Raki juz i tylko czerwone |
Wszystko sie podobno zmienia. Podobno…
Raki mozna jesc. Jeden rak nie ma zbyt wiele miesa do
jedzenia, ale w pieciu rakach, dziesieciu … to juz mieska sporo.
Konsumpca rakow w koncowce lata i poczatkach jesieni to
rowniez rytual finskiego smakosza (i jak na ironie zwane ’swietem rakow’ – ”rapujuhlat”)
*
*Podaje nazwe finska gdyby ktos chcial szukac w necie
wiedzy. (rapu= rak, ravut=raki)
Jak zwykle w podobnych przykladach, mozna mowic o roznych
szkolach. Ja je nazywam; szkola wycofywania sie rakiem przed uczta i szkola
oddawania szacunku czerwonej, prawdziwej ozdobie stolu… szkoly jak szkoly,
ktoras nalezy przejsc w zyciu.
Wystarczy 8-12 minut, aby z brazowego, wasatego, ze
szczypcami i odwlokiem raka czystych wod slodkich uzyskac cudo kulinarne,
jednoczace towarzystwo przy stole na kilka godzin. Obrobka termiczna wywabia barwniki
niebieskie, brazowe czy zielone ze skorupy a wzmacnia pomaranczowy i czerwony.
Powloka a szczegolnie szczypce pozostaja twarde i na stole obok rakow na
polmisku i zwyklych nakryc, pojawiaja sie specjalne nozyki, szczypce/cazki do
rakow. Mozna tez zabezpieczyc ubranie czyms na podobe ’sliniaczka’. Przyprawami nieodzownymi sa: sol do gotowania,
koper i cytryna. Mozna tez przygotowac sterty serwetek czy naczynie z woda do
plukania palcow. Reszta zalezy od umiejetnosci kulinarnych gospodarza i
umiejetnosci artystycznych polaczonych z wyczuciem estetyki dekoracyjnej. To w domu. Mozna
tez udac sie na taka uroczystosc swietowania rakow do lokalu. Celebrowanie
spotkania mozna rozszerzyc o wspolne wykonanie tematycznych spiewek (trudno to
nazwac piosenkami), wykazac sie sprawnoscia manualna rak jak i sprawnym okiem
(przynajmniej raz nalezy trafic sasiada w jego oko w ramach grzecznosci, jakas
czastka z odwloka i umknac w pore przed
latajaca kropla soku ostrej cytryny do wlasnego oka, zapachnic swoja najlepsza
bluzke tego wieczoru ciecza koperkowa i zostawic tlusty slad na krawacie siedzacego
na przeciwko pana, a wszystko to mimo tych ochraniaczy pod broda…) Czyli zabawa
na calego. Niektorzy siorbia i wysysaja zawartosc kleszczy i odnozy raka.
(brrr)
Ponizej zdjecia moich subiektywnie pojmowanych uczt rakowych
we dwoje (plus 24 rakow). Wszystko z przeszloscia.
Rak |
Raki i koper |
Raki i cytryna |
Ps.
Ja nie zmienialam kolorow rakow, kupowalam gotowe czerwone,
ugotowane, zamrozone :). Cazkami (nie do rakow) usuwalam nadlamane podczas
zmagan z odwlokiem raka resztki paznokci . Mam tez szczoteczke, ktora caly
tydzien od pamietnego rakowieczoru szorowalam nierowne paznokcie, palce, cale
dlonie aby sie pozbyc zapachu koperku i rakow. Rok bylam na proszkach
wspomagajacych zmywanie moralnych sprzecznosci: czy raki sa mi konieczne do
zycia? Po roku znow w pelni rozumu dawalam sie zaprosic lub sama zapraszalam na
wieczor rakow aby tradycyjnie zakonczyc piekne finskie lato. Obecnie jestem na
odwyku: zakaz spozywania skorupiakow! I basta.
A ja bym chętnie spróbowała:))
OdpowiedzUsuńCo Ci stoi na przeszkodzie?
UsuńKoniecznie należy również dobrać miłe towarzystwo... wtedy lepiej smakuje.
Gotowane w całosci? Z wnętrznościami? Nie wyobrażam sobie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak, w całości.
UsuńMięsko wydłubuje się tylko ze szczypców i części tychże odnóży zakończonych szczypcami oraz z odwłoka. Do wnętrza się nie zagląda (brrr) lecz przywraca się naturze ...
Tez jestem ciekawa jak to smakuje i jak to sie je, ale mimo wszystko ja chyba wole wersje zywa ;)
OdpowiedzUsuńJe się bardzo wolno, smakuje ... kwestia przyzwyczajeń podniebienia. Ja bym się nie odważyła na żywe, rak to drapieżnik ... w każdej postaci.
UsuńOne nawet po smierci, juz na talerzu, nadal tak blagalnie spogladaja tymi swoimi bystrymi oczkami... To barbarzynstwo wrzucac je na zywca do wrzatku. Mnie by bylo ich szkoda... Chyba jestem za wrazliwa na raki, krewetki i homary.
OdpowiedzUsuńPewnie jedno z barbarzyństw w morzu całym... Karpia też nikt nie spożywa na żywca; nóż, tasak, wrzątek... Swiat to dżungla!
UsuńOdezwę się inaczej. Nie bierz sobie do serca tych raków ...
Ryba po smierci juz tak bystro nie patrzy, wzrok ma metny. Zreszta i tak "wzroku" na talerz sie nie podaje.
UsuńAcha, karpia nie lubie! :) Za to inne rybska i owszem. :)))
Talerz zawiera coś dla głodnego, coś dla smakosza, coś dla wzrokowca, coś dla kucharza, aby mógł się wykazać zawodowym kunsztem ... Ja tam patrzę prosto w oczy ... nawet rakowi, jak trzeba. :/ Pozwalam też innym patrzeć w moje oczy ... (mam przecież niebieski).
UsuńTobie chetnie spojrze w oczy, nawet kuchrzowi i kelnerowi, ale temu raku? Straszno! ;)
UsuńJa tam spoglądam a potem ... wznoszę oczy do góry, czasem w sufit i mówię, że dorodny rak mi wpadł w oko i oko łzawi ....
UsuńNigdy nie jadłam i jakoś mnie nie ciągnie ;) ale poczytać można :)
OdpowiedzUsuń:) ..."najtrudniejszy pierwszy raz ...". Nie namawiam :).
UsuńJadłam raki dwa razy w życiu; owszem, smakowały mi, nawet bardzo, ale to wrzucanie żywcem do wrzątku mnie zniechęca. To samo z ostrygami, które się zjada żywcem. Jakoś nie mogłabym się przemóc.
OdpowiedzUsuńTo są dylematy. Rozwiązania są zawsze indywidualne.
UsuńCzyli jedzenie raków to nie tylko przyjemność, ale i niezła harówka :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie jadłam, więc wszystko przede mną!
pozdrowienia Aniu!
Ja to jestem z gatunku tych bardziej zachowawczych, najchetniej jadam rzeczy znane i boje sie nowosci oraz eksperymentow. Wole nie sprobowac, niz sie przekonywac, ze mi nie zasmakuje.
UsuńBuziaki :***
Otwartość na nowe czasem ułatwia życie :))). Miłego!
UsuńDlatego nie nadaje sie na podroznika. ;)
UsuńJeszcze jakis kacyk zechcialby mnie ugoscic lokalnym obrzydlistwem. Brrrr....
Zawsze możesz odmówić. Czyż nie?
UsuńTaaa... i za taki afront skroca mnie o glowe. ;)
UsuńO to chodzi, rozsądek zwycięża ... nawet upodobania ...
Usuńp.s. gotować, wrzucając żywcem do wrzątku też bym nie umiała, tak samo jak jeść żywych ostryg. No nie mogłabym, za dużo dla mnie w tym okrucieństwa, albo za mało głodna jestem...
OdpowiedzUsuńIw, czytałam Twój wpis ... o krewetkach chyba. One tez na drzewach nie rosną.
UsuńHarówka... hmmm... nawet harówkę można uprzyjemnić, podejście/nastawienie decyduje jak to nazwiemy :).
Pozdrowienia dla Ciebie, Iw.
Nie jem owoców morza , nie mogę się przemóc, niedobrze mi się robi ....
OdpowiedzUsuńRaki jadłam jako dziecko , ale przestałam jak się dowiedziałam,
co się dzieje podczas ich gotowania...
A co się dzieje? Szynkę też się gotuje.
UsuńJa też ostrożnie podchodzę do owoców morza, nie mam nawyków z dzieciństwa, takie pokolenie mi się trafiło. Rozsądek jednak podpowiada, że zawierają dużo ... proteiny i ... smaków nieznanych. :)
Ale szynka juz na Ciebie nie spoglada...
UsuńA spogląda, okiem tłuszczowym, tak samo rosół z kury. Do takiego oka kapie się kropelkę rosołu i ma się oko z prawdziwego zdarzenia ze źrenicą. Jadłaś kiedyś takie oko?
UsuńZadnych oków! :)))
Usuńaż mnie oczy rozbolały!!! ;)))))))))
UsuńA, to Ty znasz taką zabawę z okiem? Chyba, że rosół pijesz z kubka z łyżeczką. Wtedy oko lewe rozboli. :))).
UsuńChyba bym tego nie zjadła..., jak Krysia mam, nie mogę się przemóc... ;/
OdpowiedzUsuńNie przemagaj się na siłę. Nie warto. :)
Usuńtylko to gotowanie na żywca mnie przeraża.... ale przecież i ryba - tasak.... i świnka - podrzynanie gardła.... i krowa - rzeźnia..... i kura biegająca z obciętą głową....
OdpowiedzUsuńświat to dżungla ....
a Twoje posty Echo bardzo lubię .... pisz i ucz nas nowych miejsc i zwyczajów :) dzięki :)
:)
UsuńMiło, że rozumiesz co piszę.
Pozdrawiam serdecznie.
Na Piotrkowskiej w moim mieście we wczesnym mym dzieciństwie, siedziały czasem wiejskie gospodynie z koszami raków, przechodząc zapamiętałam ze czarne. Potem w domu zobaczyłam że czerwone, nie pamiętam czy jadłam, ale pamiętam ze się nie podobało mi, wolałam czarne i ruszające się. :)
OdpowiedzUsuńOwoce morza bardzo lubię, szczególnie przegrzebki a omułek zielonowargi jest niezbędny w przypadku odtworzenia chrząstki stawów kolanowych czy biodrowych i bywa w kapsulkach. :) Ryby zjadam, nie zjadam już! świnek i krówek, kurki czasem zjadam :)) Bardzo ciekawy post Echo. :)
W wielu polskich rzekach 'raki zimuja'. Nie sądzę aby raki należały do smaków dziecięcych. Ja pamiętam, z bratem i kuzynem, w górskim potoku, na zakolu, wybieraliśmy raki. Brat wyciągał i jęczał, że głęboko, że 'drapią', że woda zimna. Ja stałam na brzegu i współczułam braciszkowi, bo to co wyrzucał na kamienie, dawało sobie radę lub kuzyn kamieniem je... Potem nam się oberwało, że potok rwący, że nie wolno zabijać, że jak już się przynosi je do domu to żywe ... Nam przez te raki nie było nudno, wręcz była to atrakcja całego pobytu. Tak to pamiętam pamiętam o latach... choć chcialabym inaczej to pamiętać.
UsuńBabcia kiedyś mi opowiadała, że po wojnie z tatą i wujkiem chodzili na raki i przynosili całe wiadra :) Mówiła, że wtedy to było najczęstsze ich jedzenie :) Ja bym chętnie zjadła parę raczków, ale najlepiej mrożone bo nie potrafiłabym na żywca ich ugotować.
OdpowiedzUsuńPodobno należy być sprawnym, zdecydowanym i woda powinna być w odpowiedniej ilości i temperaturze...
UsuńZa czasów Twojej Babci rzeki były czyste :).
Jadłam raka w późnym dzieciństwie.Kuzynowie właśnie o jakiejś porze roku chodzili gdzieś wybierać raki i to chyba też trzeba było robić rano-nie bardzo pamiętam ale wiem,że to był jeden rak i nawet mi smakował.Dlaczego jeden?Ano szkoda było dzieciakom czasu na siedzenie w domu i obieranie,lepiej było poganiać po polu:)
OdpowiedzUsuńOrko, u Ciebie biega się po dworze :))), na południu Polski po polu.
UsuńTeż bym zaprzestała na jednym i biegała, zabiegała ...
Można na noc zostawić takie klatki na raki, bo one nocą żerują :))).
:)))Dooobra jesteś.U mnie w mieście się faktycznie biega po dworze ale jeżeli kuzynostwo mieszka po za miastem czyli na wsi to chyba jednak się biegało po polu-po polach:)
UsuńA co do łapania raków to chyba faktycznie musiały być to klatki bo pamiętam,że było tych raków dużo:)
Orka, mały test. Pogoda jest deszczowa (no żabami bije), wyglądasz przez szybkę okna i mówisz do swojego Owczarka/ki: Dzisiaj nie wychodzimy na ...., no, co mówisz? (tylko się nie wykręcaj powiedzeniem, że psa sie 'w pole' na taką pogodę nie wypędza, ani nie wyprowadza 'na dwór' :)))) bo się i tak rakiem cofnie).
UsuńCzy pamiętasz nazwę tych klatek?
Mówię:idziemy na spacerek:)))Ja tam zawsze wychodzę o jednakowej porze,bez względu na pogodę a jak padze/:P/to Owczarka dojdzie do początku parku,siknie na wysokości kościoła/kościół przez ulicę nie szeroką/ i na ten tychmiast łeb do ziemi i zmienia kierunek na"do domku":)))Czy Ty myślisz,że moja Owczarka może nie wystawić łba z bramy bo padze?Nie ma takiej opcji.W moim wieku to się nie biega bez produktywnie z IV piętra tam i z powrotem:)))
UsuńU mnie się mówi:idź na dwór albo na podwórko-plac przy domu służący do zabaw dla dzieci.Dla mnie:idź na pole to dosłownie pole kartofli,zboża itd.Mieszkałam kilka lat na Śląsku na wsi i jak pierwszy raz ktoś mi powiedział:przynieś np.wiadro z pola to się pytałam gdzie to pole jest:)))
Nazwy klatek nie pamiętam,chyba używało się potocznie kosz na raki,kto tam na wsi przejmował się fachowym określeniem.Kosz to kosz.:)
Rozumiem.
UsuńKosz to kosz. Kosz do łowienia raków. :)
No ale dlaczego? Ja pamiętam doskonale jak pierwszy rak rósł mi z gębie, dosłownie. Ale z czasem się przekonałam że należy wszystkiego spróbować żeby wiedzieć czego się nie lubi. Owoce morza akurat lubie i raki też. Nie mam problemu z jedzeniem zwierząt. Z ich wyglądem czasami - tak :-)
OdpowiedzUsuńSzczęściara, rósł ci w gębie. Ja to musiałam przez lupę oglądać czy to mięsko czy kropla cytryny :))), taką malutką porcyjkę udłubałam. Polce musiałam lizać, żeby ten smak poczuć... :D
UsuńWygląd? Smoka bym nie jadła ze względu na wygląd. ;)
Rakami obżerałam się w dzieciństwie, jeżdżąc na wakacje do rodziny na Kaszubach. Cudnie czyste tam były jeziora, to i tego dobra mnóstwo się spod kamieni wyciągało. Tata wyciągał a ja piszczałam ze strachu. Potem babcia w wielkim garze gotowała te czerwone potwory a następnie żarliśmy je na wyścigi bez żadnego koperku, tylko posolone. W tamtych czasach też objadałam się węgorzami i czerniną, czyli zupą z kaczej krwi, tudzież truskawkami prosto z pola oraz groszkiem cukrowym. Ależ to wszystko miało smak! Tu na Podkarpaciu takich jezior rakowych brak, a więc oblizuję się smakiem i bardzo zazdroszczę Ci Echo tych cudownych, dorocznych uczt! Ech! Za to teraz mamy uczty grzybowe, jeżynowe i cukiniowo - pomidorowe! Wegetarianizm króluje. No i chyba dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne ślę dla Echa - Rakowego Łakomczuszka oraz dla pełnej wątpliwości Panterki, która póki raków nie spróbuje, to nie zrozumie skąd to barbarzyńskie upodobanie dla nich!:-)))
Kaszuby... raki, wędzone węgorze... właśnie, w życiu należy doświadczyć wszystkiego po trochę aby mieć rozeznanie z czego można zrezygnować na korzyść czegoś innego. Olu, myślę, że te wegetariańskie przysmaki kompensują inne. To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańczy sposób badania :). Uczty w dużej mierze tworzą zebrani na nich ludzie, reszta to taka dekoracja lub pretekst do ucztowania. :)))
UsuńDziękuję za pozdrowienia i ślę również.
Olu, przepraszam za to zdanie: "To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańczy sposób badania :)." Nie pojmuję dlaczego się tak opublikowało. Winno być : 'To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańszy sposób kupowania' :).
Usuń'Tańcząc badania' jeszcze raz pozdrawiam :).
I ja pozdrawiam Cię Echo tanecznie, choc juz nieco ziewająco, bo jak na skowronka przystało już piasek sie pod powiekami zbiera!:-))
UsuńOlu, to do walca! Zniwelujmy wszystkie nierownosci tego padolu. No nie, gory zostawmy w spokoju. Tylko te 'racze' wybrzuszenia ... Piasek pod powiekami masz, ja mam wode w kolanach... ho, ho, co my dokonac mozemy... zacznijmy od babek piaskowych, potem tym walcem po...po... potanczymy.
UsuńMilych dni Olu. :)
A Ja jestem dziwna - po prostu nie lubię owoców morza
OdpowiedzUsuńKazdy ma prawo do lubienia lub nielubienia. Raki, o których wspominam to mieszkańcy wód słodkich. Owoce morza, jak wyżej, w komentarzu pisze Ela, mogą być przydatne dla zdrowia. Wniosek, nie masz potrzeby, organizm nie potrzebuje owoców morza, nie lubisz. Sądzę, że wypróbowałaś wcześniej różne okazy. :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie próbowałam raków. Nawet nie wiem czy w naszej mieścinie ktoś to podaje... Nie widziałam. Sama bym nie miała serca żeby sobie zrobić ,ale już podane to chętnie bym spróbowała :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam za to krewetki w każdej postaci. Ale nawet jak kupuję to już obrane , bo te nóżki i oczka mnie przerażają... ;)
Bo widzisz, krewetek jest dużo, łowi się je i przerabia w dużych ilościach na skalę przemysłową. Raki to jak rękodzieło artystyczne. Każdy okaz ma indywidualne cechy: zarówno rozstaw oczu jak i kształt szczypców, intensywność koloru czerwonego i wielkość. Spotkanie z takim rakiem to nie zaspokojenie głodu. Chyba, że głodu piękna, głodu towarzyskiego ... :)))
UsuńWyższa szkoła jazdy ;)))
Usuń:))) Tak jak obcinanie kotom pazurki. Całkiem podobnie, cążkami i ... już nie podrapią ani nie strzelą focha. :) (Ładne masz te 'fochacze'-kudłacze).
Usuńno niestety, gotowane na żywca i to mi wystarczy. i ten ich pisk! niesamowite...
OdpowiedzUsuńa potem te oczy patrzące z talerza , jak krewetki.....
lubię owoce morza, ale mogę bez nich żyć.
ps. raki jadłam dwa razy w życiu: pierwszy i ostatni.
po prostu jesteśmy wychowanie nie rakowo.
Myślałam, że Mazury to woda i raki :). Nigdy nie słyszałam pisku raków... pewnie by zostały na wieki w uchu. Pamiętam tylko chrzęst łamania poncerzyka. Oczy są jak koraliki, nieruchome, szkliste. Mnie nie przeszkadzały. Niech śliptają. Niech widzą co je je.
OdpowiedzUsuńraki na mazurach to były wieki temu. teraz czasem się zdarzają, ale w polsce raki są pod ochroną, niestety.
UsuńA to dobra wiadomosc, ze sa i .., ze sie je chroni. Nie ma niestety :). Tutaj tez sa pod ochrona ale w okreslonym czasie i przestrzega sie scisle terminow aby nie nadszarpnac populacji.
UsuńNie slyszalam o rakach nic kochana.Tez ciekawa jestem jak smakują.Buziaki pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo to przed Toba jeszcze jedna wielka niewiadoma. :)
UsuńTez pozdrawiam.
Ja tam nie wiem czy bym zjadła, to zależy od wielu rzeczy, ale jako tradycja podoba mi się taki rakowieczór, choć nie podoba mi się tygodniowe doczyszczanie rąk :)
OdpowiedzUsuńBaaardzo ciekawe i pięknie napisane! Pozdrowienia do obu gospodyń bloga. :)
Z tej pochwały, to ja jak ten rak, czerwienię się. Ba, 'spiekam raka' nawet za to doczyszczanie. :)
UsuńRakiem wycofuję się również z podejrzeń o gospodarzenie w tym miejscu, ja na ucztę z gotowymi czytelnikami tylko tu przychodzę. PanterzAnka tu miłościwie panuje, której dziękuję za gościnę przy każdej okazji, która zbiera tutaj sympatycznych komentatorów, którym raki nie całkiem w smak, choć niektórzy mają doświadczenia różne. :)
Pozdrowienia ślę!
Pantero, serdecznie dziękuję za gościnę na Twoim blogu.
UsuńCzytelników przepraszam za mieszania tematyczne, zmiany kolorów (czy koloryzowanie wręcz) i dziękuję za zrozumienie oraz chęć rozmowy komentarzowej z ... echem.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam. :)
Cala przyjemnosc po mojej stronie, Echo.
UsuńZostal Ci do opracowanie jeszcze jakis milion kolorow na teczy, a wiec do roboty! :)))