Czy w chwili smierci czlowiek zdaje sobie sprawe, ze wlasnie konczy sie jego doczesna wedrowka? Ze umiera? Zapewne nigdy nie uzyskam odpowiedzi na to pytanie, do chwili, kiedy sama bede udawac sie w zaswiaty. Moze wtedy, w ostatnim odruchu swiadomosci, moja ciekawosc zostanie zaspokojona, chociaz te wiedze zabiore ze soba i nie bede juz miala okazji podzielic sie nia z innymi.
A czy bliscy umierajacego sa w ogole przygotowani na jego odejscie? Teoretycznie tak w pewnych okolicznosciach, jak dlugotrwala i nieuleczalna choroba, gdzie wiadomo, ze kierunek jest jeden i nie ma odwrotu. No niby tak, ale jednak to tylko teoria. Smierc zawsze zaskakuje, nikt tak naprawde nie bierze jej na serio, choc podswiadomosc szepce, ze kazdy z nas musi w koncu udac sie w te ostatnia podroz. Jeszcze nie wymyslono recepty na niesmiertelnosc, jednak u wiekszosci te mysli odsuwane sa w najbardziej niedostepne rejony umyslu, jakby chcieli zaczarowac rzeczywistosc. Bo kiedy czegos nie widac, nie istnieje.
Gdyby nawet moj tato nie byl smiertelnie chory, kiedys w koncu musialby mnie osierocic, co najmniej z racji wieku. Ja w koncu dawno juz przekroczylam polmetek zycia i sama mam blizej niz dalej, a jednak w glebokiej podswiadomosci tkwi we mnie dziecko, ktore zupelnie nie bralo pod uwage tych nieuchronnych procesow. Jakbym zaslaniala oczy rekami i udawala, ze mnie nie ma tylko dlatego, ze sama nie widze swiata wokol siebie. Nie wiem, na co tak naprawde liczylam, ze bedzie zyl wiecznie? Chyba tak, choc to przeciez glupie.
Minal juz ponad miesiac, a do mnie ta smutna prawda jakos nie chce dotrzec. Niby wiem, a czasem zdarzaja mi sie irracjonalne mysli, jakby tato nadal zyl. Bedac w marcu w Lodzi i przewidujac dalszy bieg wydarzen, staralam sie dowiedziec od Niego jak najwiecej, zadawalam niezliczone pytania, pomna wielu nie postawionych pytan mojej babci. Tamte pozostana juz bez odpowiedzi, bo nawet tato nie wszystko umial mi wyjasnic. Dzisiaj jednak wiem, ze tych pytan powinno byc wiecej, ale za pozno przyszly mi do glowy. A przeciez trzeba zbierac dane o rodzinie, wiedziec, kto jest na tym starym zdjeciu w sepii, zeby kiedys moc opowiedziec o tym wlasnym dzieciom, wyjasnic zawile sciezki pokrewienstw i powinowactw.
Ogladam nasze zdjecia z tata, wspominam lepsze i gorsze chwile, choc te ostatnie staram sie wyprzec, bo ich rozpamietywanie i tak juz nic nie wniesie. Niech pozostana te dobre, wzruszajace i pozytywne.
A jednak stale mam przed oczyma to niewielkie pudeleczko, w ktorym byl niesiony do grobu moj wielki tato. Wielki nie tylko wzrostem, On byl rowniez wielkim Czlowiekiem, choc nie pozbawionym ludzkich wad.
I tyle wlasnie z nas pozostaje, garsc prochu i nieskonczone poklady wspomnien...
Mysle, ze sobie zdaje sprawę.
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz o Tacie. Refleksje, refleksje zwykle przychodzą po czasie... Istnieje również pamięć i cała reszta ludzkich przynależności.
Jesiennie pozdrawiam.
Wiesz, ja np. mdlalam wielokrotnie i nigdy nie mialam swiadomosci w chwili utraty przytomnsci. Kiedy to nadchodzilo, wiedzialam i moglam sie podeprzec/usiasc/polozyc, ale sam moment przechodzenia w drugi wymiar i powrotu do przytomnosci, byly poza moim zasiegiem odczuwania. A omdlenie to przeciez taka mala, odwracalna smierc.
UsuńZasypianie tez mozna nazwac minimini smiercia.
UsuńSwiadomosc umierania konczy sie pewnie w fazie utraty swiadomosci. Niby to oczywiste ale nie jest jednoznaczne. Tu mozna zaczac sie zastanawiac nad tym co to jest swiadomosc przed ustaleniem o jaka swiadomosc nam chodzi.
Nie, nie czuje sie na silach podjecia tematu.
Echo drogie, pożądam kontaktu mailowego z Tobą ;) Napisz do mnie, plis na zycieiszyciemaupainteriapl, co?
UsuńEcho, mnie to ostatnio sen odbiera, nie moge przestac myslec, czy On wiedzial... Nie, ze w ogole, ale wlasnie w tamtej chwili. Strasznie mnie to meczy.
UsuńW ostatnich chwilach czlowiek zaczyna patrzec jakby w siebie, wierze, ze glos/sluch jest tym ostatnim kontaktem ze swiatem zewnetrznym, ludzkim. Ale to wszystko jest bardzo indywidualne. Zreszta wydzielane hormony robia swoje prace dobrze tworzac nawet pewna zapore przeciwbolowa. Mysle, ze swiadomosc w tym momencie jest na poziomie komorek... Sama nie wiem, czytalam gdzies tylko...
UsuńPantero, to nie ma znaczenia. Mozesz spac spokojnie, bo Twoja milosc do Niego jest wystarczajaca, i pamiec i ... i duzo jeszcze przed Toba!
Wszyscy zasypiamy, z tym, ze Niektorzy na zawsze.
Chcialabym tak zasnac...
Usuń...wszystko w danym czasie, zawsze nie w pore, jednak zawsze...
UsuńGdy mi teskno za Kims to chetnie zasypiam bo mam nadzieje, ze tego Kogos spotkam chociaz we wlasnym snie. Po obudzeniu nie jest mi lzej ale dobre i takie spotkanie - mysle.
A tato nie chce mi sie przysnic, mamie zreszta tez nie. Odszedl i nie chce wracac nawet w snach.
UsuńTo jednak nie jest wina Taty tylko wlasna albo cos. Nie mam propozycji wplyniecia. Spij duzo to moze kiedys. (Ja tez wyzej pisalam bardziej o nadziei. Moja Babcia mowila, ze lepiej jak sie nie sni bo znaczy 'tam' mu dobrze, ale wtedy bylam bardziej mloda wiec ... wierzylm, ze jej sie nie sni).
UsuńMoze lepiej dac Mu spokoj w tych zaswiatach i nie przywolywac? Nie zaklocac Mu wiecznego spokoju...
UsuńAlez sen to wytwor wlasny... a zaswiat to inna podobno plaszczyzna zwiazana z ...wiara chyba.
UsuńChyba tak, ale wiesz, jak sie tak bardzo chce, to czlowiek czasem glupieje i ma nadzieje na ten senny kontakt.
Usuńkazda terapia wlasnej roboty jest dobra.
UsuńKazdy sposob jest dobry, byle cel osiagnac. W moim przypadku spokoj i rownowaga.
UsuńWazne tez wytyczyc sobie cel, do ktorego sie zmierza. Wyznaczylas. Zycze powodzenia w malych chocby kroczkach bo "spiesz sie powoli", ktos powiedzial kiedys. (Zaczynasz myslec rozsadnie :)
UsuńDaleki to cel, ale moze mi sie uda.
UsuńKazda smierc bliskiej osoby jest bolesna. I chyba nigdy nie jestesmy na to przygotowani, nawet jak osoba umierajaca jest starsza i chora i teoretycznie wyglada ze smierc przyniesie jej ulge, to dopiero kiedy ja utracimy czujemy naprawde ta utrate i bol. Teresa
OdpowiedzUsuńJa, a w jeszcze wiekszym stopniu mama, wiedzialysmy przeciez, ze tato musi odejsc i obie zdajemy sobie sprawe, ze lepiej sie stalo, ze odszedl predzej i nie meczyl sie tak dlugo. A jednak obie bylysmy zaskoczone, zupelnie nieprzygotowane.
UsuńMMyslalysmy, ze to dlugi proces...
Z ust mi to wszystko wyjęłaś. Najbardziej na świecie żałuję niezadanych pytań, choć nie powiem, i tak wiele się dowiedziałam. Tak bardzo tęskniłam za moimi ukochanymi, którzy poodchodzili, że nie mogłam sobie z tym dać rady. Z pomocą przyszło mi pisanie. Spisałam wspomnienia, zeskanowałam zdjęcia, zrobiłam z tego fotoksiążkę w dwóch częściach. W wigilię sprezentowałam taki sam komplet rodzicom i drugi wujkowi i ciotce. Wujek czytał do rana ze łzami w oczach, a tato słowem się nie odezwał, bo nie chciał po sobie pokazać wzruszenia. Sama spłakałam się przy pisaniu tego wszystkiego do ostatniej łzy, ale pomogło. Pomogło na tę ciągnącą się latami żałobę i tęsknotę. Odczułam ulgę, jakbym wypełniła ich ostatnią wolę. Niestety, tęsknoty i żałoby nie da się wymazać. Wracają jak bumerang i pewnie nie może być inaczej, jeśli się kogoś tak bardzo kochało.
OdpowiedzUsuńMama przygotowala i wyrysowala dla nas drzewa genealogiczne, ze strony swojej i taty, wiec ta lamiglowka pokrewienstw, zachodzenia na siebie generacji itp. nie bedzie juz tak trudna dla nas.
UsuńZnalazlam zdjecie taty z KIra na kolanach - dwie najblizsze istoty, ktore stracilam w krotkim czasie. Juz stoi oprawione, zebym mogla wciaz na nie patrzec.
Coś takiego we mnie dziś wyzwoliłaś, że serce mi się w trąbkę zwija...
UsuńPamięć
Mijają lata,
milknie żałoba –
pamięć nie przemija
Śnią mi się czasem,
łagodnie uśmiechnięci,
jak dawniej
pobrzękujący garnkami,
dowcipkujący,
gościnni,
ciepli
Babcia
miała takie przejrzyste oczy
czysty błękit
łagodny
uśmiech w spojrzeniu
Dziadek
z chochlikami w oczach
z półkpiącym uśmiechem
wypuszczał ustami
błękitne kółka dymu
gwar
wąskiej i skromnej kuchni
zabrałam z sobą w podróż
będzie mi towarzyszył
do końca
(30 października 2014 r.)
Macie dosc wlasnych zmartwien i bolaczek, a ja tu wciaz i od nowa zawracam Wam cztery litery swoimi smutami.
UsuńAle nie wiem, jakos z dnia na dzien jest mi coraz gorzej.
Najtrudniejszy jest pierwszy rok, potem też jest źle, ale odrobinę lepiej.
UsuńJeżeli nurtują Cię pytania, to znajdziesz odpowiedzi w Necie i w masie książek. Potem i tak musisz wyciągnąć własne wnioski. Myślę, że najgorzej myśleć, że nie ma nic. Warto też z kimś o tym porozmawiać.
Szczerze mowiec, nie bardzo mam z kim, moj slubny ucieka od trudnych tematow i rozwazan filozoficznych. Przydal by sie jakis sensowny psychoterapeuta.
UsuńNie ma sensownych psychoterapeutów (tak na marginesie).
UsuńNie rozdrapałaś moich ran. One są i nie goją się.
Kiedyś bardzo chciałam wierzyć, że istnieje "życie po życiu", bo tak bardzo chciałam spotkać ich wszystkich jeszcze... Ale przez wiele lat nie znalazł się ani jeden powód, aby uwierzyć. Gdyby istniał jakiś bóg i chciał, żebym w niego wierzyła, to by się o to postarał...
Mam dokladnie tak samo, nie wierze w nic, czego nie ogarnie ktorys z moich pieciu zmyslow.
UsuńOraz sa dobrzy psychoterapeuci, ale Ty jeszcze na takiego nie trafilas.
Cóż, mój dobry psychoterapeuta musiałby być cudotwórcą.
UsuńNikt nie jest cudotworca, ale dobry psychoterapeuta umie ukierunkowac, jak radzic sobie ze stresem i jak go unikac. Na pewno jedna rozmowa nie pomoze, czasem trzeba kilku lat, ale juz samo wygadanie sie potrafi zdzalac wiele.
UsuńSą sytuacje, w których stresu NIE DA SIĘ uniknąć, bywają one przewlekłe, bo taki jest układ okoliczności zewnętrznych. I żeby się człowiek w kucki porobił, nie przeskoczy tego, z terapeutą czy bez. Istnieją matnie bez wyjścia i żadne "kiedyś się moczyłem, a teraz też się moczę, ale jestem z tego dumny" na to nie pomoże.
UsuńJa jestem odmiennego zdania, ale widze, ze Cie w zaden sposob nie przekonam.
UsuńTo ja może spróbuję Ci to wytłumaczyć inaczej... To tak jak z tymi dziećmi z "Ludzi bezdomnych", które chorowały na malarię. Były blade, miały siny odcień skóry i niebieskie usta. Tomasz Judym wyrywał je z zawilgoconych, ciemnych, zagrzybionych i zimnych domów, leczył, wystawiał na słońce i wiedział, że do dupy taka robota, bo gdy tylko wrócą do domów, będą chorować od nowa. Aby wyleczyć je skutecznie, trzeba by rozwalić te nory i wybudować nowe, w innym miejscu. Czyli - dopóki nie ustanie zewnętrzna przyczyna malarii, one będą chorować w nieskończoność. Przełóż to sobie teraz per analogiam na malarię duszy.
UsuńZnam to az za dobrze, FrauBe, przez wszystko to przeszlam i tez mi sie wydawalo, ze nic mi nie pomoze, dopoki nie ustanie przyczyna stresu powodujacego depresje. A jednak rozmowy z psychoterapeuta bardzo mnie wzmocnily. Bo to byl dobry fachowiec.
UsuńCóż, cudotwórca w takim razie mile widziany. Ale tu jest Polska...
UsuńJa szukalam kilka lat, przetestowalam wielu, a czas oczekiwania na termin gigantyczny, bo wszyscy choruja.
UsuńOtóż to.
UsuńA w tym czasie można pięćset razy w tę i nazad sobie harakirnąć.
No nie jest latwo.
UsuńAle czasem sie udaje.
Ba! Wiele rzeczy udaje się CZASEM i NIEKTÓRYM ludziom.
UsuńTrzeba tylko czasem za tym pochodzic.
UsuńA, nie. Trzeba za tym ZAWSZE pochodzić. Tylko udaje się CZASEM.
UsuńP. S. To nie pesymizm przeze mnie przemawia, to realizm i doświadczenie życiowe.
UsuńWiem rowniez z doswiadczenia, jak dlugo trwa takie chodzenie i jak czesto spotyka sie na swojej drodze wysoki mur nie do przejscia. I jak czesto trzeba wszystko zaczynac od poczatku.
Usuńhmmm jesteśmy tylko garsteczka a nawet mniej w kosmosie i dlatego nie ma sie co tak nadymać za życia ...
OdpowiedzUsuńNiektorzy nadymaja sie, jakby mieli zyc wiecznie. Tym wiekszy huk po smierci.
UsuńJa tak myślę, że póki żyjemy, to po prostu żyjemy i wtedy śmierć dla nas nie istnieje. Przychodzi "na chwilę", kiedy odchodzą bliscy, bo wtedy najbardziej nas dotyka. A przecież w rzeczywistości jest wszechobecna. Kiedy zaczynamy się nad tym zastanawiać, nagle widzimy życie inaczej, ale na ogół rzadko, bardzo rzadko o tym myślimy, bo tak właśnie jesteśmy skonstruowani:)
OdpowiedzUsuńKiedy umarła moja mama, dopiero po kilku miesiącach, kiedy wykańczałam zaczętą przez nią sukieneczkę dla mojej córki, naprawdę uświadomiłam sobie, że jej już nie ma. Ojca "widywałam" na ulicy, i babcię też. Ojciec odszedł nagle. babcia i mama chorowały i uświadamiałam sobie, że mogą wkrótce odejść, a i tak byłam zaskoczona. I żałuję wielu rzeczy... Tych pytań nie zadanych i faktów, które się już nie zmienią...
A wszystko jakby kumuluje sie w jednym: spieszmy sie kochac ludzi, tak szybko odchodza... A czlowiek beztrosko mysli, ze ma czas, ze rodzice/dziadkowie/wspolmalzonek beda zyli wiecznie i spedzaja zycie na uszczypliwosciach, klotniach i niesnaskach. Potem pozostaja te pytania bez odpowiedzi.
UsuńCzęsto zadajemy sobie tego typu pytania, zastanawiamy się nad tym wszystkim i właściwie nikt nam nie odpowie do konca satysfakcjonujaco. Nigdy tez nie będziemy tak naprawde przygotowani na to, co nas czeka. Nie wiadomo jak bylibyśmy świadomi, to zawsze pozostaje bol, żal, tesknota, myślenie, ze mogłam tak, dlaczego tego nie zrobiłam... Nie jest łatwo, ale cóż, Aniu, glowa do gory, mimo wszystko!
OdpowiedzUsuńNiby sie trzymam, ale przychodza takie chwile, ze targa mna. Albo ze nie wierze w te ostatecznosc, ktora nastapila. Chyba bije mi juz na dekiel, tylko dlaczego tak pozno?
UsuńMoże potrzebujesz zmiany myślenia.
UsuńLatwo powiedziec, kiedy podstepna podswiadomosc kieruje moje mysli w te jedna strone.
UsuńCzy ludzie wiedzą, że odchodzą? W wielu przypadkach tak i czasem się tą wiedzą dzielą z innymi, którzy zupełnie w to nie wierzą.
OdpowiedzUsuńPonieważ już dość długo żyję, pożegnałam już wiele osób z rodziny i kilkoro przyjaciół.Moja przyjaciółka wiedziała, że wkrótce umrze, chociaż nie była chora.A ja, durna, nie uwierzyłam.
Nie boję się śmierci, boję się raczej sposobu umierania- jakiejś długiej choroby, cierpień poprzedzających odejście.
Już raz byłam w drodze na drugą stronę( w trakcie operacji) ale mnie lekarze zawrócili, byłam wtedy bardzo młoda, miałam 24 lata.
Umieramy zasadniczo dwa razy - po raz pierwszy w sensie fizycznym, a potem wtedy, gdy już nikt nas nie wspomina.
Można uznać, że żyjemy tak długo jak długo o nas pamiętają.
Przy każdym odejściu kogoś z mojego otoczenia byłam zaskoczona tym, że ten ktoś odszedł, a świat nadal funkcjonuje- wschodzi i zachodzi słońce, wszystko dookoła toczy się swoim zwykłym trybem tak, jakby się nic nie wydarzyło.
Napisz dla swych dzieci i wnuków historie swej rodziny,podpisz w albumie rodzinnym zdjęcia, uzupełnij je datami. Niech pamięć o tych, którzy odeszli trwa.
Przytulam;)
Ja raz mialam zapasc, ale nie porownywalabym tego ze smiercia, bo to nawet smierc kliniczna nie byla, a pozniej to juz tylko mdlalam bardzo czesto. Paskudne uczucie.
UsuńDzisiaj dowiedzialam sie, ze moja 52-letnia znajoma ma raczysko piersi i wlasnie ja operowali. Ta smierc i ciezkie choroby jakos nie chca mnie opuscic. A w moim wieku pewnie bedzie tylko gorzej i czesciej.
Ja jako dziecko bylam swiadoma,ze Mama odchodzi,ale nie bylam na to przygotowana.Nie docieralo to do mnie...
OdpowiedzUsuńWypieralam ta mysl,bo nie bylam w stanie wyobrazic sobie zycia bez Niej.
W moim przypadku czas nie wyleczyl ran.Moze delikatnie je zasklepil.Pomimo tego,ze minelo juz sporo ponad 20lat to nadal jest bol,tesknota i niewyobrazalna pustka.
Panterko,czasami odchodza ludzie,ktorzy byli tylko malym okruszkiem w swiecie,ale dla nas byli calym swiatem... :***
Ktos kiedys pięknie powiedzial:"Dla całego świata jesteś tylko człowiekiem. Dla mnie jako człowieka jesteś całym światem".
UsuńPatrz, Martek, ja dobiegam 60-tki, a tez zupelnie nie bylam przygotowana na polsieroctwo, choc przeciez wiedzialam, ze choroba taty jest smiertelna. Nie wiem, czy kiedykolwiek pogodze sie z utrata rodzicow, sa/byli moja opoka. Ja nie chce byc ta najstarsza i ta silna w rodzinie.
UsuńIza, slyszalam to w innej wersji, psiej, bo my dla nich tez jestesmy calym swiatem.
Na temat śmierci nie napiszę, chociaż to mój temat badań. Nie chcę, jestem w żałobie po matce. Moja żałoba przebiega nietypowo i dlatego każde rozważania o śmierci wprowadzają mnie w stan rozedrgania. Boję się, że wpadnę w doły.
OdpowiedzUsuńPanterko, Twoje rozważania są interesujące.
Trzymaj się ciepło.
Wiem, Jaskolko, przeciez tak niedawno stracilas Mame. U mnie zaloba przebiega dziwnie, im dalej od pogrzebu, w tym wiekszy dolek wpadam, zamiast coraz spokojniej godzic sie ze strata. Wydawalo mi sie, ze czas powinien leczyc, a on nasila smutek.
UsuńCzas to pojęcie względne, a Ty straciłaś całkiem niedawno. Może Tobie potrzeba więcej czasu. Pogodzenie się jest jednym z ostatnich etapów żałoby. Za wcześnie jeszcze na to. Poza tym, jeszcze nie skończyłaś żałoby po Kirze. Nałożyły się na siebie różne etapy różnej żałoby.
UsuńTak to, mniej więcej, wygląda. Oczywiście w ogromnym skrócie.
1. Szok i zaprzeczanie.
2. Dezorganizacja zachowania.
3. Złość i bunt.
4. Smutek, depresja.
5. Pogodzenie się ze stratą, akceptacja.
Przy czym poszczególne etapy potrzebu8ją różnych okresów czasu.
Ja mam wrazenie, ze znajduje sie na wszystkich tych etapach jednoczesnie. Moze to za sprawa niedokonczonej zaloby po Kirze, moze naglosc smierci taty wprowadzila mnie w ten chaos, nie wiem.
UsuńPozostaje spokojnie przeczekać. Powoli... powoli, wszystko wróci do normy, jeżeli można tak nazwać i tak trudne życie.
UsuńNajdziwniejsze, ze im dalej od pogrzebu, tym gorzej. :(
UsuńZamiast komentarza, Anno - Mario, tekst mojego songu na temat:
OdpowiedzUsuńAndrzej Skupiński
Gorączka podróżna
Zaszła do mnie niespodzianie,
Wpadła, ot, na parę chwil,
Pogawędzić przy śniadaniu
O tym, co się komu śni…
„Co u męża, dzieci zdrowe,
Czy nie trzeba czego im?”
I poznałam ją po słowach:
„Czy gotowa jesteś, miła, ze mną iść?
A czasu tak niewiele
Na modlitwę lub na chleba kęs…
Co powiedzą przyjaciele,
Kiedy minie im beze mnie każdy nowy dzień?!
Wpadła po mnie niespodzianie,
Spakowana, buźka, cześć!!!
Już drobiazgi pozbierane,
Tobół lekki niby puch…
Co niegodne, co kochane
Mieści się w kieszeniach dwóch!
I za rękę poprowadzi
Po tej drodze pani ta,
Nie popędza mnie, nie gani,
Na tym fachu to się ona jakże zna!
A czasu tak niewiele
Na wspomnienia lub na gorzki płacz,
Pogodzeni przyjaciele
O mym życiu snują taką
Długą, piękną baśń!
Ona wpada niespodzianie,
Zapłacone z góry ma.
buzinki
Ehhh... zryczalam sie przez Ciebie, Klater!
UsuńTeż mnie ta kwestia zastanawia ... i na to mocnych nie ma. Tak naprawdę, to każdy z nas zostaje z tą kwestią sam i samemu trzeba się z tym zmierzyć, kiedyś tam ... Podczytywałam kiedyś w necie znalezioną Tybetańską Księgę Umarłych, ciekawie napisana i nieważne, że z innego kręgu kulturowego.
OdpowiedzUsuńDla kazdego smierc osoby bliskiej jest, musi byc szokiem. Czlowiek dziwi sie w takiej chwili, jak slonce smie swiecic, wiatr wiac, a czas uplywac, skoro dla niego swiat skamienial. A tu ludzie chodza po ulicach, smieja sie, zartuja... Nikt nie zauwazyl, nikt sie nie przejal. Oprocz mnie.
UsuńPrzezywalam podobnie smierc mojego Taty.Tez bardzo dziwilam sie , ze ludzie na ulicy sie smieja , przeciez UMARL MOJ TATO.Gdy umarla moje Mama to juz w ogole bylo nieciekawie.Wylam ( doslownie ) w domu na caly glos - i tak bylo przez caly rok.Po roku deczko zelzalo, ale naprawde deczko.Zaraz po tych przezyciach ( jestem pewna , ze byl to skutek ogromnego stresu)zachorowalam na raka piersi.To spowodowalo, ze moje mysli sie przekierunkowaly .NIGDY jednak nie zapomne o moich NAJWSPANIALSZYCH RODZICACH , ale zycie toczy sie dalej.Anna
UsuńAniu, myslalam, ze mnie bedzie latwiej, bo nie mialam rodzicow na codzien, widywalismy sie nader rzadko, a tylko telefonuje codziennie. Kiedy sie nie widzi rzeczy zmarlego, nie czuje jego obecnego wszedzie zapachu, nie natyka co chwile na jakies drobiazgi i pamiatki, nie odczuwa tak wielkiej wyrwy w zyciu - jak teraz przezywa to moja mama, ktora po 60 latach we dwoje jest teraz sama.
UsuńAle tak nie bylo, czuje Jego brak, jakby mi go z mieszkania zabrali, jakby przez cale zycie byl przy mnie, a teraz nagle Go nie ma. To dziwne, prawda?
Aniu,tak wlasnie przezywa sie smierc Rodzicow.Zwlaszcza pierwszego.Ten szok,ta swiadomosc , ze to naprawde sie wydarzylo jest nie do zaakceptowania.Niewazne, czy sie jest blisko , czy daleko.Tylko czas zlagodzi ten bol.Tylko czas........ale nigdy na zawsze.Anna
UsuńChociaz wyrok smierci uslyszelismy kilka miesiecy temu, byl to jednak wielki szok dla wszystkich. Niby czlowiek wie, a cala sila wypiera i ludzi sie, ze to jeszcze nie teraz, ze jeszcze troche...
UsuńGdy odszedł ojciec na pogrzebie był tłum ludzi, było lato, pięknie świeciło słońce, pan ksiądz rozglądał się zdumiony po tym tłumie ludzi co przyszli pożegnać starego i jak zapewne wiedział chorego człowieka. Gdy odeszła mama było także sporo ludzi a wiem że obawiała się że nikt nie przyjdzie, dziwne odnieśliśmy wrażenie, uczucie zadowolenia jakieś radości płynącej od niej, oto przyszli ludzie ją pożegnać. Gdy odszedł mój brat było przeraźliwie smutno, mnóstwo ludzi przyszło i wszyscy płakali, szliśmy za trumną i dalej wszyscy płakali ludzie po drodze zatrzymywali się zdumieni bo tak płaczącego pogrzebu nie widzieli. Tyle że ja wiem, wiem na pewno że oni wszyscy żyją dalej, śmiesznie brzmi, prawda? Raz wyszłam z ciała wcale nie chcąc i broniąc się z całej siły przed tym doświadczeniem, wiem więc że człowiek nie jest tylko ciałem jest świadomością a ta nie może zginąć. O tę świadomość o poszerzanie horyzontów tej świadomości walczyć za życia trzeba.
OdpowiedzUsuńAniu, serdecznie współczuję wiem że długo jeszcze będzie bolało, ja się czasem łapię na myśleniu co by brat powiedział na to czy na tamto a gdy ostatnio jechaliśmy obok bloku gdzie mieszkał, irracjonalnie całkiem pomyślałam żeby wejść bo ... dawno go nie widziałam. Chwilę trwało zanim sobie przypomniałam.
No tak jest mimo tych lat wszystkich od czasu gdy odszedł a to już ponad 10 lat. Serdeczności kochana ♥
Tato wyraznie nie zyczyl sobie ani nekrologow w prasie, ani klepsydry w bloku, wiec na cmentarzu byla tylko najblizsza rodzina i przyjaciele, ktorzy wiedzieli o Jego chorobie. Uszanowalysmy Jego wole, zyl skromnie i cicho zmarl, bez sensacji i pompy.
UsuńJa caly czas lapie sie na tym, ze "co by tato powiedzial..." i pewnie mi to nie przejdzie az do wlasnej smierci.
I te wspomnienia są najważniejsze.
OdpowiedzUsuńA my, ludzie, chyba nigdy nie jesteśmy gotowi na odejście bliskich. Gdy już odejdą to chyba bardzo ważne jest by przeżyć żałobę. Nie uciekać od nie, nie uciekać od smutku łez. Po prostu to przeżyć.
Uściski!
Przezywam wiec, ale jest mi bardzo ciezko, a im dalej od pogrzebu, tym ciezej. Mialam nadzieje, ze czas okaze sie niezawodnym lekarzem, a tu kicha.
UsuńAniu, spokojnie. Podobno w żałobie można trwać rok, a nawet dwa. Jeśli trwa dłużej trzeba szukać pomocy.
UsuńDaj sobie czas :*
No daje, ale moze jestem zbyt niecierpliwa...
Usuńżegnając moją mamę 12 lat temu miałam podobne przemyślenia
OdpowiedzUsuńmama chorowała kilka lat
a ja w ogóle nie byłam gotowa na Jje śmierć
do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że jej nie ma
kończę, bo ryczę...
Mniej plakalam w okolicach pogrzebu niz teraz, z uplywajacym czasem coraz bardziej mnie ta strata boli. Moze dopiero teraz powoli realizuje, ze to nieodwracalne, ze juz nigdy...
UsuńDobrze, że chociaż płakać możecie, ja już nie potrafię.
UsuńMoze juz wyplakalas caly zapas? Placz przynosi ulge, ale najgorsze jest to, ze mnie lapie w najmniej oczekiwanym momencie, np. podczas prowadzenia samochodu. Ehhh...
UsuńOd TEGO momentu, żadna łza mi nie poleciała.
UsuńA to niedobrze, bo placz oczyszcza w jakis sposob caly organizm, psyche tez.
UsuńRybko :***
UsuńAniu,mnie tez placz lapie w roznych momentach.
Patrze na syna i mysle:Mama tak by sie cieszyla wnukiem...i juz gula w gardle.
Brak mi Jej glosu,dotyku,ciepla...
Ech...i znowu sie poryczalam
Tato nie doczekal prawnukow, ale dalam Mu trzy piekne wnuczki.
UsuńTo dobrze,ze Twoj Tata mogl nacieszyc sie wnuczkami :)
UsuńMojemu bratu urodzil sie syn gdy Mama byla juz w fatalnym stanie.Miala go jeden raz w swoich ramionach...Pamietam to jakby bylo wczoraj.Tulila malego,plakala i powiedziala:"teraz moge juz odejsc"
Miesiac pozniej zmarla majac 43 lata
Jesuuu... Toz to pelnia zycia. Wczesnie stalas sie dorosla.
Usuń"Ostatecznie, dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody..."
OdpowiedzUsuńTule mocno :***
Jestesmy ateistami, wiec smierc jest dla nas czyms ostatecznym, po niej nie ma juz nic...
UsuńTylko pamiec... (Leciwa)
UsuńTak. Czlowiek i tak zyje tak dlugo, jak dluga jest pamiec o nim.
UsuńAniu, pod tym co napisalas podpisuje sie w 100 procentach, moja mama umarla juz 3 lata temu, i nie ma dnia, zeby cos mi jej nie przypominalo, zebym o niej nie pomyslala, i rozne sa te mysli...wcale nie jest latwiej, nigdy bym nie pomyslala, ze to tak moze byc. Mimo,ze miala 97 lat, kiedy odeszla, bylo to dla mnie absolutna niespodzianka, wyobrazalismy sobie z bracmi, ze bedzie zyla ponad sto lat, i to dobrze ponad sto lat, dla mnie smierc jest pojeciem calkowicie nie do akceptacji, i do mnie nie dociera, wiec teraz, kiedy jej nie ma zdaje sobie sprawe z wielu rzeczy na ktore juz jest za pozno...
OdpowiedzUsuńRozumiem Cie doskonale...
Kiedy rodzice zyja i sa, czesto nie ma sie dla nich czasu w tym wlasnym zabieganiu, zapracowaniu, wychowywaniu dzieci, splacaniu kredytow i innych codziennych czynnosciach. Ja przynajmniej mialam okazje codziennie z nimi pogadac przez telefon i skrzetnie z tego korzystalam. Dobrze, ze mam te Polske za darmo w telefonie (no dobra, za 5€ miesiecznie dodatkowo) i moge gadac do wypeku. Ale to nie to samo, co pobyc razem. Bardzo nad tym boleje.
UsuńKażdy przeżywa żałobę inaczej i ma do tego prawo.Ja mam zdjecia moich blisich co odeszli za ramką i co na nich spojrzę to robi mi się ciężko na sercu.Mama zmarła miała 66 lat,tato 81 a siostra 55.Panterko trzymaj się.
OdpowiedzUsuńOesu, mnie juz nieduzo brakuje do Twojej Mamy, a siostre juz przezylam. Jak mozna tak mlodo umierac? I jak Ty to wszystko przezylas. Gosiu...
UsuńAniu, serdecznie współczuję. Mysle ze jeszcze dlugo bedziesz sie z tym borykac, to nie sa latwe tematy.
OdpowiedzUsuńA jesli chodzi o smierc. Sama nie tak dawno temu o malo sie nie udusilam. Okolicznosci nie wazne. Pamietam ten moment i wiem, ze nigdy go nie zapomne. Od tego momenty wiem, ze czlowiek (chyba ze pod narkoza lub czymś odurzony) wie ze umiera.
Ja mysle, ze podczas duszenia sie mialas swiadomosc, ze mozesz umrzec. Wiedzialas, czym sie to moze skonczyc, ale przezylas. Ja mam doswiadczenia z omdleniami, kiedys czesto mnie to spotykalo, i tracac przytomnosc nie mialam swiadomosci, ze ja trace. Chyba podobnie jest z umieraniem, tak mysle.
UsuńNie wiem jak jest naprawdę, ale chciałabym żeby coś było. Opowieści osób, które przeżyły śmierć kliniczną, są dosyć podobne. Można to tłumaczyć, że umierający mózg to wytwarza. Ale dlaczego odtwarza podobny program u większości ludzi, którzy różnią się pochodzeniem, wiekiem, wykształceniem? Może jedynie tym , że mamy wgrany taki program, a może jednak coś tam na nas czeka?
UsuńNie ma nic, to tylko bajki dla gawiedzi, zeby trzymac ja w zyciu doczesnym krotko za pysk. Taka obiecanka raju, wiecznej szczesliwosci czy dziewic.
UsuńA te wrazenia to wynik niedotlenienia mozgu i wcale nieprawda, ze kazdy przezywa podobnie podczas smierci klinicznej.
Ja tam dziewic nie łaknę, raj też mnie nie kusi.
UsuńSpytaj meska czesc rodziny, ciekawe, czy tez sa Twojego zdania. :)))
UsuńAlbo tych wesolkow, co sie na bombie wysadzaja. Myslisz, ze oni tak dla idei? A dzie tam! Hurysy czekajo. :)))
Różne są potrzeby i oczekiwania. Jedni chcą wierzyć w nieprzebrane ilości uciech i bogactw, które czekają na nich po śmierci, inni mają nadzieję na spotkanie ukochanych ludzi i zwierząt. Należę do tej drugiej grupy. Czasami to trochę pomaga. Trzeba marzyć żeby nie oszaleć.
UsuńKiedy Fusel umarl, chcialam isc razem z nim za TM, balam sie, ze sam nie trafi. Poltora roku odchorowywalam jego smierc, a Kirunia bardzo mi pomogla. Teraz i jej nie ma...
UsuńBędzie następny, równie cudowny i kochany. Nie zastąpi nikogo, bo nie ma takiej możliwości, będzie sobą. Może pomyśl o uratowaniu jakiegoś biedaka. Będziesz w Łodzi niedługo.
UsuńPrzyjade autobusem, a w nich sa zwierzeta zakazane. Poza tym nie wiem, czy juz jestem gotowa na nowego psa i czy w ogole jeszcze bede.
UsuńNajważniejsze jest to, czy jesteś gotowa. Transport jakoś można załatwić. Znam takie wolontariuszki, które robią rzeczy niewiarygodne dla swoich podopiecznych.
UsuńJakos na razie mnie nie ciagnie.
UsuńMyślisz tylko o sobie, nie jestem gotowa, na razie mnie nie ciągnie, a pomyśl ile cierpienia możesz zaoszczędzić psiakowi, ile możesz mu dać serca, a on na pewno odwdzięczy się z nawiązką...
UsuńMusze pomyslec rowniez o sobie, dosc mialam tragedii i stresow w tym roku.
Usuńdobrze, kiedy zostawiamy za sobą ludzi którzy nas wspominają. Dobrze,kiedy ludzie Ci są już dorośli, dojrzali i gotowi do życia bez wsparcia dorosłych. Bardzo się boję, że moje odejscie będzie dla Hani za wcześnie.... :(
OdpowiedzUsuńPięknie przeżywasz żałobę... spokojnie.... Tato więc też jest spokojny po tej drugiej stronie :********
Emus, na pewno zdazysz dozyc czasu pelnej dojrzalosci Hanusi i zdazysz przekazac jej to, co najwazniejsze. Co nie zmienia faktu, ze Twoje odejscie bedzie zawsze dla niej za wczesne. Tak, jak dla mnie odejscie taty. :*
UsuńAniu, płacz i jeszcze raz płacz. Moja żałoba, po śmierci Męża trwa prawie dwa lata - 21 październik, brakuje mi Go bardzo. Nikt na to nie jest przygotowany...
OdpowiedzUsuńNie chce sobie nawet wyobrazac, co przezywa moja mama po blisko 61 latach razem...
UsuńA ja... placze sobie, bo i co mi pozostalo?
Jakoś dałam radę,najgożej przeżyłam śmierć siostry.Dostala wylew.Długo płakałam.Byłyśmy bardzo zżyte.Robiłam tak jak pośmierci mamy i taty.Stawiałam zdjęcie na stole paliłam świeczkę i wyłam .Tak robiłam co tydzień a póżniej co miesiąc w dzień śmierci.Aż wkońcu przestałam płakać.ale brak mi jej do tej pory.W lutym minie 4 lata.
OdpowiedzUsuńW przypadku smierci rodzicow chyba latwiej zaakceptowac ich odejscie, bo taka musi byc kolej rzeczy, oni powinni zawsze byc przed nami. Bo nasza rola jest im towarzyszac w ostatniej drodze. Inaczej, kiedy odchodzi ktos tak mlody, a najgorzej, kiedy rodzice musza towarzyszyc dzieciom do grobu. Moja prababcia przezyla babcie, swoja corke. Pamietem jej slowa, ze dla matki nie ma nic straszniejszego.
UsuńMoja mama nie żyje już ćwierć wieku i jakoś się do tego, że Jej nie ma, przyzwyczaiłam. Ale śmierci Taty w ogóle sobie nie wyobrażam i nie dopuszczam do świadomości, Mama znikała wiecznie na szkoleniach i dyżurach, Tato był zawsze i zawsze jest moją podporą!
UsuńOstatnio zyje bardzo nerwowo, w strachu o mame. Tez jakos nie umiem sobie wyobrazic, ze jej zabraknie, a ja stane sie seniorka w rodzinie.
UsuńOkropnie mi brak mojego taty, mimo że różnie między nami było, a nie miał łatwego charakteru. Mimo tego to był ktoś kto stał za mną murem i w krytycznych sytuacjach miałam jego wsparcie. Teraz czuję się często całkiem sama... Też żałuję niezadanych pytań...
OdpowiedzUsuńTak być musi. Nic nie poradzisz. Ta=en stan trwa i trwa...
Ja dostalam ostrzezenie w postaci diagnozy i wiedzielam, ze te pytania musze postawic jak najszybciej, bo moge nie zdazyc. Dlatego tak wazne jest nie czekac, tylko pytac, pytac, pytac. Rozmawiac jak najwiecej i jak najczesciej.
UsuńNie znamy dnia ani godziny...
Napisałam jeszcze pod moim poprzednim komentarzem.
OdpowiedzUsuńTamto znalazlam jako pierwsze, teraz dotarlam tutaj. ;)
UsuńJeszcze nikt nie wrócił stamtąd i nie powiedział nam, jak to jest umrzeć, co się wtedy dzieje i jakie są ostatnie nasze myśli. Każdy to jakoś musi przejść sam
OdpowiedzUsuńNiby ci, ktorzy przezyli smierc kliniczna, cos tam bredza o tunelach i swiatlach, ale mimo zbieznosci nazwy, to jednak nie jest smierc.
UsuńWmówiłam sobie, ża taka kolej rzeczy...pomogło mi to, kiedy odszedł ojciec. Myślę, że niezależnie od wieku człowik nigdy nie jest ostatecznie gotowy, żeby odejść, nawet jak mu się wydaje, że już chciałby.
OdpowiedzUsuńMoze i ja zdolam sobie kiedys wmowic...
UsuńMieszkałam całe życie z rodzicami, miałam ich zawsze. Tato odszedł nagle mając 61 lat, zostałyśmy same z mamą w domu. Śmierć taty przeżyłam bardzo, ale dosyć łatwo uporałyśmy z mamą, ponieważ tato często wyjeżdżał do swojej rodziny, aby im pomagać, często i miesiąc nie było go w domu.
OdpowiedzUsuńZ mamą dużo rozmawiałam, znałam wszystkie jej koleżanki ze zdjęć ze Lwowa, opowiadała mi wiele. Lata uciekały, a ja zastanawiałam się jak ja sobie kiedyś bez niej poradzę. Nadeszła pewna sobota - mama poczuła się słabiej, nic mi nie powiedziała, w niedzielę do wnuczki powiedziała "Gabrysiu, ja już z tego nie wyjdę". 12 godzin później odeszła. Wychodzi na to, że przeczuwała nadchodzącą śmierć. Teoretycznie byłam na ten moment przygotowana - mama miała 91 lat, ale to tylko teoretycznie. Świat mi się zawalił, równy rok potrzebowałam, aby się otrząsnąć. Najgorsza jest dla mnie data jej śmierci - zmarła 26 maja w Dniu Matki - to już 7 lat mnie boli, bo sama nie jestem matką.
Anusia masz trójkę dzieci, męża, nigdy nie zostaniesz sama - ja mam starszą siostrę i męża, kiedy oni odejdą przede mną? pustka mi pozostanie i samotność.
Bezowa
Nie smutaj, Bezowa... Będziemy jeszcze my na blogach :)
UsuńBez zebow, za to z alzheimerem, ale bedziemy na blogowisku. Bez swiadomosci, po co tu jestesmy, ale bedziemy. Bezowa, nie pekaj, napisze testament, zeby moje dzieci jeszcze tu przychodzily i Cie pocieszaly. :)))
UsuńTy masz zamiar przede mną? Przecie tylko 263 dni jesteś starsza ode mnie, nie wymądrzaj się.
UsuńMus mi się uczyć niemieckiego, bo co ja z tego pocieszenia będę wiedziała.
Dziewczyny nie smutam się tak bardzo i nie pękam - życie toczy się nadal. Dzień 26 maja jest dla mnie smutny.
Buziaczki dla wszystkich
Bezowa
No chociazby na te 263 dni bede potrzebowala zastepstwa, co nie? A na razie pilnie sie ucz, bo bestie nie pisza po polski, a gugiel glupio tlumaczy. :)))
Usuń