sobota, 15 stycznia 2011

Podarunek?

Dostalismy w podarunku troche czasu. Czasu, ktory jeszcze mozemy spedzic wspolnie z Fuslem. Jak dlugo? Obawiam sie, ze pozegnanie moze byc jeszcze trudniejsze, bardzo sie boje... Fusel dostal od weterynarza srodki przeciwbolowe, kiedy je zazyje jest taki jak dawniej, nawet wraca do zabawy z pileczka. To takie mylace, kiedy wezmie sie pod uwage choroby, ktore go dopadly. Dawka tego leku nie wystarcza jednak na cale 12 godzin, po jakichs osmiu wystarczy niefortunny jego ruch lub z naszej strony niewlasciwe podniesienie go przy znoszeniu ze schodow, a placze wnieboglosy. W takich chwilach zadaje sobie pytanie, czy nie jest egoizmem dalsze trzymanie go przy zyciu. Jednak po lekarstwie znow jest jak nowy. Duzo czasu spedza w swoim koszyczku, tylko na noc przenoszony jest i spi z nami w lozku. Obok koszyka stoi jego jedzenie i picie, zeby nie musial wedrowac do kuchni. A po hydrocortisonie ma ogromne pragnienie, musi tym samym czesciej byc wynoszony na dwor, a noszenie go powoduje czesto bol. Bledne kolo!
Dzisiaj przezylam chwile grozy. Siedzialam przy komputerze, wiec nie widzialam dokladnie co i jak sie stalo. Maciejka siedziala sobie na swoim kocim drzewie, nagle uslyszalam dzwiek, jakby spadla a nie zeskoczyla na podloge. Dystans od drzewa do sofy, na ktorej siedzialam, pokonala czolgajac sie, skrecona nienaturalnie, dyszac przy tym, jakby sie dusila. Wzielam ja na rece i pobieglam w panice do kuchni, gdzie siedzial moj maz. Biedna Maciejka posikala sie po drodze, chyba z bolu. Miauczala przy tym bardzo rozdzierajaco. Pomyslalam w pewnej chwili, ze przyjdzie mi stracic oba zwierzatka. Po dluzszej chwili jednak wrocila do siebie i wydaje sie byc zdrowa. Obmacalam ja, czy gdzies ja nie boli, czy moze ma urazy konczyn, ale nie, nie plakala przy "badaniu". Musze ja obserwowac i w razie czego pojsc w poniedzialek do lekarza. Caly czas zastanawiam sie, co sie wlasciwie stalo. Trudno uwierzyc, zeby kot spadl, stracil rownowage... nie wiem.
Caly ten stres z Fuslem wali mi na psychike. Coraz rzadziej moge zebrac mysli, prawie przestalam pisac na forum, sklecenie zdania staje sie dla mnie przeszkoda nie do pokonania. Jadac samochodem lapie sie po drodze na tym, ze jestem gdzies, gdzie byc nie powinnam, jade w nieznanym kierunku, musze zawracac i przez caly czas pilnowac sie, powtarzac sobie "wroc do samochodu i na droge", bo jestem myslami gdzie indziej. Oczy mam tez na bardzo mokrym miejscu. Przestalam praktycznie chodzic miedzy ludzi, coraz bardziej zamykam sie w sobie, rozmowy sprawiaja mi fizyczny bol.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.