niedziela, 1 stycznia 2012

Nowy Rok.

Przybyl, nastapil. Mamy nowy rok.
Nie sporzadzilam listy postanowien, bo i po co? Tak czy inaczej szlachetne postanowienia rozmywaja sie z uplywem czasu. Palic i tak nie przestane, wiec po co sie stresowac? Sport uprawiam i tak, wiec jaki cel wstawiania go na liste postanowien noworocznych? To tak, jakbym postanowila jesc, przeciez i tak musze, zeby nie umrzec.
Jedna z pierwszych moich czynnosci w nowym roku bylo pojscie na silownie. Bardzo mi sie nie chcialo, rozleniwilam sie podczas swiat, ale przemoglam sie i pocwiczylam. Moje sumienie zostalo uglaskane, a cialo dostalo dawke ruchu. Pustawo bylo, kiedy przyszlam, tylko trzy osoby plus trener. Fajnie, wszystko moje do wyboru, do koloru. Pozniej poschodzili sie starzy bywalcy.
Sylwester przebiegl w dosc ponurej atmosferze, troche sie scielismy, poryczalam sie i nawet nie stuknelismy sie kieliszkami. Spac tez nie moglam pojsc wczesniej, za bardzo na zewnatrz halasowali.
Kirunia troche mniej panikuje przy petardach niz Fusel. Tez jest zaniepokojona, ale nie trzesie sie tak bardzo. Tyle tylko, ze mniej chetnie wychodzi na dwor. Kiedy cos huknie, spada w panice do domu.
Maciejka natomiast nie peka, wyglada przez okno, podziwiajac sztuczne ognie.
Swieta minely bezbolesnie, bylo nawet dosc przyjemnie. Dziewczyny postaraly sie z przygotowywaniem potraw wigilijnych, choc ich smak pozostawial troche do zyczenia.  Ogolnie rzecz biorac, wszystko bylo niedoprawione i mdle, ale wlozyly w organizacje kolacji duzo pracy i staran. Ladnie przyozdobily stol, prawdziwa choinka swiecila i lsnila w pokoju, atmosfera byla ciepla i rodzinna.
Oddaly mi honor, doceniajac, ile pracy musialam wlozyc i czasu poswiecic, zeby rok rocznie sama przygotowywac te wszystkie pracochlonne i skomplikowane potrawy, ktore one robily w trojke. Nareszcie, po tylu latach, mialy okazje same sie przekonac, ile wysilku kosztuje wigilia, wiec przestaly sie dziwic, dlaczego po kilku dniach gotowania, krojenia, pichcenia, bylam w swieta tak zestresowana.
Im jestem starsza, tym bardziej te swieta mnie denerwuja. Juz dawno pozegnalam sie z kosciolem, wiec te wolne dni traktuje jako okazje spedzenia czasu w gronie rodzinnym, a nie jak swietowanie urodzin tzw. syna bozego. Ale tradycja jest i jakos tak z rozpedu czlowiek szykuje to wszystko, tak jak sie napatrzyl w domu rodzinnym. Jednak z roku na rok swieta te sa coraz bardziej sztuczne, plastikowe, komercja wypiera tradycje. Koszmarem jest dla mnie robienie w grudniu zakupow, sklepy sa pelne ludzi, ktorzy z szalenstwem w oczach wykupuja, co sie da, a na trzy dni swiat zaopatruja sie w takie ilosci jedzenia, jakby przez nastepny miesiac mieli glodowac. Wiekszosc z tego i tak laduje na smietniku.
W kazdym razie jestem zadowolona, ze mamy tu juz za soba!

Jak co roku, zrobilismy sobie wspolne zdjecie rodzinne w wieczor wigilijny, jest to u nas juz tradycja. Doskonale widac, jak dzieci rosly, a my sie starzejemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.