Daje ja, prawda? Po powrocie do domu wydajemy sie byc zmeczeni dlugim marszem, przedzieraniem sie przez krzaczory, schylaniem w poszukiwaniu grzybow, ale mysli mamy klarowne i chce nam sie zyc.
Korzystajac z wolnego dnia, bo 3 pazdziernika jest swietem zjednoczenia Niemiec, wybralismy sie z dwiema z trzech corek, przyjacielem jednej z nich oraz dwoma piesami do lasu zatankowac swieze powietrze i energie, jaka daja od siebie drzewa. Wprawdzie nie przytulalam sie do pni, zeby jej przeplyw byl latwiejszy, wystarczylo tam po prostu byc.
Las jakby juz na nas czekal, zapraszal na przechadzke przy dzwiekach szumiacych drzew. Jego szata powolutku zaczela zmieniac barwe, jeszcze prawie niezauwazalnie. Tylko same czubki drzew lisciastych lekko pozolkly, za to pod stopami lezalo sporo opadlych lisci, calkiem niezle udajac kapelusze grzybow lub ukrywajac pod soba prawdziwe grzyby.
Nie ma juz jednak wokol tej soczystej zieleni, jaka krolowala jeszcze trzy tygodnie temu. Las jawil nam sie troche poszarzaly i jakby zasmucony. Kiedy spojrzalo sie do gory, korony drzew leniwie kolysaly sie na wietrze, nucac melodie nadchodzacej jesieni.
Nie bylismy specjalnie nastawieni na grzyby, ostatnie dni byly bardzo pogodne, a przez to suche, wiec nadzieja na duze zbiory byla raczej niewielka. Jednak udalo nam sie wypatrzec w lisciach i mchu kilka sztuk nadajacych sie do spozycia. Las jednak roil sie od roznych pieknych okazow, w tym podrecznikowy muchomorek w krzykliwie czerwonym kapeluszu, jakies opienki, purchawki i inne niejadalne badziewie.
Udalo nam sie troche zapelnic koszyczki podgrzybkami, zajaczkami i maslakami. Trafil nam sie nawet niewielki prawdziwek, ale tylko jeden.
Najwieksza radoche ze spaceru mialy nasze czworonogi, Kira i jej wyrosniety synus, Massimo. Uganialy sie za patykami, zabkami, wiewiorkami i za soba samymi. Jezory wisialy im do ziemi, ale pyski byly rozesmiane, a psy w siodmym niebie.
Szkoda, ze ze swoim doskonalym wechem nie potrafia szukac grzybow, pewnie mielibysmy wtedy duzo wiecej w koszykach.
Przed wejsciem do aut byla jeszcze krotka kontrola anty-kleszczowa (dwa udalo nam sie strzepnac z psow w lesie), pozniej bedziemy juz zwierzaki obmacywac w domu.
Pogoda nam tez dopisala, wprawdzie nie swiecilo slonce, ale bylo przyjemnie cieplo i kojaco dla duszy.
Polecam wszystkim goraco takie wypady!
Ale pieski zadowolone :-)
OdpowiedzUsuńTaki wypad do lasu to chyba zwierzakom najlepiej służy :-)
My tez mielismy sporo frajdy.
UsuńPsy się wybiegały, grzybów pełno. Żyć nie umierać...
OdpowiedzUsuńA my napompowani nowymi silami. Oby do weekendu!
UsuńOglądam z zazdrością.
OdpowiedzUsuńTej jesieni jeszcze nie zawitałam do lasu, a mam całkiem niedaleko.
A wystarczy przeciez otworzyc drzwi, wziac psa (jesli jest pod reka) i isc przed siebie.
UsuńAż poczułam leśny zapach...byłam ostatnio w parku, ale tam pachnie inaczej...
OdpowiedzUsuńWczoraj pachnialo grzybami, a dzisiaj pachnie tak u mnie w domu, bo sie susza.
Usuń