Po odejsciu Kiry moj slubny plakal jak dziecko, ale jak to mezczyzna, dosc szybko otrzasnal sie z tej niemeskiej slabosci i co najmniej udawal, ze wszystko jest w porzadku. Ale ja widzialam, ze bardzo cierpi, w koncu to on byl najukochansza osoba dla Kiry i spedzal z nia najwiecej czasu, podczas gdy ja musialam pracowac albo wybieralam sie sama na wyprawy fotograficzne.
Ja natomiast folgowalam sobie i plakalam poki mialam taka potrzebe i maz czul sie w obowiazku jeszcze mnie pocieszac i wymyslac dla mnie zajecia, zebym za wiele nie rozstrzasala. Wyganial mnie z domu, zabieral na spacery, ale w poczatkowej fazie i tak niewiele to pomagalo. Wprost przeciwnie, bo wszedzie, w kazdym miejscu byly wspomnienia. Przeciez z Kirunia przemierzylam wszystkie okoliczne pola, drozki, parki, jeziorka, ulice... Nie bylo miejsca, gdzie bysmy nie spacerowaly. Rzecz jasna nie zabieralam ze soba aparatu, bo przez lzy nie dostroilabym ostrosci, a poza tym jakos nie bylam w nastroju.
W fabryce rzucilam sie w wir pracy, bralam zastepstwa, wracalam do domu pozno i tak zmachana, ze tez juz nie mialam sily myslec, co mnie spotkalo i kogo mi w domu brakuje. W tej kwestii moj maz mial przechlapane, bo siedzial sam w domu i odpadly mu spacery z Kirunia, ktore byly glownym jego zajeciem. Wymyslalam dla niego jakies drobne prace domowe, male reperacje i takie tam podobne. On sam zrobil sobie generalne porzadki w swojej szafie, wiec wynika, ze i sam sobie wyszukiwal zajecia.
W piatek, dzien po uspieniu Kiry, wzielam sobie wolne w robocie, bo nie chcialam widziec ludzi, ani patrzec im w pelne wspolczucia oczy. Maz przed poludniem uciekl z domu, nie chcial tu byc, a ze kolega akurat potrzebowal pomocy, chetnie sie zglosil. Zostalam sama i tez bylo mi dziwnie.
Powoli sprzatalam caly Kirowy dobytek, pralam kocyki, reczniki, zeby moc je wszystkie pochowac.
Koszyczek postanowilam wyniesc do piwnicy, a kiedy tam zajrzalam, przepadlam. Balagan przerosl moje oczekiwania! Miejsca na koszyczek tak naprawde nie bylo, byla za to sterta zupelnie niepotrzebnych rzeczy, w tym najwiecej pudelek kartonowych, ktore to mialy sie przydac do ewentualnych wysylek. Do makulaturowego smietnika wynioslam trzy ogromne kartony pelne porozdzieranych i ugniecionych mniejszych. Skoro juz mialam miejsce na koszyk, postanowilam przy okazji posprzatac i powyrzucac jakies stare lampki, telefony analogowe i inne takie, co to mialy sie przydac, a od lat nie byly ruszane. Teraz w piwnicy lsni i blyszczy, a miejsca jest tyle, ze moge dolowac kolejne przydasie.
Tak wiec racje mieli tacy jedni, ze Arbeit mach frei.
Ale to nie nadmiar pracy pomogl mi najbardziej, dosc szybko i w miare bezbolesnie wyjsc z kryzysu. Najwiecej do zawdzieczenia mam Wam. Jeszcze nie moge spokojnie i bez szlochania czytac Waszych komentarzy z tamtych dni i wpisow do ksiegi kondolencyjnej, ale
to jedyna rzecz, ktora powoduje u mnie placz. Poza tym przeszlam przez
ten smutny okres zadziwiajaco spokojnie, w przeciwienstwie do okresu po
smierci Fusla. Cierpie tak samo, albo jeszcze bardziej poprzez przymus podjecia
decyzji o uspieniu Kiruni, ale wtedy zostalam ze swoja rozpacza sama, bo
wprawdzie bloga juz prowadzilam i nawet popelnilam poruszajacy wpis o Fuselku, ale byly to czasy, kiedy pisalam sama dla siebie, kiedy nie mialam czytelnikow i nie zostalam jeszcze przez Gosianke odkryta. Pisaliscie, ze nie ma odpowiednich slow, ze wszystko to banaly, a jednak dzieki Wam szybciej wstalam do pionu. Moze i nie ma odpowiednich slow, ale sama Wasza obecnosc, odczuwalne wspolczucie i wiedza, jak czlowiek sie w tym czasie czuje - to wszystko zdzialalo prawdziwe cuda.
Moze tez dlatego bylam spokojniejsza, a nawet poniekad dumna z siebie, ze oszczedzilam Kiruni strasznego losu samodzielnego zmagania sie ze smiercia i z bolem. Bylam przy nich obojgu, kiedy odchodzili, ale roznica jest nie do opisania. Przy Fuslu nie mialam jeszcze takich doswiadczen i bazowalam na wiedzy wetow, w przypadku Kiry moglam jej tego wszystkiego zaoszczedzic i pozwolic odejsc z godnoscia i bez cierpien.
Chcialam Wam wszystkim jeszcze raz najpiekniej podziekowac.
dobrze, że jesteś, Aniu :*
OdpowiedzUsuńDobrze, ze Wy jestescie, bo bez Was... lepiej nie myslec.
UsuńChyba na tym to polega. Na podzielaniu radości i smutków...
OdpowiedzUsuńHanus, a czy dla wszystkich jest to tak oczywiste?
UsuńPewnie nie, a powinno...
UsuńNo tak...
UsuńWiem co czujesz, tez jestem własciwie jeszcze świezo po odejściu Tuni...
OdpowiedzUsuńNie wiedzialam, ale zapewne i Ty dostalas konska dawke wsparcia?
UsuńKochana Kiruś. Z uśmiechem, ale i łzami w oczach patrzę na jej zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa juz mniej wzruszam sie jej zdjeciami, ale nadal niezmiennie Waszymi komentarzami. A myslalam, ze mi juz przeszlo...
UsuńPiękna jest ta fota ,gdzie Kirunia pozuje wśród liści..skojarzylo mi się odrobinkę z psim rajem.
OdpowiedzUsuńTam,gdzie stoi w wodzie,przeciez zawsze (prawie)musiała zamoczyc lapecke...Zostanie na zawsze w Waszych wspomnieniach,na fotach i w sercu...
:*
Psi raj w moim wyobrazeniu jest pelen mniszkow.
UsuńW moim też. Moje psy pamiętam wlaśnie w takiej scenerii. Na łące na wiosnę w tej żółci i tak sobie tez ten ich raj za moste tęczowym wybrażam.
UsuńJesien nie pasuje mi do raju, to odchodzenie, zanikanie, smuta.
UsuńCieszę się, że powracasz do nas. Kira zawsze będzie z nami.
UsuńKira biega po lace majowej/mniszkowej, w tle ma tencze. Dziwne, pare dni temu zobaczylam na niebie tecze i pierwsza mysl byla: Kira. Przygladalam sie teczy i wypatrywalam czy w chmurce nie pokaze sie Kira. Tecza byla piekna jak zwykle i wychodzila z jeziora... Widziasz jak dzieki Tobie i Twoim pisaniu dalas i nam troche Kiry. I dzieki Ci za to bo to bogactwo ... Moge powiedziec: Tez mialam znajomego psa... o imieniu... .... ... Kira.
UsuńNo nie moge czytac, znow sie zalzawiam. Szkoda, ze jej nie znaliscie osobiscie, kochalibyscie ja jeszcze bardziej.
UsuńKochana Kirunia ....., 💙💚💛💜
OdpowiedzUsuńAno... nie ma jej... :(
UsuńKochałam Kirunię całym sercem bo tak bardzo przypominała mi moją sunię Sonatę,która odeszła 10 lat temu.Ile razy spojrzę na kartkę od Ciebie z zdjęciem Kiry,Miećki i Bułeczki to łzy same lecą.Nie mogę w to uwierzyć ,że Jej już nie ma.Pocieszam się tylko tym,ze teraz jest szczęśliwa za TM biegając po łąkach,dróżkach czy mocząc łapki w wodzie.Trzymaj się Aniu.
OdpowiedzUsuńMnie tez jeszcze trudno uwierzyc, ze juz nigdy... Gdyby nie ta ciezka choroba, moglaby pozyc jeszcze kilka lat.
UsuńAnuś, taki właśnie jest światek blogerów. Dzięki niemu zniosłam łatwiej całą chorobę mego męża gdy tkwił pomiędzy życiem a śmiercią. A w 8 miesięcy pózniej musiałam rozstać się z Flikiem.I błagam Cię - pamiętaj o tym, że decyzja o uśpieniu Kiruni była trudna, bolesna, ale była aktem łaski, by ukochana psina już nie cierpiała. I szkoda, że my, ludzie, nie możemy takowej dostąpić w razie ciężkich cierpień, nie mając w perspektywie powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Kochana;)
Wiem, Anabell, ale nie zmienia to faktu, ze ja o tej smierci zdecydowalam. Ten balast chyba nigdy mnie nie opusci...
UsuńAniu, ten balast z czasem zelżeje. Dopiero co odeszła moja koteczka Grażynka. Ciągle płaczę na jej wspomnienie, ale już tak bardzo nie uwiera mnie świadomość, że musiałam jej pomóc w odejściu. Nie miała szans, wiem to.
UsuńMoze dlatego, ze to pierwsza taka decyzja w moim zyciu? Dotad moje pieski odchodzily same, jedne po prostu ze starosci, bez bolu we snie, inne cierpialy, co wzbogacilo mnie w doswiadczenie, jak tego uniknac. Ehhh, kazda smierc jest taka bolesna...
UsuńZawsze jest trochę łatwiej, gdy wie się, że wokół są osoby życzliwe, współczujące, rozumiejące. Razem łatwiej przejść przez ciężkie chwile.
OdpowiedzUsuńPanterko trzymaj się, trzeba dalej żyć, z biegiem czasu nawet do straty się "przyzwyczaja", wspomnienia zostają na zawsze!
Czlowiekowi wydaje sie, ze juz jakos oswoil sie, doszedl do rownowagi, a wystarczylo przeczytac Wasze wzruszajace komentarze, zeby plakac od nowa. Mniej za Kira, ale dlatego, ze jestescie.
UsuńRobie sie beksa na starosc.
Anabell ma rację- okazałaś swoja miłość do Kiry, pozwalając jej godnie odejść.
OdpowiedzUsuńMnie moje psy zabito, więc ból był nie do opisania :(((
Aniu, po to tu jesteśmy- dzielimy smutki i radości
:8
Jesu, nie wiem, jak bym sie podniosla w Twojej sytuacji, ale jak powiadaja, czlowiek znosi gorsze dramaty i musi zyc dalej.
UsuńDobrze jest mieć wsparcie,każdy z nas o tym wie, i po to tu jesteśmy ,by nie tylko sie razem śmiać ,ale i trudnych chwilach pomóc chocby ciepłym słowem ,swoją obecnoscia,nawet jesli jest tylko wirtualna,ale prawdziwa.
OdpowiedzUsuńNajbardziej zdumiewajace jest to, ze nawet sie nie znamy osobiscie, a tyle o sobie wiemy, jakbysmy sie przyjaznili cale zycie.
UsuńCóż... nie potrafienić sensownego napisać. W takich chwilach wole milczeć. Całuski!
OdpowiedzUsuńWystarcza Twoja obecnosc i odczuwalne wsparcie.
UsuńTo budujące,że jesteśmy empatycznymi i szczerze współczującymi ludźmi( w wiekszości)
OdpowiedzUsuńAnia
I na pohybel wszystkim trollom! Choc po prawdzie ich wypierdy uczynily mnie jeszcze silniejsza.
UsuńTak Anusia, na pohylel wszelkim Anitkom i podobnym jej. Masz nas, my Cię rozumiemy, bo prawie każda z nas straciła ukochanego zwierzaka i zna ten ból.
UsuńDobrze, że wracasz powoli. Trzymaj się.
Ania Bezowa
Robie co moge, ale strasznie tesknie.
UsuńTo dobrze, że powoli się podnosicie z mężem.
OdpowiedzUsuńPorządki to dobra rzecz, gorzej, jak nic się nie chce i chałupa zarasta i obrasta przydasiami ... piwnica rownież.
U mnie najwięcej to chyba słoików mam :))
Ale serwety nie znalazłaś?
Ja zbieralam fajne butelki, bo kiedy od czasu do czasu mam zryw na robienie ajerkoniaku, mam przynajmniej w czym dawac prezenty. Ale i tego nazbieralo sie stanowczo za duzo i kilkanascie powyrzucalam. Tez mi sie nie chcialo robic tych porzadkow, ale jak juz zaczelam, to i skonczyc musialam.
UsuńOdrobiłam weekendowe zaległości, a i łzy mi się w oczach zakręciły... Od czasu, kiedy odszedł Songo, każdy taki przypadek mi go przypomina... A Miećka to wrażliwiec, który kryje się za maską kaktusa; już Ci pisałam, że to moja faworytka:)
OdpowiedzUsuńJak to pozory myla. Przytulasna Bulka okazala sie zimna jak marmur, a wredna Miecka ma w sobie niezliczone poklady empatii.
UsuńMy też Aniu kochana podjęliśmy taka samą decyzje, jeszcze wieczorem próbowałam go podnieść podpierając by stanął na nogi, wilczury mają tylne łapy słabe cały tyłek po prostu pada. No nie chciał stanąć wtedy podjęliśmy tę decyzję a serce miał mocne po pierwszym zastrzyku zaczęło znowu bić (( no i ryczę.
OdpowiedzUsuńI nie tylko łapy u niego były sporo się przyplątało dodatkowo.
A świat blogowy po to jest przyjaźń czy nie ma być okazywane wsparcie gdy ktoś cierpi i to tylko tyle. :)
Buziaki kochana dobrze że się podnosisz. ♥
Zycie nie chce poczekac az dojde do siebie. Gna do przodu na zlamanie karku i nie mozna zostawac w tyle, chocby sie chcialo.
UsuńObawiam sie, ze jeszcze jedno nieszczescie czeka mnie w tym roku, z ojcem jest bardzo zle.
Kira to moja ulubienica, po cześci dlatego, że tak podobna do mojego Jogusia. Wiem, że przyjdzie taki czas, gdy stanę przed decyzją, którą Ty podjelas i chcę wierzyć w to, że bedę umiala tak dojrzale się zachować jak Ty. Narazie jednak patrzę na mojego psa, a widzę ich oboje :)
OdpowiedzUsuńObys nigdy nie musiala konfrontowac sie z taka decyzja. Juz sama smierc przyjaciela jest wielkim dramatem, a jeszcze rozstrzyganie o jego odejsciu to tragedia do kwadratu.
UsuńAniu, bardzo się cieszę, że jesteś w lepszej formie :*
OdpowiedzUsuńJestem. Nawet wracam do fotografowania.
Usuńoj, wiem ci ja, jak bardzo mocne wsparcie można sobie na blogu załatwić;)
OdpowiedzUsuńdobrze, że tak to pozytywnie czujesz, tę moc tutejszą:)
Odczulam ja na wlasnej skorze, mam porownanie z okresem, kiedy jej jeszcze nie bylo. To jakis fenomen!
Usuńprawda?
UsuńPrawda!
Usuńpo uśpieniu nasze Daszeńki nastała pustka .Syneczkowie zatem kupili Tusię .Piesa malućkiego coby dreptał po chaupie i radość dawał .
OdpowiedzUsuńRozpacz po Daszce była połączona z ulga bowiem psina niesamowicie cierpiała pomimo leczenia
macham - Gryzmo
Na nowego pieska musimy jeszcze poczekac, choc serce rwie sie do zwierzaka i spacerow z nim. Jednak na razie musze sie wygrzebac z dlugow. Na pewno wezmiemy psa bardzo mlodego, jesli nie szczeniaka. Nie chcialabym za szybko go stracic.
Usuńchyba nie jestem dobra w pocieszaniu, bo to niełatwa sztuka.
OdpowiedzUsuńślę buziaki po prostu :***
Nie na slowach rzecz polega, ale na obecnosci i wsparciu.
UsuńCiesze sie, ze powoli lapiecie równowage.
OdpowiedzUsuńTez musialam podjac taka decyzje, kiedy moja biala kocica przegrala walke z rakiem skóry w miejscu, w którym juz nic nie mozna bylo zrobic i wiem ile to kosztuje. Nie chcialam innego futra, ale miesiac pózniej stanela na mojej drodze bardzo chora, dwutygodniowa szara kulka, która do dzis rzadzi domem. Usciski. (Leciwa)
Gdybym nie miala tyle dlugow, wzielabym szybko nastepnego pieska, ale to sa spore koszty, wiec na razie musimy sie powstrzymac.
UsuńJakoś mi tak... Wcale nie lepiej niż Tobie.
OdpowiedzUsuń...a może nawet Ty się szybciej zbierasz, choć to Twoja Kira...
UsuńWlasnie dostalam poczta certyfikat z Rosengarten, ze Kirunia zostala spalona 7 czerwca. Piec dni czekala...
UsuńU mnie tez tak bylo, oni czekaja jak uzbiera sie wiecej i wtedy kremuja. My tez prochy odebralismy chyba za dwa tygodnie.
UsuńNo niby wiem, ale ta swiadomosc, ze tam tak dlugo czekala...
UsuńTo nie ma znaczenia... uwierz mi. W innym pochowku czeka sie duzo dluzej. Ona juz nie czeka tylko Ty, niepotrzebnie. Ona jest tam gdzies, tam gdzie Ty ja umiescisz.
UsuńNo wiadomo, w sercu i w pamieci.
UsuńI tak jesteś szczęśliwa, że mogłaś ją godnie pochować - skremować itd. W tym kurewskim pisiarsko-katolickim zaścianku nie mamy nawet cmentarza dla zwierząt,że o innych luksusach nie wspomnę. Nie mam pojęcia, co kiedyś zrobię, gdy zaczną odchodzić moje futra, bo nie mam ogródka, w którym mogłabym pochować, a ze strony "służb" mogę liczyć tylko na utylizację w MPGK razem ze śmieciami. Taka wyższa terlikowska kultura w tym kraju obowiązuje, kurwa mać!
UsuńMoze to byloby wyjsciem?
Usuńhttp://www.lublin112.pl/park-pamieci-lublinie-skremujesz-swojego-pupila-zamienisz-go-diament/
Drogo wprawdzie, ale co najmniej masz pewnosc, ze przyjaciel godnie zostanie potraktowany po smierci.
Daleko... Ale jeśli nie będzie innego wyjścia, to się nie zawaham.
UsuńA póki co, nie myślę o tym.
Myslec nie musisz, ale dobrze wiedziec takie rzeczy.
UsuńFrau Be - czasami przydają się znajomi, przyjaciele z ogródkiem albo polem.
UsuńPanterko, razniej jest zyc, gdy sie ma swiadomosc, ze sa osoby wokol nas na dobre i na zle...
OdpowiedzUsuńTule mocno :***
To bezcenne!
UsuńCzytam Anusiu te komentarze po wielokroć - jak to dobrze mieć się do kogo wyżalić, wyrzucić swój ból. W swoim życiu przeżyłam cztery tragedie, byłam sama, nie miałam wsparcia, nawet mąż nie potrafił mnie wysłuchać. Dłuuugo bolało.
OdpowiedzUsuńTak Anusia, człowiek potrafi wszystko znieść.
Kiedy tylko poczujesz potrzebę powspominania o Kirze - pisz, a MY będziemy z Tobą.
Ania Bezowa
Duzo o niej ostatnio pisalam, zdaniem nietorych - za duzo. Ale to mi bardzo pomoglo uporac sie z bolem.
UsuńAle tymi niektórymi się nie przejmujemy, prawda?
UsuńAni troche.
UsuńNadal, kiedy czytam o Kiruni i tych dniach łza mi się w oku kręci. I dochodzę do wniosku, że są w życiu emocje, które warto dzielić z innymi, bo wtedy łatwiej je znieść.
OdpowiedzUsuńCałuję i ściskam niezmiennie!
Niby wszystko normalnieje, ale wystarczy niewielki impuls i lzy same leca...
UsuńWiem, tak to jest, jak się ma serce we właściwym miejscu...
UsuńTak jej brakuje...
UsuńPanterko przeczytałam o Fuselku.Panterko przytulam Ciebie dwa razy za Niego i za Kirunię.
OdpowiedzUsuńI patrz, Gosia, obydwoje odeszli w czerwcu, dzisiaj wlasnie jest rocznica smierci Fusla. Zly to dla mnie miesiac.
UsuńPrzeczytałam że z Tatem jest żle Aniu przytulam Ciebie Po raz trzeci.
OdpowiedzUsuńAno nie jest najlepiej, jutro zaczyna pierwsza chemie (od diagnozy postawionej w styczniu czy lutym). Juz jest bardzo slaby, a ta chemia jeszcze mu sily zabierze.
Usuńło matko... żeby się dostac do końca komentarzy to się godzinę przewija ;)))
OdpowiedzUsuńi ja więc na szarym końcu buziaki posyłam... :)
Trzymaj się kochana
:**********
A bo to tak jest, ze kiedy mi zle, to sie duzo pocieszycieli zlatuje i zaraz robi sie lzej na sercu. :*
UsuńTaaaaaaaaaaaaaaa, na żal i ból chyba najlepsze jest zabranie się do gruntownych porządków, albo malowania, albo koszenia trawnika, albo. Po prostu trzeba czymś konkretnym i wymagającym wysiłku się zająć. Ty masz dobrze odruchy, które pozwalają Ci przetrwać i wrócić do równowagi. Myślę, ze choroba ojca teraz Cię zajmie, co wcale nie jest pocieszające, ale pozwoli uspokoić żal po Kirze. Eh... cokolwiek napiszę, to i tak zabrzmi durnie. Po prostu trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńNajzabawniejsze, ze w ogole nie zamierzalam stosowac terapii praca, tak jakos samo wyszlo. Widocznie podswiadomosc mi to podpowiedziala.
UsuńUściski...
OdpowiedzUsuńTulam Ciebie bardzo-bardzo.
UsuńZwierzaki zazwyczaj zostają w pamięci na długo . Wiem , bo mój zwierzyniec jest dość liczny . 2 psy były z nami ok 13-14 lat i nadal wszyscy o nich pamiętają . Teraz ubyło 2 koty...Jeden senior Dżon i kotka Torpeda >Oboje chodzili i przychodzili po kilku dniach . Teraz już wszyscy straciliśmy nadzieję .
OdpowiedzUsuńZostało tylko cieszyć się i dbać resztę kociej ferajny .
Trzymsię !
;*
No tak, wychodzace koty ida umierac gdzies w samotnosci i czlowiek nigdy tak naprawde nie wie, co je spotkalo...
UsuńPo odejściu mojego jamniczka a było to 9 lat temu nigdy nie zdecydowałam sie na psa i nie zrobie tego. Moje koty też odchodzą, po cichu, znikają. placzę, szukam, ale nic nie jest wieczne.
OdpowiedzUsuńJa chcialabym miec jeszcze psa, nie tylko mozna z kim pogadac, ale ktos motywuje do spacerow.
UsuńI co by tu napisać. Milczenie złotem, a już zwłaszcza gdy trudno wyrazić, co się czuje.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie Kiry wśród liści. Nawet nie chce mi się pisać, że fajnie, że powoli wracasz. Pewnie, że fajnie. Ale, gdybyś jeszcze nie wracała, to przecież też by było zrozumiałe, prawda? Plączę się tu w zeznaniach ale myślę, że zrozumiesz.
Pozdrawiam razem z zupełnie inną Kirą.