czwartek, 7 sierpnia 2014

Zmiana kolorow – czerwone raki mojego zycia – kolory (2)

Raki juz i tylko czerwone
Wszystko sie podobno zmienia. Podobno…
Raki mozna jesc. Jeden rak nie ma zbyt wiele miesa do jedzenia, ale w pieciu rakach, dziesieciu … to juz mieska sporo.
Konsumpca rakow w koncowce lata i poczatkach jesieni to rowniez rytual finskiego smakosza (i jak na ironie zwane ’swietem rakow’ – ”rapujuhlat”) *
*Podaje nazwe finska gdyby ktos chcial szukac w necie wiedzy. (rapu= rak, ravut=raki)

Jak zwykle w podobnych przykladach, mozna mowic o roznych szkolach. Ja je nazywam; szkola wycofywania sie rakiem przed uczta i szkola oddawania szacunku czerwonej, prawdziwej ozdobie stolu… szkoly jak szkoly, ktoras nalezy przejsc w zyciu.
Wystarczy 8-12 minut, aby z brazowego, wasatego, ze szczypcami i odwlokiem raka czystych wod slodkich uzyskac cudo kulinarne, jednoczace towarzystwo przy stole na kilka godzin. Obrobka termiczna wywabia barwniki niebieskie, brazowe czy zielone ze skorupy a wzmacnia pomaranczowy i czerwony. Powloka a szczegolnie szczypce pozostaja twarde i na stole obok rakow na polmisku i zwyklych nakryc, pojawiaja sie specjalne nozyki, szczypce/cazki do rakow. Mozna tez zabezpieczyc ubranie czyms na podobe ’sliniaczka’.  Przyprawami nieodzownymi sa: sol do gotowania, koper i cytryna. Mozna tez przygotowac sterty serwetek czy naczynie z woda do plukania palcow. Reszta zalezy od umiejetnosci kulinarnych gospodarza i umiejetnosci artystycznych polaczonych z wyczuciem estetyki dekoracyjnej. To w domu. Mozna tez udac sie na taka uroczystosc swietowania rakow do lokalu. Celebrowanie spotkania mozna rozszerzyc o wspolne wykonanie tematycznych spiewek (trudno to nazwac piosenkami), wykazac sie sprawnoscia manualna rak jak i sprawnym okiem (przynajmniej raz nalezy trafic sasiada w jego oko w ramach grzecznosci, jakas czastka z odwloka i  umknac w pore przed latajaca kropla soku ostrej cytryny do wlasnego oka, zapachnic swoja najlepsza bluzke tego wieczoru ciecza koperkowa i zostawic tlusty slad na krawacie siedzacego na przeciwko pana, a wszystko to mimo tych ochraniaczy pod broda…) Czyli zabawa na calego. Niektorzy siorbia i wysysaja zawartosc kleszczy i odnozy raka. (brrr)

Ponizej zdjecia moich subiektywnie pojmowanych uczt rakowych we dwoje (plus 24 rakow). Wszystko z przeszloscia.

Rak

Raki i koper

Raki i cytryna
Ps.
Ja nie zmienialam kolorow rakow, kupowalam gotowe czerwone, ugotowane, zamrozone :). Cazkami (nie do rakow) usuwalam nadlamane podczas zmagan z odwlokiem raka resztki paznokci . Mam tez szczoteczke, ktora caly tydzien od pamietnego rakowieczoru szorowalam nierowne paznokcie, palce, cale dlonie aby sie pozbyc zapachu koperku i rakow. Rok bylam na proszkach wspomagajacych zmywanie moralnych sprzecznosci: czy raki sa mi konieczne do zycia? Po roku znow w pelni rozumu dawalam sie zaprosic lub sama zapraszalam na wieczor rakow aby tradycyjnie zakonczyc piekne finskie lato. Obecnie jestem na odwyku: zakaz spozywania skorupiakow! I basta.






69 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Co Ci stoi na przeszkodzie?
      Koniecznie należy również dobrać miłe towarzystwo... wtedy lepiej smakuje.

      Usuń
  2. Gotowane w całosci? Z wnętrznościami? Nie wyobrażam sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak, w całości.
      Mięsko wydłubuje się tylko ze szczypców i części tychże odnóży zakończonych szczypcami oraz z odwłoka. Do wnętrza się nie zagląda (brrr) lecz przywraca się naturze ...

      Usuń
  3. Tez jestem ciekawa jak to smakuje i jak to sie je, ale mimo wszystko ja chyba wole wersje zywa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Je się bardzo wolno, smakuje ... kwestia przyzwyczajeń podniebienia. Ja bym się nie odważyła na żywe, rak to drapieżnik ... w każdej postaci.

      Usuń
  4. One nawet po smierci, juz na talerzu, nadal tak blagalnie spogladaja tymi swoimi bystrymi oczkami... To barbarzynstwo wrzucac je na zywca do wrzatku. Mnie by bylo ich szkoda... Chyba jestem za wrazliwa na raki, krewetki i homary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jedno z barbarzyństw w morzu całym... Karpia też nikt nie spożywa na żywca; nóż, tasak, wrzątek... Swiat to dżungla!
      Odezwę się inaczej. Nie bierz sobie do serca tych raków ...

      Usuń
    2. Ryba po smierci juz tak bystro nie patrzy, wzrok ma metny. Zreszta i tak "wzroku" na talerz sie nie podaje.
      Acha, karpia nie lubie! :) Za to inne rybska i owszem. :)))

      Usuń
    3. Talerz zawiera coś dla głodnego, coś dla smakosza, coś dla wzrokowca, coś dla kucharza, aby mógł się wykazać zawodowym kunsztem ... Ja tam patrzę prosto w oczy ... nawet rakowi, jak trzeba. :/ Pozwalam też innym patrzeć w moje oczy ... (mam przecież niebieski).

      Usuń
    4. Tobie chetnie spojrze w oczy, nawet kuchrzowi i kelnerowi, ale temu raku? Straszno! ;)

      Usuń
    5. Ja tam spoglądam a potem ... wznoszę oczy do góry, czasem w sufit i mówię, że dorodny rak mi wpadł w oko i oko łzawi ....

      Usuń
  5. Nigdy nie jadłam i jakoś mnie nie ciągnie ;) ale poczytać można :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) ..."najtrudniejszy pierwszy raz ...". Nie namawiam :).

      Usuń
  6. Jadłam raki dwa razy w życiu; owszem, smakowały mi, nawet bardzo, ale to wrzucanie żywcem do wrzątku mnie zniechęca. To samo z ostrygami, które się zjada żywcem. Jakoś nie mogłabym się przemóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są dylematy. Rozwiązania są zawsze indywidualne.

      Usuń
  7. Czyli jedzenie raków to nie tylko przyjemność, ale i niezła harówka :)
    Jeszcze nie jadłam, więc wszystko przede mną!
    pozdrowienia Aniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to jestem z gatunku tych bardziej zachowawczych, najchetniej jadam rzeczy znane i boje sie nowosci oraz eksperymentow. Wole nie sprobowac, niz sie przekonywac, ze mi nie zasmakuje.
      Buziaki :***

      Usuń
    2. Otwartość na nowe czasem ułatwia życie :))). Miłego!

      Usuń
    3. Dlatego nie nadaje sie na podroznika. ;)
      Jeszcze jakis kacyk zechcialby mnie ugoscic lokalnym obrzydlistwem. Brrrr....

      Usuń
    4. Zawsze możesz odmówić. Czyż nie?

      Usuń
    5. Taaa... i za taki afront skroca mnie o glowe. ;)

      Usuń
    6. O to chodzi, rozsądek zwycięża ... nawet upodobania ...

      Usuń
  8. p.s. gotować, wrzucając żywcem do wrzątku też bym nie umiała, tak samo jak jeść żywych ostryg. No nie mogłabym, za dużo dla mnie w tym okrucieństwa, albo za mało głodna jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iw, czytałam Twój wpis ... o krewetkach chyba. One tez na drzewach nie rosną.
      Harówka... hmmm... nawet harówkę można uprzyjemnić, podejście/nastawienie decyduje jak to nazwiemy :).
      Pozdrowienia dla Ciebie, Iw.

      Usuń
  9. Nie jem owoców morza , nie mogę się przemóc, niedobrze mi się robi ....
    Raki jadłam jako dziecko , ale przestałam jak się dowiedziałam,
    co się dzieje podczas ich gotowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co się dzieje? Szynkę też się gotuje.
      Ja też ostrożnie podchodzę do owoców morza, nie mam nawyków z dzieciństwa, takie pokolenie mi się trafiło. Rozsądek jednak podpowiada, że zawierają dużo ... proteiny i ... smaków nieznanych. :)

      Usuń
    2. Ale szynka juz na Ciebie nie spoglada...

      Usuń
    3. A spogląda, okiem tłuszczowym, tak samo rosół z kury. Do takiego oka kapie się kropelkę rosołu i ma się oko z prawdziwego zdarzenia ze źrenicą. Jadłaś kiedyś takie oko?

      Usuń
    4. aż mnie oczy rozbolały!!! ;)))))))))

      Usuń
    5. A, to Ty znasz taką zabawę z okiem? Chyba, że rosół pijesz z kubka z łyżeczką. Wtedy oko lewe rozboli. :))).

      Usuń
  10. Chyba bym tego nie zjadła..., jak Krysia mam, nie mogę się przemóc... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przemagaj się na siłę. Nie warto. :)

      Usuń
  11. tylko to gotowanie na żywca mnie przeraża.... ale przecież i ryba - tasak.... i świnka - podrzynanie gardła.... i krowa - rzeźnia..... i kura biegająca z obciętą głową....
    świat to dżungla ....
    a Twoje posty Echo bardzo lubię .... pisz i ucz nas nowych miejsc i zwyczajów :) dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Miło, że rozumiesz co piszę.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  12. Na Piotrkowskiej w moim mieście we wczesnym mym dzieciństwie, siedziały czasem wiejskie gospodynie z koszami raków, przechodząc zapamiętałam ze czarne. Potem w domu zobaczyłam że czerwone, nie pamiętam czy jadłam, ale pamiętam ze się nie podobało mi, wolałam czarne i ruszające się. :)
    Owoce morza bardzo lubię, szczególnie przegrzebki a omułek zielonowargi jest niezbędny w przypadku odtworzenia chrząstki stawów kolanowych czy biodrowych i bywa w kapsulkach. :) Ryby zjadam, nie zjadam już! świnek i krówek, kurki czasem zjadam :)) Bardzo ciekawy post Echo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu polskich rzekach 'raki zimuja'. Nie sądzę aby raki należały do smaków dziecięcych. Ja pamiętam, z bratem i kuzynem, w górskim potoku, na zakolu, wybieraliśmy raki. Brat wyciągał i jęczał, że głęboko, że 'drapią', że woda zimna. Ja stałam na brzegu i współczułam braciszkowi, bo to co wyrzucał na kamienie, dawało sobie radę lub kuzyn kamieniem je... Potem nam się oberwało, że potok rwący, że nie wolno zabijać, że jak już się przynosi je do domu to żywe ... Nam przez te raki nie było nudno, wręcz była to atrakcja całego pobytu. Tak to pamiętam pamiętam o latach... choć chcialabym inaczej to pamiętać.

      Usuń
  13. Babcia kiedyś mi opowiadała, że po wojnie z tatą i wujkiem chodzili na raki i przynosili całe wiadra :) Mówiła, że wtedy to było najczęstsze ich jedzenie :) Ja bym chętnie zjadła parę raczków, ale najlepiej mrożone bo nie potrafiłabym na żywca ich ugotować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno należy być sprawnym, zdecydowanym i woda powinna być w odpowiedniej ilości i temperaturze...
      Za czasów Twojej Babci rzeki były czyste :).

      Usuń
  14. Jadłam raka w późnym dzieciństwie.Kuzynowie właśnie o jakiejś porze roku chodzili gdzieś wybierać raki i to chyba też trzeba było robić rano-nie bardzo pamiętam ale wiem,że to był jeden rak i nawet mi smakował.Dlaczego jeden?Ano szkoda było dzieciakom czasu na siedzenie w domu i obieranie,lepiej było poganiać po polu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orko, u Ciebie biega się po dworze :))), na południu Polski po polu.
      Też bym zaprzestała na jednym i biegała, zabiegała ...
      Można na noc zostawić takie klatki na raki, bo one nocą żerują :))).

      Usuń
    2. :)))Dooobra jesteś.U mnie w mieście się faktycznie biega po dworze ale jeżeli kuzynostwo mieszka po za miastem czyli na wsi to chyba jednak się biegało po polu-po polach:)
      A co do łapania raków to chyba faktycznie musiały być to klatki bo pamiętam,że było tych raków dużo:)

      Usuń
    3. Orka, mały test. Pogoda jest deszczowa (no żabami bije), wyglądasz przez szybkę okna i mówisz do swojego Owczarka/ki: Dzisiaj nie wychodzimy na ...., no, co mówisz? (tylko się nie wykręcaj powiedzeniem, że psa sie 'w pole' na taką pogodę nie wypędza, ani nie wyprowadza 'na dwór' :)))) bo się i tak rakiem cofnie).
      Czy pamiętasz nazwę tych klatek?

      Usuń
    4. Mówię:idziemy na spacerek:)))Ja tam zawsze wychodzę o jednakowej porze,bez względu na pogodę a jak padze/:P/to Owczarka dojdzie do początku parku,siknie na wysokości kościoła/kościół przez ulicę nie szeroką/ i na ten tychmiast łeb do ziemi i zmienia kierunek na"do domku":)))Czy Ty myślisz,że moja Owczarka może nie wystawić łba z bramy bo padze?Nie ma takiej opcji.W moim wieku to się nie biega bez produktywnie z IV piętra tam i z powrotem:)))
      U mnie się mówi:idź na dwór albo na podwórko-plac przy domu służący do zabaw dla dzieci.Dla mnie:idź na pole to dosłownie pole kartofli,zboża itd.Mieszkałam kilka lat na Śląsku na wsi i jak pierwszy raz ktoś mi powiedział:przynieś np.wiadro z pola to się pytałam gdzie to pole jest:)))
      Nazwy klatek nie pamiętam,chyba używało się potocznie kosz na raki,kto tam na wsi przejmował się fachowym określeniem.Kosz to kosz.:)

      Usuń
    5. Rozumiem.
      Kosz to kosz. Kosz do łowienia raków. :)

      Usuń
  15. No ale dlaczego? Ja pamiętam doskonale jak pierwszy rak rósł mi z gębie, dosłownie. Ale z czasem się przekonałam że należy wszystkiego spróbować żeby wiedzieć czego się nie lubi. Owoce morza akurat lubie i raki też. Nie mam problemu z jedzeniem zwierząt. Z ich wyglądem czasami - tak :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęściara, rósł ci w gębie. Ja to musiałam przez lupę oglądać czy to mięsko czy kropla cytryny :))), taką malutką porcyjkę udłubałam. Polce musiałam lizać, żeby ten smak poczuć... :D
      Wygląd? Smoka bym nie jadła ze względu na wygląd. ;)

      Usuń
  16. Rakami obżerałam się w dzieciństwie, jeżdżąc na wakacje do rodziny na Kaszubach. Cudnie czyste tam były jeziora, to i tego dobra mnóstwo się spod kamieni wyciągało. Tata wyciągał a ja piszczałam ze strachu. Potem babcia w wielkim garze gotowała te czerwone potwory a następnie żarliśmy je na wyścigi bez żadnego koperku, tylko posolone. W tamtych czasach też objadałam się węgorzami i czerniną, czyli zupą z kaczej krwi, tudzież truskawkami prosto z pola oraz groszkiem cukrowym. Ależ to wszystko miało smak! Tu na Podkarpaciu takich jezior rakowych brak, a więc oblizuję się smakiem i bardzo zazdroszczę Ci Echo tych cudownych, dorocznych uczt! Ech! Za to teraz mamy uczty grzybowe, jeżynowe i cukiniowo - pomidorowe! Wegetarianizm króluje. No i chyba dobrze.
    Pozdrowienia serdeczne ślę dla Echa - Rakowego Łakomczuszka oraz dla pełnej wątpliwości Panterki, która póki raków nie spróbuje, to nie zrozumie skąd to barbarzyńskie upodobanie dla nich!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaszuby... raki, wędzone węgorze... właśnie, w życiu należy doświadczyć wszystkiego po trochę aby mieć rozeznanie z czego można zrezygnować na korzyść czegoś innego. Olu, myślę, że te wegetariańskie przysmaki kompensują inne. To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańczy sposób badania :). Uczty w dużej mierze tworzą zebrani na nich ludzie, reszta to taka dekoracja lub pretekst do ucztowania. :)))
      Dziękuję za pozdrowienia i ślę również.

      Usuń
    2. Olu, przepraszam za to zdanie: "To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańczy sposób badania :)." Nie pojmuję dlaczego się tak opublikowało. Winno być : 'To wybór świadomy, dla mnie wcale nie tańszy sposób kupowania' :).
      'Tańcząc badania' jeszcze raz pozdrawiam :).

      Usuń
    3. I ja pozdrawiam Cię Echo tanecznie, choc juz nieco ziewająco, bo jak na skowronka przystało już piasek sie pod powiekami zbiera!:-))

      Usuń
    4. Olu, to do walca! Zniwelujmy wszystkie nierownosci tego padolu. No nie, gory zostawmy w spokoju. Tylko te 'racze' wybrzuszenia ... Piasek pod powiekami masz, ja mam wode w kolanach... ho, ho, co my dokonac mozemy... zacznijmy od babek piaskowych, potem tym walcem po...po... potanczymy.
      Milych dni Olu. :)

      Usuń
  17. A Ja jestem dziwna - po prostu nie lubię owoców morza

    OdpowiedzUsuń
  18. Kazdy ma prawo do lubienia lub nielubienia. Raki, o których wspominam to mieszkańcy wód słodkich. Owoce morza, jak wyżej, w komentarzu pisze Ela, mogą być przydatne dla zdrowia. Wniosek, nie masz potrzeby, organizm nie potrzebuje owoców morza, nie lubisz. Sądzę, że wypróbowałaś wcześniej różne okazy. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nigdy nie próbowałam raków. Nawet nie wiem czy w naszej mieścinie ktoś to podaje... Nie widziałam. Sama bym nie miała serca żeby sobie zrobić ,ale już podane to chętnie bym spróbowała :-)
    Uwielbiam za to krewetki w każdej postaci. Ale nawet jak kupuję to już obrane , bo te nóżki i oczka mnie przerażają... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widzisz, krewetek jest dużo, łowi się je i przerabia w dużych ilościach na skalę przemysłową. Raki to jak rękodzieło artystyczne. Każdy okaz ma indywidualne cechy: zarówno rozstaw oczu jak i kształt szczypców, intensywność koloru czerwonego i wielkość. Spotkanie z takim rakiem to nie zaspokojenie głodu. Chyba, że głodu piękna, głodu towarzyskiego ... :)))

      Usuń
    2. Wyższa szkoła jazdy ;)))

      Usuń
    3. :))) Tak jak obcinanie kotom pazurki. Całkiem podobnie, cążkami i ... już nie podrapią ani nie strzelą focha. :) (Ładne masz te 'fochacze'-kudłacze).

      Usuń
  20. no niestety, gotowane na żywca i to mi wystarczy. i ten ich pisk! niesamowite...
    a potem te oczy patrzące z talerza , jak krewetki.....
    lubię owoce morza, ale mogę bez nich żyć.
    ps. raki jadłam dwa razy w życiu: pierwszy i ostatni.
    po prostu jesteśmy wychowanie nie rakowo.

    OdpowiedzUsuń
  21. Myślałam, że Mazury to woda i raki :). Nigdy nie słyszałam pisku raków... pewnie by zostały na wieki w uchu. Pamiętam tylko chrzęst łamania poncerzyka. Oczy są jak koraliki, nieruchome, szkliste. Mnie nie przeszkadzały. Niech śliptają. Niech widzą co je je.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raki na mazurach to były wieki temu. teraz czasem się zdarzają, ale w polsce raki są pod ochroną, niestety.

      Usuń
    2. A to dobra wiadomosc, ze sa i .., ze sie je chroni. Nie ma niestety :). Tutaj tez sa pod ochrona ale w okreslonym czasie i przestrzega sie scisle terminow aby nie nadszarpnac populacji.

      Usuń
  22. Nie slyszalam o rakach nic kochana.Tez ciekawa jestem jak smakują.Buziaki pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przed Toba jeszcze jedna wielka niewiadoma. :)
      Tez pozdrawiam.

      Usuń
  23. Ja tam nie wiem czy bym zjadła, to zależy od wielu rzeczy, ale jako tradycja podoba mi się taki rakowieczór, choć nie podoba mi się tygodniowe doczyszczanie rąk :)
    Baaardzo ciekawe i pięknie napisane! Pozdrowienia do obu gospodyń bloga. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tej pochwały, to ja jak ten rak, czerwienię się. Ba, 'spiekam raka' nawet za to doczyszczanie. :)
      Rakiem wycofuję się również z podejrzeń o gospodarzenie w tym miejscu, ja na ucztę z gotowymi czytelnikami tylko tu przychodzę. PanterzAnka tu miłościwie panuje, której dziękuję za gościnę przy każdej okazji, która zbiera tutaj sympatycznych komentatorów, którym raki nie całkiem w smak, choć niektórzy mają doświadczenia różne. :)
      Pozdrowienia ślę!

      Usuń
    2. Pantero, serdecznie dziękuję za gościnę na Twoim blogu.
      Czytelników przepraszam za mieszania tematyczne, zmiany kolorów (czy koloryzowanie wręcz) i dziękuję za zrozumienie oraz chęć rozmowy komentarzowej z ... echem.
      Wszystkich serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
    3. Cala przyjemnosc po mojej stronie, Echo.
      Zostal Ci do opracowanie jeszcze jakis milion kolorow na teczy, a wiec do roboty! :)))

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.