środa, 19 czerwca 2019

Moj Szymon.

 Dedykuje Graszce Graszkowskiej, bo to dzieki niej powstal ten wpis.
 
Graszka na swoim blogu wspomina o Verze Kobylinskiej, wnuczce slynnego Szymona. Przywolalo to moje wlasne wspomnienia zwiazane z tym wyjatkowym czlowiekiem.

Telewizyjne postaci z mojego dziecinstwa Zrodlo

Mgliscie, bardzo mgliscie przypominam sobie poczatki mojej fascynacji Wielkim Szymonem. To bylo u babci w Warszawie, jeszcze na Grojeckiej, wiec przed rokiem 1963, kiedy to dziadkowie przeprowadzili sie na Pulawska. Na Grojeckiej kupili sobie pierwszy telewizor, to byl Szmaragd. Wtedy nadawano dosc krotko, kilka godzin dziennie, nie tak jak teraz, 24/24. Jednak zadbano rowniez o dzieci, to wtedy pojawily sie pierwsze dobranocki, Jacek i Agatka, Gaska Balbinka i wlasnie Szymon Kobylinski, opowiadajacy ze swada o roznych rzeczach.
Mozecie sobie wyobrazic, jak ciekawie musial opowiadac, zeby taki szkrab jak ja, cos 5-6-letni, sluchal z otwarta buzia jak przyslowiowa swinia grzmotu. Bylam rownie zafascynowana jego opowiesciami, jak i tym, co i jak rysowal na stojacej obok planszy. Musial miec wtedy jakies trzydziesci kilka lat, biorac pod uwage date jego urodzenia. Opowiadal o swoim synu Macku, ale nie pamietam, czy on sie wtedy wlasnie urodzil, czy juz byl na swiecie, kiedy jego tato wystepowal w dobranockach. Niestety nie udalo mi sie znalezc w internetach daty urodzenia Macka, wiec nie jestem pewna.
Zrodlo
Pamietam jednakze jego sunie Czike, o ktorej opowiadal najwiecej. Czika byla chyba terierem szkockim, tak jawi mi sie dzisiaj we wspomnieniach, ale glowy bym za to nie dala. Kazdy z nas psiarzy moze bez konca opowiadac o wyczynach swoich pupili, jakie sa madre, cwane, co umieja, jak potrafia okazywac uczucia, nie tylko milosc, ale psiego focha tez, jakie maja relacje z domownikami i z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Mozecie sobie wiec wyobrazic, ze dla tego urodzonego gawedziarza Czika byla nieskonczonym zasobem inspiracji do dobranockowych pogadanek i rysunkow.
Chyba musial lubic dzieci, bo angazowal sie w rozne dzialalnosci, miedzy innymi w Order Usmiechu, jedyne takie na swiecie  odznaczenie przyznawane doroslym przez dzieci. Zasiadal w jury, ktore wybieralo, sposrod nadsylanych z calej Polski, projekt ostateczny Orderu. Ja tez wyslalam swoja propozycje, ale wtedy mieszkalam juz w Lodzi z rodzicami i chodzilam do szkoly.
Malo kto dzisiaj pamieta tamte dobranocki, nawet nie wiem, kiedy Kobylinski przestal sie tam udzielac. Jednak nie zaprzestal swoich gawed przed kamerami, pozniej juz dla doroslych.
Jedna z moich ukochanych ksiazek byla W pustyni i w puszczy z jego wyjatkowo pieknymi ilustracjami. Jeszcze zanim nauczylam sie czytac i ksiazke czytala mi babcia, z wielka fascynacja ogladalam w niej obrazki, zachwycajac sie kazdym szczegolem. Tacy artysci wymieraja, teraz byle bazgroly uchodza za sztuke, a kleks kupy na srodku blejtramu to uznane dzielo, w ktorym snoby doszukuja sie glebszego sensu i dociekaja, co autor mial na mysli, a on po prostu wys***l sie na plotno. Grafika podpiera sie technika komputerowa i chyba niewielu pozostalo, ktorzy z takim pietyzmem i miloscia do najmniejszych szczegolow potrafia tworzyc prawdziwe dziela.
Mialam tez w domu ksiazke Madrosci zydowskie (dokladnie to wydanie jak na zdjeciu obok), rowniez z ilustracjami mistrza. Pewnie teraz, w dobie poprawnosci politycznej i prosemityzmu na sile, jego rysunki nie bylyby dobrze widziane, ale na szczescie tworzyl w normalniejszych czasach. Ksiazke kiedys komus pozyczylam i nigdy juz do mnie nie wrocila.
Trudno wymienic wszystkie jego dokonania, jego tworczosc byla wszedzie, nie ma chyba czlowieka, ktory w swoim zyciu choc raz nie natknal sie na ktorys z jego rozlicznych rysunkow. Jestem juz po 60-tce, a sami widzicie, jak ten niezrownany czlowiek i genialny artysta wbil mi sie w pamiec, jego unikalny ponadprzecietny talent, wyrafinowana swada wypowiedzi, potrafiaca wciagnac kazdego, niedoscigniona wiedza historyczna, niesztampowa osobowosc. Dla mnie wybitna persona.





62 komentarze:

  1. Oglądałam Teleranek i Szymona Kobylińskiego, tak jak piszesz, z zapartym tchem, ale najbardziej zapadł mi w duszę program "Piórkiem i węglem" profesora Zina. Słuchałam i patrzyłam z rozdziawioną gębą, to był niemal magik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez lubilam ogladac Zina, ale jesli chodzi o swade, to nie mozna go bylo porownac do Kobylinskiego. Zin szemral, wprawdzie bardzo ciekawie, ale nie porywal jak tamten.

      Usuń
    2. W Twoim wieku/ówczesnym/bardziej porywał Cię Szymon Kobyliński z opowieściami o swoim psie niż Zin opowiadający o szlachcie,ich ubiorach i zamczyskach.
      Czasami się zastanawiam czy to nie technika zabrała dzieciom nasz odbiór i przeżywanie dzieciństwa?Miłego dnia:)

      Usuń
    3. Podejrzewam, ze dzisiejsze dzieci nie umialyby tak sluchac, one musza miec silniejsze bodzce, najlepiej wzrokowe, ma mrugac, swiecic, blyskac i krzyczec. Wyobraznia zero. Jak patrze na te dzisiejsze filmy dla dzieci, to nie dziwie sie, ze wyrastaja z nich psychopaci.

      Usuń
    4. Widocznie może byłam nudnym - albo flegmatycznym dzieckiem. Zin przyprawiał mnie o ślinotok i kołatanie serca - gdybym mogła, weszłabym w telewizor.

      Usuń
    5. Lubilam obydwu, ale Kobylinskiego jakby bardziej.

      Usuń
    6. Widać, moje inklinacje do zabytków odzywały się już od pieluch :)

      Usuń
    7. Zin przeciez nie tylko zabytki prezentowal i rysowal.

      Usuń
    8. Oj, no. Wiem, że nie, ale rozumiesz, o co chodzi.

      Usuń
  2. Musialam nieco poguglowac, bo co mi silniej sie przypomnialo, to bylo Piórkiem i Węglem, a to byl Zin. Kobylinski jest mi oczywiście znany, posiadam poczet krolow, ta fajka utknela mi tez w pamieci 🚬 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hsha, czytam poprzednie komentarze, Piórkiem i Węglem pozostaje w pamieci, to bylo niesamowite, co Zin czarowal. Co mowil, nie wiem, ja zawsze bylam wzrokowcem 😲

      Usuń
    2. Piorkiem i weglem lepiej wszyscy pamietaja, bo bylo pozniej i dluzej emitowane w tv. Malo kto pamieta dobranocki z Kobylinskim.

      Usuń
    3. Ja wcale nie pamietam takich dobranocek.

      Usuń
    4. Bo jestes za smarkata, to bylo zanim pojawilas sie w planach. :)))

      Usuń
  3. Też pamiętam Szymona Kobylińskiego.Pamiętam dobranocki o których pisałaś.Na tym człowiek się wychował i na teleranku o 9.Moje dzieciństwo..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Gosia, teleranek byl znacznie pozniej, nawet legendarnie opowiada sie, ze 13.12.81 nie wyemitowano go, bo ogloszono stan wojenny. Ja pisze o poczatku lat 60-tych.

      Usuń
  4. To byli czarodzieje słów i obrazów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Postać Szymona Kobylińskiego pamiętam doskonale, ale dobranocek z jego udziałem nie, bo telewizor miałam dopiero w latach siedemdziesiątych. Przypomniałaś mi, że miałam książeczkę jego autorstwa, coś w rodzaju samouczka rysowania. Dowcipnie napisana, opatrzona jego rysunkami, chyba jest jeszcze w rodzinie bo możliwe, że pożyczyłam wnuczce.
    Za to Zina już oglądałam obowiązkowo i raz udało mi się taki jego występ, obejrzeć "na żywo".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobylinski niedlugo jakos prowadzil te dobranocki, ja przynajmniej pamietam go tylko z Warszawy, a w 1963 roku wrocilam do Lodzi.
      Zin zaczal duzo pozniej, stad wiecej osob go dobrze pamieta, a malo kto wie o dobranockach Szymona.

      Usuń
  6. Z racji wieku więcej pamiętam i Szymona Kobylińskiego i profesora Zina. Kobyliński popełnił też Ilustrowaną Kronikę Polaków, która jest w moich zbiorach. Prowadził też w TV wykłady o tym jak rysować i były to świetne i zrozumiałe lekcje.A profesor Zin w cudowny sposób przybliżał nam różne zabytkowe obiekty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Probuje sobie przypomniec, kiedy prowadzil wyklady o rysowaniu i zupelnie tego nie pamietam. Co prawda wyjechalam w 1989 roku i z polska telewizja nie mialam zadnego kontaktu, moze to bylo juz wtedy...

      Usuń
  7. pamiętam go i Zina też byłam zafascynowana jego wiedza i rysunkiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedza po prostu przeogromna, do tego wrodzony talent oratorski. Wyjatkowy czlowiek.

      Usuń
  8. Dobranocki pamiętam, ale bardziej w pamięci zachował mi się profesor Zin i jego "Piórkiem i węglem"

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, bardzo Ci dziękuję.
    Byłam na wernisażu ilustracji do ksiażki w Pustyni i w Puszczy. Niesamowite przeżycie, bo Vera, jego wnuczka tak pięknie mówiła o dziadku, opowiadając różne anegdotki z życia rodzinnego.

    Wojtka tata, powiedział, że rysunki Szymona w Polityce pomogły przeżyć trudny czas w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo Ci zazdroszcze tej znajomosci. Mnie wiekowo raczej blizej do Macka, o ktorym opowiesci sluchalam w dziecinstwie, ale rownie utalentowana wnuczke tez chetnie bym poznala.

      Usuń
    2. Aniu , tylko przyjedz, a ja spotkanie zorganizuję

      Usuń
    3. Tak bym chciala, ale to daleko, a mama po drodze... Moze kiedys sie uda...

      Usuń
  10. Oj, jaka wspaniala postac mi przypomnialas - bo tez jak Ty ogladalam i sluchalam. I wcale nie tylko dlatego ze w telewizji byl marny wybor.
    Wyjatkowy czlowiek, nie ma juz takich no ale czesto czasy rodza takich ludzi.
    I ja bardzo sie boje swiata w ktorym rzadzic bedzie obecna mlodziez. Co prawda nie doczekam ale zal pomyslec ze zmarnuja wysilek i wynalazczosc swych przodkow, wielowiekowy w wielu wypadkach.
    Nie dalej jak wczoraj ( a przeciez to jest na porzadku dziennym) obserwowalam w sklepie matke z dwojgiem dzieci, takich ok 8 lat - toz to nienormalne stworzenia a reakcji od matki zero.
    Napewno by sie wysmiali gdyby im zaproponowano siasc przed TV BEZ RUCHU na pol godziny i wysluchac pogadanki Kobylinskiego.
    Ladnie ze nam przypomnialas, dziekuje - a przy okazji ze wstydem powiem ze nie wiedzialam iz wykonal tylu ilustracji do ksiazek. Dobrze ze istnieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W telewizji to nie bylo wtedy zadnego wyboru, bo to byly jej poczatki w Polsce, ale wlasnie dzieki temu moglismy jako dzieci poznac tego wspanialego czlowieka. Dzisiaj wybor jest taki, ze glowa boli, ale wszystko to szajs.
      To, co ja pokazalam to mikroskopijny wycinek tworczosci tego plodnego artysty, rysowal karykatury, ilustrowal ksiazki, rysunki satyryczne np. w Polityce, o wielu z pewnoscia nie wiem, w kazdym razie duzo tego bylo.
      A dzisiejsze dzieci chowane sa bezstresowo, znaczy dla matek bezstresowo, nie dla nich samych. Czyli matka olewa cale wychowanie, zeby nie meic stresu.

      Usuń
  11. Malo w necie filmikow ale jeden znalazlam https://www.youtube.com/watch?v=06bR3MqPWmU
    Kto by tego nie pamietal???
    Grazyno, Vera to Weronika?
    Aniu. Doszukalam sie, ze Maciej jest scenografem teatralnym i filmowym. :D
    Ni9gdy nie mialam w reku korespondencji Szymona Kobylinskiego z Aleksandra Ziolkowska-Boeham (corka Melchiora Wankowicza, ktorego bylam nalogowa czytaczka). Moze kiedys jeszcze przeczytam... Cytat jest zachecajacy: "Czlowiek jest zawsze mlody, tylko przez coraz mniejsza liczbe godzin w ciagu dnia..." Jak sie zdanie konczylo???
    Oprocz psa, Kobylinscy mieli tez koty i ... oswojona sikorke, ktora halasowala przy gosciach i pan Szymon ja uspakajal slowami: "Manka, zamknij dziob!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, Echo, to wszystko, co mozna znalezc w necie, to nie sa moje wspomnienia. Przeszukalam wszystko, bo myslalam, ze znajde choc jedna dobranocke. Wtedy mial tylko suczke Czike i o niej opowiadal. Ten filmik na yt musi byc dosc wspolczesny, bo widac, ze mistrz jest w dosc zaawansowanym wieku
      Tak, Vera to Weronika.

      Usuń
  12. Zapomnialam dodac ze na zdjeciu widze rowniez Edyte Wojtczak. Tak ja lubialam ze przy bierzmowaniu obralam jej imie a ksiadz, strasznie zbulwersowany wyborem az mowil o tym z kazalnicy, tyle ze skojarzyl z jakas jawnogrzesznica z Biblii. Niech mu bedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chi,chi,chi! Edyta Wojtczak to moja cioteczna ciotka. Wiem, że żyje i ma się dobrze, choć kontakt z nią mam sporadyczny.

      Usuń
    2. Mnie tez bardzo podobalo sie imie Edyta, a Edytke W. bardzo lubilam. Kiedys mialam przyjemnosc widziec ja na zywo, na wakacjach, ktore spedzala razem z Barbara Krafftowna. Obie takie malutkie i drobne, telewizja przeklamuje wzrost, myslalam, ze jest wyzsza.

      Usuń
    3. Ninka! Przepraszam za glupie pytanie, ale co to jest "cioteczna ciotka"?
      Ciotka Twojej ciotki?
      Nie spotkalam sie z takim okresleniem :)

      Usuń
    4. Cioteczna siostra mojej mamy :)))

      Usuń
    5. A określenie wymyślone na użytek rodzinny. Mama była jedynaczką, więc nie miałam prawdziwych ciotek po kądzieli.

      Usuń
    6. Logiczne przeciez! Cioteczna ciotka :)))

      Usuń
    7. Ninka - P. Edyta jeszcze zyje!? Wspaniale! Dziwie sie bo ja mam 71 wiec ona jest pewnie po 90tce.
      Pantero - czyli dobrze sie do niej dopasowalam bo tez bylam drobniutka i szczupla , 151 cm wzrostu, 48 kg wagi. Teraz nie wchodze na wage - ze strachu.

      Usuń
    8. https://pl.wikipedia.org/wiki/Edyta_Wojtczak
      Rocznik 1936 - 83 lata.
      Powaznie jestes taka kruszynka? Ja mam 172 cm i tez przestalam wchodzic na wage. Tez ze strachu :)))

      Usuń
  13. Urodziłam się w 1955 i pamiętam wymienione przez Ciebie dobranocki jak i postać Szymona Kobylińskiego. Tego genialnego artystę kojarzę jednak z gawędami o polskim orężu, a nie z ilustracją książkową. Sztalugi na których rozpięty był biały brystol kojarzą mi się z inna wybitną postacią tamtego okresu profesorem Wiktorem Zinnem, który węglem rysował polskie zabytki i z wielką swada o nich opowiadał. Zarówno Kobyliński jak i Zinn łączyli w sobie wiele cech:talent malarski, erudycję, wielką kulturę osobistą i dystans do ludzi.spraw i siebie. Jakże miło jest poczytać o ludziach wielkich, którzy przeszli w zapomnienie. Dziękuję za ten post i wiele ciekawych informacji, zawartych nie tylko w tekście ale i komentarzach. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona, wydaje mi sie, ze gawedy o orezu byly znacznie pozniej. Te dobranocki prowadzil dosc krotko i niewiele osob je w ogole pamieta. Zin zaczal tez duzo pozniej swoje Piorkiem i weglem, ogladalam te jego programy juz jako podrosnieta panna i osoba dorosla.
      A Kobylinski wryl mi sie w pamiec wlasnie gawedami o Czice i Macku.

      Usuń
  14. Mam takie samo wydanie "W pustyni i w puszczy", sczytane do cna! Bardzo lubię tę powieść i jeszcze czasem do niej wracam.
    Kobylińskiego lubiłam i ceniłam, choć tych dobranocek nie pamiętam, bo telewizor kupiliśmy dość późno. No i oczywiście pamiętam jego rysunki przewijające się wówczas i później w prasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja ksiazka tez jest mocno sczytana i wyogladana obrazkowo. Moje dzieciaki nie chcialy, zeby im czytac po polsku, wnuki tym bardziej, wiec kiedy przyjdzie moj koniec, ksiazka wyladuje na smietniku.

      Usuń
  15. Odpowiedzi
    1. Byl. Niestety.
      Tacy ludzie nie powinni umierac.

      Usuń
    2. Ciekawa myśl...
      Kogo jeszcze byś uniesmiertelnila?

      Usuń
    3. Jeszcze kilku by sie znalazlo. Ale dla odmiany kilku w ogole nie powinno sie urodzic.

      Usuń
  16. No tak w tych latach to mnie nie było.Bo ja 1967.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duzo stracilas, bo potem juz Kobylinski nie robil dobranocek.

      Usuń
  17. Bardzo długo nie mieliśmy telewizora, więc dobranocek z Szymonem Kobylińskim nie pamiętam.
    Za to mam w domu małą książeczkę z serii Biblioteka Amora, zatytułowaną Pasjans erotyczny, napisaną i zilustrowaną przez...Szymona Kobylińskiego :) Przepyszna lektura, wspaniale napisana i fajowsko ilustrowana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazda jego kreska to juz dzielo sztuki, kazde wypowiedziane/napisane slowo to zajmujaca gaweda. Kazda ksiazeczka to perelka.

      Usuń
  18. Pantero, dziękuję Ci za ten post. Wspomnienia wróciły.
    *** I tak, pomimo, Cię lubię, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja może trochę młodsza jestem, nie wiem, Szymona Kobylińskiego pamiętam raczej przez mgłę. Natomiast profesor Zin - to był mój idol. Oraz taki dziadek, który z niczego robił coś, zapomniałam, jak się nazywał. Myślę, że profesor Zin był moim pierwszym natchnieniem i nadaniem kierunku w stronę sztuk pięknych, dzięki niemu zachciało mi się rysować. Pewnie nie mnie jednej....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten polski Mc Gyver nazywal sie Adam Slodowy i nawet jest na zamieszczonym w poscioe zdjeciu. Tez go namietnie ogladalam i niejedno cos z niczego tworzylam. :)

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.