Dla niektorych wybawienie od cierpien i chorob, dla innych nieoczekiwane i niechciane pozegnanie z lez padolem, dla jeszcze innych dobrowolna decyzja odejscia od zycia doczesnego, wreszcie w pelni zawinione, choc niepozadane przejscie na druga strone dla tych, ktorzy zyja wedlug dewizy po nas chocby potop...
Rodzina. Jedni odchodza, inni sie rodza. Niby normalna kolej rzeczy, bo wszyscy jestesmy smiertelni. Tylko, ze niektorych tak bardzo mi brakuje, choc od ich smierci minely lata. Tak jest z moja babunia ze strony ojca. Zmarla w 1991 roku, majac 80 lat. Wiek niby sluszny, choc w dzisiejszej dobie ludzie dozywaja setki, bez specjalnych staran. Mija 21 rok, odkad nas opuscila, a ja nie moge przestac za nia tesknic, tak bardzo ja kochalam, tak bardzo mi jej brakuje.
Inni z rodziny nie mieli szczescia dozyc takiego wieku, moja kuzynka, z ktora sie wychowywalam i ktora byla dla mnie jak starsza siostra, odeszla w wieku 50 lat, o wiele za wczesnie.
Coraz czesciej rodzinne spedy odbywaja sie z okazji pogrzebow.
Nasza klasa. Ona tez juz nie jest kompletna. Bialaczka zabrala jednego z nas, inny zginal bardzo mlodo w wypadku samochodowym, jeszcze inny zostal zamordowany, jedna z kolezanek zmarla na raka. Nie o wszystkich mam wiadomosci, wiec byc moze brakuje nas wiecej.
Kultura. Wielu wybitnych jej przedstawicieli wykruszylo sie na skutek chorob, podeszlego wieku. Systematycznie znikaja ludzie, ktorzy towarzyszyli mi przez cale zycie, ktorzy swoja tworczoscia wspolksztaltowali mnie i moje upodobania. Ja dojrzewalam, oni starzeli sie, wreszcie ich zabraklo, pozostala pustka nie do zastapienia i jakis niedosyt. Slucham ich piosenek, ogladam filmy, czytam ksiazki i zaluje, ze to koniec ich tworczosci, ze nic wiecej nie napisza, nie nakreca, nie skomponuja, nie namaluja i nie zagraja. Zyli dla innych, ku pokrzepieniu serc, ku radosci, wzruszeniu, przezywaniu. Przychodza na ich miejsce nowi, moze nawet bardziej utalentowani, ale zal pozostaje, zwlaszcza, ze niektorzy odeszli tak mlodo. Chociaz w tym srodowisku wielu umiera na wlasne zyczenie, naduzywajac alkoholu, narkotykow, czy lekow. Wydaje im sie, ze nacpani lepiej tworza, wiecej widza i slysza, ze ich zmysly sa "pod wplywem" bardziej wyostrzone. Wyniszczaja sie dobrowolnie, by ktoregos dnia przedawkowac. I albo organizm nie wytrzymuje, albo psychika. Skacza z okien, strzelaja do siebie, topia sie, daja sobie zloty strzal, lykaja kilogramy psychotropow. Czasem przypadkowo, nierzadko swiadomie. Nie chca dluzej sie meczyc, a nie potrafia przestac. Pozostawiaja po sobie wieksza lub mniejsza spuscizne. Czesto po smierci "zarabiaja" wiecej, niz za zycia, dopiero wtedy w pelni doceniani.
Znajomi. Krag przyjaciol i znajomych tez sie powoli zmniejsza. Jedni odchodza dobrowolnie, innych pokonuja choroby czy starosc. Wielu z nich umarlo przedwczesnie. Najbardziej jednak boli, kiedy umieraja dzieci, to takie niesprawiedliwe! Tyle wypadkow, chorob, czasem bezmyslnosci doroslych przerywa zycie, zanim tak naprawde sie zaczelo. Pozostaje zrozpaczona rodzina, nie wiadomo, kogo bardziej zalowac.
Paradoksalnie, kiedy oni wszyscy sa jeszcze z nami, wielokrotnie nie doceniamy ich obecnosci, wierzac, ze tak bedzie zawsze, ze smierc zabiera tych innych, obcych. A los bywa okrutny i przewrotny, w jednej chwili potrafi sie obrocic przeciwko nam, zabierajac naszych najblizszych. Smierc nie wybiera, przecina nic zycia tym biednym i chorym i tym bogatym i zdrowym, dobrym i zlym, madrym i glupim. Nikt nie zna dnia, ani godziny. A potem, kiedy jest juz za pozno, nachodzi refleksja, wyrzuty sumienia, zal, ze tyle pytan pozostalo bez odpowiedzi, tyle problemow nierozwiazanych, tyle zlych slow wypowiedzianych lub dobrych niedopowiedzianych. Smutek i rozpacz szarpia dusze, ale jest za pozno na zadoscuczynienie, czasu cofnac sie nie da.
Wszyscy to znamy, wiemy o tym, a jednak tylu z nas nie chce wykazac odrobiny pokory w zyciu, dopoki ono jeszcze trwa.
Spieszmy sie kochac ludzi, tak szybko odchodza...
ks. Jan Twardowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.