotychczas było tak źle, że odechciało mi się żyć.
    Dlatego może bardo trudno mi zrozumieć ludzi, którzy podejmują taką ostateczną decyzję.
    O ile w przypadku Alzheimera jest to w jakiś sposób zrozumiałe, bo człowiek po pewnym czasie przestaje być sobą, to w przypadku innych chorób uważam, że można było coś zrobić. W dzisiejszych czasach są przecież tak wielkie możliwości.
    Ale też czytałam, że najczęściej aktorzy komediowi właśnie mają problemy, żeby się uśmiechać w prywatnym życiu, wręcz często depresje, podczas gdy wszyscy naokoło oczekują od nich stale, że będą strumieniem radości i będą bawić tak samo, jak to robią na ekranie. Może to oczekiwanie jest zbyt wielkie i nie znoszą takiej presji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiekszosc ludzi nie rozroznia okresowej chandry, zycia pod wplywem silnego stresu czy dramatow rodzinnych, od tego schorzenia. Chandra i stresy przemijaja, wczesniej czy pozniej sie koncza, a to trzyma i nieleczone prowadzi zawsze do ostatecznych krokow. Nawet jednak leczone, musi stale pozostawac pod kontrola. Dodaj do tego jeszcze oczekiwania ludzi z zewnatrz, ktorzy pojecia nie maja, co za walka toczy sie w duszy, to stale poczucie winy, ze sie tychze oczekiwan nie spelnia. I kiedys na naprezona struna peka z hukiem.

      Usuń
  16. Poczułam to samo , nawet powiedziałam mojemu A. że zazdroszczę (R.W)
    To pierwsze co przyszło mi do głowy. Ale też ogromny smutek i żal , że tak fajnego człowieka już nie ma ... :(
    Jak się patrzy na to co się dzieje na świecie , na podłość ludzką i na tą naszą bezsilność, to nieraz by się chciało po prostu zniknąć. Tylko nie każdy ma tyle odwagi , albo determinacji. Ale jak się spiętrzą nieszczęścia , dojdą choroby , to o takie wyjście nietrudno.
    Mój teść niedawno też nie chciał żyć , to powraca co jakiś czas od śmierci teściowej - czyli od ponad dwóch lat. Sam mówił że nie chce żyć i że gdyby nie jego wiara i strach przed grzechem to już by go nie było. Czyli na coś i wiara się przydaje ;) Ale niknął w oczach , nie jadł , nie odbierał telefonów , nie chciał z nikim rozmawiać , a o lekarzu nawet słyszeć . Było bardzo źle , co Ci będę pisać - już myśleliśmy że z tego nie wyjdzie. Ale tak mu daliśmy do wiwatu że musiał stanąć na nogi żeby się od nas uwolnić ;))
    Teraz ma remisję i śmiga jak dawniej , ale jak długo będzie tak dobrze nikt nie wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tesc powinien niezwlocznie udac sie do psychiatry i zaczac brac antydepresanty, to kliniczny przypadek. Wiele osob jednak woli cierpiec, bo wstydzi sie choroby psychicznej, jaka jest depresja. Nieleczona moze go w koncu zawiesc do najgorszego. Sprobujcie go namowic na terapie, dobrze radze, bo z ym nie ma zartow, jak widac na przykladzie RW.

      Usuń
    2. To wszystko my wiemy Panterko ,ale zmuś dorosłego człowieka żeby poszedł do lekarza . On nie chce iść do żadnego !
      Jak mówi po lekarzach chodził ze swoją żoną i to mu wystarczy. Woli umrzeć i możesz mówić , prosić , błagać ... Ma swoje zasady , MUSI ten krzyż nosić i już . Teoria sobie a życie sobie.

      Usuń
    3. Wiem, sam musi chciec. Dopoki nie zda sobie sprawy z wlasnej choroby lub... dopoki nie bedzie za pozno na leczenie...

      Usuń
  17. ...bardzo poruszyła mnie wiadomość o jego odejściu. To był mój ulubiony aktor...

    OdpowiedzUsuń
  18. ja go rozumiem. jeśli zdążę zrobię to samo, choć nie mam depresji,parkinsona ani alzaheimera.
    i jestem wśród bliskich rozumiana. ale ja muszę mieć wybór i koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, czy jesli nadejdzie ten moment, wystarczy odwagi? Bo to wcale nie jest takie proste, jak nam sie wydaje, Ewus.

      Usuń
    2. i to jest problem. odwaga.

      Usuń
    3. Gdyby nie ten drobny szczegol, byloby o polowe mniej ludzi na ziemi :)))

      Usuń
    4. A ja myślę, że to nie jest kwestia ani odwagi ani tchórzostwa. I w takich kategoriach nie odważyłabym się oceniać aktu śmierci samobójczej, bo czy nie trzeba czasami więcej odwagi i determinacji aby żyć, zmagać się z chorobą naznaczoną cierpieniem, rozpaczą, bólem po stracie, z brakiem nadziei, z perspektywą utraty tożsamości wskutek choroby.
      Trudny temat i jako zjawisko wieloaspektowy.

      Usuń
    5. mnie taka odwaga jak tu alu opisujesz, zupełnie nie odpowiada. w imię czego mam cierpieć?
      wcale nie mam ochoty przeżywać tego wszystkiego o czym piszesz. wystarczy mi to, co i tak na co dzień nie ułatwia mi życia.

      Usuń
    6. Jedno i drugie wymaga nie lada odwagi... Nie wiem, ktore wiekszej.

      Usuń
    7. Ewa ma racje, niejednokrotnie obawa przed bolem lub utrata wlasnej tozsamosci w przypadku Alzheimera, bywaja silniejsze od checi zycia.

      Usuń
    8. A ja myślę,że taka odwaga przychodzi w momencie kiedy człowiek już przez wszystkie etapy wymienione przez Ala D przeszedł,później jest czas na odwagę...

      Usuń
    9. Beznadzieja i brak jakichkolwiek perspektyw potrafia byc przyslowiowym kopem dodajacym odwagi.

      Usuń
    10. Ja chciałam tylko powiedzieć, że moim zdaniem samobójstwo nie jest aktem odwagi ani tchórzostwa, ani też głupoty. Zdesperowany człowiek podejmuje taką próbę w stanie, w którym życie czy też perspektywa tego, co może się wydarzyć tak boli, że tylko śmierć może przynieść ulgę. Taki desperat nie ma ani sił ani motywacji do życia ale czy jesteśmy w stanie a przede wszystkim czy mamy prawo oceniać ten akt w kategoriach odwagi czy jej braku ? Moim zdaniem nie...
      Moja Mama chorowała na Alzheimera i ja się Mamą opiekowałam przez ostatnie lata. Jak ciężka to choroba dla chorego a przede wszystkim dla opiekuna - nie da się w kilku zdaniach opowiedzieć.
      Szkoła życia z codzienną lekcją pokory.
      Noszę w sobie ogromny strach przed tą chorobą, tym bardziej uzasadniony, że mogę być obciążona genetycznie. Rodzą się w mojej głowie różne scenariusze na taką okoliczność, długo by o tym opowiadać. W życiu nie chciałabym aby mój syn przechodził przez to samo co ja kiedyś...
      Jeszcze jedno, osiem lat minęło od śmierci mojej mamy i nigdy nie pomyślałam, że mogłabym wybrać inne rozwiązanie jak bezpośrednia opieka .
      Aniu, wspomnieniami o R.Williamsie dotknęłaś bardzo trudnego i wieloaspektowego problemu.

      Usuń
    11. Glownie chodzilo mi o te chorobe, ktora doprowadzila go do smierci. Sama sie z nia zmagam od wielu lat...

      Usuń
  19. trochę z innej beczki...ale popatrz gdzie spędziłyśmy dzisiejszy dzień ;) :***
    https://www.youtube.com/watch?v=gm8mbYYNNOw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, nawet nie zauwazylam, ze nagrywalas! :)))

      Usuń
    2. zrobili to papparazzi którzy nas tam dopadli jako gwiazdy blogowe i odkupiłam od nich nagranie...
      kto bogatemu zabroni??? :)))))))))))

      Usuń
    3. Fenomenalnie sie kryli albo moj wzrok nie taki, jak onegdaj, bo nic nie widzialam. ;)

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.