sobota, 8 września 2012

Historie bez happy endu. 2

Zdarzylo sie to, kiedy mieszkalismy jeszcze w poprzednim miejscu. Dzieki Fuslowi poznalam wiekszosc osiedlowych psiarzy, a Fusel mial niemaly wplyw na to, czy moglam ich poznac blizej, czy tez musialam omijac z daleka. Wszystko zalezalo od psich sympatii, czy antypatii.
Piesek, o ktorym ta historia, mial na imie Simba i byl troche tlustawym highland terierem, ale bardzo przymilnym, a przede wszystkim gabarytowo odpowiadajacym naszemu jamnikowi. Bo duzych psow Fusel sie bal, no chyba, ze byla to suczka. Jego wlascicielami bylo starsze malzenstwo.
To tyle tytulem wstepu.
Tego wieczoru siedzialam ze srednia corka w domu, byla zima, padal snieg. Stalysmy przy oknie i przygladalysmy sie platkom sniegu w swietle latarni.
W pewnej chwili zobaczylysmy Simbe, samego, ciagnacego za soba smycz po ziemi, jak biegl chodnikiem. Pomyslalam, ze wyrwal sie swojej pani, choc bylo to do niego niepodobne, bo byl juz starszym pieskiem i nie robil takich rzeczy. Gdybym wtedy zareagowala...
Minal jakis czas, gdy dobiegly nas od strony podworka jakies krzyki. Wyszlam na balkon, ale w ciemnosci nie bardzo moglam dojrzec, co sie dzieje. Widzialam tylko corke sasiadow z gory. I Simbe. A na lawce i obok niej kilka osob, slyszalam krzyki mojej sasiadki.
Okazalo sie, ze pani Simby zaslabla na lawce, znalazla ja przypadkiem corka tej sasiadki i zaraz zawolala matke, ktora jest pielegniarka. Zaczela te kobiete reanimowac, ktos wezwal karetke.
Zbieglam na dol i, jako ze jedyna wiedzialam, czyj jest pies i gdzie mieszkaja, podjelam sie odprowadzenia Simby do domu i powiadomienia meza o tym, co zaszlo.
W tym czasie przybyla juz na miejsce ekipa ratownicza i reanimacja trwala nadal, w ambulansie. Rutynowo przyjechala rowniez policja i kripo (kryminalni), bo zdarzenie mialo miejsce w publicznej przestrzeni i moglo miec miejsce jakies przestepstwo. Tu tak jest.
Ja tymczasem udalam sie z Simba do jego pana. Dzwonie raz i drugi, nic. Bez odzewu. Chcialam glosno zapukac do drzwi, gdy nagle, pod naporem mojej reki, stanely otworem. Najpierw zglupialam, potem sie przestraszylam. Ona tam na dole, byc moze ktos ja napadl, a tu mieszkanie otwarte i nikt nie reaguje na dzwonki. Nie odwazylam sie wejsc do srodka, szybko zatrzasnelam drzwi i zbieglam na dol po pomoc. Opowiedzialam policji, co zaszlo i poprosilam o wsparcie. Poszlismy znow na gore, dwoch mundurowych, kobieta z kripo i ja. Kazali mi czekac na polpietrze, wyciagneli bron i sami probuja. Dzwonia kilkakrotnie, pukaja, a drzwi znow otwieraja sie same. Wchodza ostroznie z bronia gotowa do strzalu, ja skradam sie za nimi. Mieszkanie oswietlone i nie ma zywego ducha. Wreszcie znienacka ukazal sie dziadek, ktory o malo nie zszedl na zawal, zobaczywszy wycelowane w siebie pistolety i policje w mieszkaniu. Okazalo sie, ze dzwonkow nie slyszal, a drzwi sa od lat uszkodzone. Przynajmniej w tej kwestii kamien spadl nam z serca.
W tym czasie jego zona zostala uznana za zmarla, dlugotrwala reanimacja nie przyniosla spodziewanych efektow. Poszlam do domu, bo i co tam po mnie. Do dziadka zaraz poszedl lekarz z ambulansu, zeby w razie czego sluzyc pomoca po takim szoku i utracie zony.
Pozniej dzieci dziadka zadecydowaly o umieszczeniu go w domu opieki, a co stalo sie z Simba, nie wiem. Doszly mnie sluchy, ze dziadek niedlugo przezyl swoja zone.

Zycie na osiedlu wrocilo do normy. Nadal chodzilam z Fuslem na spacery, a bylo gdzie spacerowac, jak nie w bezkresne pola, to nad brzegiem rzeki Leine, gdzie kawalek dalej byl cmentarz dla zwierzat. Czesto spacerowalismy tam z Fuslem. Bylo to jedyne miejsce pochowku, gdzie czworonogi nie mialy zakazu wstepu. Przy ktorej wizycie odkrylam grob Simby, tez widocznie niedlugo przezyl swoich panstwa.
Smutne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.