Dzisiaj przezylam chwile grozy. Siedzialam przy komputerze, wiec nie widzialam dokladnie co i jak sie stalo. Maciejka siedziala sobie na swoim kocim drzewie, nagle uslyszalam dzwiek, jakby spadla a nie zeskoczyla na podloge. Dystans od drzewa do sofy, na ktorej siedzialam, pokonala czolgajac sie, skrecona nienaturalnie, dyszac przy tym, jakby sie dusila. Wzielam ja na rece i pobieglam w panice do kuchni, gdzie siedzial moj maz. Biedna Maciejka posikala sie po drodze, chyba z bolu. Miauczala przy tym bardzo rozdzierajaco. Pomyslalam w pewnej chwili, ze przyjdzie mi stracic oba zwierzatka. Po dluzszej chwili jednak wrocila do siebie i wydaje sie byc zdrowa. Obmacalam ja, czy gdzies ja nie boli, czy moze ma urazy konczyn, ale nie, nie plakala przy "badaniu". Musze ja obserwowac i w razie czego pojsc w poniedzialek do lekarza. Caly czas zastanawiam sie, co sie wlasciwie stalo. Trudno uwierzyc, zeby kot spadl, stracil rownowage... nie wiem.
Caly ten stres z Fuslem wali mi na psychike. Coraz rzadziej moge zebrac mysli, prawie przestalam pisac na forum, sklecenie zdania staje sie dla mnie przeszkoda nie do pokonania. Jadac samochodem lapie sie po drodze na tym, ze jestem gdzies, gdzie byc nie powinnam, jade w nieznanym kierunku, musze zawracac i przez caly czas pilnowac sie, powtarzac sobie "wroc do samochodu i na droge", bo jestem myslami gdzie indziej. Oczy mam tez na bardzo mokrym miejscu. Przestalam praktycznie chodzic miedzy ludzi, coraz bardziej zamykam sie w sobie, rozmowy sprawiaja mi fizyczny bol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.