środa, 13 października 2010

Dziecinstwo

Jakie sa wspomnienia z dziecinstwa? Na ogol cieple, pelne bezpieczenstwa emitowanego przez matke i ojca, ogromnej dawki milosci, a nawet zapachow, mieszaniny zapachow, ktora znaczyla DOM. Zapachow codziennych i takich od swieta. Te od swieta byly bardzo specjalne. Zaczynaly sie od pucowania calego domu. Do dzisiaj zapach pasty do podlogi (kto dzis pastuje i froteruje podloge?) kojarzy mi sie z tym podekscytowaniem i oczekiwaniem na cos niecodziennego, wlasnie swiatecznego, na cos, co zdarza sie dwa razy do roku, za kazdym razem inaczej. Zapach swiezo wypranych, nakrochmalonych i wyramowanych firan, zapach swiezej poscieli, suszonej na zewnatrz, przewianej wiatrem. Pozniej zapachy gotowania, pieczenia, smazenia. W kuchni raczej przeszkadzalam, niz pomagalam, za mala bylam, zeby moc prawdziwie pomagac. Cala ta mieszanina wanilii, bakalii, cynamonu i czego tam jeszcze obiecywala nadejscie tego czegos tajemniczego, wtedy jeszcze wierzylo sie w Mikolaja. A zapach swiezej choinki roznoszacy sie po calym domu? Kto tego nie pamieta?
Moje dziecinstwo bylo chyba troche nietypowe. Moi rodzice po studiach dostali nakaz pracy, ja wyladowalam w zlobku. Bardzo czesto chorowalam, wiec babcia zabrala mnie do siebie. Ale "do siebie" znaczylo do innego miasta, do Krakowa. Dziadek byl oficerem, wiec przeprowadzali sie wielokrotnie. Z dziadkami mieszkali tez rodzice babci, prababcia Tekla i pradziadek Marcin. I ja, jedyna corka moich rodzicow, jedyna wnuczka dziadkow i jedyna prawnuczka Tekli i Marcina. Bylam toche stara-malutka, wylacznie z doroslymi, mala madrala. Do Krakowa trafilam w wieku 3 lat i gdzies od tego czasu zaczynaja sie moje wspomnienia, wczesniejszych czasow nie pamietam. Pamietam mieszkanie, jego rozklad pokojow, niektore meble. Pamietam wycieczki na Wawel, na Planty i swieta. Wlasnie te swieta utkwily mi tak gleboko w pamieci. Moze dlatego, ze na swieta przyjezdzali rodzice, ktorzy z czasem zaczeli robic sie dla mnie coraz bardziej obcy, coraz bardziej "swiateczni". Dziadek pracowal, a babcia z pomoca swoich rodzicow umilala mi zycie i cierpliwie wychowywala na czlowieka.
Kiedy mialam 5 lat, dziadek zostal zobligowany do przeprowadzki do Warszawy. Tamto mieszkanie pamietam bardzo dobrze, ale wspomnienia nie sa mile. Najpierw zmarl w domu pradziadek. Wtedy jeszcze nie rozumialam tak naprawde, co to jest smierc i ze jest to cos nieodwolalnego. Niedlugo potem odeszla prababcia i mieszkanie stalo sie dla dziadkow zbyt duze, ale i zbyt bolesne byly wspomnienia z nim zwiazane.
Nastapila kolejna przeprowadzka, ale rowniez powolne przygotowania do mojego powrotu do rodzicow do Lodzi. Tego roku mialam zaczac szkole i rodzice zazyczyli sobie, zebym chodzila do szkoly w Lodzi. Bardzo cierpialam, ze musze rozstac sie z babcia.
Ale byly przeciez swieta! Rok rocznie jezdzilam na kazde ferie i wakacje do dziadkow lub z nimi na urlop.
Czas uplywal, dziadek odszedl, babcia zostala sama. Teraz ona przyjezdzala do nas na swieta, slabla, wiec wyprawianie swiat dla rodziny przeszlo na moja mame, a babcia cierpliwie odslaniala jej tajniki swiatecznych wypiekow, czy pasztetow. Ja stalam sie dorosla, wyszlam za maz, wyprowadzilam sie z domu, podarowalam babci dwie piekne prawnuczki, wreszcie zapadla decyzja wyjazdu na stale do Niemiec. Po ponad roku pojechalismy do Polski juz w piatke, w Niemczech urodzilam trzecia corke. Babcia mieszkala juz na stale u moich rodzicow w Lodzi. Wtedy widzialam ja po raz ostatni. Byl rok 1991. W pazdzierniku tego roku rodzice zadzwonili do mnie i z bolem powiadomili, ze babcia odeszla. Pojechalam jeszcze na pogrzeb, towarzyszylam w jej ostatniej drodze.
Tam skonczylo sie moje dziecinstwo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.