wtorek, 20 grudnia 2011

SWIETA

Kolejny rok sie konczy, nadchodza swieta, nasze pierwsze swieta bez Fusla. Bardzo smutne beda te dni.
Moje samopoczucie tez pozostawia bardzo wiele do zyczenia. Jest na tyle zle, ze nie mam sily organizowac swiat, gotowac, piec i pichcic. Dzieciaki zobowiazaly sie zrobic wszystko same, ciekawe, jak im to wyjdzie. Bede musiala isc jednak do Julki na te swieta, a najchetniej zostalabym w domu pod kocem.
Ale trzeba bedzie sie ruszyc, docenic starania dzieci w organizowaniu swiat, poprobowac potraw, ktore maja zrobic same. Tylko tak bardzo mi sie nie chce...
Boje sie, ze znow wybuchnie jakas awantura, ze one znow sie pokloca, jak ma to czesto miejsce.

Dni staly sie niemozliwie krotkie, zimne, popaduje snieg. Nie zostal nawet slad z mojego naprawde dobrego samopoczucia po krotkim urlopie w Polsce. Codziennosc mnie tak doluje, stan zdrowia, brak perspektyw. Martwie sie o rodzicow, sa coraz starsi, coraz bardziej podupadaja na zdrowiu. Kazdego dnia mozna sie spodziewac tragicznych wiadomosci.
U dzieci tez nienajlepiej, Paulina wymowila prace z powodu jakichs mobbingow. Czesc zespolu byla ok, ale znalazly sie trzy gracje, ktore stworzyly ofensywe przeciwko niej, zaczela narzekac na zdrowie, lekarz poradzil jej wymowienie, zanim do konca sie pochoruje. Tak wiec szuka teraz czegos nowego, ale nie jest latwo.
To wszystko ma i na mnie niemaly wplyw.

Dotychczas wysylalam na swieta, zamiast banalnych kartek, zdjecia Fuselka,

wychodzac z zalozenia, ze skoro ksiaze Karol jako kartek swiatecznych uzywa zdjec swojej rodziny, moge i ja wysylac zdjecia mojego pupilka. Teraz koniec zdjec Fusla. W tym roku po raz pierwszy rozeslalam zdjecie Kiry i Miecki.
Pewna era w moim zyciu dobiegla konca, tylko smutek pozostal.

Ten rok stal pod znakiem smierci wielu osob, bardziej lub mniej prominentnych, rowniez moich znajomych. Wyeliminowano kilku dyktatorow, jeden zmarl podobno smiercia naturalna. Ani mnie to ziebi, ani parzy. Zmarlo kilka osob z polskiego swiecznika, jak Hanuszkiewicz, czy Villas, byc moze mogli sobie pozyc dluzej, ale jakie zycie, taka smierc. Tez mnie specjalnie nie poruszylo.
Z moich znajomych odszedl profesor Vierhaus, jego smierc byla do przewidzenia, dlugo chorowal. Biedny czlowiek, ktory cale zycie pracowal intelektem, pod koniec zagubil umiejetnosc czytania i pisania, pozniej mowienia, myslenia i fizjologii. Bez kontaktu z otoczeniem, bez swiadomosci. Starosc potrafi byc bardzo brutalna i bezlitosna.
Calkiem odmiennie i o wiele za wczesnie odszedl przeuroczy baron von Buttlar. Przez cale swoje zycie bardzo aktywny, pracujacy na swoim gospodarstwie, hodujacy zwierzeta, produkujacy wlasne jedzenie, nagle fizycznie zaniemogl. Umieral w pelnej swiadomosci, w otoczeniu rodziny. W pelni zdawal sobie sprawe, ze musi odejsc, zawczasu uregulowal wszystkie swoje sprawy, pozegnal sie ze znajomymi, przyjaciolmi i rodzina.
Jego smierc nie byla ani dla niego, ani dla nikogo innego wybawieniem, w przeciwienstwie do Vierhausa. Choroba trwala krotko i oprocz niego samego, nikt tak naprawde nie byl na jego odejscie przygotowany.
Szkoda ich obydwoch, to byli bardzo wartosciowi ludzie, starej daty i o niedzisiejszych wartosciach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.