Byl lipiec 1969 roku. Wieczor. Swietlica osrodka kolonijnego, gdzie spedzalam wakacje. O tej porze normalnie szykowalismy sie do spania, ale nie tego dnia, bo dzien byl wyjatkowy.
Pozwolono nam zostac dluzej w swietlicy, gdzie stal zdezelowany czarno-bialy telewizor, bysmy mogli ogladac transmisje z ladowania na ksiezycu. Telewizor sam w sobie sniezyl, a i jakosc transmisji pozostawiala wiele do zyczenia, ale wszyscy, zarowno dzieciaki, jak i wychowawcy wraz z personelem, siedzielismy niemal z otwartymi buziami, czekajac na przekaz tego donioslego wydarzenia.
Pamietam, ze bylam wtedy niezmiernie podekscytowana. Myslalam sobie, ze przeciez ksiezyc jest tak daleko, wydaje sie maly i jak to w ogole mozliwe poleciec tam, wyladowac i wrocic na ziemie.
Wreszcie zobaczylismy! Tyle lat uplynelo, a ja mam te scene przed oczami, jakby to bylo wczoraj. Nie pamietam tylko, czy slynne slowa Armstronga o malym kroku dla czlowieka i wielkim dla ludzkosci, zapamietalam juz wtedy, czy w ogole byly one od razu tlumaczone podczas tej pierwszej transmisji.
Zdjecia sa z netu.
To przedstawia Neila Armstronga, dowodce misji Apollo 11, ktory zeskakuje z trapu, by postawic na gruncie ksiezyca swoj legendarny pierwszy krok.
Program Apollo trwal pozniej dalej, byly nastepne ladowania, byly nieudane loty (Houston, we have a problem), ale zadna z ekspedycji nie utkwila w mojej pamieci tak, jak ta pierwsza.
Pamietam go takiego, jak na zdjeciu z lewej, szczera, pogodna twarz i ujmujacy usmiech. Wszedzie bylo go pelno, zdjec, wywiadow, wspomnien, odczytow. Byl prawdziwym bohaterem, byl wtedy moim bohaterem.
A teraz odszedl w wieku 82 lat. Mnie zas zebralo sie na wspominki o tych zamierzchlych czasach, koloniach w Zdworzu i transmisji z ladowania na ksiezycu.
Pozniej powstaly teorie, ze cale to ladowanie to byla jedna wielka mistyfikacja, zwlaszcza po emisji filmu Koziorozec 1, a my zapewne nigdy nie dowiemy sie prawdy. Zimna wojna i ostra konkurencja w astronautyce miedzy USA a ZSRR odarly podboj kosmosu z calego jego romantyzmu.
Ja sama teraz zaczynam watpic w prawdziwosc tamtego przekazu, wtedy jednak wierzylam, bylam dumna i cieszylam sie zarowno z programow Apollo, jak i Sojuz.
Musialam to dolozyc! no, musialam!!!
Nostalgiczny wpis. ja nie pamiętam tego dnia, ale ta miłą twarz - tak. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńNie pamietasz, bos smarkata.
UsuńJa pamietam nawet lot Jurija Gagarina, a wczesniej Sputnika.
Buzka ;))
Za młoda jeszcze wtedy byłam na wspomnienia, ale wielokrotnie oglądałam programy z powtórkami tego pierwszego kroku.
UsuńNie dziwię się, że u osób, które oglądały to na własne już świadome oczy, taka chwila pozostaje na zawsze w pamięci.
Chociaż i ja już teraz mam wątpliwości, jak to właściwie było!
To z kolarzem to faktycznie wisienka na torcie! :)
Cale szczescie, ze nie zaczeli pisac o trebaczu :o
Usuń