Kiedy mialam 11 lat, rodzice ulegli moim blaganiom i kupili od znajomych Hakusia. Jego matka, Samba, byla pudliczka, ale popelnila mezalians i powila skundlone pudelki. Rase te nazwalismy PUNDEL, jako zlepek pudla z kundlem. Hakus wygladal wlasciwie jak pudel, tylko zamiast calkiem czarnej siersci mial "podpalenia": skarpetki, krawacik, pupke i dwie brewki. Poza tym caly ten cyrk ze strzyzeniem (nie na pudla, calkiem normaknie) kilka razy w roku, czesaniem i szczotkowaniem, jak u pudla. Do najmadrzejszych nie nalezal, nie byl nauczony chodzic bez smyczy, czesto korzystal z okazji i uciekal nam albo na ulice, albo gdzies w pole czy w las, kiedy robilismy wycieczki za miasto. Szczescie mial on i my, bo jakos udalo mu sie nie wpasc pod samochod, a z ucieczek tez wracal. W domu narobil troche szkod. A to gryzl buty, a to rog kanapy, czy dywan. Raz popelnil straszna zbrodnie, bo nadgryzl ojcu jego dyplom ukonczenia studiow. Dostal za to lanie. Dzisiaj wiem, ze to byla wina mojego taty, powinien lepiej swoj dyplom zabezpieczyc przed psem. Introligator naprawil powstale na dyplomie szkody. Hakus bywal chorowity, w wieku 4 miesiecy zlamal sobie lapke, kiedy zbiegalismy razem ze schodow, kilka tygodni musial nosic gips. Byl tez operowany, bo mu wyrosl jakis nowotwor, ktory szczesliwie nie byl zlosliwy. Byl jeszcze dosc mlody, kiedy oczy zaszly mu bielmem, prawie nic nie widzial. Weterynarz zalecil zmiane klimatu, wyjechalismy wszyscy w gory i bielmo cofnelo sie. Do dzis nie wiem wlasciwie, co to byla za choroba. Uwielbial sie kapac, czesto sie przeziebial z tego powodu, dwa razy chorowal na zapalenie pluc. Troche bylo z nim urwania glowy. Przez te choroby byl rozpuszczony, jak dziadowski bicz, sypial w lozku, bo na podlodze wialo. Jako swojego idola wybral moja mame, przed ojcem czul wielki respekt, mnie traktowal na rowni ze soba.
Kiedy juz bylam dorosla, ale jeszcze mieszkalam u rodzicow, Hakus musial miec pod narkoza czyszczone z kamienia zeby. Widocznie weterynarz dal mu zbyt silna narkoze, bo pies nie mogl sie z niej wybudzic. Jechalam wtedy w delegacje i z ciezkim sercem zostawilam prawie nieprzytomnego psa w domu. Po trzech dniach wrocilam, nacisnelam dzwonek... Przywitalo mnie jego szczekanie. Przezyl!!!
Czas uplywal, ja wyprowadzilam sie z domu, urodzilam pierwsza corke, a Hakus-staruszek nadal mial sie niezle. Moja corka czesto sie z nim bawila.
Pewnego dnia rodzice, po powrocie z pracy, zastali psa martwego. Umarl ze starosci. Mial ponad 16 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.