czwartek, 8 lutego 2018

Jak przygoda to tylko...

Do napisania tego posta zainspirowala mnie Anabell swoim postem o Warszawie. Ja tez mialam niewielki warszawski epizod i dopoki babcia tam mieszkaka, bywalam u niej czesto, kiedy tylko mialam wolny czas. To byly lata 60-te do 80-tych. Dziadek zostal przeniesiony sluzbowo z Krakowa do Warszawy w 1960 (chyba) roku, gdzie dostal mieszkanie na ul. Grojeckiej przy (wtedy) Wery
Kostrzewy, o ile dobrze pamietam,  a obecnie Bitwy Warszawskiej 1920. Bylo to duze mieszkanie, bo z dziadkami mieszkali jeszcze rodzice babci. Sporo juz stamtad pamietam, a najbardziej to, ze tam praktycznie konczyla sie Warszawa, z balkonu widac bylo bezkresne pola. Kiedy kilka lat temu jechalam tamtedy, prawie nie poznalam tego miejsca, miasto ciagnie sie dalej kilometrami.
Po smierci pradziadkow dziadkowie przeniesli sie do mniejszego mieszkania, za to o znacznie lepszym standarcie i w lepszej dzielnicy, bo na ulicy
Pulawskiej, z widokiem na kino Moskwa i pieknie utrzymany skwer obok. Na zdjeciu widac nawet okna babci. Stamtad mam znacznie wyrazniejsze wspomnienia, nie tylko dlatego, ze bylam starsza, ale tam bywalam do czasu wyjazdu do Niemiec, tam spedzilam ostatnia noc w Polsce, pozniej lotnisko i bye Poland.
Tamte okolice zdazylam dosc dobrze poznac, bardzo czesto chodzilam do Lazienek, ktore pokochalam miloscia bezwarunkowa. Zakupy robilysmy najczesciej w Supersamie i na ryneczku na Polnej. No i obowiazkowo Zielona Budka, ktora byla po drodze, wiec grzechem byloby mijac ja, niczego nie kupujac. Do dzisiaj pamietam ten niepowtarzalny smak lodow, ktore tam wtedy sprzedawano. Kiedy podroslam, zaczelam sobie jezdzic sama do miasta, do Domow Towarowych na scianie wschodniej albo u prywaciarzy na Rutkowskiego (dzisiaj chyba Chmielna?).
Kiedy bylam juz w Niemczech, zaczeto rujnowac moja Warszawe, kino Moskwa zrownano z ziemia, a na tym miejscu postawiono jakis horror, ktory kompletnie zaslonil widok z okien.Tak to teraz wyglada i moim zdaniem jest paskudne.  Supersam tez mi rozwalili, jak wiekszosc tzw. reliktow nieslusznego ustroju. Niech ich szlag! Do kompletu brakuje jeszcze zburzenia Palacu Kultury, na co te msciwe gady juz sobie ostrza pazury.
Kiedy bylam mala, babcia czesto zabierala mnie na ruchome schody przy trasie W-Z, to byla wtedy dla mnie ogromna atrakcja, pierwsze ruchome schody w zyciu! Czesto bywalysmy na Starym Miescie, wtedy jeszcze Zamek Krolewski skladal sie z jednej ocalalej sciany, pozniej dopiero zaczela sie odbudowa. Cala Polska skladala sie na odbudowe zamku, zbieralismy jakies drobniaki w szkole i z duma wysylalismy te cegielki.
Pamietam moj zachwyt MDM-em, dzisiaj mam inny gust, ale wtedy bylam oczarowana tym miejscem, rzezbami na domach, kandelabrami i calym tym socrealistycznym wygladem.
Lubilam tamta Warszawe, zawsze bardzo chetnie odwiedzalam to miasto. Ostatni raz bylam w Warszawie jakos na poczatku lat 2000 i przerazil mnie ten moloch, nic nie pozostalo z tamtej atmosfery, jest glosno, tloczno, arogancko. Niby wielka nowoczesna metropolia, ale tamta byla fajniejsza, taka bardziej moja.






70 komentarzy:

  1. Mój warszawski epizod trawl zaledwie 27 lat :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty warszawianka? Nie wiedzialam.
      Gdyby tak zebrac do kupy czas, jaki spedzilam w Warszawie, pewnie zebraloby sie kilka lat.

      Usuń
  2. Nigdy nie mialam sentymentu do Warszawy, krotkie wypady, takie jednodniowe, nie rozbudzily milosci do stolicy, zreszta moje serce bylo juz skradzione przez piekny, ukochany Wroclaw, duzo pozniej zakochalam sie jeszcze w Toruniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do Warszawy gnala milosc do babci, a z czasem pokochalam to miasto. Byla to jednak milosc nietrwala i jakos mnie nie ciagnie do tej obecnej stolicy.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy post!!Panterko,te umieszczone fotki W-wy to z Twojego archiwum?
    Raz w życiu byłam na wycieczce w Warszawie w koncowce lat 80.Mam plan,jak Bubu troche podrośnie,to chcemy wybrac sie tam na kilka dni,żeby trochę pozwiedzac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to nie moje fotki. Ta z kinem Moskwa jest z netu, pozostale z Google Earth. Wtedy chyba nawet nie mialam aparatu, pozniej robilo sie wszystko, tylko nie to, co sie powinno fotografowac. A pewnych rzeczy juz sie ma szans uwiecznic, bo ich juz nie ma.

      Usuń
  4. Pantera
    Musisz przyjechać do Warszawy teraz. Nie ma gwarancji że Ci się spodoba bo oczywiście to wielkie szybkie miasto. Ale nie ma porównania z tym z początku lat 2000
    Fajna opowieść. I też pamiętam tamtą Warszawę. Też żal że nie wróci. Podobnie jak nasze młode lata:))

    Wszystko się zmienia
    Nie da się zatrzymać czasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie da sie zatrzymac ani czasu, ani cywilizacji, choc nie wiem, czy zmierza ona ku dobremu.

      Usuń
    2. Myślę że nasi przodkowie często myśleli podobnie

      Usuń
    3. Ja juz jestem stara generacja, pewnych zjawisk ani nie rozumiem, ani nie moge sie z nimi pogodzic.

      Usuń
    4. stara to Ty będziesz za 20 lat!

      Usuń
    5. E tam, juz jestem i czasem nawet tak sie czuje.

      Usuń
  5. Warszawa kojarzy mi siegłownie z dworcem centralnym i lotniskiem, bowiem tam własnie bywałam w ostatnim w pocątku lat dwutysiecznych.Ostatni raz byłam w Wa-wie w 2010, gdy odbieraliśmy nasze rzeczy na cle nadane w Au. I nie było wówczas czasu by cokolwiek zobaczyć. Przejazdem zauwazyłam tylko jak bardzo sie tam wszystko zmieniło.Bo ja też pamietam inną stolicę. Tę z lat siedemdziesiatych. odwiedzałam ja z rodzicami i z wycieczkami szkolnymi. Kochałam tamtą W-wę (podziwiałam jak pięknie ja odbudowano), zachwycałam sie samą metropolią i róznymi rzeczami, których wówczas na Śląsku nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwoju miast, zwlaszcza stolecznych, nie da sie zatrzymac, to cos, jak reakcja lancuchowa i czasem wymyka sie spod kontroli. A kiedy dochodzi czynnik polityczny nienawidzacy poprzedniego systemu, nie prowadzi to do niczego dobrego.

      Usuń
  6. Byłam kilka razy, za każdym krótko, przelotem, bezładną wędrówką lub pobieżnym zwiedzaniem, za każdym razem z wrażeniem pośpiechu i obcości. Z pierwszego pobytu pamiętam widok Warszawy z któregoś piętra PK i przykrość jakiej doznałam widząc jeszcze wiele śladów zniszczeń wojennych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam inne mozliwosci zwiedzania, mialam swoja baze wypadowa i nie bylo pospiechu. Jesli nie zdazylam czegos zwiedzic podczas jednego pobytu, wiedzialam, ze nic straconwgo, bo bede tam czesto ponownie.

      Usuń
  7. No właśnie- spaprali mi Warszawę dokumentnie.Kino Moskwa było świetnie funkcjonującym budynkiem, niewiele było sal kinowych "z balkonem". Gdy potem stawiano w tym miejscu ten przebrzydły gmach to ten budynek obok zaczął się bardzo niebezpiecznie przechylać i były "problemy budowlane". Ten obrzydliwy wielki budynek zasłonił bardzo ładny i duży budynek Państwowego Zakładu Higieny.
    Nie mogę im również darować rozebrania budynku Supersamu na pl. Unii Lubelskiej- pod względem architektonicznym to był b.dobry budynek a poza tym nie zasłaniał widoku na piękne , przedwojenne budynki stojące przy placu. Co prawda wtedy jeszcze wymagały odnowienia, ale i tak były piękne.Pomysł "zasłonięcia" PKiN wieżowcami wymyślił jakiś chory umysł- te nowe wieżowce do niczego tam nie pasują i wygląda to wszystko tak, jakby banda pijanych architektów rzucała tymi wieżowcami z góry, w ramach konkursu kto wybuduje dziwniejszy budynek.A wystarczyło usunąć ozdobne pierdutki z PKiN i zaraz nabrałby charmu amerykańskiego. Warszawa się niesamowicie rozbudowała, ale nadal nie ma obwodnicy i nadal są problemy komunikacyjne.
    Wery Kostrzewy też się zmieniła, nieco wyładniała, wyburzyli na niej Hotel Wera.
    Nim Zielona Budka została przeniesiona na Puławską na przeciwko Samu, była małym, drewnianym kioskiem pomalowanym na zielono i stała na rogu Puławskiej i Dworkowej.Stąd się wzięła jej nazwa, "Zielona Budka". Kiedyś, na starym miejscu, działała tylko latem, pod koniec pobytu w tamtym miejscu zimą sprzedawali pączki, jako że zimą nikt lodów wtedy nie jadł.
    Wiele nazw ulic warszawskich wróciło do nazw przedwojennych.
    Rutkowskiego była kiedyś Chmielną i ta nazwa wróciła.Tyle tylko, że rdzenni warszawiacy i tak zawsze nazywali ją Chmielną.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam te pierdutki na palacu podobaja sie, to juz zabytek. Takie byly czasy, taka architektura, trzeba szanowac wlasna przeszlosc, jaka by nie byla - przeciez to nasza historia. Barbarzynstwem byloby go burzyc.
      Pamietam problemy przy budowie tego paskudnego nastepcy kina Moskwa, ja bylam juz tutaj, ale babcia jeszcze tam mieszkala, dopiero niedlugo po tym sprzedala mieszkanie i przeprowadzila sie do rodzicow.
      A do kina Moskwa chodzilam regularnie, za kazdym razem, kiedy bylam u babci, czasem nawet wielokrotnie, kiedy zmienial sie repertuar. Bardzo lubilam to kino, to bylo "moje" kino w Warszawie, w innych nie bywalam.

      Usuń
    2. Tez mam wrazenie, ze wiekszosc tych wiezowców zostala postawiona bez ladu i skladu :(.
      W PKiN pracowalam pare lat i jedna z moich ulubionych rozrywek bylo poznawanie jego podziemnych czesci. Wiekszosc ludzi nawet sobie nie wyobraza, jaki to labirynt :).
      Mnie zas zniesmaczyla zabudowa Placu Teatralnego, który pozwalal sie wyszalec dzieciakom na otwartej przestrzeni. Nawet nie zlicze godzin, kiedy sie tam spedzalo na wrotkach :).

      Usuń
    3. Malo znam pekin, bylam oczywiscie na ktoryms z gornych pieter na platformie widokowej, poza tym obchodzilam go wokol, ale wnetrz prawie nie znam.

      Usuń
  8. O rany, Panterko, moja kuzynka przeprowadziła się na ulicę Bitwy Warszawskiej na początku lat 70-tych i mieszka tam do tej pory! W ogóle w Warszawie mieszka duża część mojej rodziny po kądzieli - a raczej mieszkała, bo już się wykruszyła... Z moich (mniej więcej) rówieśników była tylko jedna osoba, która teraz mieszka w Austrii. A następne pokolenia, to 90-ciu procent nie znam wcale. Za to teraz w stolicy mieszka córka i jestem w Warszawie dość często, tak raz w miesiącu, a kiedyś bywałam raz, dwa razy w roku. Córka mieszka w miłej okolicy, blisko lotniska Bemowo.
    A z Warszawa najbardziej kojarzą mi się śmietankowe babeczki od Bliklego, chociaż ostatnio prawie się na nie obraziłam, bo kilka razy z rzędu, kupując je u Bliklego, trafiłam na stare. Teraz jednak znalazłam stoisko firmowe w galerii handlowej i tam, jak dotąd, zawsze są świeże; swoją drogą to skandal, żeby w firmowej cukierni sprzedawać nieświeże wypieki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale chyba na poczatku lat 70-tych to ta ulica jeszcze nie nazywala sie Bitwy Warszawskiej? :))

      Usuń
  9. Obejrzałam jeszcze dokładnie zdjęcia; nawet widać budynek, w którym mieszka kuzynka, to ten drugi przy ulicy Bitwy Warszawskiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to o malo co bylybysmy sasiadkami z kuzynka. ;)

      Usuń
    2. No, była Wery Kostrzewy (pamiętam nawet czytankę o niej), ale już się przyzwyczaiłam do Bitwy Warszawskiej:)

      Usuń
    3. Ja to teraz nie moge trafic za ulicami, nawet we wlasnej Lodzi, bo wszystko nagle inaczej sie nazywa. Po tych 30 latach, odkad tam nie mieszkam, zatarly mi sie tamte nazwy ulic, a dodatkowo one nazywaja sie jeszcze inaczej. I komu to, qrna, przeszkadzalo?

      Usuń
  10. Nigdy mnie Warszawa nie zachwycila, wrecz przeciwnie unikalam na ile sie dalo. Natomiast zawsze podobal mi sie Krakow i tak zostalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sa miasta z klimatem, z tym "czyms" i takie bez wyrazu, do ktorych nie chce sie wracac. Kazdego jednak przyciaga cos innego, a wiec i Warszawa ma swoich zwolennikow, a Krakow przeciwnikow. :)

      Usuń
  11. Ten temat zawsze wzbudza we mnie emocje.
    Do 18 roku żyłam w błogiej nieświadomości, a potem pojechałam na zwykłą szkolną wycieczkę do stolicy. I raził mnie piorun, zakochałam się w tym mieście. Odtąd marzyłam już tylko, żeby pojechać tam na studia. Nie wypuścili mnie z domu, więc przez pięć lat jeździłam do Warszawy na każdy weekend. Nigdy mi się nie znudziło. Warszawa na zawsze pozostała moim niespełnionym marzeniem. Dobrze, że mam tam rodzinę i przyjaciela. Bywam tam jeszcze, choć już znacznie rzadziej. Nie wszystkie zmiany mi się podobają, ale sentyment pozostał chyba na zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialam realna szanse zamieszkac tam na stale, ale teraz ciesze sie, ze do tego nie doszlo. Wielkie miasta mnie mecza, a dzisiejsza Warszawa przestala mnie zachwycac.

      Usuń
    2. Powiem jeszcze, że wspomniana przez Ciebie okolica jest mi bardzo bliska. Trzy ulice właściwie są bardzo "moje" - Niepodległości, Rakowiecka i wspomniana przez Ciebie Puławska. Z tej pierwszej szłam przez drugą (obok więzienia) do trzeciej i tam, w Supersamie, robiłam zakupy.

      Usuń
    3. Czyli szlajalysmy sie tymi samymi ulicami. Swiat jest jednak maly. :)

      Usuń
    4. Już nie pierwszy raz budzisz wspomnienia...

      Usuń
    5. Jeszcze nie zauwazylas, ze jestesmy pokrewne duchowo?

      Usuń
  12. Widzę,że nas tu więcej znajomych z Wery Kostrzewy.Mojej mamy najstarsza siostra tam mieszkała.Teraz pewnie wnuki tam urzędują bo dwóch synów nie żyje a trzeci siedzi w usa.Przed zamieszkaniem tam,mieszkała z rodziną w tzw.domkach fińskich?.Pamietam i te domki.Warszawę znam od wczesnego dzieciństwa i niestety,już wtedy jej nie lubiłam bo była przymusowym przystankiem w drodze do babci pod Grójec.To"uczucie"zostało mi do dziś.A jeszcze jak tam stanie pomnik "polskiego Lenina"to będzie to taka...wisienka na Stolycy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PiS przeminie, to i pomnik sie zburzy, trzeba byc cierpliwym. :)
      Chcialabym jeszcze kiedys pojechac do Warszawy, ale pewnie juz nie bedzie mi dane.

      Usuń
    2. Orko, ja też w Warszawie miałam przystanek w drodze do rodziny, która mieszkała pod Grójcem.

      Usuń
    3. Wy sie na pewno znacie z tych podrozy, a nawet o tym nie wiecie. :)))

      Usuń
    4. To możliwe; jeździłam na ogół z dworca autobusowego Ochota, bo to bardzo blisko było, wystarczyło przejść na drugą stronę Grójeckiej:)

      Usuń
  13. Też pamiętam kino Moskwa,zieloną budkę i jeszcze jedna ciekawostka.Wujek mój mieszkał na Puławskiej 10,tam gdzie Melchior Wańkowicz który pięknie kamienicę opisał.

    OdpowiedzUsuń
  14. po wyprowadzce z Warszawy smutno mi było gdy do niej jeździłam . Zamieniono mój piękny świat w cywilizację

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne odczucia, ta "moja" Warszawa juz nie istnieje.

      Usuń
  15. Pamiętam to wszystko o czym piszesz. Chodziłam nawet do kina "Moskwa" bo mieszkałam niedaleko - przy Belwederskiej.
    A ja w Warszawie się urodziłam i całe życie tu mieszkam, mimo że dużo podróżowałam slużbowo i prywatnie.
    A Anabell zaczęła wspominać Warszawę po przeczytaniu mojej książki pt: Moje warszawskie zwariowanie"
    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mialam przyjemnosci poznac tresci Twojej ksiazki, ale po przeczytaniu pochwalnego posta Anabell, tez mi sie zachcialo podzielic z Wami moimi warszawskimi wspomnieniami lodzianki. Poruszylas lawine, Stokrotko. :)

      Usuń
    2. Miło mi.
      Pozdrawiam wszystkich aktualnych i byłych Warszawiaków. A raczej Warszawianki.
      :-)

      Usuń
    3. O mnie nawet nie mozna powiedziec, ze bylam Warszawianka, bo nigdy nie bylam tam zameldowana, choc czasem pomieszkiwalam. :)

      Usuń
  16. Nawiazujac do tytulu posta, porywajacej piosenki, z filmu "Przygoda na Marjensztacie" to byl chyba pierwszy film w kinie, bylam z mama, bylam zachwycona dziewczynka i marzylam o Marjensztacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamietasz, Mari, co to byl SFOS? Cala Polska zbierala, zeby odbudowac Warszawe, wielu budowniczych ocalalych z wojny, jechalo wlasnie tam. Powstawaly wlasnie takie motywujace filmy jak ten. Kiedys Warszawa byla nas wszystkich, teraz jest podzial na warszawiakow, sloiki i cala reszte nie warta wspomnienia.

      Usuń
  17. szkoda tylko ze napisalam Mariensztat z bledem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, wszyscy wiemy o co cho. Kazdemu moze sie zdarzyc i juz! :)

      Usuń
  18. W 1977 roku na obozie poznałam koleżankę i ona zaprosiła mnie do siebie do Warszawy. Byłam u niej tydzień, włóczyliśmy się z obozowym towarzystwem, głównie po starym mieście, byliśmy także w Łazienkach i Wilanowie. Fajnie wspominam ten czas, bo to były takie beztroskie łazęgowania.
    Następny raz to była kurzęca podróż i Warszawa widziana przeważnie z okien samochodu. No i tyle było mojego kontaktu ze stolicą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ma wsrod nas kogos, kto by tam nigdy nie byl. W koncu stolica.
      Twoja kurzeca podroz pamietam, pisalas o niej na blogu.

      Usuń
  19. Niby byłam dwa razy w Warszawie, ale nie mogę powiedzieć, że ją zwiedzałam. Za drugim razem, odwiedziłam też Twoją Łódź - były to wyjazdy służbowe. Wycieczek szkolnych nam nie organizowano do stolicy, wiadomo za daleko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, mialabys chociaz fajne wspomnienia. Ja w Warszawie tez bywalam sluzbowo.

      Usuń
  20. Kamienica na Puławskiej 10,róg Rakowieckiej opisana przez Wańkowicza w opowiadaniu Nasza kamienica w książce Tędy i owędy.Wańkowicz mieszkał tam w latach 1958-73.Jeśli się nie mylę to póżniej mieszkała jego wnuczka która wróciła z





































    Kamienica na Puławskiej 10,róg Rakowieckiej to opisana w opowiadaniu Nasza Kamienica Melchiora Wańkowicza.Pisarz mieszkał pod tym adresem w latach 1958-73.Póżniej krótko pod tym adresem mieszkała jego wnuczka która wróciła do








    Kamienica na Puławskiej 10 róg Rakowieckiej to Nasza Kamienica z opowiadania Melchiora Wańkowicza z książki Tędy i Owędy.Pisarz mieszkał pod tym adresem w latach 1958-73.













    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale masz rozrzut! :)))
      No patrz, tosmy z Wankowiczem po sasiedzku mieszkali, a ja o tym nie wiedzialam.

      Usuń
  21. Tak to już jest z tymi "naszymi" miejscami, a powroty często są gorzkie i smutne.
    Ale cóż ...
    Mnie do Warszawy nie ciągnie jakoś specjalnie, więcej razy w Berlinie byłam ;)) więc nie mam specjalnych wspomnień ... dwa razy w Sejmie za to byłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, a ja nigdy nie bylam w sejmie.

      Usuń
    2. Nasze miasto miało ongiś w Sejmie przedstawiciela, który bardzo chętnie oprowadzał wycieczki od nas. Byłam z moimi ówczesnymi uczniami. Ciekawa wyprawa.

      Usuń
    3. Ten zawod miewa rowniez swoje plusy. ;)

      Usuń
    4. Ano, miewa ... ferie też są tymi plusami :)) Nie muszę jutro np.o piątej wstawać. Jedynie się obudzę, jak kotu będzie po mnie łaził :))

      Usuń
  22. Dla mnie Warszawa zawsze była ogromna i obca. I tak została, chociaż zmienia się nieustannie i wiem, że gdybym tam jakims cudem zamieszkała, to do końca życia (długiego:)) miałabym co odkrywać i zwiedzać. Z pewnością jest miastem ciekawym, niezwykłym nawet, ale na co dzień wolę spokojniejsze miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja juz wyroslam z duzych miast, minela mi fascynacja nimi i chec udzialu w ich zgielkliwym zyciu. Czasem juz Getynga bywa dla mnie za duza, potrzebuje spokoju jak powietrza do oddychania.

      Usuń
  23. Ja bywam sporadycznie w Warszawie i nie jest to moje ulubione miasto, wolę zdecydowanie Kraków, Wrocław i Gdańsk. Są tam jednak miejsca, które i Tobie by się dalej podobało tj. Łazienki, które miło wspominasz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby jeszcze zdewastowali mi Lazienki tak, jak zrobili to z kinem Moskwa, to nie mialabym po co zyc.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.